Precz z drewnem!

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

Kiedy pan dyrektor szkoły, do której chodził Łukaszek, usłyszał tę nowinę, był w ciężkim szoku.
- Co ja słyszę??? Pierwsza a ma mieć zorganizowane ognisko??? Kto to wymyślił???
- Klub Miłośników Homoseksualistów - poinformowała pani pedagog. - Dają lokalizację, chrust, zapałki, kiełbasy...
Pan dyrektor niespodziewanie zmienił front i wyraził zgodę chichocząc złośliwie. I w ten oto sposób pięknego czerwcowego przedpołudnia pierwsza a pod opieką pani pedagog udała się na ognisko.
Impreza miała mieć miejsce w specjalnie przygotowanym miejscu na jednej z podmiejskich łąk.
Przywitała ich grupa młodych sympatycznych aktywistów ruchu pro-homo. Układali wszędzie wielkie stosy książeczek informacyjnych, szykowali ognisko, i tak dalej.
- Wy też ten tego? - spytał Gruby Maciek stukając o siebie dwoma palcami wskazującymi.
- Ależ skąd! - zarumienił się jeden z aktywistów.
- No to czemu to robicie?
- Dla wolności! Tolerancji! Demokracji! - wyliczali młodzi aktywiści, aż przerwał im krzyk okularnika z trzeciej ławki:
- Tego się nie da rozpalić!
- Czego? - spytał jeden z aktywistów.
- Ogniska, mówi przecież - wtrącił się Łukaszek. - Nie ma takich małych patyczków, żeby rozpalić ogień...
- No to idźcie poszukać - zaproponował drugi aktywista i tyle chłopaków było widać. Kiedy pani pedagog dowiedziała się o tym, załamała upierścienione i ubransoletowione ręce.
- Do rana nie wrócą!
Tymczasem Łukaszek, Gruby Maciek i okularnik ruszyli na poszukiwanie drewienek.
- Chodźmy tam - okularnik wskazał jakąś chałupę na skraju łąki. - Widziałem w filmach, że chłopi mają na podwórkach stosy drewna. Może dostaniemy trochę?
Z braku innych koncepcji udali się we wskazanym kierunku. Podeszli do domu i ostrożnie zadzwonili do drzwi. Otworzył im jakiś pan.
- Czy ma pan może... - zaczął Łukaszek i wyłożył prośbę odnośnie szczapek.
- Ajajaj! Fatalnie, chłopcy! - pan złapał się za głowę. - Ależ ja właśnie obchodzę rocznicę całkowitego pozbycia się drewna z mojego domu!
- Czego??? - spytał Gruby Maciek.
- To dłuższa historia - i pan zaprosił ich do środka. W kuchni podsunął im drewniane taborety. - Otóż kiedyś ten dom był cały z drewna. Gdziekolwiek bym nie poszedł byłem przez drewno otoczony!
- To ono takie straszne? - zdziwił się okularnik.
- Na początku, w zamierzeniu tych co budowali, miało być wspaniale. Ale materiał był kiepski, wykonanie też nielepsze... Zaczęło się sypać próchno, pękało i paczyło się, co chwilę trzeba było remontować, tu i ówdzie zaprószył się ogień, pojawiły się robaki, pleśń i grzyby... Że o drzazgach nie wspomnę! Więc wpadłem na pomysł, żeby wyrzucić z tego domu całe drewno! Precz z drewnem! Ach, co się zaczęło dziać, mówię wam! Nikt mi nie chciał na to pozwolić! Już myślałem, że nie doczekam dnia, kiedy uzyskam wolność od drewna, aż tu nagle wszystko się posypało w takim tempie...
- Rozwalił pan tego drewniaka i postawił nowy dom? - spytał niepewnie Łukaszek wodząc oczyma po wiekowych ścianach.
- No, bez przesady... Okazało się, że dom jest zabytkowy. Sprawujący nad nim pieczę konserwator zabytków zabronił mi robić rewolucję, więc ściany po prostu odmalowałem...
- Czyli drewno w nich nadal jest tak? - upewniał się Gruby Maciek.
- Tak nie można stawiać sprawy! - obruszył się pan. - Owszem, można tak powiedzieć, ale jest zamalowane! To prawie tak jakby go nie było!
- A ten... Moja ciocia też ma taki dom i ma drewniane belki w dachu - przypomniał sobie okularnik. - Wyrzucił je pan...?
- Coś ty, wiesz ile by to kosztowało?! Nie można zresztą ot tak wyrzucić całego dachu! Ja wtedy bym mieszkał? A co by było, gdyby przyszedł deszcz? Zasłoniłem je gipskartonem... Ale resztę drewna wyrzuciłem! - zarzekał się pan. Wstał z drewnianego zydla, podszedł do drewnianej szafki i wyjął drewnianą kopystkę.
- To na pewno nie jest drewno? - chciał wiedzieć Łukaszek.
- Ależ oczywiście! To taki specjalny plastik, który wygląda jak drewno i zachowuje się jak drewno. Zjecie coś?
- Nie jesteśmy głodni - skłamał Gruby Maciek. - Zresztą musimy już wracać...
Kiedy wrócili na miejsce ogniska okazało się, że nikogo tam nie ma.
- No nic - wzruszył ramionami Łukaszek. - Rozpalamy!
Kiedy ogień już buzował pojawiła się reszta uczestników.
- Gdzie wyście zginęli?! - denerwowała się pani pedagog. - Wszyscy poszliśmy was szukać i cofnęliśmy się, kiedy zobaczyliśmy ogień. Strasznie długo załatwialiście te szczapki...
- I ich nie załatwiliśmy - poinformował Łukaszek.
Pani pedagog i młodym aktywistom opadły szczęki.
- Zaraz, to czym rozpaliliście? - zdumiała się pani pedagog.
Łukaszek wykonał zachęcający gest, aby przyjrzeli się bliżej ognisku. W środku stosu wesoło paliły się broszurki.

Brak głosów

Komentarze

Drewno. :))

Vote up!
0
Vote down!
0
#362044

No coś takiego! :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#362175

naziści!, hitlerowcy!. Zaczyna się od palenia broszurek  na łączce a potem stosy, obozy, gaz itp. (jak napisal mi pewien zaangazowany bloger kiedyś).

Pozdrawiam

cui bono

Vote up!
0
Vote down!
0

cui bono

#362050

Ale gdzie tam, żaden gaz, żadne obozy. Po prostu wykonywanie rozkazów i tyle. Za to uniewinniają z automatu...

Vote up!
0
Vote down!
0
#362176