pojedziemy na łów, na łów
Już dziesięć dni po Świętym Hubercie a zapracowany łowczy Komorowski nie ma czasu zasadzić się czy poprowadzić nagonkę -ledwie raz czy dwa wylazł na ambonę żeby pańskim rzucić okiem na rewir i pokot, zresztą polowanie zostawił służbom, a sam podróżuje w ważnych sprawach tam, gdzie trzeba kogoś albo coś klepnąć.
Niebawem przybyć ma do nas własną swą osobą Najjaśniejszy Pan, przy którym wprawdzie jeszcze nie stoimy, ale już stać chcemy, bo czasem lepiej stać niż leżeć; gdyby zechciał się wybrać do Białowieży, tak jak przed laty marszałek Rzeszy, Hermann Goering, asystę musi mieć przecie nie mniej majestatyczną.
Przyjąć musimy go godnie.
Nie wiadomo, czy jeden prezydent wystarczy.
Na powitanie więc, z chlebem i t.d., wyjdzie rozradowana ludność miejscowa - z samym Wołodią Cimoszewiczem, synem Mariana (towarzysza oraz pułkownika, niczym Wołodyjowski).
Władymir Marianowicz wprawdzie prezydentem nie został, ale tylko dlatego że nie chciał - podobnie jak przedstawiciel mniejszości kaszubskiej Donald Tusk, który też w witaniu będzie z pewnością uczestniczył.
Gdyby tego było mało, jest wszak jeszcze dwóch byłych prezydentów, którzy wspólnego języka z dostojnym gościem nie będą musieli szukać, i jeden taki, który jest mędrcem, więc potrafi milczeć, choć nie przychodzi mu to łatwo; jest także reprezentant innej mniejszości, posiadający obok znajomości języka piękną kolekcję broni myśliwskiej, a jeśli chodzi o Krysie-leśniczanki, konieczny będzie chyba casting, tyle jest kandydatek, płci obojga zresztą.
Jeśli idzie o zwierzynę, sytuacja jest odwrotna, ale kto by tam pytał ją o zdanie.
W końcu jakiś podział kompetencji być musi.
Będzie zresztą zapewne okazja do szczerych rozmów i o tym, i o owym, może nawet - jeśli czas pozwoli - o sim.
Rzecznik Graś i minister Sikorski omówią przebieg i wyniki.
Ekskluzywny reportaż wyemituje TVN 24.
Reszta - w "Gazecie Wyborczej".
*
DODATEK ZWYCZAJNY
Nie czuję się dobrze w roli złośliwego garbusa, szydzącego z postaci, jakby nie było, historycznych; nie nienawidzę większości aktorów sceny politycznej, ponieważ niczego im nie zazdroszczę; miota mną natomiast wściekłość i gniew.
Wściekłość jest prywatna, ale gniew - obywatelski; ulegam im wtedy, kiedy zaczynam - próbuję - myśleć.
Oto parę takich myśli.
Konieczne warunki spokoju to życzliwość i wyrozumiałość, które pozwalają unikać wojen i rodzinnych kłótni a czasem nawet budować, na różnych poziomach, wspólnotowe więzi.
Przyjazne relacje z sąsiadami, tak jak harmonia w obrębie heterogenicznej wspólnoty, są bez spełnienia tych dwóch warunków nieosiągalne.
Niezależnie od ilości uścisków wymienianych przed kamerami przez profesjonalnie uśmiechniętych polityków, relacje między Polakami i Rosjanami, a także Polakami i Niemcami, będą zawsze konsekwencją przelewanej przez wieki krwi. To, czy i kiedy przelewaliśmy ją wspólnie, czy i kiedy - wzajemnie, ta nasza wspólna historia, której zmienić się nie da, może być trwałym fundamentem więzi zwykłych ludzi, życzliwych i wyrozumiałych, ale musi być prawdziwa.
Jeśli ex-prezydent Rosji przybywszy na Westerplatte w dniu
70. rocznicy napaści na Polskę armii ówczesnego sojusznika Stalina, powtarza własnymi słowami znaną opinię Mołotowa
(choć nie nazywa Polski pokracznym bękartem, bo czasy są trochę inne), a rosyjski premier usprawiedliwia katyńską zbrodnię ludobójstwa i eksterminację polskiej ludności Kresów stratami osobowymi, jakie poniósł "jego kraj" na skutek nieudanej próby eksportu bolszewickiej rewolucji i czysto imperialistycznej agresji Sowietów na Europę,jeżeli otwartym tekstem drukowanym w tutejszej wielkonakładowej gazecie informuje Polaków, że (jego) państwo imperialne rządzi się racjami imperialnymi, dla nas niepojętymi, więc nic nam do tego, żadnej życzliwości w tym nie dostrzegam.
Ani szacunku dla prawdy.
Ani dla przelanej krwi - polskiej, rosyjskiej i diabli wiedzą jakiej jeszcze.
Czyżby jej dotąd popłynęło za mało ?
Pani kanclerz Merkel wydaje się mieć więcej szacunku dla przelanej krwi niemieckiej - i polskiej.
Może ma lepszą pamięć - albo więcej wstydu.
A może nieco inaczej pojmuje "racje imperialne".
Rosja i Niemcy mają z Polską kłopot, bo nie rządzą nimi historycy, którzy coś jednak wiedzą o czasach sprzed Traktatu Wersalskiego.
Kłopot ten jednak nie jest nierozwiązywalny i wydaje się jakby maleć po "zdarzeniu lotniczym" w Smoleńsku i po tym, jak - chyba w ramach nowej polityki historycznej - Polska zrezygnowała z pokazaniu światu po trzykroć dumnej twarzy w sierpniu tego roku.
Rocznice Bitwy Warszawskiej, Powstania Warszawskiego i narodzin "Solidarności" przebiegły spokojnie i nie miały wpływu na coraz bardziej dobrosąsiedzkie stosunki.
Historia to panu prezydentowi zapamięta, i Polacy także.
Dalszy postęp przyniosły stołeczne obchody narodowego Święta Niepodległości.
Dzięki konsekwencji i współdziałaniu najbardziej oddanych
funkcjonariuszy państwowych oraz sił postępu telewizje i gazety wszystkich krajów mogły zaprezentować światowej opinii publicznej materialne dowody, potwierdzające ocenę Wiaczesława Mołotowa (a zapewne i pana ministra Ławrowa): każdy mógł zobaczyć, co to za państwo i jak jego ludność fetuje niepodległość.
Doprawdy, najwyższy czas coś z tym zrobić.
A pan redaktor Seweryn Blumsztajn też powinien otrzymać jakieś wysokie odznaczenie od wdzięcznego państwa, czy nawet państw, albo jakiejś organizacji międzynarodowej.
Człowiek dobrej roboty, można powiedzieć.
.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1959 odsłon
Komentarze
@Andrzej Tatkowski
14 Listopada, 2010 - 18:32
Miedwiediewa nie było na Westerplatte w 2009 r. Z nim czy bez niego, postronek dobrosąsiedzkich stosunków mocno nam się na szyi zaciska.
Duszno się zrobiło
14 Listopada, 2010 - 21:09
Od tego tuskowego ocieplania stosunków.
ixi band
dzięki !
14 Listopada, 2010 - 22:04
Przepraszam, dziękuję, poprawiam !
(osobę pamiętałem, funkcję pomyliłem).
Pozdrawiam - A.T.
Andrzej Tatkowski
Sowiecki standard...
15 Listopada, 2010 - 00:26
Szpilka
Patrząc na zamieszczone zdjęcie przypomina mi się pocałunek Breżniewa z Jaruzelskim na lotnisku w Warszawie gdy Breżniew przyjechał zobaczyć polskie chaziajstwo. Tylko tamten był bardziej gorący. Ale wymowa ta sama. Czy oni pogłupieli z tym całowaniem się usta w usta?
Szpilka