W sprawie "niezdecydowanych"

Obrazek użytkownika KP
Idee

Od wczoraj zastanawiałem się jeszcze nad kwestią tak zwanego "elektoratu niezdecydowanego". Czy nie przeholowałem tak radykalnie odrzucając możliwość porozumienia z tymi ludźmi?
Niestety, ale po głębszej refleksji podtrzymuję swoje zdanie: po Smoleńsku nie ma miejsca na niezdecydowanie, nie ma miejsca na elektorat "umiarkowany".

Czy wobec śmierci elity narodu można zachować umiarkowanie? Czy można wobec tak monstrualnego wydarzenia być niezdecydowanym? Jeśli znacie kogoś "umiarkowanego" właśnie, to zapytajcie czy wobec na przykład śmierci bliskiej osoby w wypadku samochodowych zachowałaby powściągliwość? Czy gdyby przysłano jej zaspawaną trumnę z nie wiadomo czym w środku i zakazano otwierania, też była by niezdecydowana? Też roztrząsałaby setki nieistotnych szczegółów i z podnieceniem zastanawiałaby się czy kierowca przed śmiercią powiedział "k*wa mać" czy "O mój Boże"?

Rozumiem że - przyjmując naiwną wersję o dobrej woli "polskiego" rządu - można było być umiarkowanym kilka dni i tygodni po zamachu. Rozumiem że można było "nie wierzyć" w zamach (ale co tu ma do rzeczy wiara, przecież chodzi jedynie o najprostsze fakty) na zasadzie że przecież Putin przytulił Tuska...

Ale czy można było zachować to umiarkowanie i niezdecydowanie po ujawnieniu niszczenia wraku samolotu przez Rosjan i ręcznego docinania fragmentów samolotu tak aby pasowały do teorii o żelbetonowej brzozie?

Czy uczciwy człowiek przy zdrowych zmysłach wzruszyłby ramionami na fakt fałszowania protokołów sekcji zwłok, nieścisłości w czasie zgonu ofiar (z którego wynikało że niektórzy przeżyli jeszcze kilkanaście minut po katastrofie, dodajmy fakt opóźnienia włączenia syren alarmowych na Siewiernym o kilkanaście minut) na uzasadnione podejrzenia dodatkowego niszczenia rzeczy osobistych ofiar (czy także okaleczania zwłok?) tak aby uszkodzenia i obrażenia pasowały do uszkodzeń typowych dla wypadków lotniczych? Gdzie tu jest miejsce na bycie niezdecydowanym?

Oczywiście wiem że nie każdy kto nie jest z nami musi od razu rozklejać ulotki "Dziękujemy Putinowi", ale czy warto rozmiękczać nasze stanowisko aby przypodobać się "umiarkowanym"? Nie, ja nie potrafię sobie wyobrazić co po Smoleńsku może oznaczać "umiarkowany"...

Brak głosów