…ALE I TEN, PRAWDĘ MÓWIĄC, ŚWINIA
Sytuacje w mediach mamy jaką mamy, czyli ciągle ogromną przewagę maję te wspierające reżim Tuska i „koalicji 13 grudnia”. Wydaje mi się, że znowu języczkiem u wagi w zbliżających się wyborach prezydenckich będzie internet i tam rozstrzygnie się to, czy uda nam się uniemożliwić zapowiadane przez Schetynę „domkniecie systemu”. Po ogłoszeniu przez PiS Karola Nawrockiego jako kandydata na prezydenta poświęciłem sporo czasu śledząc reakcje w mediach społecznościowych. Przyznam szczerze, że jedna z dyskusji tam prowadzonych wywołała u mnie śmiech i niedowierzanie, ale po chwili zrozumiałem, że wielu wyborców Platformy Obywatelskiej ma poważny problem ze zdefiniowaniem partii politycznej, na którą głosują. Ta dyskusja, o której wspomniałem rozpoczęła się od wymiany zdań na temat kandydata PiS-u i jeden z komentatorów napisał, że nie ma nic do Nawrockiego, ale on i jego rodzina od wielu lat głosują na przedstawicieli centro-prawicy. Ktoś zdziwiony zapytał: - to znaczy na kogo? W odpowiedzi padło: - na Trzaskowskiego bo jest z Platformy Obywatelskiej.
Nie wiem jak wielu Polaków uważa, że PO to centro-prawica, ale obserwując tę dyskusję oraz głosy włączających się do niej komentatorów, dla których PO i Trzaskowski to reprezentanci centro-prawicy uzmysłowiła mi, że sporo Polaków kompletnie nie zdaje sobie sprawy jaką ideologię i nurty polityczne popiera. Nazywanie dzisiaj Platformy centro-prawicą to jakieś totalne nieporozumienie i kpina. Pamietam jak w 2021 roku świętowano 20. rocznicę powstania Platformy Obywatelskiej i z wyjątkową konsekwencją w sprzyjających PO mediach pomijano deklarację ideową tego projektu z 5 lutego 2001 roku oraz ogłoszony wszem i wobec plan rządzenia. Przypomnę fragmenty tej deklaracji, aby uzmysłowić zwolennikom PO, że miły Dr Jekyll sprzed 20 lat przepoczwarzył się w ohydnego Mr Hyda.
„Platforma Obywatelska chce przywrócić blask tradycyjnym ideałom republikańskim. Ideałowi Państwa jako dobra wspólnego i skutecznego strażnika sprawiedliwości oraz bezpieczeństwa. Ideałowi obywatela – jako osoby wolnej i odpowiedzialnej za los swój i swojej rodziny. Fundamentem cywilizacji Zachodu jest Dekalog. Wierzymy wspólnie w trwałą wartość norm w nim zawartych. Nie chcemy, by Państwo przypisywało sobie rolę strażnika Dekalogu. Ale Państwo nie może pozwalać, by jedni – łamiąc zawarte w nim zasady – pozbawiali w ten sposób godności i praw innych albo deprawowali tych, którzy nie dojrzeli jeszcze do pełnej odpowiedzialności za swoje życie. Dlatego zadaniem Państwa jest roztropne wspieranie rodziny i tradycyjnych norm obyczajowych, służących jej trwałości i rozwojowi. Dlatego prawo winno ochraniać życie ludzkie, tak jak czyni to obowiązujące dziś w Polsce ustawodawstwo, zakazując również eutanazji i ograniczając badania genetyczne. Zadaniem polityki jest ciągłe wytyczanie granic, których przekroczenie przez człowieka lub grupę ludzi wystawia całą wspólnotę na niebezpieczeństwo. Ale także granic władzy publicznej, których przekroczenie narusza autonomię jednostki. Dobra polityka potrafi obronić obywateli przed anarchią i prywatą”. Tak wyglądała deklaracja założycieli Platformy Obywatelskiej. Brzmi to dzisiaj jak jakiś kiepski żart w dobie ataków polityków PO na krzyż, kapłanów i „opiłowywanie katolików”.
Nasuwa się pytanie: czy mieliśmy do czynienia ze starannie zaplanowanym politycznym i ideowym oszustwem czy z trwającym ponad dwadzieścia lat procesem degeneracji tego środowiska politycznego? Zmarły niedawno wieloletni senator PO, Robert Smoktunowicz w 20. rocznicę powstania Platformy Obywatelskiej pisał: „Od dłuższego czasu zastanawiam się co ta obecna lewicowo-tęczowa menażeria ma wspólnego z centro-prawicową PO, którą w przyzwoitym towarzystwie tworzyliśmy 20 lat temu”. To prawda, że dzisiejsza PO to lewicowo-tęczowa menażeria, ale nie do końca się zgadzam ze słowami, że tworzono ją w „przyzwoitym towarzystwie”. Głównym założycielem PO, jak sam się do tego przyznał, był syn ubeka i wysoki oficer komunistycznej Służby Bezpieczeństwa gen Gromosław Czempiński, a wśród „trzech tenorów” podczas kongresy założycielskiego, obok Donalda Tuska i Macieja Płażyńskiego stał Andrzej Olechowski, tajny współpracownik komunistycznej bezpieki o pseudonimie „Must”. Tak więc nazywać dzisiaj Platformę Obywatelską partią centro-prawicową mogą tylko analfabeci polityczni, albo zwyczajni naiwniacy, którzy ciągle wierzą w deklaracje ideową PO sprzed przeszło dwudziestu lat.
Zwróćmy uwagę, kto dzisiaj wspiera PO. Mamy tam całą armię byłych esbeków, ekologicznych zielonych oszołomów, przedstawicieli środowisk LGBT+ oraz takich byłych komunistycznych trepów i aparatczyków PZPR jak towarzysze: Leszek Miller, Włodzimierz Cimoszewicz, Marek Belka czy Dariusz Rosati. W ciszy i bez rozgłosu kolegą partyjnym kandydata PO na prezydenta Rafała Trzaskowskiego stał się w 2023 roku Andrzej Rozenek, który publicznie chełpił się, iż jest uczniem „Goebbelsa stanu wojennego”, Jerzego Urbana. Rozenek pracując w szmatławcu „NIE” doszedł do stanowiska zastępcy redaktora naczelnego. W 2010 roku na kilkadziesiąt dni przed zamachem smoleńskim wraz z Michnikiem odwiedzili Putina w jego prywatnej rezydencji w Soczi. W tym roku Rozenek, pełnoprawny członek PO oraz zagorzały obrońca ubeków i esbeków objął stanowisko redaktora naczelnego szmatławca „NIE”.
Wiekim przegranym prawyborów w PO jest Radzio Sikorski pozujący na konserwatywną kotwicę PO. Warto przypomnieć, co mówił niedawno na spotkaniu w Łodzi walcząc jeszcze o pokonanie „dupiarza” Trzaskowskiego. Chwalił się, że: „Wczoraj też uzyskałem poparcie byłego prezydenta dwukadencyjnego, z którym kiedyś byliśmy w innych obozach, mianowicie Aleksandra Kwaśniewskiego. Dziś poparły mnie dwie posłanki Zielonych. Przyznacie więc państwo, że jeśli ktoś potrafi skrzyknąć koalicję od (Romana) Giertycha do Kwaśniewskiego, to znaczy, że umie łączyć Polaków. (…) Jeżeli dacie mi szansę, to po pierwsze wygram te wybory, a po drugie – z pozycji prezydenta będę mógł jeszcze skuteczniej prezentować polską politykę wobec całego świata”.
W przypadku PO mamy dzisiaj do czynienia z całkowicie bezideową formacją i typową partią władzy bardzo niebezpieczną dla Polski. Niebezpieczną dlatego, że nie kieruje się ona polską racją stanu, ale interesem Niemiec. Nie jestem na tyle naiwny, aby wierzyć, że zwolennicy Tuska i PO przeżyją nagle jakieś oczyszczające katharsis, ale od czasu do czasu trzeba przypominać im skąd komu wyrastają nogi.
Przypomnę jeszcze, co po przegranych w 2020 roku prezydenckich mówił Rafał Trzaskowski. Przemawiając w Gdyni zapowiedział budowę „Nowej Solidarności”. Do złudzenia przypominało to wystąpienie „trzech tenorów”, którzy w 2001 roku z inicjatywy funkcjonariuszy SB w gdańskiej „Hali Oliwia” ogłosili powołanie do życia „Platformy Obywatelskiej”. Całkiem na serio tę zapowiedź potraktowali zadymiarze występujący pod szyldem „Obywatele RP”, którzy w skierowanym do Trzaskowskiego liście domagając się aby oddal legitymacje partyjną napisali: „Ma Pan mandat 10 milionów wyborców i jest Pan depozytariuszem nadziei, której nie wolno zawieść. Wiemy, że podejmie Pan tę odpowiedzialność i z zainteresowaniem patrzymy na zapowiedzi powołania ruchu obywatelskiego. W tej grze chodzi o dobro Polski, a nie o partyjne przewagi”. Oczywiście żadna „Nowa Solidarność” nie powstała, a „dupiarz” z Warszawy jak zwykle ściemniał.
Kandydata na prezydenta Karola Nawrockiego przestrzegałbym przed pokusą pójścia zbyt mocno w narracje o „prezydencie wszystkich Polaków”, bo to jest czysta utopia. Takiego prezydenta nigdy nie było, nie ma i nie będzie. W kampanii wyborczej oprócz życzeń, żeby wszyscy żyli w zgodzie, zdrowiu i dostatku musi być jakaś podbudowa ideowa odróżniająca obóz konserwatywny od dzisiejszego bezideowego obozu władzy. Trzeba zabić w sobie pokusę przypodobania się wszystkim. Najlepszy tego przykład dał Donald Trump podczas swojej kampanii wyborczej. On nie bał się już dwa lata temu zapowiedzieć, że ponownie będzie kandydował, wiedząc, że przez te dwa lata będzie poddany nieustannym atakom. Do kandydata Karola Nawrockiego szybko powinno dotrzeć, że od niedzieli 24 listopada jest już politykiem.
Wracając jeszcze na koniec do PO i rządu „koalicji 13 grudnia”, przypominają mi się obłudne opinie reżimowych mediów o Bodnarze, po tym jak został namaszczony przez Tuska na ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Według nich miał on być ostoją, strażnikiem i gwarantem praworządności. Widząc co wyczynia Bodnar, podsumuję to słowami Mikołaja Gogola z jego nigdy niedokończonej powieści „Martwe dusze”: „Jeden tam tylko jest porządny człowiek: prokurator; ale i ten, prawdę mówiąc, świnia”.
Artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 36 odsłon