Dom Elżbiety LXX
Kiedy siedzieli przy kuchennym stole u Kanusi, popijając kompot z rabarbaru pierwsza odezwała się Elżbieta, bo to nagłe oświadczenie, ta dziwna deklaracja, nie dawała jej spokoju.. – Kanusiu, gdzie…i czemu zachowałaś portret Zofii?
-To dziwna historia. Wyobraźcie sobie, że gdy pani Karska kazała porąbać mi ten portret, zniszczyć go, pomyślałam o jego pięknych ramach. Więc wzięła go do domu, bo pomyślałam, że tam uda mi się wyjąć portret, a one same mogą mi się przydać.
- Nie rozumiem. – Głos Eli stal się jeszcze bardziej zaintrygowany.
- Chodzi o to, że podobała mi się oprawa obrazu, niby prosta, a jednak miała jakąś głębię. Zresztą zobaczcie sami, mam je do dziś, oprawiłam w te ramy Zmartwychwstanie Pańskie i wisi w moim pokoju.
- No tak, obejrzymy, ale czemu zachowałaś portret Zofii? – Ty razem Piotr wydawał się zniecierpliwiony zbaczaniem Kanusi z tematu.
- To było tak. – zaczęła Kanusia - Pamiętam jak dziś, przyniosłam go do domu, Andrzej się bardzo nim zainteresował, miał chyba wtedy z siedemnaście lat…
- Kanusiu, do rzeczy – ponaglał Piotr.
- Oczywiście, wzięłam ten obraz, wiecie tam z tyłu…on był zaklejony takim gęstym papierem, jakby płóciennym i nożem przecięłam ten papier. Wyleciała zza niego kartka, niewielka, taka ćwiartka, na niej były jakieś hieroglify.
- Masz je? Zainteresowała się Ela.
- Nie, spaliłam. Wiecie, potem były takie małe gwoździki i one nie chciały puścić obrazu, więc, by dzieciaki się nie przyglądały, wycięłam nożem sam portret i go zwinęłam w rulon. Potem nie pamiętam, bo gwoździki zaczęły puszczać jeden po drugim, po prostu musiałam ten kawałek płótna z malunkiem gdzie położyć i położyłam na podłodze. Jak to się stało, że się ten rulon pokulał, nie wiem. Może to dziwne, ale…bo wiecie, ja mam w kuchni wejście do piwnicy, ale mogę przysiądź, że wtedy nie była ta piwnica otwarta, on tam się wkulał. Znalazłam go w dzień, w którym odwieźli mnie do szpitala, a Elżbieta pierwszy raz zapytała o Zofię Mioducką. Dlatego cię chciałam przestrzec, że może tobą manipulować, bałam się, że ona, że to, że jesteście tak podobne, że…Elżbietko, ja naprawdę to wtedy strasznie przeżyłam, to był dla mnie szok. Najpierw jak weszłam do piwnicy po konfiturę do drożdżowca, ten obraz pokulał mi się do nóg, a potem ty z tym swoim zapytanie, kim jest Zofia Mioducka.
- No to pokażesz nam w końcu ten obraz? – Zapytał Piotr.
- Tak, tylko…no właśnie wyobraźcie sobie, że on się zmienił. – To oświadczenie Kanusi obu wprowadziło w zdziwienie.
- Jak to? – Zapytali równocześnie.
- Wiecie, ja wam opowiadałam o tych oczach Zofii i że ona była podobna do Elżbietki, no więc nadal jest podobna do Elżbietki, znaczy identyczna jest, tylko ma długie włosy, ale tamtych oczu już nie ma, są normalne, łagodne, takie jak twoje – zwróciła się do Eli.
- To, jak to możliwe, przecież to tylko malunek, płótno, nic poza tym? – Ela zdawała się nie panować nad emocjami – Pokaż nam go, już nie trzymaj dalej w niepewności. Ale…przecież to niemożliwe, to nie powieść Oskara Wilde’a, tylko normalne życie.
- Oczywiście, pokażę wam go, a nawet oddam. A nie wiem kim jest ten Oskar i nie wiem dziecko o czym mówisz. Wiem tylko, że obraz po prostu pokazuję piękną dziewczynę, bez tamtej zmazy…diabelskiej. –wyszła na chwilę z kuchni, by za chwilę wrócić ze zwiniętym w rulon obrazem.
Rozłożyli go na kuchennym stole. Portret rzeczywiście przedstawiał idealną replikę Elżbiety, poza bujnymi długimi włosami ufryzowanymi wedle tamtejszej mody i ubraniem. Na portrecie Zofia miała na sobie białą sukienkę, uszytą według tamtejszej mody, ozdobioną różowymi kwiatkami. Szyję okalał sznur pereł. Elżbieta, przyglądając się portretowi miała pewność, że tamten sznur pereł i ten, który zostawiła jej babcia, to są te same perły. A oczy, oczy były pełne bólu, cierpienia, jakby błagające, choć uśmiech, trochę zagadkowy nic takiego nie zdradzał.
- Jesteś pewna – zaczął Piotr – że ten obraz się jakoś zmienił?
- A jakże, zresztą możecie się zapytać Andrzejowi, jak nie dowierzacie starej…
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 962 odsłony
Komentarze
Iwonka,ponoć perły przynoszą nieszczęście,
23 Października, 2010 - 23:43
ale zawsze chciałam mieć swój portret, a jak na razie mam tylko swoje foto, śliczny obrazek.....10 pozdrawiam
Marika
Mariko
23 Października, 2010 - 23:50
też chciałam, nawet przez moment myślałam, że mnie ktoś namaluje...nie ważne. Masz rację, perły to ból...tak mi zawsze mówiono, ale nie pogardziła bym sznurem tych'że. Perły mimo, że sprowadzające nieszczęście na włascicela, są jak dla mnie najszlachetniejszą ozdobą szyi kobiety.
A swoją drogą, cieszę się, że jestem już na ukończeniu Domu Elżbiety...choć jak dla mnie jest pierwszym tak długim i prawie ukończonym dziełem, nie wzbudził kontrowersji. Choć dla mnie jest czymś naprawdę wielki.
" Upupa Epops ".
" Upupa Epops ".
Iwonko, też mam perły choć te sztuczne,
24 Października, 2010 - 00:03
zresztą lubię bardzo biżuterię, wszystko co się świeci tak jak nie przymierzając sroka,nie wychodzę z domu bez makijażu, bardzo lubię szmatki jak każda z nas w moim wieku trzeba nadrabiać miną.Co my będziemy czytać jak skończysz?
Marika
a ja nawet sztucznych nie mam...
24 Października, 2010 - 00:09
ech. A nie martw się, już mam pomysł na następną opowieść.
Ja też preferuję makijaż, choć bardzo dyskretny, zresztą zawsze lubiłam to co nie rzuca się w oczy, choć pantofle uwielbiam na bardzo wyskokim obcasie.
Pozdro.:D
" Upupa Epops ".
" Upupa Epops ".
Iwonko, cieszę się bardzo,
24 Października, 2010 - 00:21
będę dalej czytać, a co do pantofli na wysokim obcasie, to przeszłość, no wiek i trochę mi przybyło lat i kilogramów....pozdrawiam
Marika
Ja ważę 49 kilo
24 Października, 2010 - 00:29
a wiek, coż znaczy, ja doszłam do wnosku, że doputy będę młoda, póki będę tak czuła.
Pozdro.:D\
Ps. A cieszę się bardzo, że w ciemno się deklarujesz, czytać co napiszę.
" Upupa Epops ".
" Upupa Epops ".