Budzę się rano po całkiem ślicznych snach, snach z aniołami, nagimi kobietami oraz jednym słoniem, który zaplatał się tam najwyraźniej na skutek lektury „Pawiego Tronu” 
Patrzę na komórkę – 5:40. Po cholerę tak rano, skoro budzenie nastawione na ósmą? 
Oj, napiłby się człowiek gorącej wody z cytryną i z miodem, ze o wizycie w łazience nie wspomnę. 
Wstaję i zaraz padam, potknąwszy się o diabli...