Jak mojżeszowi witali Sowietów
17 września minął jakoś bez echa na portalu Niepoprawni.pl
Blogerzy zajęci roztrząsaniem coraz to nowych wyczynów posła P. i premiera T. Tudzież przyczyn apatii Prezesa nie do końca, moim zdaniem, zauważyli rocznicę IV Rozbioru Rzeczypospolitej.
Zaspałem i ja ale z tym większym animuszem chcę nadrobić zaległości.
Jako, że jestem Naczelnym Żydożercą na NP.pl chciałbym zapodać na tę okoliczność fragment pracy dr. Andrzeja Leszka Szcześniaka „Judeopolonia II. Anatomia zniewolenia”.
Książka miała wejść kiedyś do kanonów lektur szkolnych lecz z wiadomych powodów ten zacny pomysł upadł.
Wybrany fragment traktuje o stosunku naszych współobywateli wyznania mojżeszowego do bolszewickiego najeźdźcy.
A oni potem dzieci spłodzili.
A te dzieci trzymają (na razie) ster Najjaśniejszej.
Nie wszyscy byli tacy. Ale byli w ogromnej mniejszości. Niedobitki tych lojalnych wobec Państwa Polskiego zabrał Katyń, Oświęcim i Kołyma. Potem UB. A potem zostali wyeksportowani w 68' , żeby zasilić Państwo Izraela.
„(...)Rezygnując zatem z analizy stosunku wywrotowych partii żydowskich do najazdu
sowieckiego, możemy jednak prześledzić zachowanie się społeczności żydowskiej po
wkroczeniu Sowietów na ziemie polskie. To, co się stało 17 września 1939 roku na
Kresach II Rzeczypospolitej, było całkowitym zaskoczeniem dla Polaków, jak i dla obiektywnych obserwatorów, było zaprzeczeniem zdrowego rozsądku, było ekstazą graniczącą z obłędem; było czymś, czego normalnie myślący człowiek nie jest w stanie zrozumieć. Oddaje to najlepiej tytuł niniejszego podrozdziału, wyrażony słowami starego Żyda: „To są czasy Mesjasza i sam Stalin jest
Mesjaszem"
Żeby odzwierciedlić szał radości, jaki zapanował wówczas wśród
Żydów, oddajmy głos świadkom tamtych wydarzeń. Gdy do miasta Baranowicze
wkraczała Armia Czerwona, Żydzi całowali zakurzone buty żołnierzy. Dzieci pobiegły
do parku, narwały jesiennych kwiatów i zasypały nimi żołnierzy. (...) Czerwone flagi
znaleziono dosłownie w mgnieniu oka i całe miasto zostało nakryte czerwienią.
Armia Czerwona wkroczyła do Wilna wczesnym rankiem w czwartek 19 września
1939 r., spotykając się z entuzjastyczny m przyjęciem żydowskich mieszkańców Wilna
(...) Szczególny zapał przejawiały grupy lewicowe i ich młodzi członkowie, którzy
skupiali się wokół kolumn czołgów Armii Czerwonej, ze szczerymi pozdrowieniami i
kwiatami.
Naoczny świadek tych wydarzeń pisał: „W Tarnopolu, wszyscy Żydzi w mieście witali
sowiecką armię z satysfakcją i odprężeniem”..
Edmund Kasprzycki, pracownik Urzędu Pocztowo-Telekomunikacyjnego w Lubomlu,
w swoim pamiętniku napisał: W pierwszych dniach października 1939 roku zgłosili się
Żydzi z miasta Lubomla z prośbą o wysłanie telegramu do Stalina. Telegram zawierał
kilkaset słów i był podpisany przez siedemdziesięciu Żydów. W telegramie tym była
prośba, by Stalin łaskawie przygarnął ich do swego serca. Ponadto treść telegramu
zawierała dużo pochwał (dla) Stalina za wkroczenie j ego wojska na Wołyń
Wielki polski matematyk pochodzenia żydowskiego, profesor Hugon Steinhaus
zaskoczony i rozgoryczony postawą Żydów, pisał o „olbrzymiej masie" biedoty
żydowskiej, która wyległa na spotkanie bolszewików ustrojona w kokardy i gwiazdy czerwone, aż budziła śmiech oficerów rosyjskich. Inni rozbrajali oficerów polskich na ulicach, całowali tanki
rosyjskie i głaskali armaty.
To serwilistyczne całowanie przez Żydów sowieckich butów, czołgów i armat stało się
swoistą modą i wymieniane jest w licznych relacjach i opracowaniach. Pisze o tym
nawet, znany z antypolskich kłamstw, Jan Tomasz Gross: całowano nawet czołgi,
Żydzi jak się wydaje mieli predylekcję do całowania czołgów; jakoś nikt nie
wspomina, by robili to Ukraińcy czy Białorusini.
W wielu relacjach i wspomnieniach podawane są liczne przypadki takiego
postępowania Żydów wobec wkraczających oddziałów sowieckich. W miastach Żydzi
stanowili zdecydowaną większość entuzjastów bolszewickiego reżimu, o czyni
informują nas dokumenty i relacje. A oto jedna z nich, sporządzona przez polskiego
żołnierza:
„Udałem się do Równego. W mieście panował ruch. Widziałem pochód
komunistyczny prowadzony przez grupę Żydów, którzy witali wkraczających
bolszewików. W pochodzie tym, liczącym około 300 osób, 90% to byli Żydzi. Oni
wznosili okrzyki na cześć wkraczających oddziałów bolszewickich”.
We Lwowie naprzeciw Teatru Wielkiego z namiętnym przemówieniem powitalnym
pod adresem dowódcy sowieckiej dywizji czołgów wystąpił miejscowy rabin. W
przemówieniu wyraził wdzięczność żydowskiej społeczności za długo oczekiwaną
śmierć polskiego państwa. Na zakończenie opisu zachowania się Żydów w czasie
wkraczania wojsk sowieckich na ziemie polskie podamy jeszcze podsumowania
dokonane przez osoby mające wgląd do najważniejszych dokumentów. Naczelny
Dowódca Związku Walki Zbrojnej Stefan Rowecki-Grot w notatce z 25 września 1941
roku pisze: Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już
szczególnie na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu, zanim jeszcze ustąpiły polskie oddziały, wywiesił flagi czerwone i ustawił bramy triumfalne na powitanie wojsk
bolszewickich.
Fakt, że żydostwo na Kresach zdradziło Polskę i całkowicie poddało się najeźdźcom,
zauważony został również przez bezstronnych obserwatorów zagranicznych. Brytyjskie
Ministerstwo Spraw Zagranicznych na przykład jednoznacznie uznało, że Żydzi byli
głównymi kolaborantami ze Związkiem Sowieckim w latach 1939-1941.
„Szalało NKWD i milicja żydowska"
Serwilistyczne witanie przez Żydów sowieckich najeźdźców, wylewem namiętnych
uczuć, wręcz z ekstazą", wywołało u Polaków niesmak i odrazę. Gdyby na tym się
tylko skończyło, sprawa nie byłaby warta, aby się nią zajmować. Rzecz jednak w tym,
iż zdrada żydowska przybrała również inne, zbrodnicze formy i rozmiary przekraczająca wręcz wyobraźnię.
Żydzi od pierwszych chwil najazdu włączyli się w pełni w bolszewicką „rewolucję z
zewnątrz" i włączyli się w realizowanie wszystkich jej form. Do najbardziej
rozpowszechnionych działań należały wówczas napady na ludność cywilną połączone z
rabunkiem, pozbawieniem wolności, biciem i niestety, bardzo często z morderstwami.
Ofiarami tych zajść padali przede wszystkim przedstawiciele zamożniejszych warstw
społeczeństwa polskiego: ziemianie i ich rodziny, bogatsi chłopi, osadnicy cywilni.
Poza tym grabieże, napady i mordy dotyczyły przedstawicieli grup społecznych i
zawodowych, które były blisko związane z Państwem Polskim: urzędników
państwowych i samorządowych, policjantów, żołnierzy i oficerów WP, osadników
wojskowych, nauczycieli.
Uczestnicy bandyckich wystąpień przeciwko Polsce rekrutowali się nie tylko spośród
biedoty i skomunizowanych mas plebsu żydowskiego (w miastach) i białorusko-
ukraińskiego (na wsiach). Te zawsze były wrogie Polsce i ich agresja raczej nie
wywoływała zdziwienia. Zaskoczeniem jednak był udział rabinów, członków związków
wyznaniowych i ortodoksów w rytualnych często strojach. Ci przed wojną byli na ogół
lojalni wobec Państwa Polskiego. Sowietów poparła również bez zastrzeżeń lewacka,
„postępowa" inteligencja żydowska.
Mechanizm działania bolszewickiej„rewolucji z zewnątrz" z udziałem w niej Żydów
był stosunkowo prosty. Po opuszczeniu miejscowości przez polskie oddziały
wojskowe, a jeszcze przed wkroczeniem Sowietów, Żydzi tworzyli natychmiast
samozwańcze uzbrojone bojówki, nazywając je „czerwoną milicją". „Milicja" ta
zaczynała uważać się za lokalną władzę i, niestety, także za forpoczty bolszewickiej
rewolucji. Wobec tego przyjmowała także „rewolucyjne" metody działania. Zaczynały
się one od ataków na polskie instytucje: posterunki policji, magazyny, urzędy oraz od
grabieży polskiego mienia, zarówno państwowego, jak i prywatnego. Ataki na
instytucje oraz grabieże połączone były z mordowaniem polskich funkcjonariuszy
państwowych i ludności cywilnej. Następowało to nie tylko w przypadku stawiania
oporu, ale również na skutek euforii rewolucyjnej. Większe oddziały „milicji"
żydowskiej -kierowane na ogół przez dywersantów sowieckich - wywoływały rozruchy
w miastach, atakując mniejsze oddziały wojskowe i maruderów.
Po wkroczeniu Sowietów, probolszewiccy Żydzi pomagali w wyłapywaniu i
pilnowaniu wziętych do niewoli polskich żołnierzy, organizowali obławy na
ukrywających się oraz stanowili kadrę donosicieli, wskazując enkawudzistom
wszystkich potencjalnych przeciwników władzy sowieckiej, wszystko to było niestety
połączone z masowymi aresztowaniami i przesłuchiwaniami Polaków przy użyciu
tortur.
Gdy Sowieci zaczęli tworzyć własną administrację, przywieźli ze sobą niewielką kadrę
(też przeważnie pochodzenia żydowskiego), ale główny trzon tej administracji
stanowili lokalni Żydzi.”
Tyle dr. Szcześniak.
A potem to już poszło.
Teraz mamy u Rządu potomków Stolzmanów, Szechterów, Bormanów, którzy stare gówno starają się ubrać w nowy papierek.
I niech nikogo nie zmylą te pozorne ruchy na polskiej „scenie” politycznej.
Czy będzie Kaczor czy Donald to zawsze będzie nas krępować ten sam talmudyczny badziew.
Az w końcu nie pozbędziemy się tej rakowej narośli.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 7736 odsłon
Komentarze
a witali, witali
4 Października, 2010 - 14:22
choć w swoich i innych josków wspomnieniach z tamtych lat,wyolbrzymia żekomy żydowski Holocaust,to o postawach "zaletach" i późniejszych losach przodków przywołanych (jak wyżej) i nie tylko, uważny czytelnik znajdzie nie mniej niż u dr Szcześniaka.
(Henryk Grynberg -Drohobycz,Drohobycz -wyd.W.A.B. W-wa 2000)
Pozdrawiam dociekliwie
@Spirito nie ściemniaj!
4 Października, 2010 - 15:14
Nie wszyscy spali tak jak ty 17 września !!!
niepoprawni.pl/blog/2129/17-wrzesnia-1939r
Po twoim wpisie można wnioskować, że masz jakąś receptę na braci w Mojżeszu, albo przewidujesz coś.
Podziel się więc informacjami.
Pzdr
Re: Jak mojżeszowi witali Sowietów
4 Października, 2010 - 15:24
Ktoś zaspał, same 10 za blog SpiritoLibero, to nowość. Gdzie sfora trolli rozwalających rozmowę?
Do całowanych ...
4 Października, 2010 - 15:46
...buciorów doczytałem.
Dychę daję a priori-fatalnie się dziś czuję-odpadam.
BV
nie do końca, moim zdaniem, zauważyli rocznicę IV Rozbioru Rzec
4 Października, 2010 - 15:48
zaspałeś pewnikiem TY
http://niepoprawni.pl/blog/425/bolszewika-gon-gon-gon
Kryska Przyznaje sie :)
4 Października, 2010 - 18:50
http://spiritolibero.blog.interia.pl/
Sam zaspałem a tera winę zwalam...
SpiritoLibero
SL!,17 września może zaspałeś!, ja tej daty nigdy nie przesypiam
4 Października, 2010 - 19:02
jako potomek "z tamtych stron" od lat jestem czujny i szczególnie przewrażliwiony na tych co nie tylko bramy triumfalne sowietom budowali, kwiaty na tanki rzucali!
pzdr
antysalon
sen
4 Października, 2010 - 19:33
Ja do tej pory nie jestem w stanie pojechać na ojcowiznę pod Wilno, dobrze że chociaż w tv mamy czterech pancernych i klosa:-) Trącony notką SL i Pawła T napiszę notkę historyczną o wybitnym pilocie, tylko czy starczy sił żeby zderzyć się z legendą i nie popełnić profanacji?
To przechodzi ludzkie pojęcie, co tam się wtedy działo!
4 Października, 2010 - 20:39
Profesor Strzembosz przytacza następujący fakt:
"W Jedwabnem, zamieszkanym w większości przez Żydów, były tylko trzy domy, które nie wywiesiły czerwonej flagi, gdy weszli tutaj Rosjanie".
To dowodzi przede wszystkim tego, że cała nie-żydowska ludność Jedwabnego, a liczyła ona minimum jakieś 700 osób, gnieździła się w trzech kurnych chatach. Życie w takich warunkach samo przez się woła o pomstę do Nieba.
samograf Ale mieli przecież
4 Października, 2010 - 20:47
http://spiritolibero.blog.interia.pl/
ulice, skoro zajęte już były kamienice...
SpiritoLibero
Phi!
4 Października, 2010 - 21:53
Drewniane "kamienice" i zabłocone ulice z kałużami jak jeziora. No po prostu dziadostwo.
Re: To przechodzi ludzkie pojęcie, co tam się wtedy działo!
4 Października, 2010 - 21:12
Być może dlatego nie dopuszczono do ekshumacji ludzkich szczątków w Jedwabnym i badań archeologicznych, aby nie bezcześcić żydowskich prochów... Przecież podobno takie są żydowskie zwyczaje w tym względzie. Liczba 700 dotyczy zamieszkałych Żydów w tej wiosce czy ogólną liczbę ofiar? Dlaczego te obyczaje są przestrzegane w kraju, w którym wiodącą religią nie jest wiara judaistyczna, tym bardziej, że ta zbrodnia poszła na konto Polaków jako domniemanych sprawców tej zbrodni?
Czy wszystkie ofiary w Jedwabnym to tylko i wyłącznie miejscowi Żydzi?
Chciałbym przypomnieć, że Polacy stanowili również biedotę w II RP. Pan samograf chce mi zasugerować, że w II RP obywatele polscy pochodzenia żydowskiego należeli do najbiedniejszej części społeczeństwa polskiego i dlatego z tego powodu witali sowieckie żołdactwo z wielka radością jako wyzwolicieli spod polskiego jarzma?
Nie pojmuję pańskich górnolotnych wywodów. Sorry!
4 Października, 2010 - 21:59
Nie wydaje mi się, że pan polemizuje z moim postem, ale tylko, lub nawet aż, z własną interpretacją tekstu czytanego bez zrozumienia.
Re: Nie pojmuję pańskich górnolotnych wywodów. Sorry!
4 Października, 2010 - 22:26
Jeżeli siedmiuset Polaków o mieszkało w trzech chatach, to taka interpretacja pańskiego postu sama się narzuca. Nie trzeba do tego zbytniego wysiłku intelektualne, aby dojść właśnie do takich wniosków, na jakie ja sobie pozwoliłem.
Być może te trzy chaty miały po siedem pięter.
Dlatego chciałem, żeby pan swoją wypowiedź doprecyzował.
Precyzuję
4 Października, 2010 - 22:40
Czy nie wydało się panu podejrzanym, że w miasteczku z około 250-300 domami tylko trzy nie witały zwycięskiej armii i "wyzwolicielskiej" władzy "estetyczną" dekoracją? Ta myśl prawdopodobnie nie otarła się o pańską głowę.
Re: Precyzuję
4 Października, 2010 - 22:51
Znaczy, że wyzwolicielską armię sowiecką witali oprócz obywateli polskich pochodzenia żydowskiego również rdzeni Polacy?
Nie do wiary?
Teraz już wiem, skąd w Polsce po wojnie wzięło się tylu polskich komunistów, ale to wszystko jak zwykle dzięki panu.
Jestem wstrząśnięty
4 Października, 2010 - 23:09
Dzięki panu dowiedziałem się, że można zostać komunistą przez witanie. Trzeba przyznać, że małe stawiali wymagania.
Re: Jestem wstrząśnięty
4 Października, 2010 - 23:10
A to Sowietów witali również ludzie o poglądach prawicowych, patriotycznych i katolicko-narodowych?
Odpowiadam krótko, a treściwie
4 Października, 2010 - 23:13
Tak!
Niech żyje sowiecka armia!
4 Października, 2010 - 23:20
Panie samograf oczekiwałem od pan właśnie takiej odpowiedzi.
Z panem polemika jest niezwykle trudna
4 Października, 2010 - 23:25
Pan rzuca jakimiś zużytymi sloganami. Obawiam się, że pan zupełnie bezkrytycznie wierzy w legendy i propagandę.
Re: Z panem polemika jest niezwykle trudna
4 Października, 2010 - 23:29
Oczywiście panie samograw, znowu pan trafił w dziesiątkę.
Panie samograf, żebyśmy my się znali od dzisiaj, ale przecież my takie polemiki już ze sobą prowadziliśmy. Przypomina pan sobie? Na przykład o tych polskich flagach wtykanych w psie gówna. Na "prawicy pn" musiałem bardzo uważać, żeby przypadkiem nie zaskoczyć pana jakimś zużytym sloganem, legendą lub zasłyszaną gdzieś antypolską propagandą.
Defilada w Brześciu.
4 Października, 2010 - 23:46
Wiatr od wschodu:
4 Października, 2010 - 23:48
I znowu muszę panu perswadować jak dziecku
4 Października, 2010 - 23:50
Niech pan tak z ręką na sercu odpowie na dwa pytania:
1. Czy naprawdę pan myśli, że sklepikarz, właściciel zakładu, aptekarz lub rolnik, którzy bez względu na wyznanie i przynależność etniczną w pełni byli świadomi tego, że zaraz zostaną wywłaszczeni albo zapędzeni do kołchozu, wywieszali czerwone flagi, ustawiali wrota z kwiatów i szli w pochodzie ze szczerej miłości i uwielbienia dla nowego ustroju, czy też robili to ze strachu i pod przymusem?
2. Czy czołobitność i uniżona pokora okazywana okupantowi przez ludzi z ruchu oporu służyła konspiracji, czy bardziej adekwatna, nawet tutaj, byłoby dumne podkreślanie na każdym kroku postawy patriotycznej?
Re: I znowu muszę panu perswadować jak dziecku
5 Października, 2010 - 00:10
Proszę pana, niech pan mi nie pisze, że Polacy, którzy zaznali sowieckiej miłości w czasie w wojny polsko-bolszewickiej, witali tych ludzi z przyjaźnią. Nawet, jeśli wiedzieli co im grozi, myśli pan, że te wspomnienia nie były jeszcze w nich żywe? Myśli pan, że Polaków, by takie gesty uratowały? Przecież Polacy doskonale sobie zdawali z tego sprawę, że samo przywitanie Sowietów i wywieszenie czerwonej flagi i tak ich nie uratuje.
Pan po prostu chce z Polaków zrobić bezmyślną głupią tłuszczę.
A pan będąc na miejscu zwykłych polskich sklepikarzy również, by to zrobił, wywiesiłby pan czerwoną flagę na ich miejscu mając doświadczenia z wojny polsko-bolszewickiej?
Przecież pan doskonale wie, co się działo na tych terenach z Polakami w czasie wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, sytuacja Polaków po 17 września 1939 roku niczym się od tamtej nie różniła bez względu na to, jakby ich wtedy Polacy przywitali.
samograf
5 Października, 2010 - 00:24
Czy ci człowieku ziółka zaszkodziły, Polacy na kresach witali bolszewików? Z pewnością było to dziękczynienie za zsyłki i wojnę 1920 roku, może rodzina komorowskich, ale na pewno nie moja.
To bardzo piękne, co napisałeś, i na duchu podnosi
5 Października, 2010 - 00:43
Ale ja i tak w tę bajkę nie wierzę.
Dobrze by było, gdyby pan trochę ochłonął
5 Października, 2010 - 00:40
"Tak często słyszymy zdanie: Piękną i zaszczytną rzeczą jest umrzeć za Ojczyznę. Jednakże trudniej jest niekiedy żyć dla Ojczyzny. Można w odruchu bohaterskim oddać swoje życie na polu walki, ale to trwa krótko. Większym niekiedy bohaterstwem jest żyć, trwać, wytrzymać całe lata"
(Prymas Stefan Wyszyński, Warszawa, 6 stycznia 1981 r.)
Kardynał Wyszyński:
5 Października, 2010 - 00:53
Potrzeba w naszej Ojczyźnie przykładu ofiary z siebie, aby człowiek współczesny zapomniał o sobie, a myślał o drugich - o dobru rodziny, o wypełnieniu swego powołania i zadania życiowego wobec innych, o dobru całego narodu.
(Warszawa, 25 września 1968)
Droga Młodzieży! Jeśli umiesz patrzeć w przyszłość - a my jesteśmy narodem ambitnym, który nie chce umierać! - musisz sobie postawić wielkie wymagania. Musisz wychowywać się w duchu ofiary i do ofiar się uzdalniać. Może bowiem przyjść taka chwila, w której tylko ofiarą będzie można zagwarantować wolność naszej Ojczyźnie!
(Warszawa, 24 czerwca 1966)
Proszę zwrócić uwagę na kolejność
5 Października, 2010 - 01:07
1966, 1968 i 1981. To chronologicznie ostatnie wypowiedział na krótko przed swoją śmiercią w obliczu realnego i nieuchronnie nadchodzącego rozwiązania siłowego. To prawie testament przykazujący miarkować rozum.
Panie T.! Każdy witał tak, jak najlepiej umiał
13 Maja, 2012 - 11:10
http://www.youtube.com/watch?v=tjNLz3jD0Gg
I zapewniam pana, że zarówno Henryka Warsa jak i Eugeniusza Bodo o śladowe nawet sympatie dla Związku Sowieckiego podejrzewać nie sposób.
A czy przypadkiem
13 Maja, 2012 - 11:47
nie chodziło o to, że tylko trzy spośród wszystkich żydowskich domów w Jedwabnem, nie miały wywieszonej czerwonej płachty?
O polskie domy proszę byc spokojnym. Ręczę, że znakomita większość odpowiednio powitała Sowietów.
Zwracam uwagę na fakt, że tamte okolice pozostawały w stanie wojny z najeźdźcą, jednym, a potem drugim, bez przerwy.
Prosze poczytać:
http://www.focus.pl/historia/artykuly/zobacz/publikacje/strzaly-z-czerwonego-bagna/nc/1/
i posłuchać:
http://www.radio.bialystok.pl/reportaz/index/n/3463
samograf
5 Października, 2010 - 18:00
Krzysztof J. Wojtas
"W Jedwabnem, zamieszkanym w większości przez Żydów, były tylko trzy domy, które nie wywiesiły czerwonej flagi, gdy weszli tutaj Rosjanie".
Przyznam, że to zdanie jest bardzo interesujące.
Jeśli bowiem byłaby to prawda, to znaczy, że mordu na Żydach dokonali lewicujący mieszkańcy Jedwabnego. Raczej nie Polacy, bo Polacy nie witali Armii Czerwonej z taką radością jak to opisano.
Mam zatem pytanie: na jakiej podstawie Żydzi twierdzą, że mordu w Jedwabnem dokonali Polacy?
Jak mogli to zrobić, choćby z racji znacznej dysproporcji liczbowej.
Już bardziej prawdopodobna wersja zdarzenia, że to zdarzenie było wynikiem animozji miżedzy Żydami i komunistami.
Bardzo ciekawy wątek Pan wprowadził. Jestem ciekaw dalszego ciągu.
Krzysztof J. Wojtas
Myślę, że powinien pan zawsze udawać Greka
5 Października, 2010 - 21:44
Tak bardzo z tym panu do twarzy.
Pańskie pytanie w świetle poprzedzenia go założeniem, że "Raczej nie Polacy", jest bez sensu, albowiem zupełnie pomija jeden decydujący fakt, a mianowicie technologię wprowadzania władzy sowieckiej lub ludowej na nowo podbitych terenach, jaką był leninowski terror. Pierwszym etapem była eliminacja struktur poprzedniej władzy i jej kadr kierowniczych, tj. wyższych urzędników cywilnych oraz służb mundurowych. Później następowały represje wobec kolejnych grup ludności, w tym również osobników szczerze nowej władzy oddanych, aby unaocznić, kto tu teraz rządzi. Jednocześnie ta sama władza od samego początku domagała się miłosnych ostentacji od pacyfikowanego społeczeństwa, wymuszała radosną postawę pod groźbą srogich konsekwencji, kazała się fetować, brać udział w różnych uroczystościach i obchodach tego i owego. Ale zawsze z uśmiechem na twarzy. Zresztą po 1945 roku szybko poradziła sobie z peerelowską ludnością, która masowo i bez szczególnego szemrania brała udział w mityngach i pochodach z pieśnią na ustach i transparentami w ręku. Że była to w większości przypadków czysta obłuda, nie ma żadnego dla naszych dywagacji znaczenia.
I na koniec zacytuję w całości wywiad redaktora Andrzeja Kumora, którego nie sposób o żydolubstwo oskarżyć, z byłym oficerem NSZ. Ponieważ wywiad odbył się w 1997, a więc przed wydaniem książki J. T. Grossa "Sąsiedzi", a traktuje po części o sytuacji na Kresach zaraz po wejściu Armii Sowieckiej, nie ma w nim nawet pół słowa o Żydach lub o ich ponoć szczególnej i niechlubnej roli w kolaboracji z okupantem.
Myśmy już wtedy wiedzieli...
Z por. Tadeuszem (Mazurem) Siemiątkowskim, byłym dowódcą Komórki Likwidacyjnej Związku Jaszczurczego i specjalnego oddziału bojowego Narodowych Sił Zbrojnych - rozmawia Andrzej Kumor
Działalność Narodowych Sił Zbrojnych, a zwłaszcza walka i wyjście z kraju na Zachód Brygady Świętokrzyskiej, należą do przemilczanych, a w najlepszym razie przekłamanych kart dziejów polskiego oręża. Na szczęście. żyją jeszcze ludzie, którzy brali udział w tamtych wypadkach.
***
Pan Tadeusz (Mazur) Siemiątkowski ma 86 lat. W czasie wojny dowodził oddziałem bojowym pozostającym do bezpośredniej dyspozycji Komendy Głównej Związku Jaszczurczego. Grupa ta początkowo zwana była KL-em (Komórka Likwidacyjna), później występowała jako "Oddział Tadeusza" lub "Oddział Mazura". Jak pisze we wspomnieniach sam dowódca, oddział był historycznie "przedłużeniem bardziej bojowej części akademickiego środowiska warszawskiego o zabarwieniu narodowym (głównie spośród członków ONR)". (...)Entuzjazm był jednak podszyty pewnym niepokojem. Pochodziliśmy z narodowego środowiska akademickiego. Chociaż część z nas ukończyła uczelnie przed wojną, więź wspólnych myśli i przeżyć nie przerwała się i grupa ta stanowiła pewną całość. Jak w całym szeroko pojętym Obozie Narodowym, mieliśmy własny pogląd na przebieg wydarzeń w historii Polski, odmienny od oficjalnie podawnego w podręcznikach szkolnych. Dziwiło nas niedołęstwo Sejmu Wielkiego u schyłku Rzeczypospolitej, dreptanie w kółko wojska polskiego w powstaniu listopadowym, czy też fakt bezmyślnego powstania styczniowego w najbardziej nieodpowiedniej chwili, itp. itd.
Toteż od początku nurtowały nas podejrzenia i obawy: czy obecna walka nie zostanie poprowadzona w podobny jak dawniej sposób, pod wpływem tych samych czynników? Czy i teraz będziemy wyciągali kasztany z ognia dla kogo innego? Czy znów dumnie będziemy podcinali gałąź, na której siedzimy?
Nie mieliśmy krzty zaufania do Rządu w Londynie, ani kierownictwa ZWZ, i całą siłą poparliśmy decyzję naszej góry utrzymania jednej organizacji wojskowej, w naiwnej nadziei, że będzie ona rozbudowana do poziomu rzeczywistej siły zbrojnej, zdolnej poprzeć polityczne decyzje, niezależnie od nikogo z zewnątrz..."
***
A.K.: Panie Tadeuszu, historia Narodowych Sił Zbrojnych jest niesamowicie intrygująca: z pożogi wojennej i z pożogi komunizmu uratowano ponad 1000 osób, które pod bronią opuściły Polskę...
T.S.: Pan mówi o Brygadzie...
A.K:. Jak Pan trafił do Narodowych Sił Zbrojnych i jak toczyły się Pana losy w czasie wojny?
T.S.: To się zaczęło w latach 30. wstąpiłem do Obozu Wielkiej Polski, a potem, - gdy rząd sanacyjny go rozwiązał - do ONR-u - Obozu Narodowo-Radykalnego. Ten po dwóch miesiącach też został zdelegalizowany, ale utrzymał się w konspiracji i ja w dalszym ciągu w nim byłem.
Jak przyszła wojna, to naturalnie zostałem zmobilizowany. Nie oddałem ani jednego strzału, tylko uciekaliśmy na wschód, a w pierwszych dniach października wróciłem do Warszawy.
Tam żeśmy się zebrali, już w trochę mniejszym gronie, niektórzy zginęli, innym udało się pójść na Zachód - była nadzieja, że tam będzie rząd i stworzona zostanie armia. Tak więc część poszła na Zachód a myśmy stworzyli organizację wojskową: Związek Jaszczurczy, "zet-jot" - popularnie.
Naturalnie, związek ten nie miał początkowo wielkich możliwości działania - przede wszystkim myśmy zostali naprawdę zdezorganizowani, nie mieliśmy żadnej broni. Nie można było wiele zrobić. Hubal - był ostatnim partyzantem, który został zniszczony. No, ale mówiło się: "poczekamy, wojna się rozpali...". Sądziliśmy, że ten sojusz stalinowsko-hitlerowski to jest lipa i wszystko się wkrótce rozwali, na wschodzie zacznie się wojna, a my musimy się przygotować psychicznie i podtrzymywać ducha narodu przez wydawanie gazetek.
Namnożyło się wówczas tych gazetek w niesamowity sposób, podobnie jak namnożyło się tych tajnych organizacji wojskowych. Na początku to było ich chyba kilkaset. No, ale łączyły się i w końcu pozostało kilka, które wyraźnie były stworzone przez przedwojenne, a istniejące tajnie w tym czasie partie polityczne, jak: endecja, organizacja chłopska czy socjalistyczna.
A.K.: Jaki stosunek przyjął "zet-jot" do powstającj wówczas Armii Krajowej?
T.S.: No, jeszcze wtedy Armii Krajowej nie było.
Mieliśmy straszny żal do dowództwa Polskich Sił Zbrojnych, do Rydza-Śmigłego i całej tej ferajny politycznej.
Wszystko było w proszku i Sikorski, który był w opozycji do Sanacji, zaczął tworzyć organizację rządową, najpierw była to Służba Zwycięstwa Polski.
Ponieważ większość oficerów to byli piłsudczycy, to oni to wszystko później zaczęli przejmować i ta Służba przerobiła się na Związek Walki Zbrojnej. Ta organizacja robiła się największa, bo miała pieniądze.
Początkowo ta grupa "sikorszczyków", że się tak wyrażę, chciała od razu i nas wciągnąć, ale myśmy się opierali, bo nie mieliśmy do nich zaufania. Wiedzieliśmy, że zrobiono straszny błąd i doprowadzono do takiej katastrofy - to była taka niechęć do tych zawodowych oficerów. No więc to się tworzyło dość wolno...
A.K.: Niechęć ze względu na katastrofę wrześniową?
T.S: Tak, no a znowuż naszych "narodowych" oficerów nie mieliśmy, bo ci którzy byli, to jeszcze pochodzili z pierwszej wojny, więc byli starzy i się nie nadawali.
Przez jakiś czas to wszystko były osobne organizacje i niewiele w sumie robiące - i tak nie było wielkich możliwości działania.
Ich siedzibą stała się Generalna Gubernia, bo na wschodzie NKWD zlikwidowała wszystko bardzo szybko, a na zachodzie był bardzo silny terror. Tak że tylko w Generalnej Guberni coś się tworzyło.
A.K.: Jak Pan myśli, dlaczego NKWD zdołała tak skutecznie rozprawić się z podziemiem?
T.S.: Komuniści! - proszę pana - NKWD miała od razu informacje. Bardzo szybko!
A.K.: Czyli po prostu zdrada, ludzie donosili na swoich sąsiadów?
T.S.: Tak! Tak że tam bardzo szybko się uporali. No i bardzo szybko zaczęto wywozić elitę polską. Nie tylko zresztą elitę, wywożono wszystkich ludzi, Polaków z tych terenów. Na tamtych terenach, to byli ludzie często niewykształceni, dużo chłopów, ale to byli ludzie świadomi! Polacy! Doskonale świadomi swojego pochodzenia! Więc NKWD zaczęła ich wszystkich wywozić na Syberię i, zanim przyszli Niemcy, zdążyli dużo wywieźć.
A.K.: Kiedy Narodowe Siły Zbrojne rozpoczęły działania bojowe?
T.S.: Dość późno - to jest zresztą zupełnie osobny temat.
W każdym razie, gdy tylko Niemcy poszli na wschód, to zaraz i od nas, a zwłaszcza z tego Związku Walki Zbrojnej pojechali i tam zaczęto tworzyć z tych niedobitków organizacje wojskowe.
Ja używam słowa "wojskowe", a nie "zbrojne", dlatego że z bronią było bardzo krucho...
NSZ - to jest skrót od "Narodowe Siły Zbrojne" - ja nie wiem, dlaczego wymyślono tę nazwę - to Stypułkowski1 wymyślił - bo to były takie "siły zbrojne", bez broni.
W każdym razie, mniej więcej w roku 1941 na jesieni pojechałem nawiązać kontakt do Lwowa. Jeździliśmy tam i odnajdywali te niedobitki: sterroryzowane, przerażone... Inne organizacje robiły to samo.
A potem już w 42 roku zaczął się pęd do scalenia tych wszystkich kół, zwłaszcza zaś nacisk ze strony Londynu, który miał pieniądze i czasami kupował...
A.K.: Kupował organizacje?
T.S.: Tak, po prostu dawał pieniądze. Tak było ze Stronnictwem Narodowym, które bardzo wcześnie założyło Narodową Organizację Wojskową (NOW). Była ona dość silna i Londyn naciskał, aby to łączyć. Również i w naszym pojęciu to łączenie było słuszne - trzeba było przecież działać razem - choć, oczywiście, mieliśmy duże zastrzeżenia i nie bardzo nam się podobało, że ZWZ z powrotem obsadza Sanacja, a Londyn przysyłał pieniądze i oni mogli szeroko działać. I działali!
Wtenczas utrzymywano bardzo rozbudowane kontakty polityczne, wszyscy się zgadzali, że powinniśmy się łączyć.
Stronnictwo Narodowe, PSL, socjaliści i chadecja utworzyli przedstawicielstwo politycze narodu polskiego w kraju. Gdy się połączyli politycznie, powstał nacisk, by połączyli swe oddziały zbrojne. Po dłuższych pertraktacjach zgodzili się, iż powstanie jedna siła zbrojna dowodzona przez dowództwo wojskowe w Londynie. I tak powstała Armia Krajowa.
Były tam różne sprzeciwy, bo wciąż jeszcze była ta niechęć do Sanacji - a już wtedy wiadomo było, że AK będzie w rękach Sanacji. No, ale cóż, trzeba było się łączyć, a Londyn dawał pieniądze. No i jak pokazali pieniądze, to wszystko poszło dużo łatwiej.
I tak polityczna organizacja Stronnictwa Narodowego zdecydowała, że podporządkuje NOW (Narodową Organizację Wojskową) Armii Krajowej.
Wtenczas - a było to w połowie roku 42 - nastąpił "wybuch": grupa zaciętych endeków powiedziała: "my nie idziemy". Mniejsza część kadry zdecydowała się, że nie wejdzie do AK, i nastąpił rozłam.
W polskiej armii zawodowej było trochę endeckich oficerów. Oni zostali ściągnięci do NOW, więc tam komendantem był zawodowy pułkownik Rokicki. On się ostatecznie zgodził na podporządkowanie - zawarto umowę, na jakich zasadach to wszystko będzie włączone do AK. Jednak dowództwo Armii Krajowej nie dotrzymało później tych umów...
A.K.: Jaka była oś sporu między tymi, którzy dążyli do jednoczenia się z AK, a przeciwnikami scalenia? Czy chodziło o sprawy polityczne, czy wojskowe?
T.S.: Częściowo to chodziło o osobiste sprawy, a częściowo i polityczne, była to niechęć z dawnych czasów, nie wierzyli dowództwu Armii Krajowej i się wyłamali.
W każdym razie delegatura AK przekupiła po prostu... Wie pan, ja panu to mówię, ale nie mam na to dowodów - ja to słyszałem, to było głośne... Politycy narodowi, którzy weszli w ten "kwadrat", dostali "zapomogi" - tak się to nazywało. Nie wiem tam ile, może z dziesięć tysięcy dolarów miesięcznie - dla całej organizacji politycznej. Zresztą dowództwo, oficerowie, którzy weszli, byli od razu na pensji. No i były pieniądze! Londyn dawał, nie miał dużo, ale dawał!
***
Grupa, która się wyłamała i nie poszła na scalenie, to była tzw. grupa Stojanowskiego i Stypułkowskiego. Ta grupa została sama.
Mieliśmy kontakty z dawnych czasów, bo przecież ONR też się wyłamał kiedyś ze Stronnictwa Narodowego. Myśmy się wszyscy znali. Stypułkowskiego znałem jeszcze z czasów akademickich. Stojanowskiego już osobiście nie znałem, bo to był starszy facet, ale tych młodszych, którzy studiowali przed samą wojną, to osobiście znałem. Gadali, gadali i w końcu dogadaliśmy się tak, że powiedzieli: stworzymy razem jedną organizację - jest jeszcze dużo innych organizacji, które też mają zastrzeżenia do sanacyjności AK, i one się zgodzą przyjść do nas.
Postanowiono stworzyć Narodowe Siły Zbrojne.
Wtedy dołączyła też cała grupa małych organizacji. Dla mnie osobiście ważna jest jedna, która działała na północny wschód od Warszawy, była to organizacja "Wilków", nieduża, ale bardzo dobrze zorganizowana.
A.K.: To były organizacje polityczne, czy już partyzanckie?
T.S.: To już były organizacje wojskowe, ale miały swoje poglądy polityczne, i to dość zbliżone do naszych.
A.K.: Pytałem o działania zbrojne. Kiedy podjęto je po raz pierwszy?
T.S.: No więc, działania zbrojne to ciężka historia, proszę pana.
Praktycznie, za dużo ich nie było. Dlatego, że politycy narodowi nie lubili sił zbrojnych...
Nie wiem, czy zna pan historię z czasów pierwszej wojny światowej? Słyszał pan o Legionie Wschodnim? To był symbol tego, jak do sił zbrojnych podchodzi Stronnictwo Narodowe (wtenczas jeszcze Narodowa Demokracja). Przed samą wojną, jak Piłsudski zaczął tworzyć Strzelca i swoje Legiony, to endecja zauważyła, że on ściągnie całą młodzież i szybko zaczęła tworzyć swoje organizacje wojskowe, Sokoła itp.
...to samo było podczas drugiej wojny światowej; gdyby nie stworzyli NSZ czy NOW, to byłoby tak samo; oni o tym wiedzieli i dlatego zakładali organizacje wojskowe.
Działacze nie lubili jednak wojska, ale wiedzieli, że trzeba je stworzyć, bo inaczej młodzież odejdzie. Były podchorążówki, bardzo szybko napisano i wydrukowano podręcznik dowódcy plutonu itp.
Póki to można było robić w czterech ścianach, to było dobrze. Wszyscy rozumieli, że nie można od razu zaczynać walki. Terror był silny, wpadki i aresztowania były ciągle. Tłumaczyli wszystkim, że teraz nie da rady robić akcji wojskowych, bo nie mamy broni, dobrej organizacji, dlatego trzeba się szkolić propagandowo...
Zaczęło się dopiero po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej. Wtenczas już tam na wschodzie zauważyli, że coś robić można, a poza tym tu, na terenie Generalnej Guberni, było dużo agentów; Gestapo znalazło ludzi - były aresztowania.
W 1941 stało się jasne, że trzeba stworzyć organizacje partyzanckie na wsi, a w mieście jakieś oddziały, które się wezmą za tych agentów.
Ponieważ wiedzieli, że myśmy byli... że były organizacje, które jeszcze przed wojną walczyły z "bronią", zwrócili się do nas... No to nie była broń we właściwym tego słowa znaczeniu - z kastetami, z pałkami walczyło się z komunistami - którzy, proszę pana, tak samo mieli swoje bojówki, też z pałkami. I myśmy się już wtedy na terenie akademickim bili. I to były niezłe walki!
W tych grupach, które weszły do "zet-jotu" i później do NSZ, w tych grupach powstała myśl, że trzeba coś zrobić z tymi agentami Gestapo...
Ja stworzyłem pierwszą grupę - w tym czasie jeszcze w "zet-jocie". Na początku była bardzo malutka. Od razu były zastrzeżenia, aby to nie były za duże grupki i nie za bardzo uzbrojone. Już na samym początku gdy ja mówiłem: co znaczy bez broni?! Bez broni nic się nie zrobi! Trzeba mieć broń! Były długie dyskusje i w końcu wytrzasnęli skądeś dwa pistolety i powiedzieli: Ale ty nie rób dużej grupy...
Zresztą te pistolety, zdaje się po dwóch tygodniach mi odebrali - bo powiedzieli, że były pożyczone na krótko...
Jak mi zabrali, znalazłem się w kłopocie: przyszła pierwsza robota, mówią: "jest agent", trzeba go zlikwidować! No to ja mówię: "zabraliście te dwa pistolety i nie ma jak". Już wtedy wiedziałem, że możemy liczyć tylko na własną inicjatywę i zaczęliśmy szukać broni na własną rękę; bo tego agenta trzeba było już strzelać...
Już wtedy żeśmy się szkolili w takiej walce niezbrojnej - znałem ju-jitsu i na razie tych swych chłopaków w tym ćwiczyłem.
Trenowałem ich dlatego, żeby się lepiej czuli. Wiedziałem, że jak mnie aresztuje jeden gestapowiec, to sobie z nim dam radę. Zacząłem ich szkolić i jeszcze doszkalać siebie. Śmieszna rzecz: w Warszawie (za okupacji) były dopuszczalne zakłady gimnastyczne, istniały oficjalnie i można tam było uprawiać zasadniczą gimnastykę. Tak się złożyło, że przez miasto przejeżdżał w drodze na wschód niemiecki mistrz od ju-jitsu, który z jakiegoś powodu został zatrzymany w Warszawie. To był bardzo porządny chłopak. Przeczytawszy w gazecie reklamę tego zakładu gimnastycznego, zgłosił się tam i powiedział: "no to ja wam pomogę, będę was ćwiczył...". I nic nie było z jego strony - naprawdę - żadnej wpadki. Ja się uczyłem od niego, a zaraz potem zacząłem uczyć tamtych moich chłopaków. To trwało przez dwa, trzy miesiące - w końcu jednak go wysłali - ale nas trochę więcej poduczył...
***
W każdym razie, przekonałem moje Dowództwo, że z agentami Gestapo nie można się bardzo bawić: trzeba mieć broń. Jeden z moich chłopaków miał kolegę, komunistę, i powiedział: "to ja od niego pożyczę." I pożyczył!
Pierwszą robotę więc żeśmy zrobili z broni komunistycznej. Ja bardzo lubię to podkreślać, bo moim celem było zawsze, żeby wykorzystywać jednego wroga przeciwko drugiemu wrogowi, i to było pierwsze takie wykorzystanie. Potem na wielką skalę zrobiła to Brygada Świętokrzyska.
Po tej robocie zaczęliśmy szukać. Kupiliśmy kilka sztuk, bo w sprzedaży na czarnym rynku była broń krótka - bardzo droga - ale była.
Tymczasem, grupa "Wilków" z Wołomina dowiedziała się o pewnym sposobie od złodziei kolejowych, którzy kradli w porozumieniu z polskimi kolejarzami; kolejarze zatrzymywali semaforami pociągi, które szły na wschód... Ci "nasi" złodzieje pokazali jak to robić, skakali na te wagony; naturalnie one były zaplombowane, więc trzeba było odplombowywać. Naturalnie, gdy ochrona kolei (Bahnschutze) to zauważyła, to były strzelaniny i zdarzały się ofiary. Przeważnie wybierano noc, kiedy była mgła. Niestety, najwięcej było bomb i pocisków artyleryjskich; dla nas to nie miało żadnej wartości.
To już był rok 1942 i już wtedy widać było, że Niemcy coś nie za bardzo tam idą w Rosji i my będziemy mieli do czynienia z Sowietami - więc ja mówię: "jak jest artyleria, to należy ją pogłaskać, niech jedzie, krzyżyk na drogę i niech katrupi tych Sowietów".
Taka była mniej więcej taktyka.
Z tego źródła Wołomin nas bardzo dużo zaopatrywał.
Później doszły kontakty na dworcach kolejowych, gdzie były masy przesyłek i jak tam coś podejrzanego, jaką paczkę, zobaczyli, to już nasi chłopcy tam byli - pracowali. Taką paczkę zaraz na bok i jeśli nie można było jej łatwo usunąć - bo była zapisana - to wtedy załatwialiśmy sprawę inaczej. Znaleźliśmy krawca, który szył mundury dla Gestapo i dla SS, i on nam uszył parę takich mundurów. Wtenczas na ten dworzec (myśmy już wtedy kradli samochody) przyjeżdżało dwóch "elegancko umundurowanych SS", już wiedzieli, jak trzeba się podszywać i do kogo zgłosić, biuro fałszerstw NSZ podrabiało zlecenie do odbioru przesyłki i... najspokojniej w świecie kwitowali i zabierali do samochodu.
Takie były te nasze sposoby zdobywania uzbrojenia.
Ale to się bardzo nie podobało naszym przywódcom politycznym. Były ciągle kłopoty...
Myśmy to jednak robili i zaczęliśmy strzelać tych agentów. Przeważnie Polaków. Były rozmaite sprawy. Ja tam tylko parę opisałem w moich wspomnieniach. Nasz oddział kilkadziesiąt takich agentów zlikwidował.
Niektórzy nie lubili tego, no ale ja, proszę pana, ja inaczej się do tego odnosiłem.
Bo wie pan, aresztują mojego przyjaciela, chłopaka żonatego, który ma dwie córeczki. Na początku my trzymamy się jak najdalej od całej rodziny, ale potem trzeba tej rodzinie jakoś pomagać. No więc, gdy myśmy zdobyli gdzieś cukier, słoninę czy boczek w jakiejś akcji, to chodziło się do takiej rodziny i podawało.
I proszę pana, jak to na mnie działa; przychodzę - naturalnie wieczorem, żeby już nie było widać - znam ją, daję jej tę paczkę, a ona pyta się, czy coś wiem o mężu - ja nic nie wiem, żadnego grypsu żeśmy nie dostali, ale mówię, że będziemy jej pomagać (jest w ciężkiej sytuacji, utrzymują ją rodzice).
Jest wieczór, proszę pana, ja już wychodzę i ona mówi: "pokazałabym panu moje córeczki, ale jest ciemno i nie mogę zapalić światła". Ja mówię: "chętnie rzucę okiem". No i wprowadza mnie do pokoju, jest ciemno, ale widzę te dwa maleństwa śpiące... No i ja się rozpłakałem. Dzisiaj to na mnie jeszcze tak działa... Jaką ja potem miałem mieć litość w stosunku do tych, co wpakowali tego mojego przyjaciela?!
Kropiło się! I już!
***
Tak więc na początku żeśmy drobne czy większe roboty robili, ale przyszła kwestia, co dalej? Sytuacja wojskowa na wschodzie się pogarsza, ja zaczynam być przeciwny sabotażowi. Mówię: "ja nie mam zamiaru robić żadnych sabotaży, niech sobie to idzie tam i niech oni to mają (mowa o transportach wojskowych) - ja nie jestem przeciwko Wehrmachtowi, mój wróg to jest Gestapo i mnie nie odpowiada, abym ja robił jakiś sabotaż na linii kolejowej dla zaopatrzenia frontu wschodniego".
A tu tymczasem zaczynają się rozmowy scaleniowe - jest wielki nacisk ze strony AK i Londynu, że my musimy się połączyć; że samemu nie wolno; że nie będziemy uznawani za część armii zbrojnej. Kuleją te rozmowy, bo kuleją, ale ludzie powiadają, że lada moment dojdzie do scalenia i wstąpimy do AK - będziemy włączeni w AK.
A ja ciągle podnoszę sprawę: no bo ja nie wiem, jak ja się zachowam... Już przyszły wiadomości, jak postępuje partyzantka sowiecka i komunistyczna na wschodzie już się mówi o planie "Burza". Ja mówię, że nie mam zamiaru pomagać Sowietom!
Były takie odprawy, takie pogadanki na ten temat. Dowództwo nasze bardzo niechętnie podchodziło do tego tematu. Przeciągali i kłócili się o drobne rzeczy. Ale największy opór przeciwko scaleniu był w takich właśnie oddziałach jak my - które nie miały ochoty pomagać Sowietom.
Ja powiedziałem: "jeśli będę scalony i jeśli będę dowódcą takiego mniej więcej oddziału jak mam - a prawdopodobnie będę - to jeżeli dostanę rozkaz pójścia z pomocą jakiemuś oddziałowi sowieckiemu, to ja odmówię. Powiedzcie to przy waszych scaleniowych kontaktach, że jest taka atmosfera...". Nie wiem, czy oni to zrobili czy nie, w każdym razie...
A.K.: To dlaczego Narodowe Siły Zbrojne przyłączyły się do Powstania Warszawskiego?
T.S.: Nie, więc my żeśmy się nie przyłączyli, tylko poszczególne grupy i indywidualnie pojedynczy żołnierze.
Wtenczas oni już koniecznie chcieli scalenia, ale myśmy stawiali trudne warunki; nie mieliśmy zaufania, bo wiedzieliśmy, co się stało z Narodową Organizacją Wojskową - jak oni nie dotrzymali im przyrzeczeń i potem pozwalniali ich oficerów, poprzenosili, odłączyli od swoich żołnierzy, mianowali nowych dowódców - a to przecież było zastrzeżone, że tak nie będzie - no więc my żeśmy nie bardzo chcieli.
Rokowania o scalenie trwały w 43 roku i ciągle się przewlekały i ostatecznie Londyn i dowództwo AK stanowczo dali termin; powiedzieli: "musicie się włączyć!". Doszło wówczas do umowy, że 7 marca - czy coś takiego - podpiszemy scalenie i podporządkujemy się. To jest zresztą opisane u Siemaszki2. Naszym dowódcą był wtedy pułkownik Kurcjusz. I zgodzili się na to, że przez pewien czas - jak już będziemy scaleni, to Kurcjusz w dalszym ciągu będzie komendantem NSZ i dopiero po pewnym czasie będzie zmiana. Oni mieli pretensje, bo Kurcjusz był jeszcze wcześniej członkiem ZWZ, a potem, wtenczas, jak było pierwsze wyłamanie się z NOW i utworzenieNSZ - został komendantem NSZ, a nie powiadomił AK, że też przeszedł.
Jak to się wydało przy podpisywaniu tej umowy, to dowódca AK powiedział, że nie może zatwierdzić Kurcjusza i musi być ktoś inny. To już było za czasów, jak Bór był komendantem.
Nasi ludzie i sztab ujęli się za Kurcjuszem i doszło do bardzo ostrych pertraktacji - myśmy się w konsekwencji nie podporządkowali AK i pozostali samodzielni, a znowuż w samym NSZ nastąpił rozłam i ta grupa, która przyszła z NOW, ta się z powrotem połączyła z AK i scaliła się.
Powstały w ten sposób dwa NSZ-ty. Jak w każdym takim wypadku, zaczęła się przykra walka - w każdym razie myśmy do samego momentu Powstania nie połączyli się.
Rada Polityczna NSZ mianowała swojego dowódcę (Kurcjusz dostał wcześniej ataku serca i umarł), którym został major, potem podpułownik i pułkownik Kmicic. Został on p.o. (pełniącym obowiązki) dowódcą NSZ. No i nastąpił rozłam.
Gdy armia sowiecka zbliżała się do Warszawy - myśmy nie bardzo wierzyli, że dojdzie do Powstania, myśmy uważali taki zryw za niepoczytalną zbrodnię - tak że myśmy ciągle byli odsunięci i nie zostaliśmy zawiadomieni o tym.
A.K.: O Powstaniu?
T.S.: Tak, chociaż prywatnie więcej wiedzieliśmy. Równocześnie, ponieważ zbliżał się sowiecki front, była kwestia naszego wycofania się na zachód. Mówiono, że będą trzy grupy, które będą...
A.K.: Wycofania, dlatego, że liczyli panowie na konflikt, Zachodu z Sowietami?
T.S.: Tak to było planowane.
A.K.: Dlaczego Pan uważa, że Powstanie było zbrodnią? Czy sam pomysł instalacji władz londyńskich w Warszawie przy pomocy Powstania...
T.S.: Nie, nie, sądziliśmy po prostu, że Powstanie skończy się straszną klęską, nie widzieliśmy żadnych szans na zwycięstwo. I to się stało! Dla nas było to już wtedy jasne.
A.K.: Dlaczego tylko dla panów? Czy tylko panowie rozpoznali zamiary Sowietów? Dlaczego dowództwo Armii Krajowej czy dowództwo wojsk polskich w Londynie przyjęło tak naiwne i z księżyca wzięte projekty - jak właśnie ujawnianie swojej struktury i swoich ludzi wkraczającym Sowietom, współdziałanie w walce?
T.S.: I ten plan "Burza"...
A.K.: No właśnie, i plan "Burza", który z politycznego punktu widzenia był samobójstwem! Dlaczego panowie byli w mniejszości?
T.S.: Proszę pana, przede wszystkim chęć tworzenia jednej armii to było bardzo duże psychiczne napięcie. Przecież jest ten moment, jest wojna o niepodległość i nagle my się kłócimy!
My wiedzieliśmy doskonale, że trzeba się łączyć, tylko - mówiliśmy do nich - w jakiej sytuacji wy chcecie siebie i nas postawić?! Przecież trzeba wiedzieć, kto to są Sowiety!
Według naszych pojęć, ani Londyn nie rozumiał dobrze, ani Delegatura Rządu. Jak mogło dojść do tego, co się stało w Wilnie?! Ja nie mogłem uwierzyć! Nie mogłem uwierzyć, gdy do nas przeciekły wiadomości o planie "Burza"...
Przed wojną w czasie studiów na Politechnice ciągle miałem kontakty, miałem kolegów komunistów. Oni wiedząc, że ja nie pochodzę z żadnej arystokracji, nie mam żadnych majątków - oni ciągle liczyli, że mnie przekabacą i bardzo dużo mnie opowiadali. Ja wtenczas zrozumiałem, co to jest komunizm - chociaż jak się okazało później, oni sami też dobrze nie wiedzieli... Nie wiedzieli, do jakiego stopnia. Dla nich wymordowanie komunistów przez Stalina w 1938 roku to był szok.
A.K.: No więc właśnie chodzi mi o to, jak bardzo trzeba było być politycznie ślepym, by nie dostrzegać tych wszystkich faktów. Znane było przecież zachowania partyzantki sowieckiej na terenach polskich - działania NKWD, która szła zaraz za frontem,. zabijała, wywoziła i zsyłała...
T.S.: Całkowicie się z panem zgadzam. Ja doskonale się w tym orientowałem. Tak się złożyło, że na początku wojny znalazłem się na Wołyniu. Wówczas mogłem zostać po stronie sowieckiej lub mogłem wracać do Warszawy. Bardzo dużo kolegów mnie namawiało do zostania po stronie Sowietów. Ja powiedziałem wtedy: Nie! Ja już wolą tego zbrodniarza, który jest z kultury łacińskiej - przeszedłem z powrotem front do Niemców i wróciłem. Niemcy też by mnie zamordowali - gdyby mnie dostali.
Ja byłem wyjątkowo dobrze obeznany z tą sytuacją. Kłóciłem się nawet z moimi najwyższymi przywódcami.
Wtedy, w 1944 roku, uznaliśmy, że nie ma mowy, musimy uciekać na Zachód. Był projekt, że gdy będzie szła nawała sowiecka, to my utworzymy trzy czy cztery grupy i będziemy zaraz szli między jednym a drugim frontem - co było nonsensem, bo tak nie było można robić; Brygada Świętokrzyska miała duże szczęście.
W każdym razie szykowałem się ze swoim oddziałem pójść na Bory Tucholskie. Mnie to wszystko bardzo nie odpowiadało... Jedna rzecz: w Warszawie to się szykowało w lipcu. Tę grupę z Warszawy miał prowadzić Kmicic, chociaż był p.o. dowódcą całych sił, a ja miałem być jego zastępcą, ponieważ - przypuszczam - nie wiedziałem dlaczego - ja znałem Kmicica i byłem z nim w bardzo dobrych stosunkach - ale uważałem go za głupiego. Nie rozumiałem, jak można takiego człowieka mianować p.o. Ale z nim miałem dobre stosunki.
Ja miałem broń, Wołomin miał broń - cała ta duża grupa mnie podlegająca, ok. 200 osób, była uzbrojona. I pytam moich przełożonych: "przygotowaliście coś? Czy są mapy?".
W samym dowództwie, przed samym wyjściem - to był koniec lipca - mówię, że mam dobrze uzbrojoną grupę i ja muszę wiedzieć, jak to jest przygotowane. Przecież ja ponoszę odpowiedzialność za tych ludzi!
Ciągle mówili, że opracowali piękny plan tego wycofywania na Zachód. Przyszedłem do nich i mówię: "gdzie są mapy? Ja nie mam map! Ani jednej mapy. Gdzie są aparaty radiowe dla łączności?" Przecież mogę się porozumiewać tutaj, w Warszawie, gdzie są telefony, ale tam muszę mieć radio! A tu oni już zrobili głupstwa z tymi aparatami. Można je było dostać, ale oni się nie kwapili. Mówię do nich (jeden pułkownik, drugi pułkownik), jak ja mam wyprowadzić z miasta uzbrojonych po zęby ludzi? Przecież oni nie pójdą, tak jak tu chodzą z pistoletami ukrytymi, tylko będą mieli dużą broń. Jak ja mogę z nimi iść, jak ja nie mam najmniejszej mapy, nawet mapy Polski.
No, a oni na końcu powiedzieli mi po burzliwej naradzie: "Możesz przecież zakamuflować broń i pojechać do Grójca kolejką". Mówię: "dobrze, dajcie mi jakieś wskazówki! Ja się wyładuję na stacji w mieście Grójcu w dwieście uzbrojonych i obciążonych chłopa niosących amunicję, granaty, i co dalej?".
Oni mi mówią: "no, nie wiemy, ale masz tutaj rozkład jazdy kolejki grójeckiej, to sobie dobrze przepatrz, a tam to już sobie dasz jakoś radę".
Więc ja czym prędzej biorę ten rozkład i pędzę na stację kolejki grójeckiej, żeby sprawdzić - okazało się, że grójecka kolejka już nie chodzi!
No, ale to są głupstwa, śmieszne głupstwa...
Ja w każdym razie miałem jeszcze robotę jedną zrobić: dużo forsy - Wytwórnię Papierów Wartościowych. Mówię, przyda się nam na wyjazd.
Wszystko było przygotowane, mieliśmy w środku swoich ludzi, którzy mnie powiedzieli, że jak tylko będzie wóz gotowy, to oni wcześniej trochę załadują te pieniądze i jak zadzwonią po żandarmerię do eskortowania, to dadzą znać, wtedy my przyjedziemy jako Niemcy. I ja na to liczyłem, bardzo dużo liczyłem, dobrze wszystko było zorganizowane...
No i stoimy, czekamy. Większość oddziału miałem w ręku, a tu na mieście zaczyna się ruchawka - to już był pierwszy sierpnia. Ruchawka, strzelanina, zaczynają jeździć samochody pancerne i ja nareszcie dostaję wiadomość - łącznik z Komendy Gł. przychodzi i mówi - o godzinie 8.00 wybuch powstania.
Nie było co czekać, trzeba łapu-capu zbierać się i jechać tam, gdzie są magazyny, gdzie broń, a tu chłopaki mówią - my chcieliśmy się pożegnać z rodzinami. No więc, ja mówię - dobrze. To była godzina druga czy coś takiego, rozpuściłem cały oddział. Broń ze wszystkim na trzy samochody, aby odstawić tam na miejsce. (To jest opisane w moich wspomnieniach).
No i niestety, było już za późno - wszystko się rozleciało. Jakoś zaczęliśmy się potem zbierać, gdzieś koło ulicy Żelaznej, pl. Kazimierza - nie wiem, czy pan zna Warszawę - i zaczęliśmy się szukać. Każdy wziął już wtedy udział w Powstaniu. Zebraliśmy się w końcu i po paru dniach stworzyliśmy Kompanię Warszawianka i musieliśmy się przyłączyć do Zgrupowania Chrobry II. No i wzięliśmy udział... Do końca...
Zresztą znaleźliśmy się w miejscu, które - jak uważam - było najbardziej bezpiecznym punktem w całym Powstaniu. Myśmy mieli wodę i elektryczność do końca Powstania. No, mniejsza z tym...
A.K.: A po Powstaniu...
T.S.: Po Powstaniu kapitulacja; wyszliśmy do niewoli, do Piaseczna. Musieliśmy, naturalnie, złożyć broń, zaraz na Wolskiej. Przewieźli nas na Dolny Śląsk do takiego ogólnego obozu przejściowego i stamtąd oficerów przewieźli do Bawarii do Murnau, a chłopaków do innych obozów dla szeregowych i podoficerów.
Tam doczekaliśmy przyjścia Aliantów. Wierzyliśmy, że zaraz będzie wojna między Zachodem a Sowietami... I tu byliśmy i my głupi! Ale niestety, głupi byli i ci nasi ludzie, którzy zostali w Polsce. Gdy w 46 roku przyjechałem do Polski, żeby zabrać żonę i synka, to musiałem im tłumaczyć - oni wciąż nie wierzyli. Mówię, zlikwidujcie wszystko, bo tu nic nie będzie - a oni tworzyli organizacje!
A.K.: Wróćmy może do Brygady Świętokrzyskiej. Jak jej udało się wyjść?
T.S.: Przy końcu roku 44 było już tak źle na Kielecczyźnie, że powstały tam nasze oddziały, i to wbrew haniebnemu rozkazowi: na początku roku 1944 dowódca NSZ wydał rozkaz rozwiązania wszystkich oddziałów partyzanckich. To był idiotyzm, bo ludzie z tych oddziałów byli już wtedy tak dobrze znani w terenie, że NKWD nie miałaby żadnych kłopotów - komuniści wiedzieli dokładnie, kto jest kim. Tam w Kieleckiem powstała dobra partyzantka. Była naprawdę dobra i zaczęła się łączyć. Powstała jedna silna grupa mniej więcej osiemset - tysiąc osób. A potem już, gdy Brygada szła dalej, dołączali inni ludzie. Gdy doszła na Śląsk, to tam się zdarzyło, że akurat Niemcy likwidowali obóz, w którym byli i nasi ludzie z Powstania, i tak się zdarzyło, że te dwa sznury ludzkie zaczęły iść obok, to wtedy cała grupa, jakieś dwieście osób, "przeskoczyła" do Brygady Świętokrzyskiej.
Jeszcze w Polsce Brygada Świętokrzyska nawiązała pewne kontakty z agentami Gestapo. Ja nie mam najmniejszej wątpliwości co do uczciwości tych poczynań. Bardzo wysoko cenię dowódcę Brygady Świętokrzyskiej Bohuna. On dobrze w tym momencie działał. Tak jak trzeba było!
A.K.: Przede wszystkim uratował tych ludzi...
T.S.: Uratował ich, tak!
A.K.: Proszę Pana, słyszałem takie plotki - nie plotki, że Brygada współpracowała z Abwehrą, bo Niemcy cały czas liczyli, że będzie ona mogła walczyć u ich boku przeciwko Sowietom. Po drugie, że już podczas pobytu w Czechosłowacji Niemcy szkolili łączników Brygady, a nawet na niemieckich samolotach dokonywano lotów ze zrzutkami na tereny polskie okupowane przez Sowietów, próbując montować antykomunistyczne podziemie, czy chociażby po to, by mieć łączność z krajem...
T.S.: To całkowita prawda.
Jakoś tak się złożyło, że w Kieleckiem Polak, który się nazywał Tom (to pseudonim), uczciwy antykomunista, skontaktował się z Niemcami, zaczął sypać komunistów i poszedł na współpracę z Gestapo. Niestety - za długo by o tym mówić - gdybym miał czas, to bym więcej powiedział. W każdym razie, równocześnie skontaktował się on z naszym wywiadem i powiedział, że może nam dawać informacje. Nasz wywiad już od pewnego czasu miał kontakty... Ja nie miałem o to najmniejszych pretensji, bo wszystkie wywiady mają kontakty z wrogimi wywiadami - to jest prawda, to jest rzecz normalna.
Ten Tom nawiązał kontakt z Brygadą Świętokrzyską. Gdy 13 stycznia 1945 roku ruszył front sowiecki i zaczęła się ucieczka, Brygada była przygotowana i ruszyła na Zachód. Biła się i z Niemcami, i z sowieckim wojskiem równocześnie, ale wszyscy uciekali...
Oni mieli szczęście.
Gdzieś w jakiejś potyczce złapali kilku Niemców - oficerów i powiedzieli im, że uciekają przed Sowietami, wychodzą z Polski - dlatego nie ma żadnego sensu walczyć z Niemcami, oni chcą iść teraz na zachód, bo są przekonani, że gdy Sowiety wejdą dalej, to dojdzie do porozumienia między Niemcami a Aliantami anglosaskimi i oni chcą się połączyć z nimi. I nastąpiło porozumienie.
A.K.: Na jak wysokim szczeblu było to porozumienie?
T.S.: To było na niskim szczeblu.
Myśmy wiedzieli w tamtym czasie, że w Radomiu jest taki Niemiec - oficer Gestapo, nazywa się Fuchs, który uważał, że Niemcy muszą dojść do porozumienia z Polakami. To była jego idee fixe. Pomysł nie był specjalnie jego, bo to kiełkowało całkiem na górze niemieckiego dowództwa. Doskonale wiedzieliśmy, że - zwłaszcza w głównym sztabie niemieckim - byli ludzie, którzy by tego chcieli.
Niemcy z przejść podobno dzwonili do samego Berlina, co zrobić z Brygadą, i Berlin powiedział: "przepuścić ich". Tyle ja wiem. No i oni przeszli.
Potem ciągle były kontakty - przyszedł też ten Tom i on zaczął już kombinować na styku z Niemcami.
A.K.: Szlak wiódł przez Śląsk do Czechosłowacji?
T.S.: Przez Śląsk poszli na Czechy i w Czechach już zostali. Proszę pana, ciągle były kłopoty, ciągle Niemcy rozmawiali, spotykali się, były kontakty, ale już wtedy było wiadomo, że - owszem - my możemy wejść w walkę z Sowietami, ale mamy materiał niewyćwiczony, to są partyzanci, trzeba ich przeszkolić, musimy odejść dalej, musimy zaczekać...
Więc były rozmowy. Niemcy od czasu do czasu przyjeżdżali, a dowództwo NSZ próbowało odwlec decyzję.
A.K.: I tam w Czechach zastali ich Amerykanie. Czy próbowali rozbroić Brygadę?
T.S.: No, chcieli ich na początku rozbroić. Najprzód nie wiedzieli, co z tym fantem zrobić. Były myśli o tym, aby ich zwrócić Sowietom. Były to bardzo ciężkie chwile.
A.K.: Tak jak Kozaków Brytyjczycy, tak Amerykanie mogli oddać Sowietom...
T.S.: I byłoby tak, ale doszło do porozumienia; Brygada musiała złożyć broń i przejść pod Monachium.
A.K.: Jak wyglądała kwestia późniejszego stosunku władz londyńskich do was? Uznania statusu żołnierza itd.?
T.S.: Oni bardzo nie chcieli nas uznać.
A.K.: Czy przez to, że byliście siłą oddzielną od Armii Krajowej? Czy to o to chodziło?
T.S.: Tak, tak!
A.K.: Czy podejmowali panowie jakieś próby zawiązania konspiracji pod okupacją sowiecką w Polsce?
T.S.: Nie, myśmy myśleli, że to jest niemożliwe. Wszyscy liczyli, że jak tylko Niemcy skapitulują, to zaraz się zacznie wojna amerykańsko-sowiecka z Niemcami. Myśmy dlatego szli, starali się przedostać na zachód. Dlatego, jak myśmy zostali uwolnieni - ja byłem w Murnau (to był w Bawarii główny obóz dla polskich jeńców). Tam było 5 tys. oficerów z czasów 1939 roku. I my, i tamci myśleliśmy, że zaraz będzie wojna z Sowietami.
A to tak - niestety - się nie stało - tu żeśmy się mylili. Ale w Polsce nasi koledzy stworzyli antysowiecką konspirację.
A.K.: Dziękuję bardzo za rozmowę.
1- Mec. Zbigniew Stypułkowski - polityk endecki, sekretarz "połączonego zaplecza politycznego" NSZ.
2 - Z. Siemaszko: "Historia Narodowych Sił Zbrojnych".
Wywiad przeprowadzono w lutym 1997 roku.
@samograf
5 Października, 2010 - 22:33
Tak, bardzo dobra rozmowa. Jednak w niej nie ma prawie nic na temat tego, co się działo na Kresach po 17 września 1939 roku i w jaki sposób zachowywali się na tych terenach obywatele polscy pochodzenia żydowskiego oraz innych narodowości.
A i jeszcze jedno, z tej rozmowy wynika, przynajmniej tak to wygląda, że jednostki NSZ działające w Warszawie miały broń pochodzącą od komunistów polskich, z tego co ja wiem to nie jest prawda.
No, ale co ja tam mogę wiedzieć, znowu coś zasłyszałem i się nasłuchałem legend.
Czy pan jest w ogóle przytomny?
5 Października, 2010 - 22:54
Sam zaznaczyłem, że tam nic o Żydach i ich zachowaniach nie ma, bo naoczny świadek nie zwrócił na nich uwagi, czyli w jego pojęciu nie stanowili niczego szczególnego. Natomiast pożyczka pistoletu od komunisty jest podana jako kuriozalny epizod, a nie jako reguła.
Jeszcze jeden kwiatek...
4 Października, 2010 - 21:14
http://spiritolibero.blog.interia.pl/
Pozew zbiorowy przeciwko RP.
"02-7844
United States District Court Eastern District of New York
Theo Garb, Bella Jungewirtri, (Youngewirth)
Sam Lefkowitz, Peter Koppenheim,
Judah Wełler,
Chana Lewkowicz,
Samuel Goldin,
Karl Diamond,
Hala Soból,
Saul Klausner oraz
Goldie Knobel
Powodowie, występujący w imieniu swoim i wszystkich innych osób będących w podobnej sytuacji
przeciw
oskarżonym: Rzeczpospolitej Polskiej, Ministerstwu Skarbu Państwa oraz John Does (osób o nieustalonej tożsamości - przyp. red.) # 1-100.
POZEW
Powyżej wymienieni powodowie oraz wszystkie pozostałe osoby będące w podobnej sytuacji, w imieniu których występują podpisani niżej adwokaci, oświadczają co następuje: UZASADNIENIE POZWU
1. Pozew został złożony przez jedenastu indywidualnych powodów, w imieniu własnym oraz wszystkich pozostałych osób pozostających w podobnej sytuacji, stosownie do 28 U. S. C.(Kodeks Stanów Zjednoczonych - przyp. red.) § 1330 w związku z § 1602 w związku z „Foreign Sovereign Immunities Act" (ustawa o immunitecie dla obywateli państw obcych — przyp.red.) oraz innymi przepisami przeciw Rzeczpospolitej Polskiej,nazywanej w dalszym ciągu dokumentu „Polską" oraz Ministerstwu Skarbu Państwa, nazywanemu w dalszym ciągu jako„Treasury" lub „Skarb" oraz oskarżonym w liczbie 1-100, zagranicznym instytucjom rządowym i osobom prywatnym, nazywanym w dalszym ciągu dokumentu jako „inni oskarżeni",których tożsamość w dniu składania pozwu była nieustalona, a którzy brali udział w opisywanych wydarzeniach.
2.Polityka obowiązująca (w Polsce - przyp. red.) przez ostatnie pięćdziesiąt cztery lata sprowadzała się do „wygnania co dojednego" ludności żydowskiej z Polski. Dokonywano tego poprzez stosowanie czystek etnicznych i rasowych, stosowanie przemocy i szantażu, w tym: stosowanie tortur i morderstw.Rzeczpospolita Polska, Ministerstwo Skarbu oraz inni oskarżeni w tym czasie czerpali zyski handlowe i bogacili się, zarządzali, wynajmowali, utrzymywali, a także w niektórych przypadkach likwidowali mienie będące własnością Żydów, którzy zostali zmuszeni do wygnania, i którego zwrot jest przedmiotem niniejszego wniosku. Wszyscy z powodów traktują sprawę jako występowanie w imieniu wszystkich żyjących i zmarłych i ocalałych z Holocaustu.
3.Powodowie są ofiarami oraz osobami, które przeżyły nazistowski Holocaust (bądź są to ich spadkobiercy). Uczestnikom postępowania zbiorowego, od czasu pierwotnego pozbawienia własności podczas Holocaustu, odmawiano prawa do zarządzania, prawa własności, prawa do kontrolowania i użytkowania oraz satysfakcji z posiadania własności rzeczowej i osobistej. Po II wojnie światowej osoby, które przeżyły Holocaust, były mordowane, bite, gwałcone, terroryzowane, torturowane i zmuszane do emigracji bez dania im prawa do odzyskania bądź zarządzania posiadanymi nieruchomościami. Akcja ta miała wszelkie znamiona zorganizowanej polityki czystek etnicznych i rasowych, która była kontynuowana w Polsce po Holocauście, a którą zorganizowano by wyrzucić z Polski pozostające w niej 10 procent populacji polskich Żydów, którzy przetrwali Holocaust.
4. Zwyczaj czerpania korzyści z czystek rasowych i etnicznych został upowszechniony przez reżim nazistowski przed i w czasie II wojny światowej. Naziści z rozmysłem i systematycznie plądrowali i grabili mienie żydowskie, bogacąc się na tym procederze oraz gromadząc środki finansowe niezbędne do przygotowania i popełnienia zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości.
5. Niemcy, wykorzystując panujący w Polsce antysemicki klimat, zlokalizowali na jej terenie najbardziej znane obozy śmierci, w tym Auschwitz i Treblinkę. Żydzi, Żydówki i żydowskie dzieci z całej Europy były w tych i innych obozach koncentracyjnych w Polsce mordowane i zamęczane na śmierć.
6. Gdy naziści wycofali się z Polski, Polacy, Ministerstwo Skarbu, rząd polski oraz inni oskarżeni dążyli do wzbogacenia się na nieszczęściu polskich Żydów, kontynuując nazistowski program czystek rasowych i etnicznych oraz czerpiąc z tego korzyści poprzez zawłaszczanie żydowskiej własności do celów handlowych.
7.Aby zmusić Żydów do opuszczenia Polski i porzucenia przez nich aktywów i praw własności, rozpoczęto realizację morderczego planu bazującego na antysemityzmie oraz czystkach rasowych i etnicznych wobec tych Żydów, którzy przetrwali Holocaust i powrócili do Polski. Po powrocie do swojej ojczyzny w Polsce tysiące Żydów było zastraszanych i — następnie — w barbarzyński sposób bitych i/lub mordowanych w ich byłych domach, wsiach i miastach. Spowodowało to masowv exodus polskich Żydów, którzy przeżyli (Holocaust). Oblicza się, że około 60 tys. Żydów opuściło Polskę pomiędzy czerwcem i wrześniem 1946 roku. Bezpośrednim powodem był pogrom w Kielcach oraz haniebna kampania przemocy skierowana przeciwko polskim Żydom. Wielu innych Żydów obawiało się powrotu do Polski, porzucając jakąkolwiek nadzieję na odzyskanie swoich aktywów i własności.
8.Oskarżeni czerpali korzyści majątkowe, bazując na programie czystek etnicznych i rasowych wobec polskich Żydów.Zabezpieczyli prawa własności do całego mienia trzech milionów polskich Żydów, włączając w to wartościowe nieruchomości, gospodarstwa, fabryki, rzeczy osobiste, meble, oszczędności, polisy ubezpieczeniowe, obligacje, akcje giełdowe, złote monety, biżuterię, diamenty, przedmioty kultu religijnego oraz inne dobra. W następnych latach i dekadach oskarżeni nielegalnie do końca zawłaszczyli na własność wyżej wymienione dobra. Dokonali tego poprzez zmianę aktów własności, a wszystkie te operacje były dokonywane za zgodą Polski i Ministerstwa Skarbu.
9.W czasie obowiązywania polityki czystek rasowych i etnicznych, Żydzi w Polsce przez cały czas byli ofiarami łamania praw człowieka, w tym m.in. pobić, zastraszeń, plądrowań,tortur, gwałtów i morderstw.
10. W okresie przed 1939 rokiem polscy Żydzi stanowili ponad 20 procent ludności żydowskiej na całym świecie. W latach 1939-1948 społeczność polskich Żydów, licząca wcześniej ponad 3 miliony, w zasadzie zanikła. Ci nieliczni, którzy pozostali, by uniknąć prześladowań ukryli swoje żydowskie pochodzenie lub zmienili swoje wyznanie religijne. O ile naziści byli odpowiedzialni za większość akcji, które spowodowały wyniszczenie ludności żydowskiej Polsce, to rząd polski oraz inni oskarżeni są odpowiedzialni za pozbawienie powodów ich własności oraz ich praw do tych własności.
11. Setki miast w całej Polsce doświadczyło napływu tych Żydów, którzy przetrwali wojnę. Obywatele polscy, którzy przez pięć lat byli obiektem polowań nazistów, powrócili do domów z zamiarem pozostania w nich. W wielu miasteczkach i miastach Żydzi nie byli widziani od lat. Oskarżeni, zamiast traktować powracających Żydów jako bezdomnych tichodźców, odmawiali Żydom powrotu do ich ojczyzny i domów, dokonując haniebnych aktów przemocy i morderstw. Oskarżeni kontynuowali nazistowską politykę „Juden Rein" na swoich własnych obywatelach, oczyszczając państwo z Żydów. Tym samym oskarżeni mogli przejąć i ciągnąć materialne korzyści z żydowskich dóbr i żydowskiej własności.
12. Wymazywanie Żydów z Polski oraz przejmowanie ich własności dokonywało się przy współudziale polskiego rządu, w tym polskiej policji i wojska. Za pomocą terroryzmu sponsorowanego przez Państwo Polacy rozpoczynali i brali udział w atakach na powracających Żydów. W małych miasteczkach Żydzi byli linczowani oraz duszeni, rozstrzeliwani lub zasztyle-towywani. Publiczne wieszania Żydów opisywane były w prasie, przerażając tych, którzy wrócili do Polski i tych, którzy chcieli do niej wrócić. Oparte o informacje i wiarę te ataki stanowiły część systematycznego planu zgładzenia całej populacji żydowskiej pozostającej w Polsce po II wojnie światowej.
13. Oskarżeni kierowali się w swoich czynach nie tylko nienawiścią, ale również chciwością. Jak tylko Żydzi zostali wygnani z Polski, oskarżeni przejęli kontrolę nad żydowskim mieniem i własnością, zapewniając sobie prawo własności do niego i wykorzystując tę własność do bogacenia się.
14.Po zakończeniu II wojny światowej, polski rząd i oskarżeni, ignorując prawne konsekwencje ludobójstwa, zbrodni wojennych, zbrodni przeciw ludzkości i czystek rasowych, zezwolili na dokonywanie tych ohydnych czynów przeciw Żydom w Polsce, kontynuując je bezkarnie -przez kilka lat, aż do momentu, gdy Żydzi poddali się z wyczerpania i opuścili Polskę, pozostawiając w niej swoje mienie.
15.Oskarżeni (Rzeczpospolita Polska, Ministerstwo Skarbu Państwa oraz John Does, czyli osoby i instytucje o nieustalonej tożsamości do chwili składania pozwu # 1-100 — przyp. red.) chcieli głównie doprowadzić do pozbawienia ofiar Holocaustu ich mienia i własności, a nie tylko przejąć i zarządzać własnością Żydów ocalałych (z Holocaustu) oraz ich spadkobierców. By urzeczywistnić ten cel, dokonywali morderstw oraz stosowali szantaż i przemoc fizyczną. W ten sposób rozwinęła się ściśle zaplanowana
akcja przeprowadzana za pomocą szantażu, przemocy, tortur, gwałtów, śmierci, która zakończyła się przymusowym wygnaniem, większości polskich Żydów zamieszkujących wówczas Polskę.
16.Po Holocauście Polska, Ministerstwo Skarbu i inni oskarżeni podjęli się rzeczywistych działań opartych o oszustwa, by przeszkodzić, opóźnić, unicestwić i uniemożliwić uczestnikom tego postępowania poznanie tak prawdy o losie ich własności,jak również pozbawić prawa do cieszenia się posiadaną własnością, pozostającą w Polsce. Te oszustwa popełnione przez Oskarżonych miały uniemożliwić uczestnikom tego postępowania zbiorowego odzyskanie i ścisłe określenie całkowitej ilości i wartości nieruchomości i innych dóbr bezprawnie im zabranych.
17.Odpowiadając na pytania uczestników postępowania zbiorowego, oskarżeni używali standardowych odpowiedzi, takich jak: własność została przekazana dobrowolnie, własność została skonfiskowana legalnie, własność została zniszczona; nie można odnaleźć dokumentów; mienie przejęto z tytułu długów,lub pretendenci do własności byli wzywani do powrotu do Polski w celu spłacenia zaległości podatkowych. Przez cały czas oskarżeni wykorzystywali przejęte mienie po ofiarach Holocaustu w celach handlowych i czerpali z tego użytkowania korzyści finansowe.
18.Wynikiem polityki realizowanej przez oskarżonych przez ponad pięćdziesiąt cztery lata było: zarządzanie mieniem, jego przejęcie oraz zyski finansowe osiągnięte przez oskarżonych w wyniku nielegalnego przejęcia mienia stanowiącego własność
powodów, do którego oskarżeni nie mieli legalnego prawa do posiadania,kontrolowania, zarządzania., utrzymywania i uzyskiwania zysków.
19. Polska, Ministerstwo Skarbu oraz inni oskarżeni zainicjowali oraz kontynuowali proces nielegalnego przejmowania, wynajmowania, sprzedawania oraz/i zezwalania na sprzedaż aktywów i własności mienia należącego do powodów, dodatkowo pozbawiając żyjące osoby i ich spadkobierców nadziei na odzyskanie ich własności. Polska także dzisiaj wystawia na sprzedaż, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i w innych państwach, mienie ludzi ocalałych z Holocaustu, włączając w to rezydencje oraz obiekty handlowe, które na mocy prawa należą do powodów.
20.Powodowie żądają zakazania Polsce, Skarbowi i innym oskarżonym dalszej sprzedaży, niszczenia, rozporządzania lub umożliwiania sprzedaży lub pozbywania się lub transferu własności należącej do nich.
21.Powodowie żądają także od Polski, Skarbu i innych oskarżonych: (i) obliczenia i zwrotu aktywów i nieruchomości sprzedanych bądź przejętych z naruszeniem prawa ich właścicieli; (ii) obliczenia i zwrotu zysków, które przynosiło to mienie oraz (iii) wypłacenia odszkodowań i kary za poniesione szkody, co zniechęci oskarżonych do przeprowadzania takich akcji w przyszłości. (...)
http://infonurt2.com/index.php?mod=article&cat=OBRONASKARBUPANSTWAPOLSKIEGO&article=836
Urocze, prawda?
SpiritoLibero
Re: Jeszcze jeden kwiatek...
4 Października, 2010 - 21:32
Z tego co czytałem to pozew został oddalony, jednak bezczelność graniczy z chamstwem.
Został oddalony
4 Października, 2010 - 21:35
http://spiritolibero.blog.interia.pl/
we wszystkich instancjach. Ale co do chamstwa to trochę za delikatnie powiedziane.
To co się ciśnie na usta nie nadaje się jednak do publikacji.
SpiritoLibero
Re: Jeszcze jeden kwiatek...
4 Października, 2010 - 22:21
???!!!
PP epko A co ta
4 Października, 2010 - 22:26
http://spiritolibero.blog.interia.pl/
rozdziawa ma znaczyć?
Pozdrawiam :)
SpiritoLibero
Spirytku...
4 Października, 2010 - 22:39
Ten pozew... szlag mnie trafił.
Ale właśnie przeczytałam Twój wpis... jak zachowywali się polscy lewacy wtedy?
"Wielki polski matematyk pochodzenia żydowskiego, profesor Hugon Steinhaus zaskoczony i rozgoryczony postawą Żydów, pisał o „olbrzymiej masie" biedoty żydowskiej, która wyległa na spotkanie bolszewików".
Jak było z "polską biedotą"?
Pozdrawiam :)
warto czytać uważnie.
4 Października, 2010 - 23:47
Uwaga prof. T.Strzembosza, że tylko 3 domy nie wywiesiły czerwonych flag, oznacza, że te trzy domy były zajęte w całości przez polską, nie komunizującą ludność.
W pozostałych domach też mogli mieszkać Polacy, ale jako lokatorzy.
Polska biedota była zawsze, zwłaszcza ta ze wsi i małych miasteczek, przywiązana do religii. Dla niej komunista to był bezbożnik.
Trzeba też pamiętać, że polska ludność na wschodzie zakosztowała "uroków" radzieckiej rewolucji, gdy hordy pijanych bolszewików szły na Warszawę. Żydzi w swej masie nie identyfikowali się z Polską jako krajem Polaków. Widzieli tę ziemię jako wymarzone miejsce dla narodu żyjącego z handlu i pośrednictwa. "Ten kraj" to przecież korytarz między wschodem a zachodem Europy, o takim miejscu od wieków marzyli. Polacy byli im tylko potrzebni w szabat, do posług.
Moje uwagi dotyczą , rzecz jasna, jedynie tej części narodu żydowskiego, który nie uważał za słuszne nawet nauczyć się polskiego języka.
W Wielkopolsce, w 1919 roku, Żydzi demonstracyjnie sprzedali swoje warsztaty, fabryki, sklepy, kamienice i majątki ziemskie by przenieść się do Niemiec. Także ci, którzy mieszkali w Poznaniu od 400 lat. Tak obmierzłą wydawała im się myśl życia pod polską władzą. Oni, którzy z szacunku dla szczątków doczesnych swoich rodaków, nie pozwolili prowadzić dalszych badań w Jedwabnym ( tak w każdym razie twierdzili) bez skrupułów sprzedawali gminom swoje kirkuty. Nie martwili się co będzie się działo ze szczątkami pochowanych tam zmarłych.
Żydzi tworzyli "sowiecki raj", byli we wszystkich władzach. Czy można się dziwić ich reakcji. Oni witali żołnierzy, którzy podlegali ich rodakom. Przecież na czele radzieckich służb bezpieczeństwa poza Dzierżyńskim byli tylko Żydzi.
Lenin też był Żydem. Oni witali swoich.
Do głowy im nie przyszło, że mogliby być lojalni wobec Polski, która ich wyraźnie uwierała. Może nie Polska, ale Polacy.
Gdyby tak Hitler postanowił wymordować Polaków i dać Żydom "ten kraj", gorliwie by mu w tym pomagali, tak jak
pomagali Stalinowi.
No i jeszcze...
5 Października, 2010 - 00:59
No i jeszcze ja jako wielkodusznie promowany przez część społeczności Niepoprawnych.pl na młodszego żydożercę chciałbym podkreślić, że w powyższej dyskusji o witaniu "wyzwolicieli" nie ma specjalnie jakiejś negatywnej oceny, tylko pokazanie faktu, że społeczność żydowska en masse bynajmniej nie była z Polską związana jak z ojczyzną. A że to komuś psuje mrzonki...
Swoją drogą w tym rozdziale pracy p. Kafla jest naszkicowane historyczne tło wydarzeń: http://egawlas.homeunix.net/spotwarzona_przeszlosc/3/index,pl.html
Pozdrawiam botanicznie.
ad Aurelia, warto czytać...
5 Października, 2010 - 17:42
cytaty z przywołanego uprzednio HG ( Drohobycz,Drohobycz)
..Żydzi się bardzo ucieszyli, że Niemcy do nas nie weszli, i ze szczerą radością witali dziadowskie sowieckie wojsko..
..kilku żydowskich chłopców wstąpiło do milicji...Hesio Josefberg ..został szefem propagandy w ratuszu...notoryczna komunistka Schillingerówna wyszła za Ukraińca analfabetę, który został deputatem do Wierchownego Sowietu...u nas jewrej, nie jewrej, odin chuj, mowili Sowieci, a żydzi z zachwytem słuchali, bo jeszcze nigdy nie doswiadczyli takiej równości...
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
(a przy okazji pozwu) - z tych samych wspomnień...
...Fredzio W...muskularny jak byk, żadnym językiem po ludzku nie mówił, został najstraszniejszym ordnerem ( żydowski kapo obozowy - przyp. mój )...Alek Madfes, został ordnerem...Mićko R, piłkarz "Betaru"..Lonek Felsen,bramkarz...wyćwiczeni, kondycja sportowa...Bronek Dauerman, rzeźnik, który znał swój fach, tam byli specjaliści...bili gdzie najbardziej boli...
...Meszko Weiss, przedwojenny ulicznik, stal na czele Raubkommando i obszukiwał zamożne domy...i inteligenci...Joel Holtzman, adwokat, Nemlich, uciekinier z zachodu, skrzypek Galotti, Maciek Ruhrberg, młody adwokat, jego teść doktor Rosenblatt, został prezesem Judernatu, a Maciek załatwiał haracze. Wykształceni, dobrze mówili po polsku i po niemiecku, mieli większy dostęp i więcej brali. Maciek, kiedy już dosyć nakradł, kupił aryjskie papiery i uciekł do Warszawy. Zapuścil bródkę i paradował jak lord. Nikt jednak się tak nie wzbogacił jak inżynier Weintraub, który sporządzał listy, kto jest niezbędny, a kto nie jest, był panem życia i śmierci. On miał swoich ekspertów, którzy wiedzieli, kto ma dolary i kosztowności...
-Nikogo z nich nie sądzono?
-Tylko jednego, w Polsce, Bronka Dauermana, ale on miał pieniądze, bo narabował się, to wziął dobrych adwokatów, którzy wydostali go na wolną stopę i zwiał do Niemiec...
chwatit!
tak nie wypada przed gojami - o szmal idzie!!
Pozdrawiam Jurysdycznie
Re: Jak mojżeszowi witali Sowietów
5 Października, 2010 - 17:52
Dokładnie wiem, jak to wyglądało, SL.
Tak się składa, że moja, niestety już świętej pamięci, babcia mieszkała wtedy w Łucku (obecnie Ukraina...).
Ale te same obrazki.
A pamięć mam dobrą i do tej pory przypominam sobie, co opowiadała.
Natomiast 5 ostatnich zdań ma się do reszty cytowanego tekstu trochę nie bardzo - gdzie II wojna, a gdzie AD 2010?
Nie za duży przeskok aby?
Albo, przepraszam, ale liczę na poczucie humoru, to takie, "Ceterum censeo Carthaginem esse delendam"? ;)