KTO STAŁ ZA TĄ HIPOTEZĄ? – 3 ZAKOŃCZENIE; Aleksander Ścios

Obrazek użytkownika Redakcja
Kraj

Publikacja za zgodą autora: http://bezdekretu.blogspot.com/

- „Dokument nie przesądza w sposób definitywny, kto inspirował zabójców księdza Popiełuszki. Ten dokument jest ciekawy dlatego, gdyż wzmacnia jedną z hipotez. Tę, według której za bezpośrednimi sprawcami zabójstwa stał gen. Milewski. Ale nie ma w niej żadnego na to dowodu.”

- „Na to jest jeszcze jeden dowód - notatka pochodząca z niepublikowanych pamiętników Wiesława Górnickiego, jednego z głównych doradców gen. Jaruzelskiego. Kilka lat temu odkrył ją prof. Paczkowski. Górnicki pisze w niej - a miało to miejsce kilka dni po zniknięciu księdza - że jest przekonany, że za tą sprawą stoi gen. Milewski. A była to notatka poufna.”

          Autorem obu wypowiedzi jest prof. Antoni Dudek. Pierwsza pochodzi z 7.10. 2004 r druga z 21.10.2008 r. Obie wypowiedzi dotyczą tego samego dokumentu: tzw. notatki mjr. Wiesława Górnickiego – byłego rzecznika prasowego rządu PRL i bliskiego doradcy Jaruzelskiego.

Notatka to zapis rozmowy, która odbyła się w Urzędzie Rady Ministrów w dniu 25 października 1984 r. Oprócz gen. Jaruzelskiego w spotkaniu uczestniczyli także szef URM gen. Michał Janiszewski i płk. Kołodziejczak - szef Kancelarii Sekretariatu KC PZPR . Podczas tego spotkania Jaruzelski wspomina "o politycznej, a może nawet osobistej odpowiedzialności tow. (Mirosława) Milewskiego za uprowadzenie, a być może i za morderstwo na osobie ks. Popiełuszki". Zebrani zastanawiali się, kto mógł być politycznym zleceniodawcą mordu na księdzu i co oznaczał fragment zeznań podejrzanego Grzegorza Piotrowskiego, który stwierdził, że miał mocodawców w aparacie państwowym. Janiszewski i Kołodziejczyk przeprowadzili selekcję podejrzanych funkcjonariuszy z Komitetu Centralnego PZPR (wówczas najwyższej władzy w Polsce) i wyszło im, że zabójstwo musiał zlecić generał Mirosław Milewski,

Nie bardzo wiadomo, dlaczego ten właśnie dokument miałby potwierdzać wersję o sprawstwie Milewskiego. Fakt, że towarzysze rozmawiali ze sobą o obciążeniu jednego z nieobecnych odpowiedzialnością za morderstwo, nie stanowi jeszcze żadnego dowodu. Wyraźnie mówił o tym Dudek w roku 2004, gdy notatka została ujawniona.

Sam Wiesław Górnicki to typowy „kapciowy” Jaruzelskiego, ideowy komunista, we wszystkim uzależniony od swego pryncypała. Jeśli nawet sporządził tego rodzaju notatkę (wszędzie mówi się tylko o kopii) to mógł napisać w niej wszystko, czego życzył sobie generał, lub to, co mu zasugerowano.

Dlatego znacznie ciekawsze od samej notatki są okoliczności, w jakich ją ujawniono oraz odegrany wokół niej spektakl medialny.

Warto na niego spojrzeć z perspektywy śledztwa w sprawie zabójstwa księdza Jerzego oraz zdarzeń, które dwukrotnie doprowadziły do odsunięcia prokuratora Andrzeja Witkowskiego. Gdybyśmy nie posiadali innych przesłanek do oceny przebiegu śledztwa, ta jedna, związana z prokuratorem Witkowskim wydaje się szczególnie charakterystyczna, bo świadczy, że ustalenia Witkowskiego były realnie groźne dla rzeczywistych sprawców i inspiratorów morderstwa.

W połowie grudnia 1990 r. w gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości zorganizowano specjalną konferencję prasową, pod szumnym hasłem "Wyjaśnić prawdę". Ówczesny minister Wiesław Chrzanowski poinformował zebranych dziennikarzy, że Departament Prokuratury wszczyna śledztwo mające wyjaśnić wszystkie okoliczności zamordowania księdza Jerzego. Sprawę miał prowadzić 38-letni prokurator Andrzej Witkowski. „Doceniam fachową wiedzę i zaangażowanie prokuratora Witkowskiego – mówił na konferencji profesor Chrzanowski. – Jestem pewien, że będzie mógł wyjaśnić do końca mord, który 6 lat temu wstrząsnął nami wszystkimi.”

Grupa śledczych bardzo szybko odkryła, że w 1984 roku prokuratura toruńska popełniła rażące błędy podczas śledztwa (m.in. brak czynności w miejscach zdarzeń takich jak Górsk i Przysiek) oraz, że do sądu skierowano akt oskarżenia zbyt szybko, nie starając się nawet wskazać przyczyn i mocodawców zbrodni. Ludzie Witkowskiego dotarli do nowych świadków, zabezpieczyli nowe dowody. Dzięki temu udało się ustalić, że zbrodnia miała przebieg zupełnie inny od oficjalnego i brało w niej udział więcej osób. W czerwcu 1991 roku Witkowski dowiedział się, że nie prowadzi już tej sprawy. Decyzję taką podjął minister Chrzanowski. Dlaczego?

Śledztwo IPN-u prowadzone po roku 2002 wykazało, że w sprawie odwołania Witkowskiego, na Chrzanowskiego najmocniej naciskał Mieczysław Wachowski – sekretarz stanu w kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy. Byli pracownicy gabinetu politycznego Chrzanowskiego potwierdzili w śledztwie, że Wachowski odwiedzał Chrzanowskiego w jego gabinecie i kategorycznie żądał odsunięcia od śledztwa Witkowskiego. Z ich zeznań wynika, że w tej samej sprawie naciskał w rozmowach telefonicznych generał Jaruzelski. Zeznali również, że domagał się tego także generał Czesław Kiszczak, który w rządzie Tadeusza Mazowieckiego zachował tekę ministra spraw wewnętrznych. Naciski miały miejsce podczas częstych spotkań służbowych członków rządu, a także w gabinecie Chrzanowskiego.

Już po powstaniu IPN, ponowną szansą na wyjaśnienie sprawy była decyzja kierownictwa Instytutu o wszczęciu śledztwa w sprawie funkcjonowania w latach 1956-1989 związku przestępczego w MSW. Główną sprawą wielowątkowego śledztwa było uprowadzenie i zamordowanie księdza Jerzego Popiełuszki. Prowadzenie śledztwa ponownie powierzono prokuratorowi Witkowskiemu, który przez dwa i pół roku ujawnił wiele istotnych faktów pozwalających odtworzyć faktyczny przebieg zbrodni. To właśnie wówczas śledczy odkryli, że Waldemar Chrostowski – kierowca księdza – był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "Desperat", a za pomoc w zbrodni 3 lata później wziął od MSW pieniądze w wysokości kilkuletniej wówczas średniej pensji.

W październiku 2004 roku miała zostać zwołana konferencja prasowa, podczas której śledczy chcieli poinformować dziennikarzy o swoich ustaleniach w sprawie zbrodni. Tydzień wcześniej Witkowski przedstawił swoim zwierzchnikom dalszy plan śledztwa. Zamierzał skierować sprawę do sądu, a pierwszym oskarżonym miał być generał Czesław Kiszczak, drugim – Waldemar Chrostowski.

14 października 2004 r. – pięć dni przed planowaną konferencją prasową – Andrzej Witkowski dowiedział się, że nie będzie kontynuował dochodzenia. Decyzję taką podjął osobiście ówczesny szef pionu śledczego IPN – prof. Witold Kulesza. Kilka godzin wcześniej, w zaciszu swojego gabinetu, prokurator Kulesza odbył rozmowę z Piotrem Zającem – szefem lubelskiego oddziału IPN. Wiceszef Instytutu naciskał, aby Zając poinformował, że to on, a nie Kulesza zdymisjonował Witkowskiego. Zając odmówił. Wrócił do Lublina, o przebiegu rozmowy poinformował swoich podwładnych i tego samego dnia podał się do dymisji. Najbardziej wymowny jest fakt, że kilka dni wcześniej do Kuleszy wpłynął formalny wniosek o odwołanie Witkowskiego. Autorem wniosku był… generał Czesław Kiszczak.

Natomiast w „liście otwartym do prezesa Instytutu Pamięci narodowej w sprawie zabójstwa ks. Popiełuszki” ze stycznia 2003 roku Kiszczak napisał m.in.:

Z zażenowaniem i oburzeniem obserwuję doniesienia prasowo-telewizyjne o podjętych przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego próbach podważenia kolejnych wyroków sądów w sprawie zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. W ostatnich dniach apogeum wrzawy propagandowej zostało osiągnięte, kiedy nagłośniono - wbrew bezspornym faktom i ustaleniom prokuratury, Sądów Okręgowych (Wojewódzkich) w Toruniu i Warszawie oraz Sądu Najwyższego - że ks. Jerzy Popiełuszko nie został pozbawiony życia 19.10.1984 r., lecz 6-7 dni później, tj. 25 lub 26.10.1984 r. Przy tym nie w rejonie Torunia i Włocławka, lecz w Kazuniu k. Modlina, i że sprawcami nie są Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala, Waldemar Chmielewski oraz Adam Pietruszka, który ich inspirował i osłaniał. W aluzyjnej, ale czytelnej medialnie formie prokurator Witkowski sugeruje, że inspiratorzy byli usytuowani znacznie wyżej. [...]Niedorzeczne pomysły i praktyki Witkowskiego zostały dostrzeżone przez ministra sprawiedliwości-prokuratora generalnego, prof. Wiesława Chrzanowskiego, więźnia stalinizmu, który pod koniec 1991 r. odsunął go od tej sprawy i skierował do Lublina. [...]Prasa inspirowana przez Witkowskiego pisze przeróżne brednie.”

Trudno o lepszą rekomendację dla prokuratora, który nigdy w swojej karierze nie przegrał żadnej sprawy - jak ta wystawiona przez tchórza w generalskim mundurze, czyniącego zabiegi, by uniknąć odpowiedzialności karnej. Państwo prawa doceniłoby pracę Witkowskiego. Jednak nie III RP, bo i tym razem Kiszczak zdecydował o losie śledztwa.

Przejął je po Witkowskim prok. Przemysław Piątek, który  - dla odmiany - w swojej karierze nigdy nie sformułował aktu oskarżenia przeciwko jakiemukolwiek esbekowi. Po roku ataków personalnych na swojego poprzednika, Piątek doprowadził sprawę w ślepy zaułek i do dnia dzisiejszego nikt już nie wspomina o postawieniu przed sądem Kiszczaka czy Jaruzelskiego.

           Ujawnienie notatki mjr. Górnickiego przypada właśnie na październik 2004 roku. Całkiem niespodziewanie odkrył ją na początku października profesor Andrzej Paczkowski. Notatka Górnickiego spoczywała w jego prywatnym archiwum i według woli autora miała być ujawniona dopiero 20 lat po jego śmierci. Górnicki zmarł w 1990 roku, w ostatnich miesiącach życia pracował jako felietonista w "Nie" Jerzego Urbana.

- „Wszedłem w jej posiadanie i zdecydowałem, że w związku z przypadającą w tym roku 20. rocznicą męczeńskiej śmierci księdza trzeba ją upublicznić” – wyjaśniał w roku 2004 prof. Paczkowski fakt ujawnienia dokumentu. Jak profesor wszedł w posiadanie tej notatki – nie wiadomo. Do jej ujawnienia doszło w dość spektakularnych okolicznościach, bo na warszawskiej promocji książki pt. "Ksiądz Jerzy Popiełuszko" autorstwa Ewy Czaczkowskiej i Tomasza Wiścickiego, w której powtórzono niemal bezkrytycznie esbecką wersję z procesu toruńskiego, w wielu miejscach atakując ustalenia prokuratora Witkowskiego.

Ujawnienie notatki przez prof. Paczkowskiego wywołało burzę medialną. TVN 24 w co półgodzinnych serwisach podawało informacje na ten temat. Wiadomość stała się również pierwszą w „Informacjach” Polsatu, „Faktach” TVN, „Wiadomościach” TVP 1, „Panoramie” TVP 2. Większość mediów piała z zachwytu, jakoby winny zbrodni został znaleziony, a gen. Jaruzelski nazwał ją "trzęsieniem ziemi".

W programie TV1 „Prosto w oczy” 6.10.2004 prof. Paczkowski i gen. Jaruzelski doszli do wspólnego wniosku, że „nie ma dowodów na to, by stwierdzić, że zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki było inspirowane z Moskwy”. Według Paczkowskiego, ujawniony przez niego dokument "dla postępowania procesowego nie ma większego znaczenia". Natomiast Jaruzelski odpowiadając na pytanie, kto mógł być inspiratorem uprowadzenia i zabójstwa księdza Jerzego odpowiedział: "ja po dziś dzień nie wiem czy był inspirator i kto nim był".

Jednym z historyków IPN, którzy treści notatki nie uznali za dowód przeciwko Milewskiemu, ale za poszlakę, potwierdzającą tylko jedną z hipotez był Jan Żaryn. Stwierdził wówczas, że „jest bardzo prawdopodobne, że to nie Milewski, ale Jaruzelski i Kiszczak byli doskonale poinformowani o przebiegu całej operacji.” Wyraził tylko wątpliwość, czy zbrodnia była zaplanowana w 100 proc. i czy miała się zakończyć śmiercią księdza Jerzego.

Jestem przekonany, że dokument w sposób istotny może uzupełnić informacje, którymi dysponuje prokurator.” – orzekł natomiast prezes IPN prof. Leon Kieres. Co ciekawe - ostrożnie wypowiedział się prezydent Aleksander Kwaśniewski, twierdząc, że „notatka jest zapisem stanu ducha, a nie faktów, które mają dziś wagę historyczną. Radzę dużą ostrożność”.

Witold Kulesza, szef pionu śledczego IPN podkreślił, że „dopiero po otrzymaniu od prof. Paczkowskiego oryginału notatki sporządzonej przez płk. Wiesława Górnickiego prokurator będzie mógł ustalić, czy czyny, za które gen. Mirosław Milewski miałby ponieść wówczas odpowiedzialność polityczną, mogą być uznane za przestępstwa. Kodeks nie zna bowiem pojęcia sprawstwa politycznego przestępstwa”

Ciekawa jest reakcja prof. Paczkowskiego. Otóż profesor oskarżył media o nadinterpretację jego wypowiedzi. Zarzucił też mediom, niepotrzebne rozpętanie burzy wokół dokumentu i zapowiedział, że nie może przekazać notatki prokuratorowi IPN, ale ujawni jej treść podczas ewentualnego przesłuchania. Paczkowski nie chciał też powiedzieć, kto jest posiadaczem oryginału notatki. W rozmowie z „Rzeczpospolitą” w dniu 7.10. 2004 profesor na pytanie – czy opublikuje cały dokument – odpowiedział: „nie mam ani takiego obowiązku, ani powodów ku temu. Kontekst notatki dotyczy historii wewnątrzpartyjnej, a nie zabójstwa ks. Popiełuszki” i dodał : „Nie przekaże go.- Kopię mogę przekazać, ale nie wiem, czy wskażę miejsce przechowywania oryginału.”

Moim zdaniem, okoliczności ujawnienia dokumentu mogą budzić uzasadnione obawy, czy nie dokonano tego pod wpływem postępu śledztwa prokuratora Witkowskiego. Za wielce dyskusyjne i podważające wiarygodność dokumentu można uznać zachowanie profesora Paczkowskiego, który z nieznanych powodów odmówił ujawnienia oryginału notatki oraz wskazania, jak wszedł w jej posiadanie.

Nie przeszkodziło to jednak w traktowaniu tego dokumentu jako w pełni wiarygodnego i posługiwania się nim dla uwierzytelnienia tezy o odpowiedzialności Milewskiego.

Odtąd wielu publicystów i historyków (w tym Antoni Dudek) przywołują notatkę Górnickiego, choć jej sens (znany tylko z pośrednich przekazów) w niczym nie uprawnia do traktowania jej jako dowodu. W 2004 roku Antoni Dudek sam wyraził taki pogląd. Cztery lata później przywołał notatkę, już jako argument dla wsparcia swojej hipotezy.

We wpisie na Salonie 24, w przeddzień beatyfikacji księdza Jerzego, argument z notatki się nie pojawia, ale prof. Dudek wykazuje znacznie większą pewność, że jego interpretacja zdarzeń z roku 1984 jest sensowna i zgodna z prawdą historyczną. Jeśli nawet pisze o spekulacji i wątpliwościach, to z samego tekstu oraz komentarzy przebija co innego.

 

Choć sprawą zabójstwa księdza Jerzego interesuję się od wielu lat, nie znalazłem nigdy żadnego racjonalnego wyjaśnienia dla hipotezy forsowanej przez Antoniego Dudka. Miałkie argumenty z błędnego wnioskowania z maksymy: „Cui bono? Cui prodest” nie mogą zastąpić rzetelnych prac historyków i działań śledczych. Wszystko, co wiemy dziś o sprawie, a w szczególności wiedza o fałszowaniu procesu toruńskiego i wieloletnich kombinacjach operacyjnych w celu „zabezpieczenia oskarżonych i świadków” tego procesu świadczy, że Kiszczak i Jaruzelski byli zainteresowani narzuceniem jednej, oficjalnej wersji. Na przestrzeni lat utrwalono ją przy współudziale ludzi „opozycji demokratycznej” i wielu hierarchów Kościoła. Również dla historyka Dudka, jak stwierdził w roku 2008 wersja procesu toruńskiego „wydaje się najbardziej prawdopodobna”.

W Biuletynie IPN10 /2004, Tomasz Chinciński w artykule "Na tropach prowokacji" napisał o dokumencie przejętym wówczas przez IPN. Był to „Plan czynności śledczych w sprawie zaginięcia ks. Jerzego Popiełuszki” z 22 października 1984 r. sporządzony przez naczelnika Wydziału Śledczego WUSW w Toruniu ppłk. Eugeniusza Gawrońskiego, w którym sformułowano kilka wersji na temat porwania księdza.

Jako pierwszą wersję przyjęto, że „uprowadzenie ks. J. Popiełuszki jest prowokacją polityczną ekstremy byłej »Solidarności« i osób powiązanych z klerem, niezadowolonych ze stabilizacji sytuacji w kraju i w celu odwrócenia uwagi od zabójstwa zakonnika w Warszawie – odbyło się za wiedzą ks. J. Popiełuszki”. Druga hipoteza wymyślona przez SB zakładała, że „uprowadzenie ks. Popiełuszki jest prowokacją o zabarwieniu politycznym ekstremy byłej »Solidarności« niezadowolonej ze stabilizacji życia w kraju oraz w celu skompromitowania organów spraw wewnętrznych i odbyło się bez wiedzy osób zatrzymanych, tj. ks. J. Popiełuszki i W. Chrostowskiego”. W trzeciej wersji sugerowano, że „uprowadzenie ks. Popiełuszki zostało dokonane przez członków nielegalnie działającej grupy przestępczej, np. organizacji »Antysolidarność«, jako zemsta na księdzu, który czynnie popierał »Solidarność«”. Brano także pod uwagę taką możliwość, że „organizatorem porwania ks. Popiełuszki jest wywiad jednego z państw zachodnich, zainteresowany dalszą destabilizacją życia kraju”. Ostatnie przypuszczenie zakładało, że „uprowadzenia dokonała grupa przestępcza, wywodząca się z elementu kryminalnego, w celach rabunkowych, uzyskania okupu lub na zlecenie działaczy byłej »Solidarności« w zamian za korzyści materialne”.

Jeśli zatem wiemy, że SB po kierunkiem Kiszczaka od początku planowała sprowadzenie śledztwa na fałszywe tory – czy nie jest to dostateczną przesłanką, by oficjalną wersję toruńskiej farsy oceniać w tych samych kategoriach dezinformacji?

Jej integralną częścią była teza o „prowokacji” przeciwko Jaruzelskiemu i walkach „twardogłowych” z „liberałami”. Fakt, że władza komunistyczna, choć nie cofała się przed sporządzeniem fałszywych dowodów i poszlak, nigdy nie wskazała na żaden „dowód” winy Milewskiego powinien jednoznacznie wskazywać, że takich dowodów nie było, a nawet – nie można było ich spreparować.

Wojciech Sumliński w artykule „Kto stoi za śmiercią księdza?” z 2006 roku napisał:

W zaciemnianiu tej prawdy bierze udział wiele osób:  ci, którzy brali udział w zamordowaniu księdza Jerzego bądź w wydarzeniach z nią związanych; ci, którzy później zacierali ślady tej jednej z najgłośniejszych zbrodni PRL; ci, którzy obawiają się, że w toku wyjaśniania tej zbrodni wyjdzie na światło dzienne prawda o ich ponurej przeszłości. Niestety – również ludzie dobrej woli, którzy – często z jak najbardziej uczciwych, ale mylnych pobudek – obawiają się, że odkrywanie prawdy o morderstwie na księdzu Jerzym może opóźnić Jego beatyfikację. Również te środowiska, które sądzą, że postawa niektórych osób na przełomie lat 80. i 90. może zmazać ich wcześniejsze winy, czyli przyzwolenie na zbrodnie dokonywane prze komunistyczny aparat bezpieczeństwa. Wreszcie – nieudolni oficerowie śledczy i prokuratorzy, z winy których w ostatnich latach śledztwo w sprawie morderstwa na ks. Jerzym ugrzęzło w martwym punkcie”.

Efektem zaciemniania prawdy był nawet taki pogląd (forsowany przez „Gazetę Wyborczą”) jakoby podważanie ustaleń z roku 1984 były działaniem w interesie zabójców i inspiratorów zbrodni, i w rezultacie przynosiły więcej szkody, niż pożytku. Podobnej wagi argumentem, był ten o zagrożeniu dla procesu beatyfikacyjnego, jakie miałoby wynikać z ustalenia innej niż oficjalna daty śmierci ks. Jerzego.

Jeżeli w opinii publicznej utrwali się przekonanie o tym, że za tę zbrodnię skazano niewłaściwe osoby to będzie triumf morderców- podkreśla prof. Witold Kulesza, do 2006 r. szef pionu śledczego IPN badającego sprawę śmierci księdza.

Byłoby nieszczęściem, gdyby np. teraz wznowiono proces na podstawie teorii o śmierci 25 października. Oczyszcza ona Piotrowskiego, Chmielewskiego i Pekalę, bo zatrzymano ich 3 dni wcześniej. Skończyłoby się na umorzeniu sprawy z powodu niewykrycia sprawców i oczyszczenia tych, którzy w tym procesie zostali skazani-podkreśla b. szef pionu śledczego IPN.” –wtórował mu wówczas mecenas Krzysztof Piesiewicz, jeden z oskarżycieli posiłkowych w procesie toruńskim.

Fakt, że po dwudziestu kilku latach tą samą sofistyczną retoryką posługują się komunistyczny oprawca Kiszczak, szef pionu śledczego IPN oraz oskarżyciel z procesu toruńskiego dowodzi, że III RP nigdy nie wyjaśni tajemnicy śmierci księdza Jerzego.

„Ta sprawa jest jak wyjście z portu na szerokie morze.” – napisał kiedyś na tym blogu Wojciech Sumliński.

Hipotezy zaciemniające obraz zdarzeń, korzystne dla Jaruzelskiego i Kiszczaka trzymają nas w tym porcie kłamstw i obłudy. Historycy, którzy je powielają powinni zdawać sobie sprawę, że przyjdzie czas, gdy dłużej nie da się trwać przy historii pisanej w gabinetach sekretarzy partyjnych i esbeków.

 
 
 
Źródła:
 

Biuletyn IPN10 /2004, Tomasz Chinciński "Na tropach prowokacji"

Brak głosów

Komentarze

Nie wierzę, aby ta zbrodnia była kiedyś wyjaśniona do końca. Nie wierzę, aby wyjaśniono i kiedykolwiek ukarano zabójców Słóg Bożych, ks. Niedzielaka, ks.Suchowolca, ks.Zycha i wielu innych. Bo należą one do tej kategorii mordów, których winowajcy zrobią wszystko, aby zniszczyć każdą nitkę prowadzącą do kłębka. NIestety, w tym procederze pomagają też pożyteczni idioci, jak wykazał PT Autor.
To, że być może nie postawimy przed niezawisłym sądem i w stan oskarżenia wszystkich zbrodniarzy nie znaczy, że mamy odpuścić i nie drążyć dalej.
Trzeba drążyć choćby po to, aby pamięć o ofiarach się nie zatarła i żeby kolejne pokolenia Polaków znały swoich bohaterów.
A także zdrajców.

Vote up!
0
Vote down!
0

Ursa Minor

#65668

Pozwole sobie przytoczyć trzy cytaty z Pańskiego opracowania, (oczywiscie kontekst kazdy może znaleźć sam):

1.Nie mogło być mowy o żadnej dowolności, autonomii działania, bądź walce służb.

2.Hipoteza dotycząca udziału w morderstwie KGB jest zupełnie absurdalna, gdyż Rosjanie ze względu na stan swoich spraw międzynarodowych są żywotnie zainteresowani wyciszeniem problemu polskiego i nie zaognialiby go teraz, tym bardziej kosztem najbardziej od ćwierćwiecza proradzieckiej ekipy rządzącej w Polsce.

3.Fakt, że władza komunistyczna, choć nie cofała się przed sporządzeniem fałszywych dowodów i poszlak, nigdy nie wskazała na żaden „dowód” winy Milewskiego powinien jednoznacznie wskazywać, że takich dowodów nie było, a nawet – nie można było ich spreparować.

ad 1. Teza zupelnie błędna, służby te zawsze ze soba konkurowały (walczyły o wpływy i pieniadze) i robia to dalej.

ad 2. Nie rozumiem

ad 3. J.w., chyba, że nie mozna było działać wbrew Moskwie.

Takie mocne zaangażowanie w obronę Milewskiego po to tylko żeby wykazać błąd prof.Dudka wydaje mi się dziwne, bo nie podejrzewam przecież innych
Pana intencji.
Podzielam Pańską wiarę w niemożność ukrycia prawdy, chociaż ja jej pewno nie doczekam.

Z poważaniem

cui bono

Vote up!
0
Vote down!
0

cui bono

#65701