Dlaczego ateuszy nie obrażają wróżki?
Albo może inaczej: dlaczego ateuszy obraża cokolwiek nieracjonalnego?
Dla osób nie uległych łasce wiary krzyż tudzież inne instrumentarium religiantów jest – a raczej powinno być – całkowicie transparentne. Krzyż na ścianie urzędu czy szkoły to przecież dla nich dwa kawałki przesuszonego drewna z pokemonem pośrodku, a zatem artefakt całkowicie obojętny emocjonalnie. No, może nie do końca obojętny, jako że jest to potencjalna okazja do okazania swej dumnej racjonalności umysłowej połączonej z poczuciem bezgranicznej wyższości nad ciemniakami, którzy wierzą w duchy. Niemniej – emblemat katoli nie jest powodem do bólu wątroby, przecież zdaniem ateistów krzyż to symbol pusty i pozbawiony prawdziwej treści: Boga nie ma.
Oczywiście zachodzi tu jeszcze jeden, całkiem wymierny problem – trudno ateuszom rywalizować z krzyżem z powodu braku własnego symbolu niewiary. Pusta ściana to identyfikacja raczej mało wymowna, szczególnie w porównaniu z wyzywającą prostotą skrzyżowanych patyków. Łączę się w bólu z ateistami, niemniej uprzejmie zauważam, iż jeśli konkurencyjny symbol uwiera, to należy wymyślić własny, a nie po bolszewicku zakazywać rywalom używania własnego.
Nie w tym jednak rzecz.
Dlaczego niewierzących w ogóle krzyż denerwuje? Skoro według nich Bóg nie istnieje, to i jego skrzyżowany odsyłacz także nie niesie żadnej rzeczywistej wartości. Jeśli ktoś nie interesuje się piłką nożną, to biała litera L na czarnej tarczy nie wywołuje w nim żadnej emocji (co innego, jeżeli jest się wyznawcą białej gwiazdy na czerwonej tarczy, lecz tej właśnie zależności ateusze się zapamiętale wypierają). Nie chodzi także o spór racjonalności z wiarą, jako że nigdy nie słyszałem, aby wojujący ateiści obruszali się na istniejące w przestrzeni publicznej inne przykłady uwstecznienia na rozumowy ogląd świata w postaci wszechobecnych w kolorowych pisemkach horoskopów, reklam wróżek i jasnowidzów, płatnych linii telefonicznych oferujących podgląd przyszłości czy po prostu polityków obiecujących gruszki na wierzbie. Gdyby ktoś powiesił w szkole podstawowej nr 345 reklamę wróżki Jasnowidki albo aktualizowany co tydzień horoskop w Urzędzie Gminnym – to, mogę się założyć, żadnemu ateuszowi do głowy by nie przyszło protestować. Ciekawe dlaczego.
W tym momencie niewierzący gromko protestują – tu chodzi o poszanowanie światopoglądu! Rzekomo krzyż na ścianie godzi w „prawo” do czegoś tam. Dziwna argumentacja – skoro ateiści nie posiadają swojego symbolu, to pusta ściana staje się wówczas kontrapunktem dla ściany z krzyżem, a tym samym zaborczą demonstracją ateuszowego światopoglądu. Pusta ściana nie jest neutralna!Pusta ściana to dyktat jednej grupy nad drugą. Ściana ozdobiona krzyżem takim dyktatem nie jest, ponieważ nie zajmuje całości powierzchni – niewierzący mogą sobie spokojnie uważać, że metraż nie zajęty przez symbol chrześcijaństwa należy do nich. Trochę to może metrycznie niesprawiedliwe, niemniej nie sądzę, by katole byli na tyle małostkowi, by się o to spierać. Im mały krzyżyk wystarczy. A ateuszom mało 99,99% powierzchni, domagają się całych 100% jednocześnie bezdusznie ględząc o „wolności wyznawania własnego etc.”
Wracając do przykładu z emblematem Legii Warszawa – jeśli coś takiego powieszę w szkolnej klasie, to ludzie nie interesujący się sportem obrażeni jego widokiem być nie powinni, bo niby dlaczego? Spokojnie sobie wiszący znaczek czegokolwiek nie ma przecież właściwości ofensywnych, do niczego nie zmusza. Nawet patrzenie nań nie powoduje pękania oczu. Własny światopogląd jest bezpieczny. Zresztą, jeśli ktoś jest aż takim miłośnikiem wolności wszelakich światopoglądów, to nie powinien przeciwko krzyżom protestować, lecz cieszyć się, że istnieje różnorodność. Oponować mogą jedynie ci, których światopogląd” jest na tyle niestabilny, że grozi mu krach z powodu spojrzenia na symbol światopoglądu konkurencyjnego. Czyli coś w rodzaju bazyliszkowego spojrzenia, tyle że a rebours. Jeśli to prawda, to oznacza to, iż ateizm przegrywa z wiarą walkowerem…
A zatem – wrogom krzyża wcale nie chodzi o zachowanie przestrzeni dla każdego poglądu. Gdyby tak było, to bez trudu zmieściliby się ze swoim antyreligianckim światopoglądem obok katoli. Tu nie chodzi o modus vivendi, lecz zepchnięcie przeciwnika na suburbia przestrzeni publicznej, o wyeliminowanie wroga, o usunięcie go sprzed swojego widoku. Ateusze zachowują się jak tak zwani pseudokibice – ich celem nie jest kibicowanie rozgrywkom, lecz spuszczenie łomotu każdemu, kto przeciw nim.
PS. To pisałem ja, xiazeluka, niewierzący.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1312 odsłon
Komentarze
Re: Dlaczego ateuszy nie obrażają wróżki?
19 Listopada, 2009 - 09:03
Dlaczego ateusze tkwią w nas samych .
Re: Re: Dlaczego ateuszy nie obrażają wróżki?
19 Listopada, 2009 - 16:08
Uważam, że to nie ateiści walczą z teistami, ale antyklerykaliści z Kościołem Katolickim. Przy takim założeniu wszystko staje się jasne. Właściwe słowa dają właściwy obraz sytuacji.
XL
19 Listopada, 2009 - 21:02
bo to nie są ateiści, tylko antyteiści, inna kategoria bytów mylnie często pomijana.
pozdrawiam
Kirker prawicowy ekstremista
Kirker prawicowy ekstremista
Re: Dlaczego ateuszy nie obrażają wróżki?
19 Listopada, 2009 - 23:48
Bo to nie jest kwestia wiary, ale kwestia wychowania i kultury wyniesionej z domu
Andrzej.A - agnostyk
Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A