Jak rozumieć 13 grudnia?
Prowokacjom, zwłaszcza dobrze przygotowanym można ulec, ale ważniejsze jest jak wykorzystać je do swoich celów. Tak było ze strajkami w sierpniu 1980 r. Sprowokowały je władze, ale akcja wymknęła się spod kontroli. Powstała nie tylko „Solidarność”, ale cały naród zorganizował się w niezależne od władzy struktury. Nawet PZPR przeżyła ruch odnowy zwany „poziomkami”. Zaczęły się tworzyć struktury poziome, a w Katowicach nawet w wyborach do Plenum KW PZPR „poległ” dotychczasowy antysolidarnościowy I Sekretarz Żabiński. W województwie katowickim na czele dwóch komitetów powiatowych stanęli I sekretarze, którzy po 13 grudnia rzucili legitymacje partyjne.
Przesilenie marcowe po „Prowokacji Bydgoskiej” sprawiło, że władza zdała sobie sprawę nie tylko z potęgi „Solidarności”, ale i z tego, jak kruche ma struktury w zakładowych Podstawowych Organizacjach Partyjnych (POP). Wysyłały one w marcu 1981 r. uchwały popierające strajk generalny. Adam Michnik jeździł po prawie wszystkich MKZ –tach (zarządy wojewódzkie „Solidarności”) i próbował zaszczepiać myśl o finlandyzacji Polski oraz komunizmie z ludzką twarzą. Nie wiem, jak w innych regionach mu się powiodło, w Katowicach miał pecha do rozmów z panem Adamem wystawiono mnie. Zapis mojej odpowiedzi jest w mojej teczce w IPN. Powiedziałam wprost, że mnie to nie interesuje – walczę o niepodległą i wolną od komunizmu Polskę.
Komuniści próbowali przejąć agenturalnie władze „Solidarności” podczas wyborów w 1981 r. Były to pierwsze wolne wybory od wybuchu II wojny światowej. I znowu zamierzeń nie udało się im zrealizować. Jedynie 20% wśród delegatów stanowili agenci - TW. W skład Zarządów Regionów weszło poniżej 10%. Mogli skłócać, ale nie rządzić.
Nad różnymi wariantami „pierestrojki” pracowano w Moskwie już od początku lat 70. XX w. Oczywiście z różnym natężeniem. Należało na polecenie towarzyszy z Kremla coś z tą „Solidarnością” zrobić. W Moskwie brano nawet pod uwagę jakąś formę dogadania się. Pisał o tym w książce „Moskiewski Proces” Władimir Bukowski na podstawie dokumentów, do których miał dostęp za rządów Jelcyna.
Jaruzelski jednak postawił na rozwiązanie siłowe. Nie udało się podmienić w „Solidarności” elit - tych niekonstruktywnych na konstruktywne, więc wprowadzono stan wojenny. Przyznał to wprost gen. Czesław Kiszczak na konferencji Ministrów Spraw Wewnętrznych Krajów Demokracji Ludowych w Pradze w 1983 r. Główne tezy wystąpienia tow. generała z Polski zapisał w swym sprawozdaniu towarzysz z NRD. Raport znajduje się w archiwach Instytutu Gaucka.
Była to kolejna rozprawa z polskimi elitami. Pomyślmy jakby teraz Polska wyglądała, gdyby nie podmiana elit w „Solidarności”! Nie byłoby Geremków, Buzków, Krzaklewskich, Mazowieckich itp.
Z dokumentów PZPR wynika jednak, że już wtedy istniały dwie Polski. Była wtedy „sekta chłodni”, która wierzyła, że „Solidarność” lada moment wymorduje wszystkich komunistów. Wmawiano, że będą mrożeni w chłodniach. W niektórych siedzibach komitetów miejskich PZPR przygotowywano worki z piaskiem dla obrony. Trudno w to uwierzyć, ale istniały wtedy jakby niezależne dwa światy. Nie przenikały się. Biuletyny partyjne, tajne szkolenia, a i media podgrzewały atmosferę konfrontacji. Nie można się więc dziwić funkcjonowaniu w III RP „sekty pancernej brzozy”, podczas, gdy większość społeczeństwa chce wiedzieć - co się właściwie w Smoleńsku wydarzyło i dlaczego.
13 grudnia było dla wielu, nie tylko działaczy, przejściem walki o niepodległość Polski do konspiracji. Najważniejszym zadaniem udowodnić, że bezpieka nie jest wszechwładna i wie tylko tyle, ile jej kapusie doniosą. Budowaliśmy społeczeństwo alternatywne.
Wielu ludzi, których nie udało się patrolom Jaruzelskiego pojmać w nocy z 12/13 grudnia 1981 r. zaczęło się ukrywać. Wystawiono za nimi listy gończe. Na Górnym Śląsku oprócz mnie ukrywało się i działało w podziemiu jeszcze dwóch kolegów. Bezpiece nie udało się nas złapać przez przeszło 9 lat. Na Śląsku było najwięcej aresztowanych, ale i tu opór był największy. Na kopalniach polała się krew - byli zabici (KWK „Wujek”) i ranni (KWK „Manifest Lipcowy”). Dwa tygodnie trwał strajk pod ziemią na kopalniach „Ziemowit” i „Piast”. Przeszło 10 dni strajkowała „Huta Katowice”. To na Górnym Śląsku działała grupa wysadzająca pomniki wdzięczności Armii Sowieckiej (Wodzisław).
W 1986 r. plan pierestrojki w Moskwie był już gotowy. W 1987 r. wyszli na wolność w Związku Sowieckim wszyscy więźniowie polityczni. To Kreml wymusił na swoich wasalach „pierestrojki” - czyli przebudowy. Należało tak zmieniać, aby niczego nie zmienić. W Polsce poszło najłatwiej. W Magdalence dogadali się oficerowie prowadzący ze swoją agenturą, oczywiście było też tam kilku pożytecznych idiotów. Nie chciano słuchać ostrzeżeń organizacji niepodległościowych. Straszono, że „oszołomy” chcą rozlewu krwi itp.
Rozleciał się dzięki wspólnej walce wielu ujarzmionych narodów Związek Sowiecki. Polacy odegrali w tym niepoślednia rolę. Kto jednak słyszał w Polsce o tej garstce zapaleńców?
Polska dostała od historii swoje 5 minut. Mieliśmy 10 lat na umocnienie państwa, zanim Rosja nie zacznie znowu odbudowywać swego imperium W ciągu tych lat, kolejne rządowe ekipy pozbyły się niemal całego przemysłu i postawiły armię w stan likwidacji, zaciągając przy tym niebotyczne długi.
Oto mamy teraz okrągłostołową III RP. Jest ona kontynuacją prawną PRL. Byli UBecy otrzymują kilkutysięczne apanaże, a walczący o wolną Polskę zostali skazani na głodowe emerytury. Nie zalicza się im jako lata składkowe do wymiaru emerytury czasu, gdy ukrywali się i pracowali w podziemiu. Górnicy, których po wyrokach wyrzucono z pracy na kopalni, nie otrzymują takich gratyfikacji, jak ich koledzy, którzy pracy nie stracili. Osoby ukrywające się, które potraciły mieszkania i cały dobytek nie mają prawa do żadnych odszkodowań.
W III RP władze przejęli wytypowani przez komunistów konstruktywni opozycjoniści, którzy poszli na układ – podzielimy się władzą i majątkiem. Tak się zaczęła grabież i dewastacja Polski. Patrioci zostali skazani na zamilczenie. Do dziś nie znają się nawet między sobą. Wielu z nich zostaje wręcz „wdeptywanych w glebę”, bo przecież są niebezpieczni dla panoszącej się hołoty. Jak długo żołnierze wyklęci czekali na należne im miejsce w panteonie bohaterów? Iluż AK-owców umiera w przytułkach, iluż działaczy „Solidarności” popełniło z biedy samobójstwa? Jak długo czekała Polska, by głos Anny Walentynowicz i Andrzeja Gwiazdy mógł się przebić przez jazgot „poputczików”.
Współczesne łże-elity nie wierzą w Polskę, nie poświęcają się dla niej, myślą jedynie o sobie i o apanażach. Liżą ręce panów w Moskwie i Berlinie - kto lepiej po plecach chłoptysia poklepie.
Tego wam kundle i zdrajcy nie wybaczę, bo wybaczyć nie mogę, przez krew przelaną naszych przodków i braci!
Artykuł ukazał się na portalu SDP.PL. http://www.sdp.pl/jak-rozumiec-13-grudnia-artykul-jadwiga-chmielowska
http://wpolityce.pl/artykuly/42601-jak-rozumiec-13-grudnia-nie-udalo-sie-podmienic-w-solidarnosci-elit-tych-niekonstruktywnych-na-konstruktywne-wiec-wprowadzono-stan-wojenny
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2347 odsłon
Komentarze
Re: Jak rozumieć 13 grudnia?
13 Grudnia, 2012 - 09:18
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/ziemkiewicz-wolta-walesy-musiala-byc-dla-generalow,1,5326493,wiadomosc.html
Ziemkiewicz: wolta Wałęsy musiała być dla generałów kompletnym zaskoczeniem
- Większość Polaków nie wie na czym naprawdę polegał stan wojenny. Naprawdę polegało to na przetrąceniu kręgosłupa rodzącej się demokratyzacji - powiedział w pierwszej części wywiadu z Onetem Rafał A. Ziemkiewicz. Dodał, że "generałowie byli pewni, że Lech Wałęsa, którego agenturalne papiery mieli przecież w ręku, pójdzie na współpracę. Jego wolta musiała być dla nich kompletnym zaskoczeniem".
Z Rafałem A. Ziemkiewiczem - pisarzem, publicystą, autorem m.in. "Myśli Nowoczesnego Endeka", "Polactwa", "Wkurzam Salon" - rozmawia Jacek Nizinkiewicz.
Jacek Nizinkiewicz: Wybiera się Pan 13 grudnia pod dom generała Jaruzelskiego?
Rafał A. Ziemkiewiczem: Nie, bo będę w Kielcach. I tam zamierzam wziąć udział w marszu rocznicowym organizowanym przez narodowców.
- Dlaczego
- Bo to jest ważna data i ważne żeby ludzie, zwłaszcza młodzi, pamiętali co się wtedy stało.
- A myśli Pan, że nie pamiętają?
- Czasami mam wrażenie, że nie pamiętają co się wydarzyło w roku 2010.
- Do roku 2010 i lat ostatnich jeszcze wrócimy. Zna Pan sondaże, które mówią, że większość Polaków uważa, że stan wojenny wprowadzono słusznie?
- To jest właśnie skala nieznajomości tego, co się naprawdę wtedy działo. Większość Polaków nie wie na czym naprawdę stan wojenny polegał.
- A na czym naprawdę polegało?
- Naprawdę polegało to na przetrąceniu kręgosłupa rodzącej się demokratyzacji. To znaczy ruchowi "Solidarności", który mógł trwale zmienić nie tylko Polskę, ale i Europę.
- I zmienił.
- Nie w taki sposób, w jaki mógł to zrobić. Mógł być ruchem narodowego odrodzenia i, jak powiedziałem, demokratyzacji. Polacy przebudzili się wtedy do szerokiego wyłaniania swych przedstawicielstw, do organizowania się, do aktywności obywatelskiej. I, co jednoznacznie wynika z badań historyków, Rosja sowiecka w zasadzie pogodziła się już z tym, na co się zgodziła 10 lat później. Te wyniki badań, które Pan wspominał wynikają z upowszechnienia przez propagandę przekonania, że alternatywą dla stanu wojennego była interwencja sowiecka.
Tymczasem żaden poważny historyk nie potwierdza tezy, żeby taka interwencja groziła: przeciwnie, istnieją rozliczne dowody, że to generał Jaruzelski prosił Rosjan o pomoc, i powiedziano mu - działaj sam, jak ci się uda, to dobrze, a jak nie, rzucimy cię Polakom na pożarcie. Jaruzelskiemu i komunistom bynajmniej nie szło wtedy o to, by uchronić Polskę przed interwencją sowiecką.
- Wg Pana, o co szło generałowi?
- Szło o ratowanie własnych tyłków i zachowanie władzy. Ubocznym skutkiem tej operacji było to, że "Solidarność", która formowała się jako ruch demokratyczny, przestała być ruchem demokratycznym.
- A czym się stała?
- Organizacją wodzowską, kierowaną autorytarnie przez Lecha Wałęsę i jego doradców. Gdyby nie zdławienie tego republikańskiego ożywienia przez stan wojenny, dziś mielibyśmy do czynienia z dużo większą samodzielnością społeczeństwa, z dużo większym poczuciem obywatelskim, z wiarą w to, że coś można w Polsce zmienić. Natomiast stan wojenny, siłą rzeczy, zniszczył demokrację w związku, spowodował, że w działalności podziemiu Lech Wałęsa, idący za głosem swych doradców, stał się dyktatorem. Tylko dzięki temu możliwy był dil przy Okrągłym Stole.
- I Polska dzięki temu "dilowi" stała się wolna.
- Ale to wskutek tego dilu, ta wolność jest ułomna. Model wyzwolenia poprzez dil elit z obu stron Okrągłego Stoły wyrzucił ogół Polaków poza nawias historii i sprawił, że do dziś się oni z państwem Polskim nie identyfikują, nie uważają go za swoje. Myślą wyłącznie o swoich przyziemnych interesach i kierują się cwaniackim instynktem: ile ja jestem w stanie wyrwać dla siebie. Zabite zostało w rodzącej się w "Solidarności" poczucie dobra wspólnego, poczucie odpowiedzialności za wspólnotę. W ten sposób demokracja, która została zbudowana w roku ’89 jest demokracją kulawą, podobniejszą do wzorców latynoskich, niż zachodnich. I ten kult generała Jaruzelskiego, do którego przyłączyli się jego dawni przeciwnicy, który jest szerzony przez "Gazetę Wyborczą", przez Adama Michnika…
- A już miałem nadzieję, że możliwa jest rozmowa z Panem bez przywoływania Adama Michnika.
- ...i przez Lecha Wałęsę, wynika z ich świadomości, że tak naprawdę 13 grudnia zaczął się Okrągły Stół. 13 grudnia zaczął się proces takiego przekształcenia Polski w państwo gospodarczo wydolne, żeby nomenklatura komunistyczna pozostała warstwą uprzywilejowaną w Polsce wolnorynkowej, żeby się z socjalistów przekształciła w gładko kapitalistów.
- Myśli Pan, że to było zaplanowane, czy po prostu tak wyszło?
- Tak wyszło. Świadomość, że trzeba odrzucić ideologię i "pryncypia" komunizmu narodziła się na zapleczu władzy gdzieś w połowie lat osiemdziesiątych. 13 grudnia Jaruzelski na pewno wierzył, że ratuje "realny socjalizm". Jego plan, zapomniany dziś, był zresztą bardzo racjonalny, ale został zburzony przez Lecha Wałęsę. Kluczem była tu operacja kryptonimowana jako "Renesans" - odtworzenie "Solidarności" jako "zdrowego ruchu robotniczego", oczyszczonego z "elementów imperialistycznych". W planach tych Lech Wałęsa miał się spektakularnie pogodzić z generałem Jaruzelskim, a wyrzec się Geremka, Michnika, Kuronia i innej "ekstremy".
Hala "Oliwii" była już przygotowywana na zjazd odnowionego związku, na którym miało się to dokonać. Wtedy stan wojenny miałby sens: ludowe wojsko wyszło z koszar i oczyściło z jednej strony związek, z drugiej Partię - to dlatego internowano także gierkowskich prominentów - i dokonawszy tego dzieła, wróciło do koszar. "Zdrada" Wałęsy, który, odczekawszy, odmówił współdziałania w tej operacji, wysadziła wszystko w powietrze: zamiast się podeprzeć bagnetem, jak zamierzał, Jaruzelski musiał na nim siedzieć, a to wiadomo, jak się zawsze kończy.
- Przecież nie ma na to dowodów.
- Wszystkie znane fakty układają się w taki scenariusz. Generałowie byli pewni, że Lech Wałęsa, którego agenturalne papiery mieli przecież w ręku, pójdzie na współpracę. Jego wolta musiała być dla nich kompletnym zaskoczeniem.
- Szantażowali Wałęsę?
- Sądzili, że całkowicie mają go w ręku. Jeśli wyżmie się cały ten słowotok, który od lat wylewa z siebie Wałęsa, z tych jego dziwacznych stylistycznych ozdobników, to zostają z niego dwa zdania. Pierwsze: "Mogli i chcieli mnie zabić". To nie ulega kwestii - bezkarne zamordowanie przez SB Tadeusza Szczepańskiego, niezłomnego działacza gdańskich Wolnych Związków Zawodowych, latem 1980, nie mogło nie wywrzeć na Wałęsę wpływu, przekonało go, że z komunistami trzeba postępować inaczej, chytrze. Stąd zdanie drugie: "Oszukałem ich".
- A kogo Wałęsa miał oszukać? "Solidarność" czy władzę?
- Przede wszystkim komunistów, oczywiście. Nie wiem, czy obiecał im współpracę, ale w każdym razie nie wyprowadzał ich z takiego przekonania. Do momentu, aż zamknęli go w Arłamowie. W tym momencie już mu włos mu z głowy spaść nie mógł. Nie mogli już też wyciągnąć na niego kwitów, nikt na świecie by im nie uwierzył. Stał się panem sytuacji i wykorzystał to: przewidział, że jeśli odmówi współpracy, to Jaruzelski znajdzie się w ciemnej, powiedzmy, uliczce, i to z każdym rokiem coraz głębiej. Im bardziej PRL będzie się sypać, tym bardziej będzie musiał jakoś rozszerzyć bazę dla komunistycznych rządów, a to będzie możliwe tylko poprzez porozumienie z nim, Wałęsą, noblistą, człowiekiem-symbolem. Tak oto cwany chłop z Popowa Górnego diabła wyonacył, podbił stawkę wyżej, niż sowiecki generał w polskim mundurze był w stanie przewidzieć. I za to Wałęsie należałby się wielki medal..
- I wielka chwała…
- …i wielka chwałą, bo był tym cwanym szewczykiem, który smokowi podłożył zatrutą owieczkę, bo wiedział, ze po rycersku ze smokiem wygrać się nie da. Tylko, że on dziś się pochwalić tą zasługą nie może! Bo musiałby się przyznać, dlaczego mu się udało, dlaczego smok uwierzył i nafaszerowaną siarką przynętę chwycił - dlatego, że mu ją podłożył jego własny TW, jego "Bolek", wydawałoby się, całkowicie kontrolowany.
Problem w tym, że Wałęsa po zwycięstwie zapragnął uchodzić właśnie za rycerza, a nie za sprytnego szewczyka, zaczął więc fałszować historię, niszczyć papiery, brnąć w kłamstwa i krzywoprzysięstwo. A za nim zabrnęła w piramidalne kłamstwa cała elita III RP, przestraszona, że jeśli do ludzi dotrze, iż przy Okrągłym Stole komuniści oddali władzę własnemu agentowi, to nikt nie będzie już pytał o szczegóły i niuanse, po prostu cała legitymizacja III RP runie.
W efekcie III RP opiera się na gigantycznym zakłamaniu - nie tylko w tej kwestii zresztą - zupełnie tak samo, jak PRL. I na dodatek jest to kłamstwo tak prymitywne, że uświadamia je sobie każdy dziesięciolatek. Bo przecież jeśli papiery "Bolka" kazał sobie przynieść do gabinetu prezydent Lech Wałęsa, i nigdy ich nie oddał, to rzecz jest prosta jak w mordę strzelił. Gdyby z tych papierów wynikało, że to nie on był "Bolkiem", to by nie zginęły. Pokazałby je całemu światu i byłoby po sprawie. A skoro je "zniknął", to znaczy, że i on, i wszystkie te "autorytety" wspierające go w kłamstwie, nadają się do spuszczenia.
- Chyba Pan upraszcza pod z góry przyjętą tezę: Wałęsa, fałszywy bohater, zdradził "Solidarność" i donosił czerwonym, za co elity III RP sowicie go wynagrodziły stawiając na cokole narodowego herosa. Przyznam, że trudno mi się zgodzić z tą wyszukaną spiskową teorią.
- Więc proszę szukać argumentów, które ją obalą. Uprzedzam, że to niełatwe. Wszystko pasuje do takiej interpretacji zdarzeń, jaką tu przedstawiam. Na przykład liczne zapisane w pamiętnikach wypowiedzi działaczy z kręgu KOR po tym, jak stało się jasne, że Wałęsa nie stanie na czele odtwarzanego przez WRON związku: że ich to pozytywnie zaskoczyło, że byli przekonani, iż Wałęsa ich sprzeda, że trzeba mu "wódkę postawić"… Przecież do tego czasu oni mu za grosz nie wierzyli, to był dla nich cwany uzurpator, facet skądinąd, który się wkręcił, zupełnie przez opozycję nie autoryzowany. Bezustannie starali się go odsunąć od kierowania związkiem…
- Wałęsę chcieli zmienić nie tylko "jajogłowi", ale i robotnicy. Dlaczego?
- Pierwszy sojusz, mający tego dokonać, z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się bardzo egzotyczny - podjęła tę próbę Anna Walentynowicz z Jackiem Kuroniem, zaraz po wypuszczeniu tego drugiego z aresztu, we wrześniu 1980. I to właśnie Kuroń użył wtedy po raz pierwszy argumentu "Bolka". Ale Wałęsa okazał się niewiarygodnym, samorodnym talentem politycznym, a bardziej jeszcze PR-owski, dosłownie w ciągu tygodnia stał się dla całej Polski i dla świata takim symbolem, i zbudował sobie taką pozycję, że już go nawet Kuroń ruszyć nie był w stanie.
- A Pan uważa, że Wałęsa nie powinien być tym symbolem Solidarności?
- Mój Boże, gdybyż on się odważył rozmawiać z Polakami o tym wszystkim uczciwie! Byłby teraz Piastem-założycielem nowej Polski, nowej polskości, postchłopskiej i postpeerelowskiej, a nie tym żałosnym cieniem siebie samego, bluzgającym od czasu do czasu w Internecie… Ale droga kłamstwa wydała mu się łatwiejsza. A przecież gdyby otwartym tekstem powiedział, jak to było, jestem przekonany, że naród, który cały przecież jest cwaniacki i kombinuje w taki sposób, przyjąłby to oklaskami.
- Dzisiaj, kiedy agresja i podział społeczeństwa jest tak duży?
- Dzisiaj to on już może tylko się ukłonić i s… sobie pójść. Wtedy, gdy sprawy się decydowały, w latach dziewięćdziesiątych.
- Mówił wtedy o podpisaniu jakiś kwitów. Jakie to ma dzisiaj znaczenie, jeśli nikomu nie szkodził?
- A czego nie mówił? Że nigdy nic nie podpisywał, że podpisał, ale tylko sznurówki, że zgodził się na współpracę, ale nigdy nie współpracował, a w końcu że współpracował, ale nikomu nie zaszkodził… No i że ich tak czy owak, oszukał ich przecież. A te brednie o sobowtórze, przywiezionym motorówką, żeby go zabić? Człowiekowi wstyd za niego, kiedy patrzy, w co on brnie.
- Może to była gra, żeby ograć czerwonych i nawet jeśli cokolwiek podpisał, to nie była to kwestia donoszenia czy szkodzenia ludziom. Jedno, to grać i podpisać coś, albo grać bo się jest zastraszanym, a ma się dzieci i dużą rodzinę, a inna rzecz to być po prostu świnią, która niszczy ludzi i naraża ich na utratę zdrowia i życia. Jak wiemy Lech Wałęsa świnią nigdy nie był!
- Nie czuję się powołany, żeby ferować takie wyroki. Z wyznań stoczniowców, którzy wtedy z nim pracowali wynikało, że jednak szkód im przysporzył. Może zamiast się nadymać, ubliżać, wypadało jednak przeprosić? Ze wspomnień ludzi, którzy Wałęsę w tym okresie znali, wynika, że on był do pewnego momentu człowiekiem kompletnie pozbawionym świadomości politycznej, takim prawdziwkiem prosto ze wsi, tyle, że z silnym instynktem przywódczym. Mógł dopiero po pewnym czasie zorientować się, że wdepnął w coś paskudnego.
- Pan znowu z tą wsią, a przecież sam ma Pan wiejskie pochodzenie.
- Mam, jak prawie wszyscy, i jestem z tego dumny. Nie chodzi o pochodzenie, ale o brak wykształcenia. Bardzo możliwe, że Wałęsa po grudniu 1970 długo jeszcze dojrzewał do odrzucenia wiary w partię i socjalizm. Podpisując zobowiązanie do współpracy, mógł jeszcze wierzyć, że to przecież partia robotnicza, a on jest robotnikiem, więc to jego partia. Są wspomnienia działaczy WZZ-u z końca lat siedemdziesiątych, że kiedy Wałęsa pojawił się tam, jego świadomość wyczerpywała się na układach między robotnikami a brygadzistami, na sprawach zakładowych. Dopiero później nabrał szerszych horyzontów. Ci działacze Wolnych Związków Zawodowych twierdzą zresztą, że kiedy to się stało, Wałęsa otwarcie przyznał się do tych błędów młodości, więc w WZZ-cie o nich przed sierpniem’80 wiedziano i uznawano sprawę za zamkniętą.
- Dzisiaj powinniśmy w dalszym ciągu drążyć temat "Bolka"?
- Musimy, bo stał się on jednym z kłamstw założycielskich III Rzeczpospolitej. Problem, jak mówiłem, w tym, że jeżeli mamy całą piramidę intelektualistów, którzy zaangażowali swój autorytet w gwarantowanie, że Lech Wałęsa nie był "Bolkiem", to cała elita państwa i cała jego legitymizacja stała się niewiarygodna.
- Wałęsa mówi inaczej, część historyków mówi inaczej…
- Nie ma historyka, który by mówił, że Lech Wałęsa nie był zarejestrowany jako tajny współpracownik "Bolek". Tak samo, jak nie ma historyka, który by potwierdzał tezę, że w 1981 r. ZSRR szykował się do zbrojnej interwencji zbrojnej w Polsce. Potoczna wiedza zbudowana przez media III RP pozostaje w całkowitej rozbieżności z faktami historycznymi. Jeszcze raz muszę powtórzyć: tak samo, jak w PRL.
- Powtarzam, być zarejestrowanym, a donosić czy podkładać świnie, to są dwie różne rzeczy.
- Nie ma historyka, który by kwestionował te donosy, które zostały przytoczone w książce Cenckiewicza i Gontarczyka. Po prostu nie ma. Są tylko medialne "autorytety", które krzyczą na nas, że nie wolno o tym mówić. Zdają się one uważać, że prawda, ze swą komplikacją, jest zastrzeżona dla elit. Prosty Polak ma wierzyć w mit o Niezłomnym Herosie, który nawet w dzieciństwie nie mógł sikać księdzu do chrzcielnicy, bo już siedząc na nocniczku myślał o tym, jak Polskę wyzwolić i dać jej demokrację jak sztabę złota… I same te "autorytety" nie widzą, jak się ośmieszają, na jednym oddechu mówiąc, że ten Heros po pierwsze żadnych upadków nigdy nie miał, a po drugie, odkupił je z nawiązką późniejszymi zasługami.
- I tak jest.
- Ależ nie chodzi o to, chodzi o zakłamanie oficjalnego dyskursu! Nie można wymagać od Polaków lojalności względem III RP, jeśli się ich tak prymitywnie okłamuje. Nie można jednocześnie mówić, że ktoś jest absolutnie niewinny, i że odkupił swoją winę. To kompromitacja nie tylko tych, którzy w to brną, ale całego oficjalnego dyskursu! Przypomina Pan sobie sprawę Guntera Grassa? Kiedy wyszło na jaw, że był SS-manem i to ukrył, Lech Wałęsa wypowiedział się bardzo ostro, że powinno mu się odebrać honorowe obywatelstwo miasta Gdańsk. I wtedy Adam Michnik pogroził mu publicznie: Lechu, ty przecież też masz w swojej przeszłości ciemne sprawy i pewnie nie chciałbyś, żeby o nich mówiono! A potem ten sam Michnik pluje na historyków, którzy konkretnie wyjaśnili, jakimi to ciemnymi sprawami on go wtedy przywołał do poprawności! A przecież już starożytni Rzymianie sformułowali jasno zasadę: kto kłamie w jednej sprawie, kłamie we wszystkim!
Koniec części pierwszej.
Rozmawiał: Jacek Nizinkiewicz
==================================================
część II
http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/wywiady/ziemkiewicz-ilekroc-sondaze-pis-zaczna-rosnac-kacz,1,5328859,wiadomosc.html
Ziemkiewicz: ilekroć sondaże PiS zaczną rosnąć, Kaczyński musi pieprznąć coś od rzeczy
- Ilekroć sondaże PiS zaczną rosnąć, Kaczyński musi pieprznąć coś od rzeczy i sprowadzić notowania do poziomu gwarantującego prawicy izolację. Nazwałem to kiedyś "korwnizacją PiS", bo dokładnie tak to wyglądało dwadzieścia lat temu w UPR - powiedział w drugiej części rozmowy z Onetem Rafał A. Ziemkiewicz.
Z Rafałem A. Ziemkiewiczem, pisarzem, publicystą, autorem m.in. "Myśli Nowoczesnego Endeka", "Polactwa", "Wkurzam Salon", rozmawia Jacek Nizinkiewicz.
Jacek Nizinkiewicz: Jak Pan dzisiaj ocenia gen. Czesława Kiszczaka i gen. Wojciecha Jaruzelskiego, którzy byli współtwórcami porozumień okrągłostołowych? Czy zgadza się Pan z narodowcami, że należy dążyć do obalenia republiki Okrągłego Stołu?
Rafał A. Ziemkiewicz: To dwie różne sprawy: do obalenia republiki Okrągłego Stołu należy dziś dążyć, co nie zmienia faktu, że z punktu widzenia opozycji podjęcie rozmów było zrozumiałe. Pewnie gdybym był na miejscu opozycjonistów lat osiemdziesiątych, też dążyłbym do negocjacji. Z ówczesnego punktu widzenia, z ich ówczesnym stanem wiedzy, to było najrozsądniejsze wyjście.
Generałowie w 1989 roku dysponowali wtedy wielką przewagą - oni już wiedzieli, że Związek Radziecki im nie pomoże i wiedzieli, że muszą znaleźć rozwiązanie tej sytuacji. Natomiast opozycja tego nie wiedziała. Dzięki czemu ta gra, jaką był Okrągły Stół, mogła się Kiszczakowi i Jaruzelskiemu udać. Ale to, że zasiedli do Okrągłego Stołu nie jest znowu tak wielką zasługą, po prostu już nie mieli sił, musieli szukać wyjścia, ratować się.
Dopóki mieli poczucie, że zmiażdżą opozycję, do głowy im żadne negocjacje nie przychodziły. Jeżeli uznamy to za ich historyczną zasługę, to równie dobrze możemy przyznać Gorbaczowowi historyczną zasługę, że zlikwidował Związek Sowiecki. Bo przecież Gorbaczow nie chciał zlikwidować Związku Sowieckiego, on go chciał uratować. Okrągły Stół był również w zamyśle operacją, która miała uratować władzę komunistyczną, a nie położyć jej kres.
Ot, kolejna gra operacyjna, akurat koniec końców nie udana. Ale sama decyzja, żeby ją podjąć, była ze strony opozycji słuszna. Wątpliwości, czy raczej potępienie, budzi dopiero dalsze postępowanie, kiedy to zatrzymano demokratyzacje kraju w przekonaniu, że demokratyzacja jest zagrożeniem dla procesu reform, który się przy Okrągłym Stole rozpoczął. Doprowadziło to do tego, że dzisiaj mamy kraj przypominający latynoskie bananowe republiki.
- Żarty Pan sobie robi?
- Dlaczego? Proszę się przyjrzeć, mamy przecież typowe państwopostkolonialne. Zachodni socjolodzy zajmujący się problemami krajów postkolonialnych nazwali to "predatory state". Państwo opresyjne w stosunku do obywateli, pozbawiające ich szans na modernizację i niestabilne. Jeśli nie zdołamy go przebudować, grozi nam ponowna utrata suwerenności. Dlatego mówię, że republikę Okrągłego Stołu należy obalić.
- Ruchem Narodowym?
- Ruchem Demokratycznym.
- A nie Ruchem Narodowym, który zawiązał się 11 listopada?
- Nie wiem. Nie umiem jeszcze ocenić, czy będzie to raczej ruch narodowo demokratyczny, czy narodowo radykalny.
- Ale wspierał Pan Marsz Niepodległości, jako osoba odpowiedzialna za faszyzację Polski.
- Roman Kurkiewicz, który obciąża mnie odpowiedzialnością za "faszyzację" Polski jest osobą o dość skrajnych poglądach. Jeśli dobrze pamiętam tę wypowiedź, to po rzuceniu na mnie tej drobnej kalumnii przeszedł do oskarżenia, że najgroźniejszym faszystą jest prezydent Komorowski. Sądzę więc, że najpierw trzeba go pytać o tego głównego faszystę, który składał kwiaty pod pomnikiem Dmowskiego.
- Dokonał Pan luźniej interpretacji wypowiedzi Kurkiewicza. Roman Kurkiewicz nie nazwał prezydenta Komorowskiego faszystą, ale wypowiedział się negatywnie na temat aktuskładania kwiatów pod pomnikiem antysemity Dmowskiego.
- Nie. Kurkiewicz powiedział wyraźnie, że Ziemkiewicz jest odpowiedzialny za faszyzację, ale dla niego, Kurkiewicza, Ziemkiewicz to mały kłopot, bo prawdziwy kłopot to jest to, że prezydent Komorowski legitymizuje faszyzm. Roman Kurkiewicz ma poglądy, powtórzę, delikatnie mówiąc, dość ekscentryczne.
- Odmienne od Pańskich znaczy, że ekscentryczne?
- Wielu ludzi ma poglądy odmienne od moich, a nie wszystkich z nich uważam za ludzi o poglądach ekscentrycznych.
- A był Pan dumny z prezydenta Komorowskiego, kiedy składał kwiaty pod pomnikiem Romana Dmowskiego?
- Mam wątpliwości, czy było to szczere, więc w uwielbienie dla Komorowskiego nie popadłem. Ale oczywiście dobrze się stało, że wreszcie któryś prezydent RP zauważył, iż Roman Dmowski był postacią zasłużoną dla Polski. Lech Kaczyński, o ile pamiętam, nigdy się na to nie zdobył.
- Czy chciałbym Pan, żeby Ruch Narodowy przekształcił się w aktywną formację polityczną, która byłaby wiodącym głosem na prawicy?
- Na razie nie widzę tam potencjału na stworzenie partii politycznej, ale dajmy młodym ludziom podziałać. Myślę, że co najmniej formacja ta odegra rolę analogiczną do tej, jaką w latach 90-tych odegrała UPR, która mimo braku politycznego sukcesu ukształtowała sposób myślenia ogromnej części pokolenia wchodzącego wtedy w życie publiczne.
- Ruch Narodowy na prawicy może być zagrożeniem dla PiS?
- Scena polityczna jest dzisiaj oparta na emocjach, które skolonizowali Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Dopóki organizuje ją konflikt tożsamości, dopóty ciężko się między tymi dwoma rozrywającymi Polaków biegunami ostać, a co dopiero urosnąć. Dlatego na razie sugerowałbym narodowcom raczej pracę u podstaw i organizowanie aktywności obywatelskiej, która musi się stać alternatywą wobec jałowości sporu partyjnego.
- A Pan bierze aktywny udział w sporze Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego twardo opowiadając się po jednej ze stron.
- Nie. Czuje się recenzentem i jednego, i drugiego.
- Pańskie liczne ataki na PO świadczą, że nie ma Pan równego dystansu do obu stron.
- Oczywiście, nie ukrywam, że nie jest mi jednakowo daleko. PO w tej chwili niszczy państwo polskie i każdy kolejny tydzień jej rządów to wymierne szkody dla nas wszystkich.
- To już wiemy z Pańskich licznych publikacji. Ale bardziej mnie interesuje, co Pan widzi po stronie Jarosława Kaczyńskiego?
- Nieudolność, oderwanie od realiów, myślenie o państwie i polityce w sposób bardzo archaiczny, wyniesiony z podziemia - w kategoriach wodzowskich, zamiast menadżerskich. Gdyby jakikolwiek szef tak zarządzał firmą, jak Kaczyński partią, udziałowcy odwołaliby go już wiele lat temu. A partia polityczna powinna być rodzajem firmy, której udziałowcami są jej wyborcy.
- W książce wywiadzie-rzece "Wkurzam Salon" twierdzi Pan, że Jarosław Kaczyński wręcz szkodzi prawicy. Dlaczego?
- Pamięta Pan taki film "Piłkarski Poker", scenę, jak ustawiali mecz? Wszyscy mają grać na środkowego napastnika, a ten będzie strzelał Panu Bogu w okno. Kaczyński wymusił to, że wszystkie prawicowe piłki idą na niego, i niezmiennie, ilekroć sondaże PiS zaczną rosnąć, musi pieprznąć coś od rzeczy i sprowadzić notowania do poziomu gwarantującego prawicy izolację. Nazwałem to kiedyś "korwnizacją PiS", bo dokładnie tak to wyglądało dwadzieścia lat temu w UPR.
- I Pan się później dziwi, że Kaczyński Pana nie lubi.
- A Cyryl Parkinson w "Jak zrobić karierę" pisał o szefie, który żąda od kadrowej, żeby sporządzić mu listę wszystkich najzdolniejszych menadżerów w firmie: młodych, wykształconych, rzutkich, mających sukcesy. Słowem, wszystkich takich, którzy mogliby go kiedyś zastąpić. I wszystkich z tej listy każe jej natychmiast wyrzucić. W PiS przeprowadzono taką operację już parę razy, dlatego podobniejsze jest dziś do sekty, niż do partii politycznej.
- Przypomniał mi się fragment z "Polactwa", gdzie wspomina Pan o dużym zdziwieniu Anglików na wystąpienie Ludwika Dorna…
- …na spotkaniu przygotowanym przez Grupę Windsor. Grupa Windsor, to były warsztaty brytyjskich konserwatystów prowadzone dla prawicowych polityków. Podczas dyskusji głos zabrał Ludwik Dorn, który opowiadał o losach Porozumienia Centrum w czasach, kiedy partia ta była uważana za pretendentkę do objęcia władzy w Polsce.
Dorn mówił o tym jak do PC masowo napływali chętni i w pewnym momencie partia straciła nad tym kontrolę, ale udało im się w porę wprowadzić procedury weryfikacji i pozbyli się dwóch trzecich członków partii. Anglicy nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli. Ale może dam temu spokój? Nie jestem zainteresowany uczestnictwem w chórze znęcającym się nad powszechnie znanymi wadami PiS i Kaczyńskiego.
- Lepiej znęcać się nad PO i Tuskiem?
- Pewnie. A najlepiej nad całym systemem partyjnym. Proszę zwrócić uwagę, jak się ma obecna PO do tego czym Platforma była na początku swojej dzielności. Nie partią, a szerokim ruchem społecznym, pozbawionym jednego wodza…
- Wodzów było trzech. Trzech tenorów.
- Plus jeszcze paru pomniejszych liderów, jak Rokita, Piskorski czy Gilowska. Miały się w tym ruchu odbywać się prawybory, decydujące o obsadzie list kandydatów, który to mechanizm miał wyłaniać lokalnych liderów i umożliwiać awans aktywistom sprawdzonym na poziomie gminy. Mechanizm ucierania opinii wzorowany na partiach zachodnich umożliwić miał realizowania w ramach Platformy różnorakich aspiracji miał połączyć wiele środowisk. Stąd ten przymiotnik "obywatelska", dziś równie uprawniony, jak niegdyś przy słowie "milicja". Bo co zostało z PO? Dwór i szajka.
- Szajka?
- Oczywiście, PO dla odmiany rządzi się zasadami mafijnymi. Spór między PO a PiS, to spór między mafią a sektą. Przed taką alternatywa stawia Polaków nasz system polityczny. Dokonujemy wyboru mniejszego zła.
- PO jest tylko mniejszym złem? Partia Donalda Tuska wciąż wysoko prowadzi w sondażach, więc Polacy muszą chcieć rządów Platformy?
- Generalnie Polacy wciąż wola mafiosa od sekciarza, bo po mafiosie wiadomo czego można się spodziewać, jak się z nim układać. A inkwizytorowi nigdy nie wiadomo, jakie akurat wzmożenie do głowy strzeli i kogo zacznie lustrować, oczyszczać czy weryfikować.
- Nazywa Pan Donalda Tuska mafiosem?
- Myśli Pan, że ABW-era przyjdzie po mnie rano po publikacji tego wywiadu jak do Antykomora? Ale fakty są jakie są, PO rządzi się tymi samymi zasadami, co klasyczna mafia. Może tylko jeszcze nie posyła płatnych zbirów na mokrą robotę.
- Jeszcze? A dlaczego by miała? Chyba przesadza Pan w tych drastycznych metaforach i zacietrzewieniu w niechęci do PO.
- Mam wrażenie, że co najmniej część środowisk władzy poważnie rozważa dziś sięgnięcie po rozwiązania siłowe i nie wyklucza metod totalitarnych. Problem w tym, że PO odtworzyła mechanizmy rządzenia rodem z PZPR, a one nie przewidują zmiany przywódcy.
Można to zrobić tylko w sytuacji kryzysu. Dlatego w PRL od czasu do czasu kryzysy prowokowano, aby wykopać "pierwszego" i urządzić dla spacyfikowania nastrojów "socjalistyczną odnowę". We władzy jest w tej chwili, sądząc po takich sprawach jak "bzdurabomber" czy kampania przeciwko "mowie nienawiści" stronnictwo, które chce powtórzyć ten mechanizm i namawia Tuska, żeby poszedł ostro, zanim nastroje się zradykalizują, postawił Kaczyńskiego przed Trybunałem Stanu, wziął za pysk prawicowe media i spacyfikował marsz 13 grudnia.
A sam Tusk waha się, czy to faktycznie uratuje jego władzę, czy też jego własne zaplecze go wypuszcza, żeby potem obciążyć winą za "wypaczenia" i odstawić, by pod nowym przywódcą ogłosić, że "Partia jest wciąż ta sama, ale już nie taka sama", zrozumiała i odrzuciła wypaczenia kultu tuskowej jednostki, i teraz będzie po nowemu, ale wszyscy razem musimy stworzyć wielki front ocalenia Polski przed smoleńskimi podpalaczami.
- Na czym miałoby polegać przykręcenie śruby przez PO?
- Na utemperowaniu wolności słowa. Bo wolność zgromadzeń już została w Polsce utemperowana. Ustawa, która weszła w tej chwili jest ustawą o białoruskich standardach, co zgodnie stwierdziły wszystkie zajmujące się prawami człowieka fundacje, od lewa do umiarkowanego centrum.
- Zmiany w "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze", to temperowanie wolności słowa?
- Za likwidacją "Uważam Rze" stoi rząd, to nie ulega wątpliwości.
- O jakiej likwidacji Pan mówi? Zmiana naczelnego i zespołu gazety, to jeszcze nie likwidacja tygodnika.
- Jeśli odchodzi redaktor naczelny pisma i praktycznie wszyscy, którzy je stworzyli, to owszem. A cały zespół odchodzi, bo biznesmen, który dostał od rządu na nigdy nie zwrócony kredyt to, czego nie chciał ten rząd sprzedać za pieniądze poważnemu zachodniemu inwestorowi, zaczął łamać podstawowe standardy jakie obowiązują w cywilizowanych krajach.
Właścicielowi wolno zmienić naczelnego, ale nie jego zastępców i dziennikarzy, nie wolno mu wtrącać się w pracę redakcji, stawiać dziennikarzom wymagań sprzecznych z kodeksem dziennikarskim, nie mówiąc już o samodzielnym redagowaniu jakichś dodatków. Co najsmutniejsze, postępowanie Grzegorza Hajdarowicza, nawet jego nocne konsultacje z rzecznikiem Grasiem, spotkały się z życzliwością środowiska, które uważa się za dziennikarskie, ale dowiodło w tej sprawie, iż jest tylko środowiskiem pracowników aparatu propagandowego III RP i partii rządzącej.
- Nie lepiej było kupić tytuł?
- O ile wiem, "Presspublica" miała propozycję odkupienia tytułu, złożoną pewien czas temu przez poważnego inwestora. Pan Hajdarowicz najpierw wstępnie się zgodził, a potem nagle zrobił to, co zrobił.
- Co się stanie z "Uważam Rze"?
- Straci na wartości i padnie. Podobnie jak "Rzeczpospolita".
- Pewnie Pana zaskoczę, ale podobnie myśli Jacek Żakowski, który powiedział w Radiu TOK FM: - W "Rzeczpospolitej" zawsze było jakieś wariactwo i wyraziste poglądy. Teraz widać wyrwę zrobioną przez spór między wydawcą a dziennikarzami. Nie, żebym był miłośnikiem tych, którzy od lat okupowali białe strony "Rzeczpospolitej". Nie, żebym tęsknił. Ale nie ma cienia wątpliwości, że ich obecność tam - sensownie lub bezsensownie - napędzała debatę w Polsce.
- Nikt, kto zna historię polskiego epizodu MECOM-u, wniosku o rozwiązanie spółki Presspublica i tego w jaki sposób Grzegorz Hajdarowicz wszedł w posiadanie tego tytułu, na pewno nie powie, że to miało coś wspólnego z wolnym rynkiem.
Jeśli prawdziwa jest informacja z "Wprost", że obecnie dopina on ze Skarbem Państwa odkupienie swojego własnego weksla na 60 milionów za kolejny weksel na 20 milionów, to jakich jeszcze Pan potrzebuje dowodów, że nasze państwo przypomina bananową republikę? A gdzie indziej można robić takie interesy?
- Szkoda, że Pan i Pańscy koledzy nie chcieli prześwietlać transakcji Hajdarowicza kiedy dla niego pracowaliście w "Rzepie" i "Urze" kupionych na kredyt.
- Ja o tym pisałem, można łatwo znaleźć w Internecie. Co do redakcji, to, niestety, nie załapaliśmy się tak, jak na przykład redakcja "Polityki", której dano tworzony przez nią tygodnik w prezencie. Mieliśmy wybór: robić pismo dalej, albo iść do lasu i robić partyzantkę. Był o to pewien spór.
Część uważała, tak jak Paweł Lisicki, że dopóki można, trzeba robić swoje, jest szansa, że facet się zadowoli pieniędzmi, które mu tygodnik przynosi i nie będzie się wtrącał. Część, tak jak bracia Karnowscy, że nowy właściciel jest tylko słupem, którym ma za zadanie zniszczyć tygodnik tak jak zniszczył gazetę i czeka tylko na odpowiedni moment, więc nie ma co silić się na lojalność względem niego. Bieg wydarzeń zdaje się przyznawać im rację, ale nie uzgodniliśmy tej kwestii ostatecznie, każdy idzie swoją drogą.
- Zawsze możecie przejść do "W Sieci" lub założyć "Uważam Że. Prawidłowo pisane".
- "W Sieci" to autorski projekt Karnowskich, konkurencyjny raczej względem "Gazety Polskiej". Mam nadzieję, że te dwa tygodniki istnieć będą obok siebie - to znaczy, "W Sieci" i odtworzony "Uważak", bo pracujemy nad jego odtworzeniem z innym wydawcą.
- Czy dzisiaj możemy mówić o trotylu w tupolewie?
- Jesteśmy na to skazani, bo prokuratura po publikacji Gmyza kłamała. A zresztą na pewno będą się znajdować kolejne ślady wskazujące na zamach. Tusk oddał przecież całe śledztwo i wszystkie dowody Rosji, mimo, że to prezydent Rosji sam z siebie jako pierwszy zaproponował powołanie komisji międzynarodowej.
A Rosja ma znaczący polityczny interes w tym, żeby cały świat podejrzewał, że w Smoleńsku przeprowadziła udany i bezkarny zamach na prezydenta ościennego kraju, który uniemożliwił jej aneksję Gruzji. Będziemy więc się dowiadywać, że na jednych próbkach jest trotyl, a na innych próbkach nie ma trotylu, na pasach jest trotyl, na zwłokach nie ma.
W którymś momencie zostaną wypuszczone taśmy rozmów Władimira Putina z Donaldem Tuskiem, tak samo jak wyciekły zdjęcia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zabawa dopiero się zaczyna.
- Idąc tym tokiem rozumowania, na co gra Rosja?
- Osiąga trzy cele. Po pierwsze – utwierdza wizerunek Putina jako twardziela, który każdego wroga Imperium dopadnie i zabije "nawet w kiblu". To bardzo jej potrzebne do zastraszania przywódców i społeczeństw na obszarze postsowieckim. Po drugie, pokazuje Zachodowi, że Polska jest państwem-atrapą, a zatem nie może być traktowana jako równorzędny partner, pełnoprawny członek NATO i UE.
Jakby Putin mówił, patrzcie, może ja tego nie zrobiłem, ale mogłem to zrobić, i co? Wystarczyło na nich zmarszczyć brwi, a schowali się we własne buty. No i podgrzewa wojnę polsko-polską do granic wojny domowej. Dwa ostatnie cele służą jej dalekosiężnemu zamierzeniu odtworzenia strefy wpływów w Europie Środkowej, w tym celu stopniowo wykrusza nas ze struktur zachodnich, jakby po kawałeczku obluzowywała cegłę w murze, który chce zburzyć.
- Czy nie popada pan za bardzo w political fiction mówiąc o wojnie domowej?
- Chciałbym, żeby to było political fiction, ale ten scenariusz układa się dość prawdopodobnie. Jarosław Kaczyński przejmie władzę w Polsce…
- To już chyba scenariusz rodem z science fiction, który nadaje się do drugiej odsłony "Władcy Szczurów".
- Tak się panu wydaje? Gdyby w roku 1990 ktoś powiedział, że za trzy lata przemianowana PZPR wygra wybory, to by go odsyłano nie do science fiction, ale do psychiatry. Albo gdyby w 2002 ktoś mówił, że za trzy lata SLD zejdzie trwale na margines, i jeden Kaczyński będzie premierem, a drugi prezydentem… Jeśli Kaczyński po wykryciu trotylu, czy jak tam to śmiesznie nazwano, "cząstek wysokoenergetycznych" porzucił wariant z "premierem technicznym" i zdobywaniem przewagi punkt po punkcie i postawił na wariant "był zamach", jakby obstawiał zero na ruletce, to nie jest to wcale efekt szaleństwa, tylko racjonalnej kalkulacji.
Ten trotyl uznał za znak, że Putin jest zdecydowany wykończyć Tuska i otworzyć drogę do władzy Kaczyńskiemu. To by było ze strony Rosji optymalną sytuacją - Polska w rękach człowieka, którego elity nienawidzą obsesyjnie, przeciw któremu prowadzą nieustanny rokosz i obstrukcję, jak w latach 2005 – 2007, na wyprzódki latając do Europy ze skargami na łamanie demokracji w Polsce. A oczywiście Unia chętnie będzie te skargi załatwiać pozytywnie, widać to na przykładzie Węgier Orbana. Nic nie posłuży lepiej owemu strategicznemu wykruszaniu naszej cegiełki z europejskiego muru.
Zresztą prawdopodobnie z demokracją rzeczywiście będziemy się musieli znacznym stopniu pożegnać, bo przecież PiS przejmie państwo, w którym jej narzędzia demokracji zostały jeśli nie zniszczone, to mocno popsute. Wszystko to, o co oskarżano Jarosława Kaczyńskiego przed rokiem 2007, Donald Tusk zrobił w dwójnasób. Wzmogła się ilość podsłuchów, nacisków, nadużywanie służb specjalnych, wywieranie pozaprawnych nacisków, rządzenie poza mechanizmami konstytucyjnymi, poprzez polityczny i biznesowy klientyzm, niszczenie środowisk stojących na zawadzie władzy…
I to przy entuzjazmie mediów i pożytecznych idiotów zwanych intelektualistami. Elity tak śmiertelnie przeraziły się Kaczyńskiego, który obiecywał dobrać im się do przywilejów i hierarchii, że Tusk może sobie pozwolić na wszystko, i wykorzystuje to przyzwolenie.
- Możemy spekulować. Ja Panu przywołuję tylko badania. Liczba podsłuchów spadła, aczkolwiek większość wniosków jest przyjmowana przez firmy telekomunikacyjne i bilingi są wydawane. Druga rzecz to to, że coraz mniejsza liczba Polaków wierzy w zamach. Kolejna rzecz jest taka, że PiS i Jarosław Kaczyński również tracą w sondażach, a Jarosław Kaczyński jest w ogonie poparcia społecznego. Więc jakim cudem oni mają przejąć władzę i rządzić?
- Rewolucje wygrywają nie wskutek wzmożenia popularności rewolucjonistów, ale popadnięcia w apatię zwolenników konającego reżimu. W garnizonie petersburskim bolszewików popierał w listopadzie 1917 tylko co dziesiąty żołnierz, poza wojskiem jeszcze mniej, ale zadecydowało to, że dla Kiereńskiego nikomu już się nie chciało kiwnąć palcem. Jest tylko kwestią czasu, kiedy podobnie będzie traktowany przez Polaków Tusk.
Jedna trzecia Polaków swobodnie utoruje Kaczyńskiemu drogę do władzy, bo jest przekonana, że w Smoleńsku dokonano zamachu, a Tusk i Komorowski byli w tym co najmniej nieświadomymi wspólnikami, a dwie trzecie machną ręką, bo będą się czuły przez Tuska oszukane i obrabowane, i powiedzą sobie "a kij mu w oko, gorzej nie będzie".
- Teraz Jarosław Kaczyński ze Zbigniewem Ziobro mają zostać rozliczeni przed Trybunałem Stanu.
- To uderza nie mniej niż w Kaczyńskiego w Tuska, bo tworzy precedens. Kaczyńskiemu się krzywda nie stanie, bo zarzut "stworzenia atmosfery" jest idiotyczny, a powołania zespołu międzyresortowego - duperelny. Natomiast Tuska naprawdę jest go za co wsadzić. Proszę zwrócić uwagę, ze dotąd w elitach III Rzeczpospolitej panowała taka gentelmeńska umowa, że się nie rozlicza ludzi. Przecież jeżeli ktoś miałby stanąć przed Trybunałem Stanu, to na pewno powinien stanąć Lech Wałęsa za oczywiste nadużywanie służb specjalnych i niszczenie dokumentów dotyczących swej przeszłości.
Na pewno miałby za co skazać Trybunał Stanu Leszka Milera, bo, przypominam, szef UOP-u za jego czasów, Zbigniew Siemiątkowski jest już skazany wyrokiem prawomocnym, rok więzienia w zawieszeniu, za użycie służb specjalnych do zmiany prezesa ograniu spółki skarbowej państwa, więc w gruncie rzeczy akt oskarżenia przeciwko Leszkowi Milerowi jest gotowy… Sam się zastanawiam, czy ten wniosek na Kaczyńskiego to nie jest bardziej pałacowa intryga PO, niż atak na liderów opozycji.
- A Jaruzelski z Kiszczakiem jak powinni odpowiedzieć?
- Chciałbym, żeby zostali osądzeni. Wiem, że ze względów biologicznych nic im zrobić nie można, ale stan wojenny był przestępstwem w świetle prawa PRL-owskiego. Jest to zupełnie oczywista sprawa, że jak się dopuszcza przestępstw, to należy za to odpowiedzieć.
- Generał Jaruzelski napisał do Pana list otwarty, że żałuje, że przeprasza, że się rozlicza. To głośne uderzenie w pierś nie wystarczy?
- Nie interesuje mnie uderzenie w pierś generała Jaruzelskiego, czy gołosłowne „biorę na siebie odpowiedzialność”, ale ujawnienie faktów. Jeżeli generał Jaruzelski rzeczywiście gotów jest się rozliczać, to bardzo chciałbym, żeby wyjaśnił, kto powziął zbrodniczą decyzję o skonstruowaniu tej prowokacji czarnego czwartku na wybrzeżu w ’70 roku. Pamiętam program w telewizji prowadzony przez Tomasza Lisa - który się kompletnie stoczył zresztą jako dziennikarz i ten program był jednym z tego przykładów - gdzie generał Jaruzelski kłamał w żywe oczy, że w ’70 roku strzelano do manifestacji, która atakowała władzę, że przecież na Zachodzie też się strzela w takich sytuacjach itd…
Każdy kto ma pojęcie co się stało w ’70 roku wie, że strzelano nie do manifestacji, tylko do ludzi, którzy na wezwanie sekretarza Kociołka wracali do pracy. W tym samym czasie, kiedy Kociołek wygłaszał apel o powrót do stoczni, wojsku wydawano rozkaz strzelania do ludzi, którzy będą się próbowali do niej dostać. Ci, którzy wysiedli już z kolejki, nie mogli już się cofnąć ponieważ następne kolejki wyrzucały kolejnych ludzi, tłum musiał napierać na kordon...
Była to świadomie dokonana zbrodnia, której ofiarą padło ponad kilkadziesiąt przypadkowych osób, a która miała na celu prawdopodobnie usunięcie Gomułki i zastąpienie go generałem Moczarem. Udział Wojciecha Jaruzelskiego w tej zbrodni jest niewątpliwy, ale niejasny, dokumenty ewidentnie potem przetrzebiono, może i sfałszowano. Jeżeli Jaruzelski na łożu śmierci chciałby rzeczywiście uzyskać wybaczenie swoich rodaków, to powinien odkryć to, czego proces, który miał to ustalić, nie odkrył, bo toczył się przez lat kilkanaście i był kompletną farsą.
Powinien też podzielić się swoją wiedzą na temat „struktury D”, potocznie zwanej „nieznanymi sprawcami”, winnej około stu mordów w latach osiemdziesiątych, i na temat „oddziału Y” w wywiadzie, z którego nielegalnie zdobywanych funduszy wyrosły elity biznesu III RP.
- Wracając do Smoleńska. Andrzej Halicki powiedział, że skoro był zamach to Marta Kaczyńska powinna oddać pieniądze, które otrzymała po śmierci rodziców ponieważ w takim razie je wyłudziła.
- Myślę, że wielu ludzi w niedalekiej już przyszłości nie będzie w stanie spojrzeć w oczy innym za te rozmaite rzeczy, które w tej chwili wygadują. Propaganda, którą uprawia PO, jest coraz bardziej obrzydliwa.
- Za słowa Halickiego przeprosił Adam Szejnfeld.
- Wydaje mi się, że oni widzą ten trotyl, który tli się im pod siedzeniami, i w panice sięgają po coraz brudniejsze sposoby poniżania ofiar tragedii i ich rodzin.
Jeden domagał się, żeby rodziny płaciły za ekshumacje, jakby domaganie się, żeby bliski zmarły spoczywał w swoim grobie, a nie wiadomo gdzie, było jakąś fanaberią, drugi wypomina Marcie Kaczyńskiej odszkodowanie za śmierć rodziców, zaraz znajdzie się bydlę, które każe jej zwracać koszty pochówku na Wawelu i domagać się zwrotu kosztów pochówku od innych rodzin, no, może poza panem Dereszem, skoro poszedł na współpracę…
Trzeba być skończoną świnią, żeby brać udział w takiej licytacji, no, ale z drugiej strony, bycie świnią zawsze pomagało robić w partii karierę.
- Dziękuję za rozmowę.
Koniec części drugiej.
Rozmawiał: Jacek Nizinkiewicz
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Brawo, Pani Jadwigo!
13 Grudnia, 2012 - 10:21
Re: Brawo, Pani Jadwigo!
13 Grudnia, 2012 - 10:48
Doktryna Breżniewa uległa zmianie/korekcie. Są ujawnione dokumenty z plenów KC KPZR. To Jaruzelski jeździł na Kreml z prośba o interwencję!
Rosjanie mu ODMÓWILI!
Proszę opierać się na dokumentach a nie plotkach!
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Re: Re: Brawo, Pani Jadwigo!
13 Grudnia, 2012 - 10:49
Bzdety o Solidarności i o Bolku
Posted in ■ aktualności, ■ odkłamujemy HISTORIĘ by Maciejewski Kazimierz on 12 Grudzień 2012
Jako że 13-ty grudnia za pasem i czeka nas kolejny wysyp okazyjnych notek i artykułów, to ja już dziś coś napiszę. Napiszę o tym, kto stworzył 10-milionowy związek Solidarność.
Otóż wbrew temu, co pieprzą „autorytety”, historycy i reszta badziewia, to nie Lechu Wałęsa był tym, któremu to zawdzięczamy. Także nie Lech Kaczyński się do tego przyczynił.
Ten związek stworzyli głównie młodzi robotnicy z wielkich zakładów pracy.
Ale, ale – to nie do końca prawda. Otóż jest taki człowiek, któremu pojedynczo należy się wdzięczność za te 10 milionów, a dokładnie za możliwość działania tych milionów.
Ten facet nazywa się Andrzej Rozpłochowski, obecnie mieszka w Polsce i klepie biedę.
więcej.... http://wzzw.wordpress.com/2012/12/12/bzdety-o-solidarnosci-i-o-bolku/
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Szanowna Pani Jadwigo,
13 Grudnia, 2012 - 11:05
Raczy Pani kupować IPNowskie brednie. "Rewelacje" Anoszkina pojawiały się z zapotrzebowania politycznego, czego dowodzi "cudowne odnalezienie" kolejnych "zapisków" kilka lat po konferencji w Jachrance. W kwestii stenogramów zachęcam Panią do zapoznania się z tekstem Engelgarda: Jakie to wszystko dla Ziemkiewicza proste…. Doktryny Breżniewa nikt nie zmieniał ani nie korygował, Breżniew żył i kontrolował sytuację w 1981. Jaruzelski jeździł nie tylko na Kreml. I wysłuchiwał, że jeśli nie wprowadzi stanu, to wprowadzone zostaną wojska Układu Warszawskiego. Jaruzelski do końca grał na polubowne załatwienie sprawy. Tyle, że Solidarność parła do konfrontacji, nie licząc się z nieuniknioną rzezią Polaków. Marsz gwiaździsty na Warszawę planowany w grudniu 1981 i wielkie demonstracje to był kolejny etap "kolorowej rewolucji", tyle, że tym razem doszłoby już do rozstrzygnięć siłowych - jak w Radomiu i na Wybrzeżu. To były czasy bliższe politycznie Budapesztowi z 1956 niż Kijowowi z czasów Kuczmy.
Dorzucę jeszcze jeden tekst wart lektury: http://marucha.wordpress.com/2012/12/13/stan-wojenny-jednak-legalny/
Re: Szanowna Pani Jadwigo,
13 Grudnia, 2012 - 11:25
Nie opieram sie na materiałach wtórnych ale na skanach fokumentów KCKPZR, które udało sie poskanowac Bukowskiemu. Część z tych dokumentów jest w ksiazce Bukowskiego "Moskiewski Proces".
Nie interesuja mnie bajania po latach, ale jedynie dokumenty i zewryfikowane swiadectwa uczestników wydarzeń. Przypominam, ze to Kuroń parł do marszu Gwieździstego i w tym samym czasie spotykał sie z Kiszczakowcami.
Strajk generalny miał byc i powinien w marcu 1981r.
Jaruzelski to zdrajca i nic żadne zaklinanie tego nie zmieni. Bał sie nawet Gierka, ze ten, komuszy liberał dogada sie z towarzyszami na kremlu... Wiec też go internował.
Warto zapytac przywódców konstruktywnej opozycji Wałęsę, Borusewicza i Merkela, co sie stało z milionami dolarów i sprzętu przesyłanymi przez Biuro Brukselskie pod wodzą agenta Milewskiego? Nikt się z nich nigdy nie rozliczył. Ci z konstruktywnej opozycji, którzy teraz rządzą mieli dostęp do finansowych źródełek.
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Połowa prawdy to całe kłamstwo ... IPN
13 Grudnia, 2012 - 12:03
Pani Jadwigo, szkoda czasu na kopanie się z koniem.
13 Grudnia, 2012 - 14:05
Jeśli dla kogoś albo i coś z WSIowo & eSBeczych aferałów jest autorytetem, to niech tak zostanie.
Konno to się jeździ lub powozi, a do tego potrzebne są uzdy, lejce i bat.
O tak.
Pozdrawiam,
Obibok na własny koszt
Obibok na własny koszt
Uchowaj Polskę i Polaków od takich autorytetów jak
13 Grudnia, 2012 - 15:10
Lech Mażewski i jego koledzy z KLD i Partii Konserwatywnej utworzonej na podstawie instrukcji 0015.
Proszę pamiętać, że te środowisko KLD i PK (aferałów) wzięło udział w nocnej zmianie z Bolkiem i Pawlakiem.
Pozdrawiam,
Obibok na własny koszt
Obibok na własny koszt
Re: Jak rozumieć 13 grudnia?
13 Grudnia, 2012 - 11:24
Protokół nr 49 z posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR w dniu 13 XII 1981 r.
Obecni: tow. tow. W. Jaruzelski, K. Barcikowski, T. Czechowicz, J. Czyrek, Z. Grzyb, H. Kubiak, M. Milewski, Z. Messner, J. Łabęcki, S. Olszowski, S. Opałko, J. Romanik, A. Siwak; zastępcy członków BP: tow. tow. J. Główczyk, W. Mokrzyszczak, F. Siwicki; sekretarze KC: tow.tow. M. Orzechowski, M. Woźniak.
Nieobecni: tow.tow. T. Porębski, Z. Michałek.
Zaproszeni do wszystkich punktów porządku dziennego: tow.tow. Cz. Kiszczak, S. Kociołek, M. Janiszewski.
Zaproszeni na posiedzenie BP w dniu 13 XII 1981 r.: tow.tow.
H. Jabłoński - przewodniczący Rady Państwa
S. Ciosek - minister ds. związków zawodowych
Porządek dzienny:
1. Sytuacja społeczno-polityczna w kraju.
Do pkt. 1. porz. dz.
W. Jaruzelski - Proponuję omówić zadania, jakie stoją przed nami.
Cz. Kiszczak - 10 XII br. odbyło się posiedzenie Prezydium, a 11 i 12 XII br. posiedzenie KKP. „'Solidarność" podtrzymywała, a nawet zaostrzyła stanowisko zajęte w Radomiu.
„Solidarność" dąży do obalenia konstytucji, władzy. Poczyniła ona przygotowania do przewrotu. W dniu 12 XII o godz. 20.30 podjęto wstępne działania do przygotowania stanu wojennego. Aktualnie jest pełna gotowość służb. W nocy zabezpieczono radio, telewizję, zablokowano łączność. Nie zanotowano incydentów. Zabezpieczono 320 obiektów. Zablokowano przejścia graniczne. Od godz. 24.00 przeprowadzano akcję internowania osób zagrażających bezpieczeństwu państwa. Dotychczas akcja została wykonana w 70%. Internowano m.in. Rulewskiego, Wądołowskiego. Palkę, Kuroniów, Kułaja, małżeństwo Gwiazdów. Poproszono na rozmowy do Warszawy Wałęsę. Akcja trwa, największe kłopoty były w Gdańsku, zakończono akcję w Olsztynie. Internowano m.in. w Białej Podlaskiej 17 na 20, w Bielsku-Białej 98 na 120, w Chełmie 40 na 52, w Ciechanowie 11 na 13, w Katowicach 463 na 500, w Kielcach 176 na 196, w Koninie 27 na 28, w Radomiu 82 na 93, w Zamościu 93 na 114, w Skierniewicach 32 na 33, w Warszawie 196 na 293. Przeszukane zostały obiekty "Solidarności". Zakwestionowano dokumenty do procesowego wykorzystania. W Katowicach broniono się gaśnicami. W Lublinie zablokowano drzwi. Broniono się także w Koninie i Bełchatowie. Miały miejsce incydenty w Jastrzębiu. W Krakowie użyto plutonu, w Warszawie postrzelono kobietę. Przerwano okupowanie w Świdnicy, Toruniu, Olkuszu, wszystkich zatrzymano. W Warszawie przed siedzibą Regionu Mazowsze zauważono Chińczyków, Francuzów, Japończyków, grupy pracowników z Huty Warszawa. O godz. 7.25 kolportowano wrogie ulotki. MSW realizuje akcję rozmów profilaktycznych, ostrzegawczych. Zaplanowano przeprowadzenie rozmów z 4,5 tys. osób. Odbyły się rozmowy z hierarchią kościelną. Bp Bednorz poparł decyzję o stanie wojennym, a zwłaszcza internowanie Gierka. Prymas J. Glemp wygłosił kazanie na Jasnej Górze, w którym wyraził zaskoczenie z powodu tak szybkiego wprowadzenia stanu wojennego i zainicjował modły o spokój. Bp Bareła wystosował orędzie o spokój. Natomiast 18 XII 1981 r. organizują przemarsz z katedry na Jasną Górę. Ks. bp Dąbrowski i ks. Orszulik chcą zwołać posiedzenie Konferencji Episkopatu Polski. Proszą o odblokowanie łączności dla jej zwołania.
Decyzja: umożliwić Episkopatowi poinformowanie biskupów o terminie zwołania Konferencji Episkopatu przez łączność wojskową.
Zapytywali Stommę o legalność obecnej władzy. Stomma stwierdził, że władza jest legalna do pierwszego posiedzenia Sejmu PRL. W Hucie im. Lenina w Krakowie na nocnej zmianie 7 tys. osób strajkuje, stoi komunikacja miejska. Są próby strajków na PKP, w "Celwiskozie" w Jeleniej Górze. Jest potrzeba operatywnego działania władz lokalnych, wojskowych i milicyjnych.
Decyzja: po pierwszym dniu stanu wojennego zalecić władzom lokalnym (administracyjnym, wojskowym i milicyjnym) podjęcie działań bardziej zdecydowanych i operatywnych.
W miarę upływu czasu sytuacja może stawać się bardziej trudna. Potrzebne jest publiczne wystąpienie Wałęsy, a także innych osób.
F. Siwicki - Stwierdził, że stan moralno-polityczny i zdolność do wykonania zadań w pododdziałach jest na poziomie dobrym. Ściśle współdziałając, zablokowano 90 obiektów łączności, radio i TV w całym kraju (uczestniczyło 2 tys. żołnierzy). Przejęto 250 obiektów, w tym cztery lotniska, obiekty telekomunikacji, składy rezerw państwowych. Jednostki patrolują główne arterie, blokują główne węzły komunikacyjne, ochraniają obiekty wojskowe i cywilne. O 6.00 rano związki taktyczne ruszyły w rejony wielkich aglomeracji. Część tych jednostek wejdzie w wyznaczone rejony. Rozwija się sieć radioliniową, urządzenia alarmowe (do 27 województw), 50% stanu sił zbrojnych jest zaangażowane w akcji, lotnictwo i marynarka wojenna znajdują się w stanie podwyższonej gotowości bojowej. Tak przedstawia się analiza wykonania zadań pierwszego etapu. Widzę potrzebę rozszerzenia pracy politycznej, potrzebne jest wzmocnienie oficerami specjalnymi, rezerwą oficerów. Trzeba zagwarantować lepsze bytowanie, umundurowanie.
Decyzja: nasilić pracę polityczno-wychowawczą i partyjną w jednostkach wojskowych wykonujących zadania w ramach stanu wojennego. W tym celu wykorzystać oficerów rezerwy, oficerów z uczelni wojskowych i instytucji centralnych MON. Zapewnić żołnierzom tych jednostek dodatkowe umundurowanie zimowe, zwłaszcza niektórym pododdziałom buty filcowe.
Utrzymujemy ścisłą łączność z sojuszniczymi sztabami i Grupą Północną Wojsk Radzieckich. Spotkania biskupów z pełnomocnikami przebiegają skutecznie, część z nich oczekuje na instrukcje. Kardynał Macharski interesuje się treścią aktów stanu wojennego.
Praca komisarzy-pełnomocników w gminach, organizmach gospodarczych przebiega normalnie. Dodatkowe zadania przekażę wykonawcom.
Decyzja: spowodować bardziej zdecydowane działanie pełnomocników-komisarzy w terenie.
K. Barcikowski - Odbyliśmy rozmowę z prymasem Glempem, przekazaliśmy mu informację oraz motywy wprowadzenia stanu wojennego. Nasz stosunek do Kościoła nie ulega zmianie. Informacje te Glemp przyjął spokojnie. Glemp uważa, że w "Solidarności" jest bardzo dużo złych ludzi. Kościół będzie śledził rozwój sytuacji i modlił się o spokój.
Rozmowa z bp. Dąbrowskim i ks. Orszulikiem przebiegła spokojnie. Podważali prawdziwość dokumentów o stanie wojennym i zgłaszali uwagi do aktów prawnych. Interesowali się również tym, jak będzie funkcjonować prasa, w tym katolicka. Prosiliśmy o wykaz pism kościelnych.
Decyzja: przygotować koncepcję wznowienia wydawania prasy katolickiej po zakończeniu stanu wojennego.
Interesowali się również osobami internowanymi, m.in. Kułajem, Wielowieyskim, doradcami "Solidarności". Wyrazili zaniepokojenie, że rozmowy z Wałęsą prowadzone są bez doradców. Rozwialiśmy ich obawy. Bp Dąbrowski zaoferował się do współpracy z nami.
S. Ciosek - poinformował o treści rozmów z Lechem Wałęsą. Przytoczył słowa Wałęsy, który powiedział, że jeśli władza zapewni społeczeństwu żywność, to opanuje sytuację. Lech Wałęsa dał pełne poparcie dla tych rozwiązań, stwierdzając, że "Solidarność" poszła za daleko. Można było zatrzymać się. Krytycznie wypowiadał się o działaczach, o społeczeństwie. W Radomiu nie miał innego wyjścia, jak tylko wystąpić ostro. Ucieszył się z aresztowania Gierka. Wystąpienie gen. Jaruzelskiego zrobiło na nim duże wrażenie, powiedział, że je poprze. Stwierdził, że jeśli nie pójdziemy drogą odnowy, to za pięć lat będzie rozlew krwi, że jest żołnierzem i wykonuje rozkazy. Uważa, że na czele "Solidarności" powinien stanąć nowy człowiek. Zaproponuje i przeprowadzi wybór nowego kandydata na przewodniczącego. Chciałby rozmawiać z prymasem. Uważa, iż powinniśmy wypuścić internowanych, po złożeniu przez nich deklaracji lojalności. Rozważa możliwość zwołania Prezydium KKP.
Wnioski:
1. Tow. Rakowski proponuje Wałęsie uzewnętrznienie jego poglądów, obecnie trwa rozmowa Rakowskiego z Wałęsą.
2. Rozważyć możliwość rozmowy Wałęsy z Glempem.
3. Wałęsa uważa, że posiedzi dłużej. Ma dobre warunki.
S. Olszowski - od kilku dni zabezpieczano akcję propagandową. Działał Sztab w składzie: Olszowski, Szaciło, Rakowski, kierownicy wydziałów KC. Akcja była poufnie przeprowadzona - świadczy to o dojrzałości. O godz. 6.00 wdrożono program radiowy, o godz. 12.00 program telewizyjny, co było trudną operacją. Oba programy szły z zapasowego stanowiska. Trwa kompletowanie załogi, są trudności z przepustkami. W radiu na Malczewskiego nie ma "Solidarności". Tow. Olszowski z wielkim uznaniem odniósł się do operacji wojska, oceniając ją jako majstersztyk. Wojewódzkie Zespoły Propagandy otrzymały zadania. Tam, gdzie wychodzą dzienniki, wysłano pracowników KC.
Na szczeblu centralnym wychodzi "Trybuna Ludu" i "Żołnierz Wolności" wraz z dodatkami. W województwach wychodzi tylko jedna gazeta. Kompletuje się redaktorów naczelnych tych gazet. Opracowano tezy programowe i rozpowszechniono je. Przez kilka dni program będzie skrócony w radiu i telewizji. Jeśli sytuacja będzie normalizowała się, będziemy rozszerzać program RTV i zwiększać ilość pism. Jest prośba do MSW, aby udostępnić materiały uzyskane w siedzibach regionów "Solidarności".
Decyzja: wykorzystać w propagandzie materiały zarekwirowane w siedzibach NSZZ "Solidarność".
W. Jaruzelski - powitał tow. Jabłońskiego i poprosił o informacje na temat prac nad podjęciem dekretu o stanie wojennym.
H. Jabłoński - stwierdził, że odbył po kilka rozmów z członkami Rady Państwa. Trudności polegały na tym, iż projekt dekretu o stanie wojennym nie był przygotowany, jak to jest w każdym państwie, ale trzeba było go opracować. W tej sprawie wszyscy członkowie Rady Państwa wypowiedzieli się pozytywnie. Reiff nie zgadzał się na propozycję przyjęcia dekretu o stanie wojennym. Przeciw była Marszałek-Młyńczyk. Dekret przyjęto, mimo iż oficjalnego głosowania nie było.
J. Czyrek - Odbyło się spotkanie z ambasadorami krajów socjalistycznych. Istnieje problem w komentowaniu tych wydarzeń w środkach masowego przekazu na Zachodzie. Reagan przerwał urlop. Haig prowadzi konsultacje w ramach NATO. Zajęli stanowisko niereagowania na wydarzenia w Polsce, ponieważ nie wkroczyły jeszcze wojska radzieckie. Kanclerz Schmidt nie przerwał rozmów w NRD z Honeckerem. Nawoływał do powściągliwości, podkreślając, że Polacy potrafią rozwiązać kryzys własnymi siłami. Francuzi są w kontakcie z sojusznikami i nie widzą zagranicznego zagrożenia. Kanclerz Kreisky stwierdził, że kierownictwo polskie podjęło próbę przeciwstawienia się największemu zagrożeniu, ponieważ nie było jedności przeciwstawnych sobie sił. W USA o 1.00 wezwano naszego ambasadora w celu wyjaśnienia charakteru wydarzeń w Polsce. Uznano, że odbije się to na stosunkach polsko-amerykańskich, zwłaszcza handlowych (również ustalenia z rozmów Z. Madeja). Wielostronne rozmowy w sprawie kredytów będą przerwane. Przedstawiciel Wielkiej Brytanii nie posiadał wytycznych swego rządu, ale uważał, że mogą powstać trudności w stosunkach gospodarczych. Ambasador RFN stwierdził, że poważnie bierze się pod uwagę stanowisko zawarte w przemówieniu gen. Jaruzelskiego. Jeśli nie będzie przelewu krwi, nie będzie ostrej reakcji ze strony rządu RFN. Rząd RFN jest w kontakcie z sekretarzem stanu USA, Haigiem. Przedstawiciel Włoch zapewnił, że będzie życzliwie przedstawiał swojemu rządowi nasze sprawy, reakcja włoska będzie pełna zrozumienia. Nasze wyjaśnienia poprawią sytuację Polski na Zachodzie. Przedstawiciel Austrii odniósł się ze zrozumieniem do naszych decyzji, stwierdzając, że - jego zdaniem - nie było możliwości porozumienia się z siłami opozycyjnymi. Powiedział, że nie może tych informacji przekazać do Wiednia, że nie ma telefonów i teleksów, co jest wbrew międzynarodowej konwencji.
Decyzja: nie przyspieszać odblokowania łączności w zagranicznych przedstawicielstwach w Polsce.
Inne rozmowy z ambasadorami nie wniosły nic nowego. Wysłaliśmy depesze do rządów krajów kapitalistycznych i socjalistycznych. Posłaliśmy także depeszę do ONZ z prośbą, żeby nie stawiać na forum ONZ sprawy Polski. Wysłaliśmy instrukcję dla naszej delegacji w Madrycie na KBWE (sprawa łamania praw obywatelskich). Wysłaliśmy delegację z odpowiednimi instrukcjami do Genewy do MOP (sprawa zawieszenia praw związkowych). Rządy krajów socjalistycznych z uznaniem przyjęły nasze decyzje, ale także i z troską. W ich krajach wielkie wrażenie wywarło wystąpienie tow. W. Jaruzelskiego. Prosili o informowanie ich na bieżąco o rozwoju sytuacji. Pytali, czy mają ewakuować rodziny. Ambasada NRD ewakuowała już pierwszą partię osób. Ogólnie należy stwierdzić, że reakcje są wyważone z wyjątkiem amerykańskiej. USA nie sprzeda nam prawdopodobnie kukurydzy do produkcji brojlerów. Generalnie postawiono sprawę pomocy gospodarczej w rozmowach z krajami socjalistycznymi, konkretne rozmowy będą prowadzone.
W.Jaruzelski - Czy Region Mazowsze zajmuje swoją siedzibę?
Cz. Kiszczak - Tak.
W. Jaruzelski - Jest to błąd, siedziby te muszą opuścić, trzeba je utrzymać. (...)
H. Kubiak - W 28 województwach było pogotowie strajkowe w uczelniach. Proponuje pozostawić dzieci w domu, także młodzież, uniknie się zbiorowego wychodzenia i zgromadzeń. Zwiększymy ilość świetlic.
S. Opałko - Stwierdził, iż wprowadzenie stanu wojennego było oczekiwane i przyjęte z ulgą. Władza zyskuje szacunek, a społeczeństwo nadzieję na poprawę sytuacji. Instrukcja o działaniu partii w stanie wojennym daje możliwość wprowadzenia porządku w partii. Stwierdził następnie, że nauczyciele, którzy wrogo wypowiadali się przeciw ustrojowi powinni być eliminowani ze szkolnictwa (tak zrobili Czesi i Niemcy). Ci nauczyciele, którzy strajkowali, nie mogą wychowywać młodzieży. Zażarty przeciwnik ustroju socjalistycznego nie może być nauczycielem. Kadra miała obiektywne trudności. W imię najbliższych celów należy dokonać wymiany kadry administracyjnej.
Decyzja: dążyć do usunięcia ze szkolnictwa zażartych przeciwników ustroju socjalistycznego.
W. Mokrzyszczak - Wprowadzać zmiany według dekretów i bronić ich. Zarząd regionu "Solidarności" Mazowsze postawił się poza abolicją. Sprawdzić, jak realizowane są dekrety w województwach. Należy zastanowić się, czy realizować uprzednio przyjęte plany pracy, np. posiedzenia Komisji KC, zebrania.
Decyzja: odwołać posiedzenia Komisji Komitetu Centralnego PZPR, odwołać także część wcześniej planowanych spotkań.
T. Czechowicz - Stwierdził, iż należy pokazywać wojsko w działaniu.
S. Kociołek - Stwierdził, iż trzeba kontynuować pracę partyjną, ale bez nadmiernej informacji w środkach masowego przekazu. Co należy robić z 40 tys. pracowników etatowych "Solidarności"?
W. Jaruzelski - Stwierdził, że pracownicy związków zawodowych wracają do tej pracy, którą wykonywali przed przejściem do pracy w związkach zawodowych.
K. Barcikowski - Co się stanie z ludźmi ze związków branżowych, jak odbierzemy im etaty? Proponuję nie odbierać. Powstaje problem płacenia im.
S. Olszowski - Otworzyć możliwość, a potem przedyskutujemy sprawę.
Decyzja: rozważyć na posiedzeniu Biura Politycznego lub Sekretariatu KC dalsze funkcjonowanie aparatu etatowego związków zawodowych, zwłaszcza NSZZ "Solidarność". Rozważyć możliwość powrotu działaczy etatowych związków zawodowych na stanowiska pracy, które zajmowali przed przejściem do aparatu związkowego.
H. Jabłoński - 18 XII br. przewidziane jest zgromadzenie ogólne PAN. W PAN mogą być próby podjęcia uchwały potępiającej wprowadzenie stanu wojennego. Proponuję przełożyć posiedzenie PAN.
Decyzja: odłożyć posiedzenie Zgromadzenia Polskiej Akademii Nauk. Przekonać prof. Gieysztora o potrzebie podjęcia takiej decyzji.
Z. Messner - Stwierdził, że naruszanie zasad spowoduje dodatkowe komplikacje.
H. Kubiak - Należy dać interpretację i wyjaśniać znaczenie nielegalnych zgromadzeń.
Decyzja: dać interpretację i wyjaśniać znaczenie nielegalnych zgromadzeń.
J. Główczyk - Proponuje przekazywać dodatkowe informacje członkom KC.
J. Romanik - Stwierdził, że nie tylko trzeba przekazywać informacje członkom KC, ale i docierać do nich.
W.Jaruzelski - Otrzymałem telefon od tow. Breżniewa, który z sympatią odniósł się do nas i stwierdził, że skutecznie przystąpiliśmy do walki z kontrrewolucją. Były to decyzje trudne, ale słuszne. Wysoko zostało ocenione moje przemówienie. Zapewnił, że możemy liczyć na pomoc ekonomiczną. W rozmowie mocno zaakcentowałem sprawę pomocy ekonomicznej. Moment przez nas wybrany był ostatni i optymalny, wcześniej była zła sytuacja, a później jeszcze gorsza. Lepszego momentu nie mieliśmy, proces lawinowo przebiegających zjawisk negatywnych, próby usuwania partii z zakładów pracy, zapowiedź wieców 17 XII 1981 r. - także w Warszawie - tworzenie faktów dokonanych, sporządzanie ankiet zawierających negatywne oceny partii i władzy. Decyzja o stanie wojennym była jednomyślna w Radzie Państwa. Nie ma mowy o obaleniu rządu. Legalnie istniejąca władza wprowadziła środki zabezpieczające państwo. To są argumenty dla Zachodu. Działanie wszystkich sił i środków było bardzo sprawne: MON, MSW, propaganda. Wszyscy wnieśli swój wkład. Mamy moment sprzyjający, którego nie wolno przeoczyć. Będzie mijać element zaskoczenia, szoku. Codzienne trudności teraz będą adresowane do władzy, bo nie ma "Solidarności". Uwiarygodniać słuszność tych decyzji. Na zdobytych materiałach pokazywać, czego udało się uniknąć. W ostatniej chwili zażegnano groźne niebezpieczeństwo. Należy utrzymywać szok wywołany podjętymi przez nas decyzjami. Zapowiedzi z mojego przemówienia muszą być uwierzytelniane. Zwłaszcza chodzi o internowanie. Przekazać to na telekonferencji. Publikować decyzje o ukaraniu winnych. Na funkcje wojewodów, naczelników wprowadzać osoby wojskowe. Część oficerów rezerwy należy poddać swoistej militaryzacji (zapowiedzieć to na telekonferencji). Sprawa operatywności KW PZPR. Metoda w działaniu jest stara, czekamy, nie ma decyzji. W tych dniach sprawdzą się wszyscy kierownicy, sekretarze KW. Pracować musimy całą dobę, nie możemy stracić czasu. Działania muszą być śmiałe, należy wyegzekwować podjęte sprawy. Nie targować się, działać. Za dużo jest sztabów, trzeba zrobić z tym porządek. Działania muszą być operatywne, skoordynowane. Należy prowadzić aktywną pracę partyjną, ale nie pchać się na afisz. Obowiązuje wojskowa forma. Trzeba sprawdzić, jak funkcjonują pełnomocnicy KC, zwłaszcza w trudnych warunkach i trudnych województwach. Weryfikacji nie powinniśmy prowadzić, natomiast operatywnie należy rozwiązywać sprawy konkretne. Członkowie partii będący członkami "Solidarności" muszą się określić. Należy bardziej rygorystycznie stawiać przynależność do "Solidarności" w administracji. Pozostaje w mocy sprawa zagrożenia. Należy utrzymywać zorganizowane partyjne grupy. Należy stworzyć atmosferę działania w partii i wśród aktywu. Ludzie muszą czuć, że przystąpili do walki. Spotkania odbywają się w nadzwyczajnej sytuacji. Urzędnicza partia jest nie do przyjęcia. Należy zatrzymywać ludzi odchodzących na emeryturę, ludzi najlepszych, zatrzymać ich w zakładach. Trzeba utrzymywać psychozę stanu wojennego, grozę i powagę, z uwierzytelnianiem spraw zapowiedzianych. Należy lepiej wykorzystywać radiowęzły zakładowe. Należy odcinać się od "Solidarności".
Jeśli chodzi o problem aresztowanych i internowanych, to szkoda, że nie dokonaliśmy analizy list z 1976 r. Chodzi o to, żeby nie popełnić takich błędów jak wówczas, kiedy wcielono do armii elementy opozycyjne, kryminalne, a potem były z nimi kłopoty i umacniała się opozycja. Np. obecnie nie trzymać Rulewskiego z Bartoszewskim. Należy zastanowić się nad metodami obchodzenia się z nimi, nad metodami pracy z nimi. Doradców oddzielić od rzezimieszków, prowadzić rozmowy z doradcami. Zobaczymy, jak ułoży się sprawa z Wałęsą. Mecenas Siła-Nowicki zachowywał się dobrze. Do spraw tych podchodzić selektywnie. Trzeba dać propozycje, jak te sprawy rozwiązywać. Do ich rozwiązywania powinny włączyć się wydziały KC. Sprawy te przekonsultować z pierwszymi sekretarzami KW. Sprawa tonacji propagandy - musi ona uwiarygodniać zapowiedzi. Pokazywać, że pełnomocnik-komisarz zalecił zdjęcie naczelników, przestępców. Trzeba uderzyć w draństwo, w milionerów i spekulantów, w biurokratów, w kompromitujących nas przedstawicieli władzy. Wykorzystać Białą Księgę. Trzeba publikować życiorysy działaczy opozycji: Rulewski, Kuroń. Pokazywać, kto za nimi stoi. Należy pozyskiwać autorytety moralne. Prowadzić pracę partyjną zwyczajnie, a wielkie konferencje muszą być odkładane w czasie. Trzeba porozmawiać z prezesem PAN, Gieysztorem. Postarać się, żeby lepiej nas zrozumiał. Sprawa zaopatrzenia rynku. Trzeba poprawić zaopatrzenie rynku. Przygotować propozycje, co chcemy otrzymać od sojuszników. Tow. Czyrek powinien postawić w rozmowach z sojusznikami sprawę pomocy żywnościowej. Brać wszystko, co oferują. Trzeba poszukać klucza dotarcia do chłopów. Nie idziemy na obowiązkowe dostawy, ale każdy chłop musi sprzedawać państwu towary (przekazać to na telekonferencji). (...)
Protokółowali: Andrzej Barzyk, Henryk Kierski
Warszawa, 13 XII 1981 r.
Całość artykułu Aleksandra Ściosa z komentarzami znajdziemy TU:
http://bezdekretu.blogspot.com/2012/12/trzeba-utrzymywac-psychoze-stanu.html#comment-form
Obibok na własny koszt
Obibok na własny koszt
Re: Re: Jak rozumieć 13 grudnia?
13 Grudnia, 2012 - 12:07
http://niezalezna.pl/35912-jan-zaryn-wojciech-jaruzelski-wypelnil-zlecenie-moskwy
Jan Żaryn: Wojciech Jaruzelski wypełnił zlecenie Moskwy
Tagi: Moskwa, 13 grudnia, Jaruzelski, stan wojenny, Rosja
Dodano: 12.12.2012 [19:48]
foto: Zbyszek Kaczmarek/Gazeta PolskaHistoryk, profesor Jan Żaryn w rozmowie z Dorotą Kanią tłumaczy, że dzisiaj historycy nie mają już problemu z oceną intencji Wojciecha Jaruzelskiego. Z zebranych dowodów wynika, że wprowadzając stan wojenny, wykonywał on polecenia Moskwy.
Jan Żaryn zapytany o to, jak to możliwe, że Wojciech Jaruzelski, który poszedł na wojnę z własnym narodem, nadal przez dużą część społeczeństwa jest usprawiedliwiany, stwierdził, że do tej pory tłumaczono to ignorancją i nieznajomością przebiegu zdarzeń. Nawet pomimo ogólnie znanych faktów i analiz historycznych wielu Polaków nadal uważa, że wprowadzenie stanu wojennego było konieczne, a Jaruzelski, decydując się na ten krok, chciał... ratować kraj. Fakty są jednak zupełnie inne.
- Dzisiaj historycy nie toczą już sporu na temat intencji Wojciecha Jaruzelskiego wprowadzającego stan wojenny 13 grudnia 1981 r. My wiemy, jako historycy, znając zachowaną dokumentację, że wypełnił on zadanie zlecone przez Moskwę. Moskwa była zdecydowanie stroną niezainteresowaną wprowadzaniem swoich wojsk na terytorium PRL, była za to zainteresowana, żeby „Solidarność” została zdławiona w imię, potocznie wówczas nazywanego internacjonalizmem, trzymania interesu grupy państw Układu Warszawskiego. W związku z tym Moskwa była zainteresowana, żeby to Jaruzelski i komuniści polscy własnymi rękami zdławili aspiracje narodu polskiego do wolności i niepodległości – tłumaczy Jan Żaryn.
POLECAM WYWIAD TV: http://niezalezna.pl/35912-jan-zaryn-wojciech-jaruzelski-wypelnil-zlecenie-moskwy
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
@pe1984
13 Grudnia, 2012 - 12:41
Szanowny Panie,
Niepoprawni.pl to centroprawicowy portal społecznościowy, co jest jasno sprecyzowane. W zaistniałej sytuacji nie bardzo widzimy możliwość i sens dalszej 'współpracy'. Pana konto zostaje zablokowane do czasu podjęcia ostatecznej decyzji przez Redakcję.
pozdrawiamy