Tak mogło być, czyli odpowiadając zwolennikom sojuszu II RP – III Rzesza

Obrazek użytkownika Stary Belf
Historia

Tak mogło być, czyli odpowiadając zwolennikom sojuszu II RP – III Rzesza
(hipotetyczna sytuacja Polski po zawarciu takiego paktu).
Wpis polemiczny

Nie ukrywam, że do napisania tej notki skłonił mnie wpis Wilre: http://www.niepoprawni.pl/blog/132/ii-rzplita-fantasmagoria, w którym to wpisie Autor zaprezentował punkt widzenia śp. Prof. Pawła Wieczorkiewicza, dot. sojuszu Polski i III Rzeszy w 1939 roku. Niniejsza notka jest próbą polemiki z wpisem Wilre.
Od mniej więcej 1990 roku toczy się w Polsce dyskusja (wśród polskich historyków na emigracji nieco dłużej), dotycząca zawarcia sojuszu pomiędzy II Rzeczpospolitą, a III Rzeszą Niemiecką, który mógłby zostać podpisany wiosną 1939 roku, po przyjęciu przez II RP propozycji niemieckich, skierowanych do strony polskiej nieoficjalnie już w październiku 1938 roku (rozmowa ministra spraw zagranicznych Rzeszy Niemieckiej Ribbentropa z ambasadorem RP w Berlinie Lipskim), potwierdzone oficjalnie w dniu 21.03.1939 roku przez kanclerza Adolfa Hitlera, a zakładające:
• przyłączenie do Niemiec Wolnego Miasta Gdańska
• przeprowadzenie eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez polskie Pomorze (tzw. "polski Korytarz")
• przystąpienie Polski do paktu antykominternowskiego – czyli jawnego zadeklarowania się Polski jako politycznego partnera III Rzeszy a strategicznego przeciwnika ZSRR.
w zamian III Rzesza proponowała Polsce:
• wzajemne uznanie granicy polsko-niemieckiej (lub uznanie terytoriów obu krajów)
• przedłużenie układu o nieagresji o kolejne 25 lat
• niemiecką zgodę na zmiany terytorialne na korzyść Polski na wschodzie i wspólną granicę polsko-węgierską
• współpracę w kwestii emigracji Żydów z Polski oraz w sprawach kolonialnych
• wzajemne konsultowanie wszystkich decyzji dotyczących polityki zagranicznej.
Szczególnym zwolennikiem takiego paktu był zmarły niedawno śp. Prof. Andrzej Wieczorkiewicz.
Czy rzeczywiście w takiej sytuacji do wybuchu wojny by nie doszło? Czy w tej sytuacji nie doszłoby do zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow? Czy w razie ataku ZSSR na Polskę, III Rzesza wspomogłaby napadniętego pomocą wojskową?
Owszem, wydaje się, że w przypadku przyjęcia przez Polskę propozycji niemieckich to nie nasz kraj byłby celem pierwszego ataku ze strony Niemiec hitlerowskich, a Francja. Hitler bez osłonek poddawał krytyce Traktat Wersalski i dążył do jego obalenia. Dlatego też, moim zdaniem, jest więcej niż pewne, że Niemcy, mając tymczasowo zapewniony pokój na wschodzie, podjęłyby interwencję militarną wobec Francji. W takim przypadku rysują się dwie możliwości.
Pierwsza – Polska pozostaje lojalnym aliantem III Rzeszy. Niemcy, tak jak było w rzeczywistości, szybko pokonują rozłożoną wirusem pacyfizmu Francję. Wówczas, po pokonaniu „najsilniejszej ówcześnie armii lądowej świata”, Hitler, moim zdaniem, zaostrza żądania wobec Polski. Przykładem może być sytuacja Czechosłowacji, która na mocy układów monachijskich oddała Rzeszy, na początku października 1938 roku tereny przygraniczne, a w dniu 15 marca 1939 roku Czechy utraciły niepodległość.
Niemcy chcą dokonać rewizji granic na te sprzed I wojny światowej. Co wówczas ma do przeciwstawienia się żądaniom niemieckim Polska? Gwarancje brytyjskie, których, po przyjęciu propozycji niemieckich z wiosny 1939, po prostu by nie było. Sojusz z pokonaną Francją, czyli de facto z rządem w Vichy? Sojusz z Rumunią?
Tak więc, parafrazując słowa Churchilla, w lecie 1940 roku mamy do wyboru hańbę lub wojnę, przy czym wybierając hańbę, też wojnę byśmy mieli.
W przypadku odrzucenia przez Polskę niemieckich żądań, wojna wybuchłaby w sierpniu lub wrześniu 1940 roku. I tak jak tę w 1939, tak i tę w 1940 roku musielibyśmy przegrać. Może trwałaby ona nieco dłużej, może zakończyłaby się jedynie odebraniem Polsce terenów sprzed 1914 roku, ale Polska w tej wojnie byłaby od początku na przegranej pozycji. A co stałby się, gdyby Niemcy, jednak obawiając się nieco siły militarnej Polski, podpisali w lipcu lub sierpniu 1940 roku jakiś pakt sojuszniczy z ZSSR? Tym razem mielibyśmy powtórkę z II wojny światowej, ale bez rządu w Londynie (bo przypominam, Wielka Brytania nie byłaby wówczas aliantem Polski i nie miałaby obowiązku przyjmować na swoje terytorium jakichś polskich przegranych polityków. A Francja? Wszak rząd w Vichy był sojusznikiem Niemiec. Nawet do Gabonu nie można by było wyjechać, bo była to ówcześnie kolonia francuska).
Gdyby żądania niemieckie zostały przez Polskę przyjęte, to wg mnie, również mamy wojnę. Tym razem powtórkę z wojny północnej (1709-1711). Bo wówczas III Rzesza, tak jak Szwecja w 1709 roku, ośmielona sukcesami swojej polityki, zaatakowałaby ZSSR w czerwcu lub lipcu 1941, dążąc do powiększenia swojego Lebensraumu. I wówczas polska armia, jako sojusznicza armia Wehrmachtu, poszłaby na pasku Hitlera, rzucona w pierwszym rzucie na linię Stalina. Co wówczas, czy upokorzeni niedawną klęską Polacy chcieliby się bić za niemiecki Lebensraum i hipotetyczny dostęp do portu w Odessie (do której to Odessy pretensje zgłaszaliby Rumuni)?
No dobrze, pozostaje drugie rozwiązanie. Polska, w przypadku ataku Niemiec na Francję, wypowiada układy zawarte z III Rzeszą i atakuje Niemcy od wschodu, wkraczając do Prus Wschodnich i na Opolszczyznę. Niemcy zmuszone zostają do wojny na dwa fronty. Wojna przedłuża się. Linia frontu stabilizuje się na zachodzie gdzieś w okolicach Ardenów i ujścia Skaldy w Belgii, linia frontu na wschodzie przebiega gdzieś w okolicach Łeby i Bytowa na północy, Kluczborka – Raciborza na południu oraz w Prusach Wschodnich na linii Ostróda – Olsztyn – Pisz – Olecko. Wojna się ciągnie, żadna ze stron nie chce ustąpić, następuje powtórka z I wojny światowej. I w końcu, gdzieś na jesieni 1940, lub najpóźniej na wiosnę 1941 roku jako „rozjemca” do działań przystępuje Stalin, posługując się armią czerwoną, która ma opracowane ćwiczenia operacyjne pod nazwą „wojna obronna na terytorium wroga” (taką grę operacyjną dowództwo armii czerwonej przeprowadziło na przełomie grudnia 1939-stycznia 1940 roku, co potwierdzają W. Suworow i M. Sołonin).
W każdym, z opisanych wyżej przypadków, zwycięzcą wojny okazałby się Stalin.
A Polska? A Polska w takim przypadku, stałaby się Polską Republiką Rad (PRR), w granicach Królestwa Kongresowego, połączonego z Galicją Zachodnią. Wszak Stalin, biorąc pod uwagę żądania polskich komunistów, do Niemieckiej Republiki Rad włączyłby Górny Śląsk, Wielkopolskę i Korytarz. I również Stalin, biorąc pod uwagę „słuszne” roszczenia Ukraińców i Białorusinów, ustanowiłby wschodnią granicę Polskiej Republiki Rad na tzw. linii Curzona, czyli de facto na granicy, która została ustanowiona 28 września 1939 roku, po korekcie paktu Ribbentrop-Mołotow, z Białymstokiem, Łomżą, Lwowem i Przemyślem poza granicami PRR.
I tak, moim zdaniem, zakończyłby się dla Polski sojusz z III Rzeszą.
Co dalej? Otóż, gdyby w tej sytuacji w drugiej połowie lat osiemdziesiątych nastąpiła tzw. „pierestrojka” i „głasnost’” (w co osobiście wątpię), w efekcie której ZSSR trafiłby szlag, jaką sytuację Polska miałaby wówczas? Pomijając to, że skazani bylibyśmy na walkę o granice, wówczas prawdopodobnie w wielu większych miastach Polski, szczególnie w Warszawie, Łodzi, Krakowie oraz w Zagłębiu Dąbrowskim mielibyśmy duże skupiska ludności rosyjskojęzycznej (coś na kształt Łotwy, Estonii i Litwy, o Ukrainie nie wspominając). No, Warszawa mogłaby liczyć i 3,5 mln. mieszkańców, z czego ok. 500 – 700 tys. ludzi radzieckich (Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Tadżyków, Kazachów, może Rumunów i Bułgarów, tudzież nielicznych Niemców, Francuzów, Włochów czy Hiszpanów z Portugalczykami). Podobnie byłoby w Łodzi, Krakowie, Lublinie czy Radomiu. Polska nie posiadałaby ani Poznania ani Torunia ani Gdańska i Gdyni. O posiadaniu Wrocławia, Szczecina, Olsztyna, Gorzowa czy nawet Katowic i Opola nie byłoby co marzyć, może w jakiejś lokalnej wojence odzyskalibyśmy Białystok i Suchowolę, które i tak międzynarodowy arbitraż kazałby oddać Białorusi. Wojny o Lwów w ogóle by nie było. Poza granicami, liczącej ok. 30 mln. obywateli, III RP, pozostawałoby ok. 10 mln. Polaków.
Inteligencja polska, ta prawdziwa, o rodowodzie z II RP, w większości wymarłaby najpóźniej w latach pięćdziesiątych na Syberii, w Kazachstanie lub za kołem polarnym. Sekretarzem generalnym Polskiej Partii Komunistycznej (jako odnogi KPZR) byłby Witold Kolski lub Jan Turlejski, mający do pomocy jako zastępcę Rosjanina lub Ukraińca (jakiegoś Iwanowa, Stiepanowa czy Kowalczenkę), na podobieństwo innych republik radzieckich. Potem, po śmierci lub popadnięciu w niełaskę, tegoż Kolskiego lub Turlejskiego, następnym mianowańcem zostałby inszy Jaskiernia lub Szmajdziński tudzież Huszcza lub Świrgoń i ten również dostałby do pomocy następnego Pietrowa, Pawłowa czy Iwanienkę. I tak by to trwało….
W 1989 roku tenże Jaskiernia lub Szmajdziński podpisałby w Białowieży akt zakończenia ZSSR i jako narodowy bohater zostałby wybrany na pierwszego prezydenta III RP. Premierem mianowałby jakiegoś Oleksego lub inszego Cimoszewicza (gdyby Cimoszewicz nie został przypadkiem prezydentem odrodzonej Białorusi ;)), a może tzw. komunistycznego liberała Rakowskiego. Na czele odrodzonej armii stanąłby marszał Sowietskowo Sajuza Wojciech Jaruzelski, mianowany marszałkiem Polski, którego zastępcą zostałby jakiś generał Gromow lub Kluge (bo akurat generał Gromow lub Kluge stacjonował w Polsce i był bardzo dobrym znajomym Jaruzelskiego z czasów, gdy ten ostatni wykładał na Akademii im. Frunzego). Ministrem spraw wewnętrznych zostałby generał KGB Czesław Kiszczak, a szefem milicji (nie policji) pułkownik KGB Władysław Ciastoń. No, oczywiście wicepremierem i ministrem finansów zostałby prymus Akademii Ekonomicznej w Moskwie kandydat nauk Leszek Balcerowicz., a ministrem spraw zagranicznych dziekan wydziału ds. Francji i krajów francuskojęzycznych Uniwersytetu im. Patrice Lumumby akademik Bronisław Geremek. Redaktorem Naczelnym „Sztandaru” (przekształconego z „Czerwonego Sztandaru”) zostałby dotychczasowy szef Komsomołu na Polską Republikę Rad Adam Michnik, a pierwszym naczelnym polskiej edycji „Playboya”, szef organizacji bezbożników na PRR Jerzy Urban.
Prezydent Ignacy Mościcki, marszałek Edward Rydz-Śmigły, premier Felicjan Sławoj-Składkowski i inni przedstawiciele władz II RP oraz ogromna większość polskich generałów z Kazimierzem Sosnkowskim i Władysławem Sikorskim na czele, oficerów, profesorów wyższych uczelni, nauczycieli, urzędników, przedstawicieli patii politycznych na czele z Wincentym Witosem, Tomaszem Arciszewskim, Tadeuszem Bieleckim, Stanisławem Cat-Mackiewiczem i Stanisławem Mikołajczykiem (poza komunistami, których większość Stalin zlikwidował w 1938 roku), a być może nawet lekarzy, prawników i inżynierów, zostałaby zamordowana strzałem w tył głowy gdzieś w głębi ZSSR (a któżby słyszał o Katyniu, Charkowie czy Miednoje). Młodsi, tacy jak: Karol Wojtyła, Wojciech Ziembiński, Stanisław Niedzielak, Jan Olszewski i Anna Walentynowicz umarliby w Magadanie lub na Kołymie jeszcze przed śmiercią Stalina w 1953 r., wyrąbując węgiel lub tajgę na chwałę ZSSR, a bracia Kaczyńscy w ogóle by się nie urodzili. Donald Tusk, Joachim Brudziński i Bronisław Komorowski zostaliby pionierami. Andrzej Gwiazda przyjechałby do Polski w 1991 roku wprost z kopalni uranu gdzieś na Syberii, w ramach kolejnej „odwilżowej” amnestii, ale zmarłby z wycieńczenia wkrótce potem. Najpóźniej, w 1965 lub 1966 roku, zadenuncjowani przez niejakiego Stefana N., zginęliby, rozstrzelani w obławie wojsk KGB, gdzieś w lasach Gór Świętokrzyskich: Kornel Morawiecki, Zbigniew Romaszewski, Andrzej Kern, Romuald Szeremietiew, Leszek Moczulski, młodziutki Antoni Macierewicz i nomen omen Jerzy Buzek wraz z Andrzejem Czumą, jako ostatni zorganizowany oddział partyzantów Wolnej Rzeczpospolitej, którym to oddziałem dowodziłby Antoni Heda, poszukiwany, jako najniebezpieczniejszy przestępca w całym ZSSR (przy okazji tej obławy spalono by całą Puszczę Jodłową oraz zniszczono połowę Kielc i całe Skarżysko-Kamienną, zaś z Ostrowca Świętokrzyskiego ocalałaby jedynie huta). Bronisław Wildstein i Ludwik Dorn zwariowaliby do reszty w psychuszce, do której skierowano by ich, z objawami tzw. schizofrenii bezobjawowej, bo obaj braliby udział w manifestacji na Placu Czerwonym w obronie wolności słowa, w której uczestniczyliby wraz z Władimirem Bukowskim, Zwiadem Gamsachurdią i Angelą Merkel. Co prawda w 1992 roku ujawniłby się ostatni walczący żołnierz Polski Podziemnej, Mariusz Kamiński, ale wkrótce okrzyknięto by go oszołomem i niedoukiem (bo gdzie miał się kształcić, skoro od osiemnastego roku życia, tj. od ukończenia dziesięciolatki, ukrywał się w lesie, a jednym z jego „kontrowersyjnych” czynów byłaby likwidacja sekretarza rejkomu Polskiej Partii Komunistycznej w Skierniewicach, niejakiego Leszka Millera) i skończyłby jako palacz w kotłowni, lub zbieracz butelek, puszek i złomu. Naczelnym dysydentem Polski zostałby obwołany Lesław Maleszka.
A potem, w ramach nowego otwarcia, powołano by Zjednoczoną Unię Państw Europy z Władimirem Putinem jako prezydentem i Egonem Krenzem jako kanclerzem. Ministrem Spraw Zagranicznych zostałby Daniel Cohn-Bendit, jako pierwszy dysydent Europy, a Aleksander Kwaśniewski zostałby skromnym urzędnikiem w tymże ministerstwie. Na pocieszenie Brukselą, stałaby się Warszawa, bo do Berlina jest dosyć blisko i leży mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Moskwą i Paryżem.
Tak więc, moim zdaniem choć II wojnę światową przegraliśmy, to jednak, jeśli popatrzymy na wyżej nakreślony scenariusz, mogło być jeszcze gorzej i o tym też powinniśmy pamiętać. Choć jeśli idzie o sytuację po 1989 roku, to nakreślony przeze mnie scenariusz prawie się zrealizował.

Brak głosów

Komentarze

Wyobraźnię masz nieprzeciętna :)
Bardzo podoba mi się puenta.
Pozwolę sobie zadać jedno pytanie.
Nie doszukałem się w "scenariuszu" Bolka,a ciekawi mnie gdzie byś go "zalogował"?

Vote up!
0
Vote down!
0

rusznikarz

#43558

Bolek mógłby zostać tzw. jawnym wspólpracownikiem milicji. To było coś na kształt ORMO. Jednakże pobierali oni pensję z milicji oraz byli na etacie w zakładzie pracy.
-------------------------------------
Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

Vote up!
0
Vote down!
0

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

#43559

Wszelkie takie dywagacje są nieuprawnione. Błąd tkwi w założeniach, że propozycje Niemiec co do wejścia do paktu antykominternowskiego były realne - nie były.
Podstawą porozumień Niemiec i Rosji Stalina była współpraca gospodarcza przy czym Rosja dostarczała Niemcom olbrzymie ilości surowców strategicznych, których Polska nie miała. Nie mogliśmy zastąpić Rosji jako sojusznik Niemiec. Nie bez znaczenia jest tutaj fakt, że właśnie w Rosji szkolili się czołgiści Wermahtu (i nie tylko czołgiści).
Takie rozumowanie i związane z nim dywagacje są wg. mnie sofizmatem, chociaż ciekawym ćwiczeniem intelektualnym.

Andrzej.A

Vote up!
0
Vote down!
0

Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A

#43576

Gratulacje za formę, styl i sam pomysł.. hmm.. rozwinięcia koncepcji ;).

"Co byłoby gdybyśmy przyjęli propozycje III Rzeszy" - to temat dość znany i pomysł ma swoich zwolenników, jak też (o wiele więcej) przeciwników.

Natomiast pozostawiając na razie na boku drugą część wpisu dotyczącą czasów powojennych i Polski, jako części Republiki Rad, chciałbym zadać pytanie autorowi. Mianowicie skąd przekonanie, że w przypadku przystąpienia Polski do wojny przeciwko ZSRS wojska niemieckie nie odniosłyby zwycięstwa (przy wydatnym wsparciu w/w polskich oddziałów).

W tekście punktem wyjścia do dalszych rozważań jest trochę enigmatyczne jak dla mnie stwierdzenie: "...czy upokorzeni niedawną klęską Polacy chcieliby się bić za niemiecki Lebensraum i hipotetyczny dostęp do portu w Odessie... ".
Odpowiedź na to pytanie ma być, w intencji, oczywista - dla mnie jednak nie jest.

Logicznie rzecz biorąc zawarcie paktu z III Rzeszą w 1939 roku determinowałoby dalszą politykę rządu II RP. Czyli: aktywny udział w niemieckiej "krucjacie " na wschodzie.
Czy to takie nieprawdopodobne?

Pamiętajmy też jak blisko było do zrealizowania pierwotnych założeń planu "Barbarossa" - poszukiwanie odpowiedzi na pytanie czemu sie tak nie stało było przedmiotem wielu dywagacji i nie miejsce tutaj na rozwijanie tematu - tym niemniej to fakt...
Czy pomoc nawet milionowej polskiej armii na froncie wschodnim (pamiętajmy o liczebności armii polskiej przed wojną), nie przeważyłaby aby szali na korzyść Osi?

I jeszcze parę innych kwestii:

- pisze Pan o "Polakach upokorzonych niedawną klęską". W jakim kontekście nalezy rozumieć tę klęskę? Zawarcia paktu z III Rzeszą, związanym z określonymi ustępstwami wymienionymi wyżej? To zdecydowanie zbyt mało, aby określac to mianem "klęski". Jak w takim razie nazwiemy rzeczywisty przebieg wydarzeń we wrześniu 1939? Z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że podstawą do takiego określenia jest przyjęte domyślnie założenie, ze pakt z Niemcami musiał być "klęską", niezależnie od późniejszych konsekwencji; być może klęską w aspekcie naszej dumy narodowej...
Tak, ale my staliśmy wobec dylematu "być albo nie być" - duma narodowa??

- zakładając hipotetyczną sytuację w roku 1940 czy też 1939, kiedy to Niemcy atakują Francję a Polska łamie pakt z Rzeszą i atakuje jej wschodnia granicę... wydaje mi się to odrobinę nierealistyczne. Nie po to zgodziliśmy się na niemieckie warunki, żeby potem atakować Rzeszę - zresztą z góry spodziewając się tego typu działań z ich strony, jak atak na Francję. Polska wiernym aliantem Francji PO dogadaniu się z Hitlerem? No - albo rybki albo akwarium :).

- wspomniane gwarancje brytyjskie, których mieliśmy się wyrzec i tak warte były tyle, co papier na którym były spisane (o czym przekonały nas realia września 1939). Możliwość utworzenia rządu na emigracji rezydującego w Londynie to doprawdy mierna jakaś korzyść... A czemu nie gdziekolwiek indziej, jeśli tak?

- przypomnę że geneza tzw. Wielkiej Wojny Północnej to mocno zakrapiana impreza z uczestnictwem Augusta i Piotrusia, gdzie obaj panowie doszli do wniosku że wojna się przyda i obu im (niekoniecznie Polsce) przyniesie wymierne korzyści. A że trafili akurat na niedocenianego (jeszcze wtedy) Karola - sprawy ułożyły sie troszkę inaczej... :). Wspomniany 1709 rok to już dość zaawansowany etap zmagań militarnych (1699 - powstanie Ligi Północnej, 1700 - atak sił duńskich i saksońskich, itd...). Nie Szwecja rozpoczęła tę wojnę...

pozdrawiam

(za literówki z góry przepraszam, pisałem trochę w pośpiechu)

Vote up!
0
Vote down!
0
#43580

Ładnie napisane :)

Max, 19 styczeń, 2010 - 12:09

Gratulacje za formę, styl i sam pomysł.. hmm.. rozwinięcia koncepcji ;). "Co byłoby gdybyśmy przyjęli propozycje III Rzeszy" - to temat dość znany i pomysł ma swoich zwolenników, jak też (o wiele więcej) przeciwników. Natomiast pozostawiając na razie na boku drugą część wpisu dotyczącą czasów powojennych i Polski, jako części Republiki Rad, chciałbym zadać pytanie autorowi. Mianowicie skąd przekonanie, że w przypadku przystąpienia Polski do wojny przeciwko ZSRS wojska niemieckie nie odniosłyby zwycięstwa (przy wydatnym wsparciu w/w polskich oddziałów). W tekście punktem wyjścia do dalszych rozważań jest trochę enigmatyczne jak dla mnie stwierdzenie: "...czy upokorzeni niedawną klęską Polacy chcieliby się bić za niemiecki Lebensraum i hipotetyczny dostęp do portu w Odessie... ". Odpowiedź na to pytanie ma być, w intencji, oczywista - dla mnie jednak nie jest. Logicznie rzecz biorąc zawarcie paktu z III Rzeszą w 1939 roku determinowałoby dalszą politykę rządu II RP. Czyli: aktywny udział w niemieckiej "krucjacie " na wschodzie. Czy to takie nieprawdopodobne? Pamiętajmy też jak blisko było do zrealizowania pierwotnych założeń planu "Barbarossa" - poszukiwanie odpowiedzi na pytanie czemu sie tak nie stało było przedmiotem wielu dywagacji i nie miejsce tutaj na rozwijanie tematu - tym niemniej to fakt... Czy pomoc nawet milionowej polskiej armii na froncie wschodnim (pamiętajmy o liczebności armii polskiej przed wojną), nie przeważyłaby aby szali na korzyść Osi?

Odpowiem tak. Hitler przez trzy lata wojny miał piekielne szczęście. Proszę zauważyć, że Wehrmacht atakując zarówno w 1939 roku Polskę, jak i w 1940 roku Francję (poprzez Luksemburg i Ardeny), jak i w 1941 roku ZSSR miał przed sobą armie ugrupowane w szyku atakującym. Zarówno Wojsko Polskie, jak i Armia Francuska i Armia Sowiecka były ugrupowane w szyku przygotowanym raczej do ataku niż do obrony! W takim układzie łatwo jest zadać wyprzedzający cios, decydujący o losach wojny. Hitler i jego sztab umiejętnie wykorzystywali luki w ugrupowaniu sił zbrojnych które atakowali. Dość przypomnieć, że główny atak sił niemieckich na Polskę poszedł tzw. korytarzem wieluńskim na styku działania dwóch polskich armii (Armia „Kraków” i Armia „Łódź”), co spowodowało przerwanie frontu i szybki marsz niemieckich kolumn pancernych na Warszawę, co spowodowało z kolei załamanie koncepcji polskiej obrony na granicach. W kampanii francuskiej Niemcy zastosowali podobną taktykę. Główne uderzenie poszło poprzez Luksemburg i belgijskie Ardeny, co spowodowało przełamanie francuskiej obrony i załamanie alianckiej koncepcji obrony w oparciu o z jednej strony Linię Maginota a z drugiej o delty rzek Skaldy, Waal i Lys. Tam też (w tejże delcie) zgrupowano główne siły francusko-belgijskie. Podobnie było z atakiem na ZSSR. Armia sowiecka także ugrupowana była w szyku przygotowanym bardziej do ataku niż do obrony. Rozmontowano zapory graniczne, duża cześć lotnictwa przemieszczono na lotniska w pobliżu niemieckiej granicy, ugrupowania piechoty przemieszano z bateriami artylerii (pisze o tym Mark Sołonin w swoich książkach). Armia ugrupowana w szyku atakującym jest łatwym celem do zadania potężnego uderzenia, bo jest praktycznie bezbronna, jeśli wróg zada uderzenie wyprzedzające. I takie uderzenia wyprzedzające zadał Wehrmacht Polsce, Francji i Sowietom. I w tym m. in. tkwi tajemnica sukcesu blitzkriegu. Proszę zauważyć, że Hitler nie zdecydował się na zaatakowanie Szwajcarii, choć takie koncepcje krążyły po niemieckim sztabie generalnym, gdy w 1943 roku Włochy podpisały separatystyczny pokój z Aliantami. No, ale w Szwajcarii blitzkrieg by się nie powiódł z uwagi na z jednej strony naturalne przeszkody terenowe (Alpy), a z drugiej na szwajcarską doktrynę wojenną, zakładającą działania obronne, a nie atak. Wbrew pozorom, atak Wehrmachtu na Szwajcarię mógłby się okazać dla Niemiec kością w gardle. Natomiast w przypadku, gdyby III Rzesza i Polska zawarły sojusz skierowany przeciw Sowietom, to ani Stalin, co by o nim nie mówić, ani jego generałowie, nie ugrupowali jednostek w szyku atakującym, a przygotowywali się do obrony. Wówczas na atakujący Wehrmacht i Wojsko Polskie czekałyby umocnienia tzw. linii Stalina. A jeśli tak, to nawet po przełamaniu sowieckiej linii obrony, należałoby dać nieco wytchnienia wojsku (straty ludzkie, straty w sprzęcie, uzupełnienie stanów jednostek, uzupełnienie amunicji, paliwa, aprowizacji itp.), a wówczas Stalin nie zasypiałby gruszek w popiele i szykował następną linię obrony w oparciu o linię Dniepru. No a po dojściu do Dniepru nie wiadomo, czy Hitlerowi nie odechciałoby się dalszej wojaczki (wszak miałby wówczas swój lebensraum) i nie podpisał pokoju ze Stalinem. No i jeszcze jedna kwestia – surowce. Do czerwca 1941 roku Hitler korzystał z sowieckich surowców i dzięki nim mógł podbić pół Europy. Po ataku na ZSSR eldorado surowcowe skończyło się i Niemcy zaczęli stosować różne wymyślne ersatze (np. holzgas do napędzania samochodów, stal molibdenową zamiast wolframowej do produkcji czołgów, benzynę syntetyczną itp.). I podobnie stałoby się po wspólnym ataku Niemiec i Polski na ZSSR.

I jeszcze parę innych kwestii: - pisze Pan o "Polakach upokorzonych niedawną klęską". W jakim kontekście nalezy rozumieć tę klęskę? Zawarcia paktu z III Rzeszą, związanym z określonymi ustępstwami wymienionymi wyżej? To zdecydowanie zbyt mało, aby określac to mianem "klęski". Jak w takim razie nazwiemy rzeczywisty przebieg wydarzeń we wrześniu 1939? Z całym szacunkiem, ale wydaje mi się, że podstawą do takiego określenia jest przyjęte domyślnie założenie, ze pakt z Niemcami musiał być "klęską", niezależnie od późniejszych konsekwencji; być może klęską w aspekcie naszej dumy narodowej...

Co do pojęcia „klęski”. Proszę zauważyć, że rozpatrujemy sytuację, w której do września 1939 roku nie dochodzi. Władze polskie same rezygnują z części suwerenności na rzecz Niemiec (w takim przypadku należy rozpatrywać oddanie Gdańska Rzeszy). Jak na taki gest ze strony polskich władz zareagowałaby opinia publiczna? No, a potem kwestia, którą nakreśliłem, po klęsce Francji. Przecież Hitler na pewno wysunąłby dalsze żądania wobec Polski (casus Czechosłowacji jest bardzo wyraźny). Co wówczas? Kolejna zgoda na warunki Hitlera, czy już tym razem walka w samotności, bo na Francję (pokonaną) i Anglię (zdystansowaną wobec Polski) nie moglibyśmy liczyć…. Tak więc, co by wówczas Pan wybrał? Kolejną hańbę czy przegraną z góry wojnę?

Tak, ale my staliśmy wobec dylematu "być albo nie być" - duma narodowa?? - zakładając hipotetyczną sytuację w roku 1940 czy też 1939, kiedy to Niemcy atakują Francję a Polska łamie pakt z Rzeszą i atakuje jej wschodnia granicę... wydaje mi się to odrobinę nierealistyczne. Nie po to zgodziliśmy się na niemieckie warunki, żeby potem atakować Rzeszę - zresztą z góry spodziewając się tego typu działań z ich strony, jak atak na Francję. Polska wiernym aliantem Francji PO dogadaniu się z Hitlerem? No - albo rybki albo akwarium :).

Otóż niekoniecznie. Podpisaliśmy pakt z Niemcami, bo chcieliśmy uniknąć losu Czechosłowacji. Teraz, gdy Niemcy atakują Francję, dlaczegóż nie mielibyśmy tego wykorzystać? Cyniczne? No cóż, na ogół to cynicy wygrywają w polityce.

Ponadto proszę zauważyć, że nasza armia przed II wojną światową była przygotowana na taki wariant, tzn. na atak na Niemcy w przypadku, gdyby te zaatakowały Francję. Gdyby było inaczej, raczej realizowalibyśmy koncepcję fortyfikowania granicy z Niemcami, a tak przecież nie było. Międzyrzecki Rejon Umocniony zaczęto budować od 1936 roku, umocnienia mławskie dopiero rok później, podobnie umocnienia w Węgierskiej Górce. W korytarzu wieluńskim umocnień obronnych prawie w ogóle nie było…. Natomiast mając stosunkowo mobilną armię (kawaleria i rozwijając ofensywne siły lotnicze, patrz: bombowiec Łoś), stosunkowo łatwo byłoby zaatakować Niemcy, uwikłane w wojnę z naszym „sojusznikiem od czasów Napoleona”.

- wspomniane gwarancje brytyjskie, których mieliśmy się wyrzec i tak warte były tyle, co papier na którym były spisane (o czym przekonały nas realia września 1939). Możliwość utworzenia rządu na emigracji rezydującego w Londynie to doprawdy mierna jakaś korzyść... A czemu nie gdziekolwiek indziej, jeśli tak?

Owszem, gwarancje brytyjskie niewiele nam dały. Ale…. Nie chcę bronić Anglików, ale ich możliwości udzielenia pomocy Polsce były naprawdę nikłe. Brytyjczycy nie posiadali w 1939 roku silnej armii lądowej (tę posiadali Francuzi), nie dysponowali dobrym lotnictwem strategicznym (bombowce Halifax weszły do produkcji bodajże w 1941 roku), a pomoc floty angielskiej nie miałaby dla sytuacji militarnej Polski większego znaczenia.

Naszła mnie taka ogólniejsza refleksja. Polska przegrała wojnę w dniu 30 września 1938 roku, tj. w chwili podpisania układów monachijskich i zgody na rozbiór Czechosłowacji. I właściwie do naszego ministra spraw zagranicznych Becka mam tylko jeden zarzut, że nie potrafił przeciwstawić się rozbiorowi Czechosłowacji. Gdyby polska dyplomacja bardziej się zaangażowała w obronę integralności naszego południowego sąsiada, być może udałoby się zapobiec wybuchowi wojny, a na pewno odwlec jej początek. Przypomnę, że największym przeciwnikiem rozbioru Czechosłowacji był nie kto inny jak Mussolini, Francuzi też nie byli do końca przekonani o słuszności układu monachijskiego. Gdyby Beck bardziej się zaangażował i swoje słynne przemówienie o honorze wygłosił nie w maju 1939 roku, a np. 25 września 1938 roku, sytuacja mogłaby się diametralnie odmienić. Mogłoby to zahamować zapędy Hitlera. Przypomnę, że Polska miała opracowany i zaczęła realizować plan rozbudowy i przezbrojenia armii rozłożony na lata 1939 – 1942. Gdyby udało się powstrzymać Hitlera przynajmniej na te trzy lata, to wojna polsko-niemiecka mogłaby wyglądać nieco inaczej. Nie twierdzę, że Polska wygrałaby wówczas konfrontację militarną z Niemcami, ale Wehrmachtowi byłoby dużo trudniej. No cóż, moim zdaniem wyszło tak, że za rok posiadania Zaolzia, straciliśmy niepodległość na prawie pięćdziesiąt lat. Zaiste wspaniały interes.

- przypomnę że geneza tzw. Wielkiej Wojny Północnej to mocno zakrapiana impreza z uczestnictwem Augusta i Piotrusia, gdzie obaj panowie doszli do wniosku że wojna się przyda i obu im (niekoniecznie Polsce) przyniesie wymierne korzyści. A że trafili akurat na niedocenianego (jeszcze wtedy) Karola - sprawy ułożyły sie troszkę inaczej... :). Wspomniany 1709 rok to już dość zaawansowany etap zmagań militarnych (1699 - powstanie Ligi Północnej, 1700 - atak sił duńskich i saksońskich, itd...). Nie Szwecja rozpoczęła tę wojnę...

Na temat Augusta II Uzurpatora (wszak ukradł insygnia koronacyjne z Katedry Wawelskiej) nie będę się wypowiadał, bo byłyby to tylko słowa niecenzuralne.

_________________________________________________

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

Vote up!
0
Vote down!
0

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

#300202

Z przyjemnością wracam do tej notki, po długiej, długiej przerwie. Przeczytałem Pana odpowiedź, dziękuję, nasunęło mi się też kilka dodatkowych refleksji, którymi spróbuję się podzielić. Nie potrafię natomiast określić dokładnego terminu kiedy to nastąpi :) (czas...) - tym niemniej, niebawem. :)

pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#300210

[quote=Max]Z przyjemnością wracam do tej notki, po długiej, długiej przerwie. Przeczytałem Pana odpowiedź, dziękuję, nasunęło mi się też kilka dodatkowych refleksji, którymi spróbuję się podzielić. Nie potrafię natomiast określić dokładnego terminu kiedy to nastąpi :) (czas...) - tym niemniej, niebawem. :)

pozdrawiam[/quote]
Nie mogę doczekać się wpisu.
Też serdecznie pozdrawiam
TLMaxwell
___________________________________
Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

Vote up!
0
Vote down!
0

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

#300478

... działanie Polski w dobie przedwojennej było optymalne. Wykorzystaliśmy do maksimum możliwości jakie dał nam traktat wersalski, odzyskaliśmy niepodległość, wywalczyliśmy terytorium. Nie uwierzyliśmy w wolę współpracy ze strony państw negujących ten traktat (ZSRR i Niemcy). Nie mieliśmy szans w walce z przeważającym technicznie i liczebnie wrogiem, ale mimo wszsytko pokazaliśmy, że walka o niepodległość jest dla nas najważniejsza (kampania wrześniowa, powstanie warszawskie).

Dzięki temu mieliśmy przynajmniej formalnie niezależne państwo - PRL - i doczekaliśmy końca rosyjskiego imperium. Zwracam uwagę, że sytuacja wokół Polski, jaka powstała na początku lat dziewięćdziesiątych to po prostu ziszczenie geopolitycznych marzeń Piłsudskiego, sformułowanych przez niego jako koncepcja "prometeizmu" - rozprucie Rosji wzdłuż granic narodowych. To się stało. Mamy niemal idealną sytuację geopolityczną. Dla obecnych Niemiec i Europy Zachodniej Polska jest koniecznym, stabilnym "buforem" pomiędzy Europą a terenami byłego ZSRR.

Jedynym zagrożeniem są rosnące tendencje zjednoczeniowe, centralistyczne w obecnej Rosji. Próba odbudowy imperium. W tej sytuacji potrzebujemy sojuszników, a niestety ani Niemcy ani Europa Zachodnia nie będą skłonne pomóc Polsce w przypadku rosnącej presji ze strony Rosji. Żądaniem Rosji będzie co najmniej buforowa, rozbrojona i należąca do rosyjskich koncernów Polska. Dla Niemiec i Europy ta koncepcja jest bardzo atrakcyjna. Dla Rosji także. Nie jest atrakcyjna tylko dla nas samych :)

Jedynym możliwym sojusznikiem w tej sytuacji pozostają USA. A naszym celem strategicznym - ostateczny rozpad, upadek Rosji dający realne anulowanie groźby utraty suwerenności przez Polskę na rzecz Rosji. 

Byłbym wdzieczny gdyby autor i jego adwersarze zajęli się raczej obecną sytuacją geopolityczną Polski i drogami jej potencjalnego rozwoju - bo próby gdybania na temat historii są jałowe i niczego raczej do naszej wiedzy nie wniosą. A próby przewidywania i w obecnej, trudnej sytuacji - bezcenne :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#43597

Co to znaczy było optymalne? Gdyby było optymalne, to nie wybuchłaby II wojna światowa.
___________________________________________________
Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

Vote up!
0
Vote down!
0

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

#43623

Jest bardzo wątpliwym sojusznikiem.Świadczy o tym postępowanie USA po katastrofie smoleńskiej w tym pomoc[jej brak] w sprawie wyjaśnienia jej przyczyn.

W tle postępowania USA względem naszego kraju są pieniądze[wielkie pieniądze] które Izraelczyczycy chcą z nas wydoić!

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0

kazikh

#209785

pozwolę się nie zgodzić. Polecam swój zeszłoroczny tekst:

http://kirker-zoologicznieprawicowy.blogspot.com/2009/09/czy-nalezao-isc-z-hitlerem.html

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#43610

Wszystkim, którzy myślą, że po wspólnym ataku Niemiec i Polski na Sowiety w polskich rękach znajdą się Mińsk, Kijów, Odessa i Żytomierz, a może nawet Połock i Witebsk (jak przed I rozbiorem), zadam jedno pytanie. A gdzie lebensraum dla Niemców? Czy Niemcy zgodziliby się dostać jakieś nędzne resztki? Wszak jednym z powodów ataku na ZSSR ze strony Niemiec było poszukiwanie przestrzeni życiowej. I co oddali by tak Polsce lekką rączką ponad połowę swoich zdobyczy terytorialnych?
_______________________________________________
Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

Vote up!
0
Vote down!
0

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

#43622

Hitler chciał przede wszystkim załatwić porachunki z Francją (na którą to sroży się w całym Mein Kampf) oraz odzyskać kolonie.

Więcej, do ataku na ZSRR został zmuszony, ponieważ inaczej to Sowieci uderzyliby jako pierwsi. Hitler ponoć pluł sobie w twarz, że zlikwidował strefę buforową. Został zmuszony do walki na dwa fronty, którą skrytykował w swoim opus magnum. Jednym słowem, przegrał wojnę już 23 września 1939 roku.

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#43721

Hitler chciał przede wszystkim załatwić porachunki z Francją (na którą to sroży się w całym Mein Kampf) oraz odzyskać kolonie.

No i te porachunki z Francją załatwił, czego symbolem było spalenie 22.06.1940 r. „wagonu hańby” w Compiegne. Co do kolonii – co prawda nie odzyskał Tanganiki, Togo i Namibii, ale zrekompensował to sobie na ziemiach Polski, Białorusi i Ukrainy.

Więcej, do ataku na ZSRR został zmuszony, ponieważ inaczej to Sowieci uderzyliby jako pierwsi. Hitler ponoć pluł sobie w twarz, że zlikwidował strefę buforową. Został zmuszony do walki na dwa fronty, którą skrytykował w swoim opus magnum. Jednym słowem, przegrał wojnę już 23 września 1939 roku.

I właśnie owo „został zmuszony” kładzie cały wywód, dotyczący wspólnego marszu Niemiec i Polski na Rosję. Bo to oznacza, że Hitler wcale Rosji nie zamierzał atakować! A skoro nie zamierzał atakować Rosji jeszcze na początku 1941 roku, to należy postawić pytanie: czy Hitler miał zamiar atakować Rosję w sojuszu z Polską? I wówczas należy postawić pytanie: jeśli tak, to po co? Do 27 września 1939 roku III Rzesza i Sowiety nie posiadały wspólnej granicy. Jak więc Hitler zamierzał uderzać na Rosję? Z powietrza? Ale wówczas samoloty Luftwaffe musiałyby przelecieć na polskim terytorium i jeśli nie miałyby na to zgody, takie postępowanie musiałoby oznaczać wojnę z Polską. No to może desant na Kronsztad i Leningrad (wszak w tamtym okresie istniały Państwa Bałtyckie, a Królewiec leżał na terytorium Rzeszy). No dobrze, Wehrmacht w sile miliona czy dwóch milionów żołnierzy wkracza na terytorium Polski i rozlokowuje się na wschodniej granicy, celem zaatakowania ZSSR (pomijam już fakt utraty suwerenności przez Polskę w tym wypadku). Czy taka akcja zostałaby zachowana w tajemnicy przed sowieckimi służbami wywiadowczymi? Śmiem wątpić, tym bardziej, że obszary, na których dokonywano by takiej dyslokacji były silnie zinfiltrowane przez sowiecką agenturę (dość wspomnieć o komunistycznych partiach zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi). Jak w takim przypadku zachowałby się ZSSR? No, jedynym wyjściem pozostaje ogłoszenie mobilizacji i prewencyjny atak (tak zresztą postąpił Hitler w 1941 roku, gdy doszły do niego informacje wywiadowcze, że ZSSR przygotowuje atak na Niemcy). No i jeśli armia czerwona wyprzedziłaby atak Wehrmachtu i Wojska Polskiego – no to cóż, mamy Polską Republikę Rad i NRD na terenach dzisiejszych tzw. Ziem Odzyskanych (jeśli Niemcy sprawnie zorganizowaliby linię obrony na Odrze). Przy dużym szczęściu, mamy polskie NRD i polskie RFN, gdyby udało się zatrzymać atak sowiecki na linii Wisły. Czy taki scenariusz biorą pod uwagę zwolennicy polsko-niemieckiego ataku na ZSSR?

__________________________________________-

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

Vote up!
0
Vote down!
0

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

#300201

Ani Polska w 1939 ani Francja w 1940 nie były uszykowane atakująco. Kogo niby mielibyśmy atakowac?

Vote up!
0
Vote down!
0
#209770

Proszę popatrzeć na mapy wojskowe z końca sierpnia 1939 i mapy z kwietnia 1940, a potem przystąpić do dyskusji.
__________________________________________
Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

Vote up!
0
Vote down!
0

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

#277745

Jak masz jakieś rewelacje to przedstaw. Nie będziem oglądać specjalnie mapów żeby dopatrywać się talmudycznych rewalacji o rzekomym ataku.

Vote up!
0
Vote down!
0
#299200

Ugrupowanie wojsk w szyku atakującym, a sam atak to dwie zupełnie różne rzeczy. Proszę czytać uważnie.
Wojsko Polskie w dniu 01.09.1939 zajęło pozycje nad granicami. Granice na znacznej długości nie były ufortyfikowane.
Ugrupowanie WP w szyku atakującym miało pokazać Niemcom, że "nie oddamy nawet guzika". Niestety. Nie przewidziano, że Niemcy już od wiosny 1939 mają uszykowany plan ataku i kierunki tegoż ataku.
______________________________________________
Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

Vote up!
0
Vote down!
0

Olszewik, Kaczysta, NadUBowiec, brakujący typ Michnika

#299403