Uwiarygodnienie salonu?

Obrazek użytkownika MD
Kraj

Kilka dni temu mogliśmy zaobserwować starcie między środowiskiem wPolityce.pl i "Uważam Rze" a "Gazetą Polską". W opinii wielu obserwatorów, zwłaszcza czytelników wPolityce.pl można było przeczytać o niezrozumiałym i szkodliwym zwalczaniu się tych dwóch środowisk.
http://wpolityce.pl/view/14749/Kilka_zdan_zgody_i_kilka_polemiki_z_Tomaszem_Sakiewiczem.html
Wśród komentarzy do artykułu Michała Karnowskiego można zauważyć postawę oczekującą współpracy między obu środowiskami przeciw wspólnemu przeciwnikowi - Salonowi. Wymieniony redaktor wytyka, jego zdaniem, błędy "Gazety Polskiej". Zarzucił "GP", iż ta przesadza z opisem totalitaryzmu Tuska, niesprawiedliwie posądza o agenturalność "Uważam Rze", krzywdząco traktuje Piotra Zarembe. Ogólnie wcale nie jest tak źle jak informuje gazeta pod redakcją Tomasz Sakiewicza.

Teoretycznie zwykła polemika między dziennikarzami. Ale chyba nie do końca. Problem polega na tym, że dziennikarze związani i sympatyzujący z Gazetą Polską są wyrzucani poza debatę publiczną, usuwa się ich z telewizji, utrudnia się im wykonywanie powinności dziennikarskiej nawet przy pomocy prokuratury i sądów. W tym samym czasie panowie Karnowscy i współpracujący z ich środowiskiem właśnie wchodzą do telewizji w aureoli tych "niezależnych". Jakoś nieodparcie kojarzy mi się to z okresem stanu wojennego. Wówczas też jedni odchodzili a drugich przyjmowano. I to okazało się, że w konkretnym celu i na nadspodziewanie długi okres. Rafał Ziemkiewicz napisał, iż sukces "Uważam Rze" spowodował wściekłość salonu. Na pewno niektórych. I to chyba tych mniej zorientowanych albo "ciężej" myślących. Bo gdyby ten tytuł miał się wyłamać i uderzyć w salon to nie powstałby. A jeżeli nawet to nikt tam by się jakoś nie chciał reklamować, nie mówiąc o braku środków, czy o jakiejś akcji "wymiaru sprawiedliwości". A już na pewno jego dziennikarze nie brylowaliby w telewizji.

Po osiągnięciu jakiejś pozycji wśród czytelników można przystąpiono zatem do realizacji drugiego etapu. Konflikt na linii "GP" - "URZ". Wystarczy teraz odpowiednio tłumaczyć, że to z powodu tych "oszołomów" z od Sakiewicza. Zwłaszcza, że Karnowski może to zrobić nawet w telewizji. O równości szans w tym starciu nie ma mowy. Czy uda się w ten sposób pozyskać część zwolenników prawicy i i częściowo skanalizować niezadowolenie społeczne? Na pewno. W jakim stopniu ten mechanizm będzie skuteczny sami wkrótce się przekonamy.

Jeszcze jedna kwestia. Czy PIS powinien otworzyć się na środowisko "Radia Maryja"? Moim zdaniem, zdecydowanie tak. Bo to jest środowisko ideowe w przeciwieństwie do tzw. centrum. Elektorat centrowy PIS winien do siebie przyciągnąć, bo w tym centrum nie dostrzegam ideowości. Rozmycie ideowe PIS-owi zaszkodzi. Jego siłą jest ideowość.

Brak głosów

Komentarze

"ja sam na przykład przypadkowo dowiedziałem się, że bez względu na to, co bym napisał, żadna moja publikacja w „Rzeczpospolitej” ukazać się nie może" a nie pukający do "salonu" dziennikarze GP. Pukający, bo wszak w tekście a propos rodziców tzw. pierwszej damy, pracujacych niegdyś w MSW, wspomnieli w stylu GW czy Trybuny Ludu o "haniebnych nagonkach antysemickich". O tym tak, a nie o istocie "służby" w MSW, o nadreprezentacji Żydów.

Zdaje się o procesie Kobylańskiego z "okolicami GW" też nie wspomnieli. Tak, to niezwykle bezkompromisowi dziennikarze - jeszcze kiedyś doprowadzili do przyspieszenia decyzji Łysiaka o zakończeniu (ówcześnie) publikowania, oskarżając go antysemityzm. Dzielne chłopaki i dziewczyny z tego GP, antykomuniści i patrioci jak nic:))))))))))

Vote up!
0
Vote down!
0
#170454

Sprostowanie: Łysiak odszedł z "GP" po sporze z Ziemkiewiczem. Za "antysemityzm" "GP" pożegnała się z Michalkiewiczem.

pozdrowienia

Gadający Grzyb

Vote up!
0
Vote down!
0

pozdrowienia

Gadający Grzyb

#170457

w sprawę Wielgusa - tak to pamiętam.

A Łysiak? - oddajmy Mu głos (lato 2007)

Nie ma zgody

Ten felieton winien się był ukazać dwa tygodnie temu, lecz sprawy wakacyjne (plus fakt, że dwa inne moje felietony były już złożone w "GP" ) uniemożliwiły to. Dlatego zamykam drzwi za sobą dwa tygodnie później niż powinienem. A czemu zamykam? Bo mój "próg tolerancji" (pułap akceptowania wybryków bliźniego) został przekroczony, więc nie mam innego wyjścia. Daję słowo, że poruszony setkami niedawnych e-maili i listów od Czytelników "GP" - chciałem przedłużyć współpracę przynajmniej o rok, jednak musiałem te plany zmienić, gdyż redakcja "GP" wymierzyła mi klapsa z rodzaju tych, których mężczyzna nie zostawia bezkarnie. Nie mogę pracować dla gazet, która głosi, że bardzo jej zależy na współpracy ze mną, a równocześnie zadaje mi publicznie ciosy poniżej pasa. Proszę Czytelników: zechciejcie Państwo to zrozumieć.

27 czerwca ukazał się w "GP" tekst, którego autor, J. Kwieciński, pijąc do mojego felietonu o B. Geremku, wystawił mi (uzurpując sobie prawa medyka) diagnozę psychiatryczną ( "Waldemar Łysiak jest człowiekiem nerwowym" ), co uważam za prostacką bezczelność par excellence. Nadto ów nerwowy psychiatra zasugerował, że Łysiak jest antysemitą i że swoją pisaniną przerabia "GP" na organ antysemicki, budząc tym u nienerwowego zupełnie nienerwowy sprzeciw, brzmiący jak reklamiarska deklaracja aktywistów "political correctness" : "Całe życie starałem się nie publikować niczego w pismach prezentujących teksty antysemickie i nie zamierzam na starość z tego rezygnować" . Tydzień później ob. J.K. powtórzył swój zaśpiew: "Podobne teksty kompromitują gazetę, w której pracuję" . Mam identyczne zdanie, chociaż nie to samo jeśli chodzi o winowajców - uważam, że podobne teksty J.K. kompromitują "GP" . I tylko połowicznie zgadzam się z jego tezą, że "antysemityzm to choroba, która działa ogłupiająco" . Fakt, tak jest istotnie, a połowiczność prawdy polega tu na przemilczeniu rewersu tego medalu, czyli na drugim fakcie bezspornym: lizusowski filosemityzm również ogłupia, czasami dużo silniej, czego w III RP mamy mnóstwo przykładów, gdyż będąca akademią filosemityzmu michnikowszczyzna pracuje pełną parą już nieomal dwie dekady.

"Pocałunek śmierci" (jak nazywa się zarzucanie komuś antysemityzmu) wlepiony mi przez J.K. to wredna niegodziwość ze strony tegoż. Bronić się tutaj trudno, bo każde bronienie się przed oszczerczym idiotyzmem (tzw. "udowadnianie, że się nie jest wielbłądem" ) to paskudna akrobacja, wymuszony akt mizdrzenia się i kokieterii. Całe moje życie i cała moja literatura przeczą kalumnijnemu wlepianiu mi rasizmu. Nigdy nie dzieliłem ludzi na aryjczyków i niearyjczyków, na Żydów i gojów, na białych i kolorowych, łysych i włochatych, et cetera, tylko na złych i dobrych, głupich i rozsądnych, grubiańskich i nieuprzejmych, et cetera, czyli na Kwiecińskich i nieKwiecińskich, więc wmawianie mi ciąży antysemityzmu jest publicystycznym chuligaństwem, i niczym więcej. Chociaż może jednak czymś więcej; ktoś z szefostwa redakcji puścił ten bełkot do druku, czyżby pragnąc wyciepać Łysiaka? Znając bowiem mój charakter, można było stawiać krugerandy przeciw pestkom melona, że Łysiak nie puści płazem takiej obrazy.

Czy J.K. miał jakieś motywy personalne? One zawsze istnieją. Zawiść, nienawiść i podobne uczucia są jak woda lub miłość - zawsze znajdą sobie drogę. Kiedy broniłem się dużym artykułem przeciw paszkwilanckiemu tekstowi "Gazety Wyborczej" - jeden spośród moich wrogów w "GP" , redakcyjny grafik, red. M. Troliński, chciał zilustrować ten artykuł komputerową manipulacją plastyczną, która wręcz dublowała paszkwil "GW" (zostałem pokazany graficznie jako dwulicowy demon; tę ilustrację usunięto w ostatniej chwili, na skutek mojego protestu). Dlaczego? Bo kiedy miesiąc wcześniej M.T. modernizował "layout" "Gazety Polskiej" (nowe łamanie kolumn, nowe czcionki, nowe fizjonomiczne fotki autorów, itp.) - Łysiak nie zezwolił ruszyć swego poletka, i mój felieton dalej jest drukowany starą czcionką i w starym układzie. Jeśli chodzi o J.K. - zadecydowała rozmowa na korytarzu redakcji, dwa lata temu. Po redakcyjnym kolegium (jedynym z moim udziałem; zaproszono mnie wtedy jako gościa) red. J.K. spytał, czy nie mógłbym pisać mniejszych felietonów, gdyż przeze mnie on nie może rozwinąć skrzydeł na ostatniej stronie "GP" . Grzeczna odmowa (obiecałem red. Sakiewiczowi, że będę dawał trzy strony maszynopisu) bardzo się nienerwowemu nie spodobała. Wskutek tego (i wskutek "całokształtu" uczuć wobec Łysiaka) wziął się teraz "pocałunek śmierci" . Kuriozalne: "Gazeta Wyborcza" nie walnęła mnie za tekst o Geremku, a zrobiła to "Gazeta Polska" . Wyręczyła "GW" . Czy coś trzeba dodawać?...

Może trzeba dodać tylko to, że już kilkanaście lat temu pewien pracownik UOP-u (T. Tywonek), w książce "Konfidenci są wśród nas" (pisanej przy udziale funkcjonariuszy Wydziału Studiów Gabinetu Ministra MSW), wskazał pana G. (szefa "istotnej placówki w Paryżu" ) jako superważnego agenta bezpieki. Vulgo: prędzej czy później pan G. będzie potrzebował lepszych adwokatów niż J.K.

Gdy ten mój adieu-felieton przeczytają ludzie tacy jak J. Kwieciński czy M. Troliński - otworzą szampana, marzyli bowiem o zniknięciu W. Łysiaka z "GP" . Natomiast nie będzie świętować część Czytelników. Tym dziękuję z całego serca za dotychczasową życzliwość, i jeszcze raz proszę; zrozumcie, non possumus. Jak to było na deskach kabaretu "Dudek"? "Chamstwu trzeba się przeciwstawiać siłom i godnościom łosobistom!" jedyny sposób, w jaki mogę się przeciwstawić wkładaniu mi przez "GP" czapeczki psychola-antysemitnika, to rezygnacja ze współpracy. Uszanowałbym polemikę merytoryczną (do tej każdy ma święte prawo), ale nie mogę tolerować bezwstydnego diagnozowania mojej kondycji psychicznej przez figurę leczącą tym swoje fobie i kompleksy. Warunkiem sine qua non współpracy było dla mnie zawsze poczucie solidarności duchowej z redakcją. Mimo różnych kłopotów wewnątrz "GP" - miałem je dotychczas. Teraz już nie mam. Czułbym się obco (delikatnie mówiąc) w towarzystwie J.K.

Ostatnia refleksja: są różne rodzaje michnikowszczyzny, wśród nich także michnikowszczyzna podświadoma i kryptomichnikowszczyzna. Które czasami niespodziewanie się ujawniają lub demaskują. Ale to już problem do rozważenia nie dla mnie, raczej dla autentycznych psychiatrów i dla egzorcystów.

Waldemar Łysiak

Vote up!
0
Vote down!
0
#170459

Faktycznie, pomyliło mi się :) Ale z Ziemkiewiczem też się pociął - poszło o Balcerowicza, zaraz potem była ta awantura z Kwiecińskim - pewnie dlatego zlało mi się to w jedną całość.

pozdrowienia

Gadający Grzyb

Vote up!
0
Vote down!
0

pozdrowienia

Gadający Grzyb

#170484

Ma Pan rację Pane Waldemarze.Dobrze Pan uczynił,że zerwał Pan współpracę!!!

Vote up!
0
Vote down!
0
#170478

POwiniśmy żreć się PO wyborach!

Vote up!
0
Vote down!
0
#170524

a taki Ziemkiewicz np w dni nieparzyste jest salonowym agentem (wtedy pisze do "URz") a w dni parzyste - nie jest, wtedy pisuje do GP.

Vote up!
0
Vote down!
0
#170554

Ziemkiewicz wziął urlop i ostatnio nie było jego felietonu w GP. Czyli parzyste ma wolne.

Vote up!
0
Vote down!
0
#170572