Pierwszy tekst z cyklu "Dziewica dla leminga"
Nieprzyzwoitość: x (słownie 1) na xxxxxxxxxx możliwych (słownie 10)
* * * * *
Zagajenie w formie gawędy, które Poszukiwacze Faktów i Autentycznej Mądrości bez najmniejszej szkody mogą opuścić, ale za to smakosze Historycznych Wspominków i w ogóle Dobrej Literatury raczej nie powinni
Niniejszym rozpoczynam tekst, który w zamierzeniu ma stanowić pierwszą część wielkiego cyklu, mającego naświetlić ze wszystkich stron ważną i zaniedbaną kwestię szeroko pojętej (excusez le mot) dupy - w historii, polityce, w życiu leminga, w życiu kontrrewolucjonisty... Itd.
Część tych tekstów będzie zapewne (Deo volente) całkiem przyzwoita i dostępna nawet dla tych licznych wirtualnych prawicowców, dla których esencją i ideałem prawicowości jest mentalność i zachowania kastrowanego przed-pubertalnego ministranta. Inne mogą być dla takich osób rażące i nieodpowiednie.
Aby nikomu nie zrobić wbrew i nie wyjść na jakiegoś lewaka, któren "wyzwolenie seksualne" ludowi głosi i za jego pomocą zamierza poruszać z posad bryłę świata, będę (już po napisaniu takiego ew. tekstu) na samej górze oznaczał jego ostrość und nieprzyzwoitość (w mojej własnej fachowej ocenie) za pomocą tradycyjnych krzyżyków.
Jeden krzyżyk: x - to tekst nieszkodliwy nawet dla duszyczek owych ministrantów. Dwa krzyżyki: xx - to jakieś pin-up'y z lat '40 (bez włosów). Trzy krzyżyki: xxx to powiedzmy Playboy z lat '60 (nie mówię duńskie magazyny dla panów!), czyli włosy, góra, łonowe. Cztery krzyżyki: xxxx - to powiedzmy dzisiejsze soft-porno. Pięć krzyżyków: xxxxx - to już nie "soft"... I tak dalej, aż do... Ile my ich możemy potrzebować? No, ustalmy sobie, że maksimum to dziesięć. I nie będziemy dawać przykładów, z czym to by się ew. dało porównać.
Albo może powiedzmy sobie tak: dawni misjonarze, jak niektórzy wiedzą, opisywali z najpikantniejszymi szczegółami pikantne zachowania różnych dzikich ludów, tyle że po łacinie. No więc niech dziesięć iksów to będzie takie coś - ale naprawdę dzikich ludów - tyle, że nie po łacinie. Ani moja ona nie jest na tym poziomie, bym ja mógł to w niej napisać, ani, jak podejrzewam, Wasza kochane ludzie, nie jest na tym poziomie, żebyście to mogli ew. zrozumieć.
To by chyba był na tyle spraw organizacyjnych - przejdźmy do konkretów.
* * * * *
Konkrety
Zadziwiające jest, jakie mądre rzeczy można czasem znaleźć w gazecie! A w każdym razie w tygodniku. Niechby i francuskim. Niechby i chodziło o "Le Point" z lat, gdy szefem był tam św. p. Jean-François Revel, gość, który wiele rzeczy kojarzył. Było to bardzo, bardzo dawno, gdzieś na przełomie lat '70 i '80, ale do dziś to pamiętam jakby to było wczoraj. Sam tekst, a także całą oprawę i tło.
"Z taką pewną nieśmiałością" to mówię, bo ten akurat numer "Le Point" - mój pierwszy, choć nie jedyny - wpadł mi w ręce, kiedy byłem w Libii. Co z tego? A to, że nie ma cienia gwarancji, że za jakiś czas jakikolwiek związek z Kadafim nie nie będzie w krótkich abcugach prowadził do łagru, jeśli nie gorzej.
Tym bardziej, jeśli ktoś znany jest (komu znany, temu znany, ale akurat o tych chodzi) z tego, że bez entuzjazmu się wyraża o Ojro-Unii. Cóż jednak robić - pośladki drżą z lęku, ale moich ew. Czytelników - skoro to w końcu, jak to u mnie, gawęda, nie chcę pozbawiać kolorytu, tła i pociesznych anegdotek.
Nie żebym wszystkie te anegdotki i koloryty miał tu od razu władować - zbyt wiele tego było i zbyt piękne! - ale nieco kolorków się przyda. No więc był ja w tej kadaficznej Libii w mrocznych czasach PRL'u... (A może już wcale nie tak mrocznych? Co ja tam wiem, skoro GWybu nie czytam, TVN'u nie oglądam.)
Matka tam wiele lat pracowała, jako architekt, a raczej urzędasek od urbanistyki, a ja dwa razy tam do niej pojechał, żeby coś na czarno, bo na biało się nie dało, zarobić. Z jednego miesiąca pracy, fakt, że najczęściej b. ciężkiej, żyło się potem z kobietą ze dwa lata, jeśli się nie szalało.
I czasem ta praca była, a czasem siedział człek, czytał wszystko, co matka miała w swym przedziwnie przypadkowym zbiorze książek i czasopism, oglądał libijską telewizję... O tym ostatnim można by, swoją drogą, napisać epopeję, a już japoński film wojenny "Tora Tora Tora" zdubbingowany po włosku, to było przeżycie, które mną wstrząsnęło. I wstrząsa mną niemal tak samo silnie, kiedy tylko sobie to, po pół wieku niemal, przypominam.
No i kiedyś wpadł mi w ręce numer tygodnika "Le Point", a w nim tekst, który - tak samo jak stwierdzenie Ortegi y Gasseta, o którym mówiłem w poprzednim tekście (to, że są kobiety i mężczyźni, a nie ma żadnych "osób ludzkich"), a długo potem Ardrey - uczyniło ze mnie zapiekłego prawicowca. Albo w każdym razie takie coś z czarnym podniebieniem, co ma własne poglądy na różne sprawy.
W artykule tym (ach, jak chciałbym go znowu dorwać, ale niestety znikł z moich zbiorów w wyniku różnych zawirowań Typowego Polskiego Losu) było o tym, że dzieci wykształconych i racjonalnych matek niemal z definicji źle sobie, już co najmniej od lat przedszkolnych, radzą z życiem społecznym. Skutkiem czego rzadko mają szansę zostać samcem alfa... Czy samicą alfa zresztą, bo tam przecież też hierarchia istnieje, a co dopiero w latach, kiedy różnice między płciami są jeszcze mniej wyraźne, niż potem.
Tak więc samiec alfa, jak wynikało z owego tekstu (opartego na ekstensywnych badaniach, gdzie dziatwę w przedszkolu z ukrycia filmowano, i tak dalej) nie dla dzieciaka wykształconej, racjonalnej matki! I nic to, że przeważnie jest inteligentniejsza od tej mało racjonalnej i mało wykształconej - ta jej ew. inteligencja niewiele, jeśli w ogóle, jej potomstwu w jego społecznym życiu pomaga!
To badanie nie trwało aż tak długo, by dało się określić, jak się sprawy miały w późniejszym życiu. Swoją drogą teraz, po trzydziestu latach, dałoby się to pewnie zbadać, a może nawet zrobiono jakieś badania. Bardzo oczywiście chciałbym znać ich wyniki, jednak postawię brodę Proroka przeciw garści kwaśnych czereśni, że to początkowe społeczne upośledzenie w większości przypadków raczej się samo nie wyleczyło, a najczęściej pewnie się tylko dalej pogłębiało. (Pan Tygrys to jednak dość wyjątkowy przypadek, zgoda? Na dobre i złe.)
Co może być bezpośrednią przyczyną takiego stanu rzeczy? Bezpośrednią przyczyną wydaje się być - co explicite stwierdzono w owym badaniu i owym artykule - to, że owe dzieci racjonalnych i wykształconych matek miały upośledzony JĘZYK CIAŁA.
Tak, jakby te matki od najwcześniejszych lat, same zapewne "obdarzone" osłabionym językiem ciała - co prawdopodobnie stanowi zarówno skutek, jak i w jakiejś mierze przyczynę, ich racjonalności (a może nawet w jakimś stopniu wykształcenia?) - przestawiały dziecko z normalnego, zdrowego polegania na owym języku ciała, na racjonalność, argumentację, logikę... Sami wiecie, o co tu chodzi. W końcu wystarczy rzucić okiem na twórczość tego czy owego blogera, choćby nawet "prawicowego".
Co jeszcze z konkretów pamiętam w związku z tym artykułem? To, że na owych filmach z ukrytej kamery często obserwowano, jak te biedne upośledzone dzieci racjonalnych matek przejawiały całkiem specjalny język ciała - który momentalnie, jak wnioskowali nie bez podstaw badacze, stawiał ich w pozycji socjalnej omegi.
Przede wszystkim był to gest, pojawiający się w przypadków konfliktów oko w oko, polegający na kładzeniu sobie dłoni na karku. Z miną, na ile pamiętam, z góry przegraną i z postawą wyrażającą w sumie podległość. Co momentalnie zapewniało tym dzieciom pozycję omegi w danej dziecięcej społeczności. (Z czegoś się w końcu korwiniści biorą! Że tak sobie pojadę intuicją.)
No i to by było na tyle konkretów. Natomiast jako inspiracja do rozmyślań, dyskusji, analiz, planów na przyszłość - własnych życiowych i dla świata - wydaje mi się to ważne i potencjalnie ogromnie płodne. Mamy tu bowiem coś, jednocześnie konkretnego i, jak na psychologię, naukowego, co jednocześnie naświetla nam problem Leminga, schyłkowej Cywilizacji w przeciwieństwie od twórczej i organicznej Kultury (mówię to oczywiście językiem spengleryzmu, ale to się da przełożyć na inne żargony), wychowania potomstwa, roli Kobiety w Historii (i w ogóle wszędzie), "równouprawnienia", ew. kontrrewolucji...
Nie zapominając o wielkiej, ważnej, a przecież z jakichś powodów tak zaniedbanej, problematyce szeroko pojętej Dupy (excusez le mot) i jej znaczenia we (nie bójmy się tego słowa!) Wszechświecie.
triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2349 odsłon
Komentarze
!10! :)
28 Czerwca, 2011 - 21:38
!10!
:)
Triarius
28 Czerwca, 2011 - 21:48
Czekam (niecierpliwie) na c.d.
Może z tego wyjść nawet jakieś porównanie z tym, co na mych oczach aktualnie się dzieje, ale o tym narazie cicho sza.
;);)
Pozdrawiam z dyszką.
contessa
contessa
___________
"Żeby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być". L.Kaczyński
triarius!, pisz, pisz! Carpent tua poma nepotes!*
28 Czerwca, 2011 - 21:39
*Tako by Ci rzekł Wergil!
i dodałby być może!? Cave ab homine unius libri!
A ja jakom rolnik lubię zaglądać do eklogów Wergiliusza!
pzdr
antysalon
Triarius
28 Czerwca, 2011 - 23:27
Jest już późno i jestem wykończony po kilku dniach pracy non stop. Dlatego z szacunku dla autora po pobieżnej lekturze wrócę jutro do tekstu. Widzę jednak, że 10 spokojnie się należy.
Pozdrawiam
jwp
Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
tygrysie
29 Czerwca, 2011 - 06:16
Jedno pytanie od człowieka, który nie ma pojęcia o prasie francuskiej, do jakiego pisma można porównać "Le Point" no powiedzmy w prasie angielskiej ewentualnie polskiej (obawiam się, że w IIIRP 95% gazet pisze PO kursie prorządowym, itp., itd.).
Jak bardzo opinotwórczym jest 'Le Point' obecnie w prasie francuskiej.
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
niestety (?) kompletnie nie znam...
29 Czerwca, 2011 - 13:29
... prasy III RP, więc Ci nie potrafię porównać.
Pointa prenumerowałem i pilnie czytałem przez jakieś może 10 lat, w Szwecji, ale potem różne zawirowania sprawiły, że przestałem.
Obecnie... Musiałbym sprawdzić, ale wydaje mi się, że go dość ostro cytują na którymś z tych potwornych francuskich kanałów, co je mam, a tam wiesz - Ojropa i Ojropa, bez przerwy.
W tamtych czasach, czyli jakieś 15 lat temu, i wcześniej, Le Point uchodził chyba za prawicowy, ale mniej "burżuazyjny", czyli w sumie mniej "prawicowy", niż (gaulistyczny?) L'Expresse. Tyle, że w L'Expresse pracował wtedy mój "ulubieniec" Bernard Margueritte, któren, o ile wiem, do dziś siedzi w Polsce (czy tym, co teraz za Polskę robi)...
I w ogóle zawsze gościa miałem za agenta. Starczyło mi to, co wygadywał w tzw. "stanie wojennym", a co (lewacka, a jakże!) Radio France Internationale (czy jak to tam się zwało, stale cytowali Margueritte'a i lewackie Libération) serwowało wtedy do Polski i "podziemia". Naprawdę dno to było i nie mam co do Margueritte'a żadnych wątpliwości.
Więc nie miałem cienia wyboru, tym bardziej, że w Le Point rządził rewelacyjny Revel. Autor m.in. książki, której tytuł się na nasze tłumaczy "Jak umierają demokracje", a która traktowała o tym, jak Zachód daje sowietom dupy. (Angielska wersja miała na okładce mordy Palmego, Kinnocka i paru innych tego typu pajaców, co stanowiło dla mnie dodatkową atrakcję, choć ja to mam po francusku.)
Mógłbym Ci ew. spróbować to sprawdzić, ale chyba sam potrafiłbyś równie dobrze. Te dawne sprawy, które tutaj poruszam, może Ci się do czegoś przydadzą, a jeśli nie, to cóż, przykro mi.
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://triarius.pl - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów