ELYTA SZUKA DROGI DO KORYTA

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

Ostatnio, rozmyślając o polskiej scenie politycznej i zbliżających się z każdym dniem wyborach do sejmu poczułem, że czegoś mi tu brakuje. Niby po stronie współczesnej targowicy wszystko gra. Wyją, szczekają, warczą, szczują na Polskę i plują na PiS oraz jego elektorat, a co najważniejsze otrzymują coraz mocniejsze wsparcie z Brukseli i Berlina nie mówiąc już o kibicujących im polskojęzycznych (głównie niemieckich) mediach uprawiających antypolską i antypaństwową propagandę. Niby wygląda na to, że wroga polskiej suwerenności wataha jest w pełnym składzie, a wszystkie głosy w tym zdradzieckim chórze odpowiednio rozpisane na soprany, alty, tenory, barytony i basy. Niemiecki impresario organizujący i finansujący ten koncert niby zadbał o każdy szczegół, a mnie ciągle czegoś brakuje, a w zasadzie brakowało do pewnego momentu, bo dzisiaj już wiem, którego ważnego puzzla nie było w tej układance.

I w końcu odmeldowali się wszyscy ci, którzy od lat ze szczytów moralnych wyżyn, intelektualnej potęgi i godnej ćwierćinteligentów wiedzy absolutnej cyklicznie wystosowują apele i piszą listy otwarte, które mają wstrząsnąć tym „głupim narodem”, który nie rozumie demokracji i głosuje jak mu się żywnie podoba nie biorąc pod uwagę wskazówek tych mędrców. Nareszcie doczekaliśmy się Apelu 447 intelektualistów, artystów dziennikarzy i polityków zatytułowanego, „Będzie nas 10 milionów. W apelu czytamy: Polska pod rządami prawicy została całkowicie zdewastowana zarówno w wymiarze gospodarczym, systemowym, jak duchowym. […] Nie chodzi tylko o zastąpienie jednej formacji nową, nawet formacją o dobrych demokratycznych intencjach. Chodzi o przemyślany i ugruntowany w społecznej debacie program, którego podstawą jest odbudowa państwa prawa. Program ten powinien być planem odzyskania władzy przez siły demokratyczne i stanowić w nieodległej przyszłości projekt rządzenia. […] Powstanie obywatelskiego ruchu wspierającego wspólną listę i porozumienie partii opozycyjnych jest dzisiaj niezbędne. Tym bardziej oczekiwane, im bardziej autokratyczna i antyobywatelska władza buduje się na naszej bezsilności i frustracji. W ten sposób myśli wiele Polek i Polaków. Wzywamy wszystkich do wzajemnego porozumienia, wspólnej listy wyborczej partii demokratycznych, do tworzenia ruchu obywatelskiego tak, jak to było przy tworzeniu Sierpniowej Solidarności.”

Ten bełkot wydobyty gdzieś z głębokich katakumb Unii Wolności jest nam dobrze znany. W tym ubogim intelektualnie i archaicznym w stylu dokumencie jedyną propozycją dla Polaków jest słabo zawoalowana sugestia, żeby wybrać tych, których wskażą sygnatariusze tego apelu. Niedouczony i zacofany naród usadzony w szkolnych ławach ma z otwartymi ustami, wypiekami na twarzy i wytrzeszczonymi z podziwu oczami słuchać tego, co mówią starsi i mądrzejsi prorocy oraz nauczyciele.  Kto się pod tym apelem podpisał? Nie sposób wymienić wszystkich, ale z łatwością można wskazać kręgosłup, na którym to całe pseudointelektualne truchło się trzyma. Żeby nie zakłócić hierarchii ważności poszczególnych elementów tego kręgosłupa nazwiska wymienię w porządku alfabetycznym. Tak więc pod apelem podpisali się: Balcerowicz Leszek, Blumsztajn Seweryn, Bondaryk Krzysztof, Dworak Jan, Engelking Barbara, Federowicz Jacek, Frasyniuk Władysław, Friszke Andrzej, Grabarczyk Cezary, Holland Agnieszka, Janda Krystyna, Kalisz Ryszard, Karnowski Jacek, Kasprzak Paweł, Kofta Krystyna, Komorowska Maja, Krzemiński Ireneusz, Kuczyński Waldemar, Lemański Wojciech, Lempart Marta, Łukaszewicz Olgierd, Materna Krzysztof, Obirek Stanisław, Ostaszewska Maja, Płatek Monika, Rotfeld Adam, Rozenek Andrzej, Sadurski Wojciech, Seweryn Andrzej, Śpiewak Paweł, Środa Magdalena, Stalińska Dorota, Zborowski Wiktor.

Dokładnie wszyscy wymienieni są doskonale znani Czytelnikom „Warszawskiej Gazety”, ponieważ nie raz byli „bohaterami” naszych publikacji. No, może brakuje Jerzego Stuhra, ale on na samym finiszu, kiedy listę sygnatariuszy apelu kompletowano potrącił po pijaku motocyklistę przez co sam na jakiś czas wykluczył się z grona autorytetów moralnych. No, ale mamy tam jak zawsze starych komunistów, tajnych współpracowników komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, wychowanków Jerzego Urbana, upadłych księży, lewacką profesurę, wyselekcjonowanych przez Kiszczaka działaczy „konstruktywnej opozycji” oraz szerokie grono artystów, którzy byli pupilami zarówno w PRL-u jak i i w III RP i przez oba systemy byli dobrze dokarmiani. Roi się tam również od tropicieli polskiego antysemityzmu i wszelkiej maści donosicieli szkalujących Polskę i Polaków na arenie międzynarodowej.   

Weźmy taką Krystynę Jandę. Przecież nie tak dawno temu aktorka ujawniła, że pod rządami PiS-u jest zmuszona do wielkich oszczędności. Żaliła się mediom, że: „Jak kupię bochenek chleba, to go dzielę i zamrażam”. A wszystko przez złośliwość pisowskiej władzy, która na działalność jej dwóch teatrów przekazała zaledwie niecałe 2 mln złotych. No, ale pani Krystyna raczej z głodu nam nie zemrze pod okupacją pisowskiej władzy, ponieważ nie tylko zamrażanym i rozmrażanym chlebem człowiek żyje. Podczas pobytu w Krakowie pani Krysia chyba nieco lekkomyślnie pochwaliła się na Facebooku jak ucztuje w tę ciemną noc pisowskiej okupacji: „Siedzimy po BOSKIEJ ! w Krakowie w Hotelu Rubinstein i jemy cuda!!! To okoń z risotto z pietruszką ! Jemy wolno żeby przyjemność niebiańska trwała dłużej. Teraz będziemy jeść polędwicę wołową z foie gras i kasztanami! Deser, torcik z marakui z białą czekoladą, kumkwatem i maliną. Mniam! Na koniec czekoladki robione przez szefa kuchni!” Jak widzimy nie ma tu ani słowa o tym, że podawane produkty były wcześniej mrożone. Nie należy też brać całkiem na serio tego co wygaduje pani Janda. W Radiu ZET po jednej z miesięcznic smoleńskich mówiła: „Nie mogę tego słuchać. Ja się czuję jakby ktoś na mnie s**ł cały czas. To jest coś okropnego!”  Pani Krystyna sporo przesadza, a po jej kulinarnych doznanych z Krakowa widzimy, że jeżeli już ktoś na panią Krysie s*a to nie zawsze i nie wszędzie. Są również miejsca gdzie może czasami odpocząć od tego s****a i spróbować czegoś innego niż rozmrożony suchy chleb.

Nie ma sensu rozpisywać się o każdym z wymienionych sygnatariuszy ogłoszonego niedawno apelu, bo jeżeli już cierpią  oni pod „krwawą juntą” Kaczyńskiego to odbywa to się na bardzo wygodnym pluszowym krzyżu. Wśród wymienionych wyżej nazwisk nie brakuje też stałych bywalców loży dla vipów na stadionie Legii, takich jak na przykład Krzysztof Materna. Tak kiedyś opisywał to towarzystwo były piłkarz i reprezentant Polski, a dzisiaj komentator sportowy, Wojciech Kowalczyk: „Największe menelstwo na Legii spotkałem na trybunie vipowskiej. Byłem tam w zeszłym sezonie, na silverze. Jedna, wielka libacja. Mecz jest tylko dodatkiem do pijaństwa. Nim się zaczął, część była już dobrze zrobiona. Potem tylko gorzej - stoły zarzygane, jedni szczą, gdzie popadnie, inni charczą, plują. Pierwszy raz widziałem, żeby ktoś oglądał mecz plecami do boiska. Na tej trybunie to norma. Nie zgadzam się, żeby moich kolegów z Bródna, którzy chodzą na Żyletę, traktować jako gorszą kategorię niż tych, którzy najebani nie pamiętają niczego z meczu”.

Takim papierkiem lakmusowym sprawdzającym autentyczność elit jest ich stosunek do społeczeństwa, któremu chcą przewodzić i być dla niego wzorem. Tymczasem wyżej wymienieni tę część Polaków, która ośmieli się myślec samodzielnie i nie ulega ich wątpliwemu urokowi, zamiast próbować przekonywać do swoich racji od razu etykietują używając epitetów typu: mohery, kołtuneria, zaścianek, ciemnogród, ciemnota, prostactwo, kołtuństwo. Oni uwielbiają tylko tę „inteligentną” część narodu, która potrafi uwierzyć, że podczas drugiej wojny światowej szwajcarscy żołnierze kradli czerwonoarmistom ruskie zegarki, a biedni Niemcy byli pierwszą ofiarą nazistów.

W Polsce po 1989 roku ukształtował się chory mechanizm tworzenia elit, które śmiało można nazwać elitami samozwańczymi. Dotyczyło to elit politycznych, ekonomicznych, akademickich, kulturalnych, a nawet wojskowych. Wszystko podporządkowane było jednemu celowi. Owe elity miały posiąść władzę na zawsze bez względu na wyniki kolejnych wyborów. Temu miała służyć cała sieć finansowanych przez zagraniczne ośrodki przeróżnych fundacji, stowarzyszeń oraz wysokie stanowiska w korporacjach, wpływowych think tankach i na uczelniach. „Elity” bez względu na to kto akurat rządzi miały kontrolować wszystkie ważne decyzje ekonomiczne i polityczne. To wszystko, (niestety tylko częściowo) załamało się po wyborach w 2015 roku i dzisiaj na każdym kroku ciągle doświadczamy jak ciężko wyzwolić się spod szkodliwego wpływu tych postkomunistycznych „elit”. Ten ich apel jest głosem rozpaczy i tylko od nas zależy czy za rok bedą  wyć z radości czy z wściekłości.

Artykuł ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (16 głosów)

Komentarze

"To wszystko, (niestety tylko częściowo) załamało się po wyborach w 2015 roku i dzisiaj na każdym kroku ciągle doświadczamy jak ciężko wyzwolić się spod szkodliwego wpływu tych postkomunistycznych „elit”. Ten ich apel jest głosem rozpaczy i tylko od nas zależy czy za rok bedą  wyć z radości czy z wściekłości."

Tak, mieliśmy wielką nadzieję, że proces "zabijania Polski" , o którym pisał Pan w swojej nksiążce pt. "Jak zabijano Polskę", po przejęciu władzy w 2015 roku przez PIS/ZP, będzie możliwy do w miarę szybkiego zatrzymania i odwrócenia tego złowrogiego trendu w historii Polski po 1989 roku.

Niestety, ale uwarunkowania geopolityczne związane z członkostwem Polski w UE/niemieckiej UE i NATO, mocno ograniczały i nadal ograniczają prowadzenie suwerennej polityki wewnętrznej.

Kluczową sprawą do załatwienia było wyjaśnienie do końca sprawy zbrodni z 10.04.2010 roku, czyli pokazania istoty i przyczyn tych wydarzeń oraz ich przebiegu, wskazanie całej palety sprawców nie tylko po stronie rosyjskiej ale też unijnej i polskiej.

Niestety z przyczyn geopolitycznych, władze postanowiły forsować nie do końca prawdziwy obraz wydarzeń, skierowany na pokazywanie sprawstwa rosyjskiego i współpracy strony rządu PO-PSL z Rosją w tuszowaniu prawdy o tych wydarzeniach z okruchami prawdy o udziale tamtego rządu w przygotowaniach do zbrodni.

Całkiem pominięto i pomija się problem przyczyn tej zbrodni, leżących po stronie ówczesnej sytuacji geopolitycznej związanej z polityką resetu USA-Rosja i ówczesnej polityki rosyjsko niemieckiej, popieranej przez adnministrację B.H.Obamy i NATO w sprawie budowy eurazjatyckiej  przestrzeni współpracy i bezpieczeństwa, której przeciwnikiem był śp. Prezydent L.Kaczyński i PIS.

Gdyby nie ówczesne interesy USA/Zachodu/Niemiec/niemieckiej UE, to na ich oczach i braku ich  reakcji, nie mogłoby dojść do takiej zbrodni na elicie państwa NATO(likwidacja Prezydenta, Zwierzchnika Sił Zbrojnych i Dowództwa państwa NATO i innych wysokich funkcjonariuszy państwa).

To ten aspekt paraliżuje działania zarówno Prokuratury Krajowej jak i Podkonusji MON w ujawnieniu całej prawdy.

Tak samo w sferze mediów mainstreamowych, wszystkich opcji politycznych, istnieje zmowa milczenia, by cała prawda nie została ujawniona, bo zagrażałaby ona interesom sił zewnętrznych, mających silny wpływ na polskie sprawy, o których wyzej wspomniałem.

Aby zrozumieć istotę tych wydarzeń, czyli czym one były:

- katastrofą typu CFIT, jak to przekazały MAK i KBWLLP

- zamachem bombowym, jak to przekazywał ZP a obecnie Podkomisja MON

- czy wydarzeniem określanym jako operacja fałszywej flagi(ang. false flag), czyli narracja nieoficjalna głoszona gównie przez tzw. blogerskie śledztwo(wersja inscenizacyjna na Siewiernym)

należałoby posłużyć się naukową teorią chaosu, głównie wykorzystywaną do przewidywania trendów na giełdach instrumentów finansowych.

Wydarzenia z 10.04.2010 roku skrywane są w wielkim informacyjnym chaosie, w którym bardzo trudno o odróżnienie prawdy od fałszu i manipulacji i w konsekwencji te relacje między nimi, tracą więź z rzeczywistością, stają się symulakrami, które w fazie ostatecznej dochodzą do całkowitego wyzwolenia z referencji względem głębokiej rzeczywistości - to jest symulacji.

To bardzo ułatwia szerzenie kłamstw na ten temat i wyraża się w diametralnie wprost  odmiennym postrzeganiu tych samych faktów i zdarzeń, przez licznych różnych świadków naocznych i szerzej przez opinię publiczną.

Wykorzystując naukową teorię chaosu, należy poszukiwać  atraktorów, które skupiają dziesiątki, setki , czy nawet tysiące różnych rozproszonych i chaotycznych strzępów informacji, z których potem można zbudować syntezę zdarzeń wyjaśniającą prawdziwy przebieg i istotę zdarzeń.

Moim zdaniem, takim podstawowym atraktorem pozwalajacym porządkować wiedzę o istocie i przebiegu tych wydarzeń, jest czas lokalny jaki w tym dniu rozpowszechniało Labolatorium Czasu i Częstotliwości Głównego Urzędu Miar, zgodnie z ustawą bezpośrednio podległego Prezesowi Rady Ministrów(wtedy D.Tuskowi) pomocą serwerów czasu, z których korzystały instytucje państwowe i prywatne a zwłasza media i operatorzy telefonów komórkowych.

Zgodnie z prawem, w dniu 10.04.2010 roku obowiązywał w Polsce urzędowy czas letni UTC+2 CEST, a rozpowszechniany był czas strefowy środkowoeuropejski UTC+1 CET(tzw. czas zimowy) różniacy się  od letniego  o 1 h  do tyłu.

Podobnie było z czasm moskiewskim (zamiast czasu letniego UTC+4 MSD, przesyłany był przez ichniejsze serwery czas moskiewski strefowy UTC+3 MSK) i z czasem w UE i w Ameryce.

Aby to potwierdzić, zestawiłem lokalne czasy podczas transmisji w trybie "NA ŻYWO" z konferencji prasowej premiera D.Tuska odbywającej się po nadzwyczajnym posiedzeniu rządu w dniu 10.04.2010 roku.

Są to linki do screenów z ekranów telewizorów z tych transmisji przekazywanych przez :

- stację polską TVP Info

- ogólnoświatową rosyjską stację RUSSIA TODAY

- amerykańską stację CNN(ATLANTA)

Oto linki do tych screenów:

- zestawienie linków z opisem czasów emisji, wyrażonych czasem zimowym zamiast urzędowego letniego:

UTC/GMT

MOSKWA - UTC?GMT+3

WARSZAWA, TVP Info - UTC/GMT+1

ATLANTA - GEORGIA, CNN - UTC/GMT-5

 

Ten fakt manipulacji czasem lokalnym w tym dniu, dawał organizatorom 1 h czasu na przygotowanie miejsca zdarzenia, przed przybyciem osób mających oczekiwać na płycie lotniska na  przybycie Delegacji, bo ci posługując się terminarzem zapisanym w porzadku uroczystości wg czasu letniego, spóźnili się o 1 godzinę  i mediom, które przekazywały relacje z tych wydarzeń.

Zgodnie z ustaleniami Rady Mediów Narodowych (RMN), TVP miała wyłączność na rozpowszechnianie sygnału z transmisji z tych Uroczystości  70 Rocznicy Zbrodni Katyńskiej a inne telewizje musiały wystąpić  do TVP o udostępnienie im tego sygnału.

Ta manipulacja czasem lokalnym spowodowała to, że w różnych relacjach i zeznaniach świadków przekazywany był róny czas tych samych wydarzeń różniacy się o około 1h.

Na przykład pasazerowie pociągu specjalnego, którym do Smoleńska jechały Rodziny Katyńskie, harcerze i parlamentarzyści z A.Macierewiczem na czele, w swych relacjach podawali różne czasy przybycia pociągu do Smoleńska na stację  "Prigorodnyj Wokzał".

A. Macierewicz w wywiadzie dla Radia Maryja podał czs około 5-tej, poseł E.Siarka podał godzinę 6-tą czasu miejscowego, zaznaczając jednocześnie, ze w podróży z Warszawy na wschóg, przesuwał wskazówki o 1 godzinę do przodu przy przekraczaniu granicy/strefy czasowej z Białorusią i Rosją(różnica czasowa strefy polskiej i moskiewskiej, to 2 h do przodu).

Wynika z tego, że A.Macierewicz nie przesuwał wskazówek zegarka i podał urzędowy czas polski letni , jaki miał ustwiony na swoim zegarku z ręcznym ustawianiem czasu czyli ~5:00 UTC/GMT+2 a poseł E.Siarka musiał  posiadać  zegarek sterowane radiowo, ale bez automatycznego zmieniania czasu wraz ze zmianą lokalizacji do innej strefy czasowej i dlatego przestawiał ręcznie czas przy przekraczaniu strefy czasowej, podając czas przybycia do Smoleńska różniacy się od czasu polskiego o 2 h do przodu, co też oznacza, że w Polsce  była to godzina ~4:00, czyli ~4:00 UTC/GMT+1(czas zimowy.

Potwierdzeniem tego, że czas przybycia pociagu do Smoleńska podany przez posła E.Siarkę jako ~6:00 był czasem zimowym, jest podany przez niego fakt, ze było to o wschodzie Słońca a to zjawisko obiektywne i w dniu 10.04.2010 roku wschód Słońca w Smoleńsku był o godzinie 3:02 GMT/UTC.

Taki czas wschodu Słońca podała też  KBWLLP w Raporcie w pkt. 1.7.6.

1.7.6. Pora dnia, oświetlenie

Wschód słońca w Smoleńsku w dniu wypadku był o godz. 03:02(czas UTC/GMT-przyp.mój). Wypadek zdarzył się w porze dziennej, około trzech godzin po wschodzie słońca.

3:02 GMT/UTC, to wyrażony czasem moskiewskim letnim, to 7:02 GMT/UTC+4 MSD

Godzina ~6:00 podana przez posła Siarkę to godzina wschodu Słońca w Smolensku wyrażona czasem zimowym /strefowym moskiewskim.

Ciekawe, czy "Warszawska Gazeta" zdecydowała by się na publikację takich informacji na temat wydarzeń z 10.04.2010 roku(a jest ich bardzo dużo więcej), bo to informacje zamilczane przez wszystkie oficjalne strony sporu o istotę i przebieg tych wydarzeń(jako niewygodne i naruszające interesy geopolitycznych graczy)?

 

 

 

 

 

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1648842

Vote up!
4
Vote down!
0
#1648876