Apostazja

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

W Niemczech w latach osiemdziesiątych spotkałem się po raz pierwszy z „wystąpieniem z Kościoła” – Austritt aus der Kirche. Powody były różne. Nie tylko unikanie płacenia podatku kościelnego, jak wielu mniemało. Spotkałem się z przypadkiem, kiedy syn bardzo katolickiej rodziny wystąpił z Kościoła ponieważ miał pogląd na wiele spraw przeciwny do zapatrywań proboszcza.

Obecnie słyszy się inne słowo, któremu przypisuje się to samo znaczenie, co wystąpieniu z Kościoła. Jest nim apostazja. Ale nie zawsze oba te pojęcia się pokrywają. W Niemczech spotkałem kilka osób będących w ten sposób poza Kościołem, ale uważających się za chrześcijan. Trudno powiedzieć jak to jest z apostatami. Julian Apostata (IV w. po Chr.) sam się tak nie nazwał, ale był apostatą, bo jako chrześcijanin wrócił do pogaństwa. Podobno był wierzącym poganinem, bo apostazja nie równa się niewierze. Stając się apostatą nie jesteś tym samym kimś niewierzącym, gdyż – nawet deklarując się ateistą – odrzucasz tylko wiarę, że Bóg istnieje, a zaczynasz wierzyć, że Go nie ma. Bo rozum i wiedza ci tego nie mówią. Dlatego człowiek rozumny w takiej sytuacji nazywa się agnostykiem. Z kolei ktoś, kto odrzuca wiarę z nienawiści – trudno powiedzieć czy do Boga czy powodowany własnymi słabościami – czyni to przeważnie emocjonalnie. Tak to się odbiera przeważnie u naszych rodzimych apostatów. Ostatnio na Onetcie czytałem wyznania kilku „gwiazd”, deklarujących się jako ateistki lub ateiści. Można założyć, że one wierzą, bo przecież wiedzieć tego nie mogą, że Boga nie ma i stosownie do tego układają sobie życie. Słowo „gwiazdy” dałem w cudzysłowie, gdyż określanie nim piosenkarzy, aktorów – nie wszystkich, bo tak naprawdę dobry aktor sobie tego nie życzy, nie chcąc równać się z jakaś drugą czy trzecią półką w tym zawodzie – nie oznacza niebotycznych zasobów intelektualnych, a nierzadko też artystycznych.

Otóż niezależnie od tego, ilu dziś deklaruje apostazję, co ona dla nich oznacza i z czego wypływa, z dyzgustu dla jakiegoś duchownego, może to być papież, biskup, wikary, czy ktokolwiek z tej branży, czy też ze zamiany wiary – zamiast w Boga na jego nieistnienie, zamiany, bo każdy kto rzeczowo traktuje siebie i świat, który go otacza, nie może odejść od wiary, niezależnie od tego w co on wierzy. Trzeba też wziąć pod uwagę tych, którzy wierzą w Boga i starają się tę wiarę urzeczywistniać i nie kojarzyć ich z ciemnogrodem. Niedoskonałość człowieka tej wiary nie gasi, ostrzega też przed osądzaniem innych. Tego nie uznają ci, którzy dziś, nie dostrzegając belki we własnym oku, pilnie szukają drzazgi w oku bliźniego. Nie przypadkowo tym bliźnim jest właśnie kapłan i w ogóle duchowni in gremio pomawiani o pedofilię i inne najgorsze dewiacje. Jeden z wypowiadających się powiedział, ze „zdarzają się też księża porządni”. Z dalszych wypowiedzi wynikałoby, że są to ci, którzy mają zrozumienie dla aborcji, zboczeń seksualnych przerabianych na ideologię i receptę na życie. Zatem wypadałoby mniemać, że ci duchowni, którzy nie akceptują wymienionych odstępstw od zasad ewangelicznych są dla wielu apostatów kamienieniem obrazy i powodem ich apostazji. Wymienia się na pierwszym miejscu św. Jana Pawła II, abpa Jędraszewskiego, kard. Dziwisza. Nie tylko „gwiazdy”, głównie znane z programów rozrywkowych, tak mniemają, ale także tzw. autorytety. Obie te kategorie bliskie są sobie intelektualnie, dlatego nie dziwi, że spłaszczają pojęcie Kościoła tak, iż wydaje się on być instytucją co najmniej toksyczną, o ile nie przestępczą.

Wskazywanie na niektórych biskupów polskich i duchownych jako na przykłady takiej degradacji wiary i Kościoła, a z drugiej strony ukazywanie ludzi estrady jako arbitrów sumienia wyzwolonego z zasad opartych na wierze w Boga, to jednak mimo wszystko argument słabo przemawiający do osób „uwiedzionych” Ewangelią. Trzeba zatem uderzyć w bastion.

Dla przykładu jedno z takich uderzeń, oczywiście za Onetem, który specjalizuje się w tego rodzaju sensacjach: „W książce "Ojciec nieświęty" Piotr Szumlewicz zbiera głosy o pontyfikacie Jana Pawła II. „Wśród jego rozmówców są dziennikarze, politycy i naukowcy, przedstawiciele różnych wyznań i opcji światopoglądowych, m.in. Joanna Senyszyn, Magdalena Środa, Janusz Palikot, Jerzy Urban, Stanisław Obirek. Każdy z bohaterów książki mówi o innym aspekcie działalności i nauczania Jana Pawła II”.

Można było spodziewać się jakichś rewelacji, które w zupełnie nowym świetle przedstawią postać papieża Polaka. Aliści nic z tych rzeczy. Stara śpiewka: papież jako sympatyk, nieledwie sponsor pedofilów, a Kuria rzymska jako ich wylęgarnia. A o co tak naprawdę chodzi zdradza kolejne zdanie z przytoczonego tu artykułu:

„W swojej książce Piotr Szumlewicz pyta o podejście Karola Wojtyły do kobiet, gejów i lesbijek, protestantów, liberalnych katolików. Wśród poruszonych problemów są tematy od dawna obecne na łamach europejskiej i światowej prasy, która nie żywiła obaw przed krytykowaniem Jana Pawła II. Jednak w polskiej debacie publicznej tematyka nadal jest naznaczona piętnem tabu i prawie nieobecna ze względu na niepisany zakaz poważnej krytyki Karola Wojtyły”. Autor tych słów zapomniał dodać, że tematyka przez niego poruszana jest obecna od dawna „na łamach europejskiej i światowej prasy” o podobnym nastawieniu, jak łamy, na których on sam pisze. A to jest bardzo istotne. Powinien jeszcze dodać jaki procent mediów światowych żyje z paszkwili i tzw. fakenewsów?

I dalej czytamy: „W książce znajdują się rozmowy o pedofilii w strukturach Kościoła katolickiego, praniu brudnych pieniędzy i współpracy Watykanu z krwawymi dyktatorami. Skupiając się na faktach i merytorycznych opiniach, Szumlewicz i jego rozmówcy nie dają powodu do oskarżeń o "tani" antyklerykalizm”.

Już pomińmy pytanie o źródła pozwalające na te oskarżenia. An ihren Taten sollt ihr się erkennen – Po owocach ich macie ich rozpoznać – to goebbelsowska broszura obrzucająca błotem duchowieństwo niemieckie, czyli déjà vue. Dziś to się inaczej nazywa, ale jest jak tamto, tym samym. I tu wystarczy uświadomić sobie kim są ludzie wymienieni na początku artykułu cytowanego wyżej. To ekipa walcząca nie tylko z Kościołem, ale z samym Bogiem i wszystkim, co ma z Nim jakikolwiek związek. Jasna rzecz, że na pierwszym miejscu jest Kościół. Stąd jego dyskredytowanie, obojętnie uzasadnione czy nie. Ono zawsze i wszędzie jest ich celem i nigdy w środkach się nie przebiera. To sprawia, że ostatnie tu cytowane zdanie, iż „Szumlewicz i jego rozmówcy nie dają powodu do oskarżeń o "tani" antyklerykalizm” jest wyjątkowo zabawne i obłudne. Może bardziej jeszcze niż hipokryzja tych co walczą o zniesienie kary śmierci i propagują aborcję.

Pan Jezus, kiedy Mu przyprowadzono cudzołożnicę, by ją ukamienować prosił by pierwszy kamień rzucił ten, kto z jej oskarżycieli jest bez grzechu. Po cichu wycofali się wszyscy. I On jej nie potępił, ale prosił, by nie grzeszyła w przyszłości. Dzisiaj rzuca kamienie wielu, nie mając takich zahamowań, jak tamci w czasach Chrystusa. Wystarczy zajrzeć na rozmaite portale, by się przekonać jak żenującymi skandalami reklamują się różne „gwiazdki”, „gwiazdy” i celebryci, których nikt nie pyta jak zdobyli pierwszy milion, co robią ich kolejne żony, jaki los zgotowali swym dzieciom, bo po prostu łatwiej jest oskarżać papieża o nadużycia finansowe niż zrobić własny rachunek sumienia.

Kościół od samego początku był atakowany z różnych stron. Może najgroźniejsza była dlań legenda o papieżycy Joannie (IX wiek), która, mimo, że w XVII wieku udowodniono jej nieprawdziwość, do dziś ma swoich zwolenników. Gdyby rzecz była prawdziwa podważyłoby to sukcesję apostolską – fundament autentyczności Kościoła. Jak to niejednokrotnie powtarzał, dziś już błogosławiony Prymas Tysiąclecia, należy się obawiać, kiedy Kościół zostawiają w spokoju, a najbardziej, kiedy dają mu przywileje. Dlatego trochę dziwi mnie Terlikowski, skądinąd poważny publicysta, na pewno rozumiejący Kościół, kiedy pisze: "To wszystko (co pisze się o Janie Pawle II – ZZ) stawia przed nami niezwykle istotne pytania o głęboką reformę systemu, rozumienia instytucji, autorytetu, a nawet idealizacji zarówno Kościoła, jak i kapłaństwa. [...] Ucieczka od nich, udawanie, że to tylko atak, jest drogą najgorszą z możliwych", Przecież gołym okiem widać kto się bierze za reformę Kościoła, rzecz jasna, po swojemu. Panie: Senyszyn, Środa, Palikot, a może eksjezuita Obirek? Kościół reformowali lepsi od nich i co z tego wyszło? Warto trochę postudiować historię. Wtedy wie się co znaczy déjà vue – wszystko to już było i z pewnością będzie, tyle, że w innym wydaniu, może nie tak siermiężnym, a może jeszcze gorszym? .

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (14 głosów)

Komentarze

Dziękuję za "uporządkowanie" tematu. Onet, pieniądze niby szajcarsko - niemickie  ale zarządzanie umysłami Polaków  i myśl ideologiczna względem Polaków czysto niemieckie, od Berlina. Drang nach Osten. Z tego klucza Tusk. No a pracują tam, niestety, młodzi i mniej młodzi Polacy na obcym żołdzie . Rękoma Polaków Berlin realizuje swoje cele polityczne i ideologiczne. Cóż, Warszawa, pieniądz, czasami zapewne nie tylko brak oporów, ale po prostu brak rozeznania. Praca setek  polskich mózgów, w większości zwykłych wyrobników-europejczyków,  używanych przeciwko Polsce. Pozdrawiam.

Vote up!
3
Vote down!
0

Bogdan Jan Lipowicz

#1648008

Dużo zrozumiałej goryczy w tekście. Aż trudno coś dopowiedzieć. Ale ludzkie narosłe problemy może rozwiązać już tylko sam Pan Bóg.

Serdecznie pozdrawiam 

Vote up!
3
Vote down!
0

Ryszard Surmacz

#1648044