PARALIŻ NAUKI W POLSCE NIE USTĘPUJE!

Obrazek użytkownika Józef Wieczorek
Kraj

10 lat temu umieściłem w sieci tekst „O przyczynach paraliżu nauki w Polsce – inaczej „ Może warto go przypomnieć w okresie protestów o podwyżki finansowe, gdyż pokazuje, że mimo stosowania terapii paraliż nie ustępuje.

 

No i mamy ponowny alarm w sprawie paraliżu badań naukowych wskutek zmniejszenia strumienia pieniędzy do instytucji naukowych.

To temat raczej na grubą książkę niż na krótki artykuł, w którym siłą rzeczy nie da się wszelkich aspektów z różnych stron przedyskutować. Niemnie jednak może subiektywne ujęcie tematu da trochę do myślenia, choć nie jest to pewne, bo temat był od lat drążony, a myślenia nie widać.

W ubiegłym roku złożyłem wniosek o realizację tematu Monitoring patologii polskiego środowiska akademickiego w okresie wprowadzania w życie reformy nauki i szkolnictwa wyższego i do tej pory nie zostałem nawet poinformowany, czy jakikolwiek strumień pieniędzy do NFA napłynie (może dlatego, że chodziło nie tyle o strumień, co o parę kropelek).

Nikt z tego powodu nie alarmuje, a może wszyscy są zadowoleni, bo badania nad patologiami akademickimi nie są mile widziane. Z tych badań (głównie hobbystycznych, obywatelskich) jakoś zwykle wychodziło, że marnotrawstwo pieniędzy księgowanych po stronie wydatków na naukę należy do ważnych patologii akademickich i nie jest wcale pewne, czy zwiększenie strumienia pieniędzy skierowanego na zasilenie tego sektora bez jednoczesnych zmian strukturalnych da efekty pozytywne, wiele natomiast wskazywało, że może dać efekty także negatywne. Skoro na monitorowanie tego zjawiska (i zjawisk pokrewnych) nie ma pieniędzy, to można wnioskować, że jest to zjawisko poważne, niewygodne dla beneficjentów systemu, którego ujawnienie podważałoby oficjalne i medialne alarmy o strasznych skutkach słabego zasilania obecnych struktur akademickich uprawnionych do finansowania z kieszeni podatnika.

Nie da się oderwać tego problemu od uwarunkowań historycznych – tak bardzo nielubianych przez etatowych (często wieloetatowych) beneficjentów systemu – od odpowiedzi na pytanie: skąd się wzięły obecne kadry akademickie i uwarunkowań teraźniejszych – od odpowiedzi na pytanie: jak są reprodukowane obecne kadry? Istotne jest też postawienie pytania: dlaczego raczej biedny polski podatnik ma w pełni (a nie w części) finansować te kadry i ich etaty?

To, że na naukę winny być przeznaczane większe niż obecnie środki finansowe, nie ulega wątpliwości, ale wątpliwości budzić może przeznaczenie większych środków na kadry, których tylko część (i to raczej mniejsza) daje sobie jako tako radę z badaniami naukowymi i formowaniem nowych naukowców.

Jest to skutek negatywnej selekcji kadr akademickich w okresie PRL i rekrutowania młodszych kadr na drodze fikcyjnych konkursów rozstrzyganych wg kryteriów genetyczno-towarzyskich, a nader rzadko wg kryteriów merytorycznych. Te kadry u zarania III RP heroicznie się broniły i nadal bronią przed powrotem na uczelnie – czy to z emigracji, czy to ze sfery pozaakademickiej, wykluczonych w PRL przez symbiotyczny, katastrofalny dla nauki w Polsce związek PZPR-SB-nomenklaturowe władze uczelni.

Tym samym argumenty kadr etatowych, że jak nie dostaną więcej pieniędzy na swoje etaty, to Polskę czeka katastrofa, są raczej demagogiczne i egocentryczne, a przydałyby się w tej materii argumenty merytoryczne.

Jeśli obecne kadry nie dają sobie rady, może by zwolniły etaty dla tych, którzy z prowadzeniem badań nawet przy niskim finansowaniu (a nawet bez finansowania) i z formowaniem nowych naukowców (i to klasy międzynarodowej) dawali sobie radę. Taka opcja jednak przez beneficjentów systemu nie jest brana pod uwagę. Mają prawa nabyte do „niedawania sobie rady” i z tych praw nie mają zamiaru rezygnować. Trzeba zatem brać pod uwagę możliwość zwiększonego marnotrawstwa środków publicznych przez kadry, które z dobrem publicznym się nie liczą, a liczą tylko zasoby własnych kieszeni.

Nie jest tajemnicą, że w polskich placówkach naukowych/akademickich kwitnie pozoranctwo naukowe/edukacyjne, a tylko znakomita mniejszość (optymiści twierdzą, że ok. 30 %) robi coś na poziomie.

Nie budzą zatem specjalnego zdziwienia zastrzeżenia części środowiska akademickiego odnośnie obiektywnego stylu recenzowania projektów badań, gdyż taki styl powoduje, że niczego nie da się załatwić ! (Recenzje – problem wciąż aktualny
 – Piotr Kieraciński -Forum Akademickie, 2/2012)

Co więcej, recenzje prac doktorskich i habilitacyjnych, wniosków profesorskich, to często recenzje towarzyskie, promujące swoich, a ucinające niewygodnych. A jest to sposób naboru kadr do dzielenia środków płatniczych, stołków decydenckich, no i do utrzymania tradycyjnej autonomii akademickiej. To, że swoiście pojmowana autonomia akademicka – autonomia pozbawiona etosu akademickiego – prowadzi do katastrofy polskiego systemu nauki i edukacji, jakby uchodziło uwadze społecznej.

Kontroli społecznej tego co się wyrabia na uczelniach – brak. Oczywiście są autonomiczne kontrole akademickie, ale te są pozbawione kontroli niezależnych. Postulat organizacji Polskiego Ośrodka Monitoringu Patologii Akademickich – POMPA,  która by wypompowała choć część patologii, nie został podjęty w praktyce.

Dyrektorzy ostrzegają, że będą musieli zamykać instytuty, choć nie ma wątpliwości, że zamknięcie wielu uczelni/instytutów dobrze by zrobiło dla poziomu nauki i finansowania ich pozytywnej działalności. Finansochłonna produkcja ogromnej ilości dyplomów/tytułów/makulatury dla podniesienia wskaźników statystycznych jakoś nie podnosi poziomu intelektualnego/materialnego polskiego społeczeństwa.

Brak krytyki naukowej, nauki krytycznego myślenia ma jasne przełożenie na bezkrytyczne wchłanianie całym swoim jestestwem tego, co serwują polskie zależne media.

Dyrektorzy alarmują, że nie będą mieć za co kupować książek, ale nie informują społeczeństwa, że książek/nadbitek,  i to zagranicznych, biblioteki (i to czołowe) nie chcą nawet za darmo ! (Józef Wieczorek – Na naukę nie ma pieniędzy – cz.1 – biblioteczna ). 

Kto by to czytał? Tych, co czytali i zagrażali decydentom mającym nieraz trudności ze zrozumieniem słowa pisanego, dawno już pousuwano. Zapotrzebowania na takich nie ma do tej pory.

W USA ze środków publicznych finansuje się ok. 30 % tego, co potrzebują ośrodki naukowe, a w Polsce ośrodki chcą mieć i 100 % pokrycia swoich autonomicznych potrzeb. U nas kontrole NIK stwierdzają, że ośrodki badawcze zarabiają głównie jako agencje nieruchomości, bo z zarabianiem na produkcji intelektualnej nie dają sobie rady. (Jaki majątek na sprzedaż ma świat akademicki?

Muszą ich utrzymywać rzesze podatników, którzy nie mają nawet szansy, aby dowiedzieć się, na co ich pieniądze są tak naprawdę przeznaczane ! (Jawna niejawność dorobku naukowego ).

 Co zatem paraliżuje naukę w Polsce? Zamknięty, autonomiczny system odziedziczony po PRL, wypełniony kadrami zainteresowanymi utrzymaniem status quo i utrzymaniem w całości przez podatnika tych, którzy w wyniku pozamerytorycznej na ogół rekrutacji załapią się na dożywotni etat (jak będą – rzecz jasna – spełniali konformistyczne reguły społeczności akademickiej). Podawane w mediach informacje o niechęci do pracy naukowej z powodów finansowych mają się tak do prawdy, jak informacje o niechęci do oglądania Telewizji Trwam przez 7 milionów potencjalnych widzów, z których tylko 6 tysięcy jest w stanie to oglądać.

Środowisko akademickie, inaczej niż środowisko ‚moherowe’, nie jest w stanie zorganizować żadnej wielkiej pokojowej manifestacji na rzecz swoich praw. Tak naprawdę akademicy nie chcą walczyć o prawa do rzetelnego uprawiania nauki/edukacji, a argumenty, że nie robią manifestacji z powodu kultury profesorów, którzy z cepami na sejm nie pójdą, można między bajki włożyć. Kulturalni widzowie TV Trwam i ich sympatycy z wielką godnością i podniesioną głową szli bez cepów! A tymczasem akademicy spędzają swój nędzny żywot z podręcznymi strusiówkami, niezdolni do wyprostowania akademickiego karku. Zapewne nawet nie wierzą w to, co sami mówią. W końcu gdyby ich pensje były naprawdę głodowe, to przecież mogliby problem choć w części rozwiązać, rezygnując z nepotyzmu na uczelniach.

To, że finanse mają drugorzędną rolę i że poza uczelniami można z większym skutkiem i pożytkiem uprawiać naukę nawet bez dofinansowania budżetowego, już dawno udowodniłem (]]>http://wobjw.wordpress.com/2010/07/20/badania-tematy/]]>) ale ten fakt jest pomijany milczeniem, bo kompromituje mędrców akademickich i nie tylko. Gdyby profesorom chodziło o dobro wspólne, o dobro nauki, to by na kiepsko finansowanych uczelniach zatrudniali tych, co potrafią robić naukę/edukację nawet za grosze, a nie tych, co i za miliony nie potrafią ! I taka polityka kadrowa paraliżuje naukę.

Naukę/edukację robią ludzie, a nie nieruchomości, których akademicy stawiają na potęgę (na to są finanse), mimo że nauki/edukacji w tych nieruchomościach nie ma kto robić.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.6 (8 głosów)

Komentarze

grosze"? Gdzie ich szukać?

Vote up!
1
Vote down!
0
#1641141

"Dla nie-niemieckiej ludności Wschodu nie mogą istnieć szkoły wyższego typu niż czteroklasowa szkoła ludowa. Zadaniem takiej szkoły ludowej ma być tylko: proste liczenie najwyżej do 500, pisanie nazwiska, nauka, że przykazaniem boskim jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność"(Heinrich Himmler).
Ktoś to wykuł na pamięć i realizuje z całą zawziętością.

Vote up!
2
Vote down!
0
#1641146

Stale wraca temat szkół wyższych, ale o czym tu dyskutować dopóki obowiązują "porządki" Kudryckiej i Gowina? Uniwersytetom trzeba po prostu przywrócić charakter placówki zajmującej się nauką, a nie sprawozdawczością, punktomanią, gonitwą za grantami i badaniem, kto się za co uważa, za kobietę, mężczyznę, obojniaka czy innego potworka. Ale wymazanie tego, co nagryzmoliły obie wymienione osobistości, to będzie praca długa i mozolna , a jeśli obecny stan potrwa dłużej, zabraknie ludzi, którzy o uniwersytecie mieliby jeszcze jakieś pojęcie. 

Vote up!
1
Vote down!
0
#1641176