Książki
Stare i pożółkłe, których już nikt nie będzie czytał. Idealnie bezużyteczne. U alergików prowokujące kichanie. Niektóre rozsypujące się i poszarpane o kruszącym się papierze, inne oprawione w twarde płócienne okładki z wytłoczeniami i złoceniami.
Introligator musiał kosztować majątek, ale pięknie się prezentowały w mieszczańskiej bibliotece. Tomy Sienkiewicza, Prusa, poezje Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, powieści historyczne Wasylewskiego, Kraszewskiego i Kaczkowskiego.
Czy warto było narażać życie ratując księżki? Trzeba było być bardzo zmotywowanym przenosząc stosy książek przez linie frontu pod Ropczycami. Bo książki zostały już wyzwolone i noszą ślady aktywności wyzwolicieli – powyrywane okładki, podarte strony. Ale zostały troskliwie poskładane, lużne kartki pozbierane. Choć w Nieboskiej Komedii brakuje końca, a Król Duch pozbawiony jest początku, uznano, że trzeba je trzymać. Relikwie?
Na wszystkich ex libris: "Inż. Michał Swoboda". To syn Czecha -"banmistrza", kolejarza raczej niskiej rangi. "Pan naczelnik na kuleji co do lampy nafty leji" był odpowiedzialny za utrzymanie odcinka torów – jeździł drezyną, sprawdzał rozjazdy i sygnalizację. Ale jego syn ukończył już politechnikę. Z czasem będzie tam wykładowcą. Będzie urzędował we wspaniałym gmachu Dyrekcji Kolei we Lwowie, stanie się twórcą polskiego systemu sygnalizacji kolejowych i będzie budowniczym linii kolejowej Lwów – Łuck. Dzisiejsi pasażerowie z pewnością nie wiedzą kto im zbudował tę linię. Może nawet nie chcą wiedzieć.
Dlaczego w bibliotece Michała Swobody nie ma książek czeskich czy niemieckich?
Młodsza siostra inżyniera – córka Czecha kolejarza poślubiła wnuka Włocha - oficera austriackiej armii. Ich syn ma już polskie imię – zgrzytające i szeleszczące w połączeniu z włoskim nazwiskiem. Galicyjska machina polonizacyjna działała niewiarygodnie sprawnie. Na rusyfikację czy germanizację wydawano krocie, ale polonizacja poddanych cesarza Austrii, którzy zasiedzieli się w Galicji przebiegała kompletnie bezkosztowo. Bywało, że dzieci austriackich urzędników czy oficerów szły przez "kordon" walczyć w polskich powstaniach. Trudno zrozumieć powody dla których ci przybysze "zapisywali" się do polskości. Przecież ustalenia Kongresu Wiedeńskiego miały obowiązywać "do krańca historii".
Wiele z tych książek wydała "Książnica Atlas" (Lwów ulica Łyczakowska 5). Póżniej to była "Książnica Atlas Lwów – Warszawa", czy Lwów – Warszawa – Wilno. W tych ostatnich z napisem "dozwolieno cenzuroj". Ale wśród książek inżyniera są także wydane w Poznaniu przez księgarnię Św. Wojciecha. Słowo polskie nie znało granic – krążyło swobodnie między zaborami budując więź wśród rodaków. Te same książki stały w domowych bibliotekach w Cieszynie, Czerniowcach, Dyneburgu, czy Częstochowie. Polskość żyła w kulturze.
Siłę oddziaływania polskiej kultury docenił Stalin i wyciągnął wnioski z zaniedbań poprzednich zaborców. Jego urzędnicy -bracia Goldbergowie- działali kompleksowo zajmując się "ciałem i duszą" Polaków. Młodszy przyjął nazwisko Różanski i zajmował się ciałami w kazamatach Rakowieckiej, ale ważniejsze zadanie przypadło starszemu "rzuconemu na odcinek" kultury. Stylizowany na polskiego szlachciurę z sumiastym wąsem i tubalnym głosem, Beniamin Goldberg jako Jerzy Borejsza zorganizował prężne wydawnictwo "Czytelnik" (Cz. Miłosz: "wszyscy byliśmy w stajni Borejszy").
W komunistycznej Polsce literaci w zamian za dyspozycyjność cieszyli się statusem nieznanym poprzednim pokoleniom ludzi pióra. Należeli do elity, korzystali z Domów Pracy Twórczej, mieli stypendia. Gdy nauczyli się pisać nie podpadając cenzorowi, jedyną ich troską było by nie wypaść z łask decydentów – dysponentów kultury.
Prusacy przegrali swoją "walkę o kulturę" z Polakami. Jednak "Kulturkampf" Stalina zakończył się sukcesem - testament Borejszy trwa, mimo upadku komuny.
Przemysł można zlikwidować szybko, także linie lotnicze, pocztę czy koleje, ale urabianie ludzkich mózgów za pomocą kultury wymaga "długiego marszu". Ten marsz, niestety, ludzie kultury ukształtowani w okresie "słusznie minionym" – kontynuują (K. Janda: "nie oddamy wam kultury"). Czy tylko wskutek bezwładności?
Być może prędzej "oddadzą" sądownictwo, niż kulturę, będącą bardziej uniwersalnym środkiem sterowania społecznego.
Oferta teatrów utrzymywanych z pieniędzy publicznych niewiele wychodzi poza wyśmiewanie bohaterszczyzny, kopulacje z czaszkami, stosunki oralne z wisielcami, czy masturbacje krucyfiksem. W najbliższych sezonach można się spodziewać poszerzenia repertuaru o pożeranie kału (koprofagię), lub polewania moczem widzów w pierwszym rzędzie. Równocześnie zarzut cenzurowania sztuki i ograniczania swobody twórczej artystów jest tak ciężki, że nie ma przed nim obrony.
Samo środowisko twórcze jednak stosuje bezwzględną cenzurę (mimo deklarowanej tolerancji) wobec artystów, którzy ośmielili się nie "płynąć w głównym nurcie". Grozi im ostracyzm towarzyski i zawodowy. Taką dintojrę środowiskową poznali już aktorzy występujący w szopce Marcina Wolskiego, czy w filmie "Smoleńsk".
Mamy hołubionych i nagradzanych luminarzy kultury. Tokarczuk, Stasiuk, Klata, Lupa, Strzępka, Holland - czy dokonania artystyczne tych twórców mogły by pomóc Polakom w przetrwaniu ciężkich czasów?
Stare książki spełnily już swą rolę i są niepotrzebne. Stanowią balast, zapychają szafy. Czy przechować je jeszcze 200 lat, by nabrały wartości, czy zrobić porządek?
Biblia królowej Zofii też była w pewnym momencie nieużytecznym szpargałem. Jakiś leniwy mnich z awersją do porządków pozwolił jej przetrwać do naszych czasów.
Dlatego książki pozostaną w szafach, a o ich los niech się martwią spadkobiercy.
Ps.
Wśród książek była widokówka i wycinek lwowskiej gazety:
"Artystyczne widokówki ukażą się niebawem w lwowskich księgarniach i składach papieru, wydane przez ruchliwy Polski Związek Niewiast Katolickich. Dwie myśli przewodnie, a uznania godne, popchnęły Związek do tego wydawnictwa: chęć upamiętnienia wielkiej dla narodu daty 5 listopada, dnia po wiek wieków szczęsnego proklamacyj niepodległości Polski, oraz dążność przyjścia z pomocą finansową różnym instytucjom narodowym i społecznym. Jedna z pięknych widokówek przedstawia rozpiętego na sztandarze, w wieńcu wawrzynowym Jagiellońskiego orła polskiego, wedle rysunku Józefa Swobody z r. 1962. U stóp orła widnieje napis: "5 listopada 1916".
Widokówki wydane pod każdym względem artystycznie, w cenie po 14 halerzy za sztukę, rozejść się winny w tysiącach, cały bowiem dochód z nich przeznaczony na cele narodowe i społeczne, Pierwsze uzyskane z rozsprzedaży kartek pieniądze pójdą dla rodzin po poległych żołnierzach Polakach. Należy z uznaniem podnieść piękną inicjatywę "Związku", który przoduje zawsze wszelkiej akcyi dobroczynnej."
Urodzony w Morawskim Krumlowie mój pradziadek - kolejarz Józef Swoboda uważał się nie za Czecha, lecz "Morawaka" (był katolikiem). Rysunek powstał w czasach poprzedzających Powstanie Styczniowe, ale można go było wykorzystać dopiero pół wieku później.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2194 odsłony
Komentarze
@ Leopold
8 Stycznia, 2018 - 23:34
Rysunek piękny, historia ciekawa i pouczająca.
Muszę przerobić skaner i zeskanować negatywy zdjęć rodzinnych dokumentów. Proces "odzyskiwania historii" dotyczy znacznej większości społeczeństwa. Głównie tej, której zabraniano posiadać "przeszłość", lub za nią karano.
Za wpis +5, ale
9 Stycznia, 2018 - 15:12
«Jedna z pięknych widokówek przedstawia rozpiętego na sztandarze, w wieńcu wawrzynowym Jagiellońskiego orła polskiego, wedle rysunku Józefa Swobody z r. 1962. U stóp orła widnieje napis: "5 listopada 1916".»
Powinno być (jak na rysunku) - z r. 1862!
A mój pradziadek (jeden z) też był Morawianinem i naturalizowanym Polakiem. I uczestniczył w walkach Wiosny Ludów. Czechem nie był nigdy!
Pozdrawiam,
_________________________________________________________
Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie
katarzyna.tarnawska
Jest prawidłowo - są 2 daty
9 Stycznia, 2018 - 15:37
Rysunek orła był z 1862 roku, ale pocztówka wydana była z okazji ważnej daty - 5 listopada 1916 roku, gdy dwaj cesarze ogłosili zamiar wskrzeszenia Polski. Po raz pierwszy od 100 lat Polska została wspomniana! Polska miała się składać z guberni warszawskiej i lubelskiej (Galicja, Sląsk, Pomorze i Wielkopolska pozostały by niemieckie i austriackie) Cesarze liczyli na milion polskich ochotników. Zgłosiło się 3 tysiące, ale została uruchomiona licytacja (kto da więcej). Wkrótce car obiecał powstanie Polski z ziem zaboru austriackiego i pruskiego...
Leopold
Leopoldzie!
9 Stycznia, 2018 - 19:41
Ja nie kwestionuję żadnej daty na rysunku!
Ja podkreślam, że rysunek był z 1862, a nie, jak w twoim wpisie - z 1962.
Pozdrawiam,
_________________________________________________________
Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie
katarzyna.tarnawska