Kłopoty obojga bratanków
Publicyści i komentatorzy polityczni na całym świecie zawsze wymieniają łącznie Polskę i Węgry. Piętnuje się nacjonalizm, populizm, ksenofobię i rasizm rzekomo panujący w tych krajach. Często mowa jest o dyktaturze, czy wręcz o faszyzmie. Zdaniem ekspertów istnieje poważne zagrożenie dla demokracji w całej Europie, bo populizm jest zaraźliwy. W programach BBC, gdy wymienia się nazwiska Orbana bądź Kaczyńskiego niezmiennie dodaje się „far right” - skrajnie prawicowy. Polityków tych porównywano już do Hitlera, Stalina czy Kadafiego, a redaktor Michnik już w 2005 roku postawił diagnozę, że Kaczyński jest „putinistą”. Równocześnie zarzucano prezesowi PiS ruinę stosunków z Rosją, prowokowanie „naszego partnera”, awanturnictwo i „pobrzękiwanie szabelką”. Ekspertom nie przeszkadzała ewidentna sprzeczność logiczna - „putinista” powinien mieć świetne stosunki z Putinem, podobne do stosunków peronistów z Peronem czy hitlerowców z Hitlerem.
Mimo znaczących różnic, los Polski i Węgier po II Wojnie Światowej był bardzo podobny. Węgry jako koalicjant Hitlera wojnę przegrały, Polska będąca formalnie w zwycięskim obozie aliantów, faktycznie była największym przegranym tego kataklizmu. W obu krajach Stalin tworząc administrację, z konieczności oparł się na mniejszości żydowskiej. Ponieważ w Polsce za mało Żydów przetrwało zagładę, brakującą kadrę zasilili tzw. „popi” (POP) - oddelegowani Rosjanie „Pełniący Obowiązki Polaków”. Oni stanowili dużą część kadry oficerskiej w Ludowym Wojsku Polskim. Mając po 2 godziny dziennie lekcji języka polskiego starannie przygotowywali się do roli Polaków. Uchodzili za repatriantów ze wschodu, co tłumaczyło ich specyficzny akcent. Po 1956 roku większość z nich wróciła do ZSRR, choć prawdopodobnie niektórzy tak pokochali „ten kraj”, że zostali na stanowiskach wykonując odpowiedzialne zadania.
Ponieważ ze względów językowych nie sposób jest udawać Węgra, taki wariant u „bratanków” nie wchodził w rachubę. Zresztą sporo Węgrów żydowskiego pochodzenia ocalało, gdyż Hitler nie zdążył „ostatecznie rozwiązać” w tym kraju „kwestii żydowskiej”.
W ramach powojennych represji uwięziono 150 tysięcy ludzi (więcej niż w Polsce), 250 tys. wywieziono na Sybir, ale narodowe elity – w przeciwieństwie do Polski - nie zostały fizycznie unicestwione. Dlatego po kontrolowanym „upadku komuny” Węgry jako pierwsze przeprowadziły wolne wybory (Polska była ostatnia), w których wielkie zwycięstwo odniosła partia prawicowo – patriotyczna, a jej przywódca József Antall został pierwszym n a p r a w d ę niekomunistycznym premierem. Widocznie międzynarodowe uzgodnienia były inne, bo po tygodniu od zaprzysiężenia rządu do Budapesztu przyjechało 7 bankierów amerykańskich z żądaniem, by połowa ministrów pochodziła ze Związku Wolnych Demokratów (siostrzana partia Unii Wolności opanowana przez czerwone dynastie, do której dołączyli także postkomuniści). Narzucono też prezydenta i polecono, by nie zmieniać szefów radia i telewizji. W wypadku niezastosowania się do żądań zagrożono wycofaniem kapitału z banków. Sytuacją bez precedensu był fakt, że pierwszego wystąpienia premiera nie transmitowała telewizja!
Narzucony prezydent Goncz o „pięknym życiorysie” (w 1956 skazany na dożywocie, zwolniony gdy poszedł na współpracę) udaremnił lustrację i dekomunizację. W Polsce w tym celu dwukrotnie (1997, 2002) użyto Trybunału Konstytucyjnego.
József Antall zrozumiał, że takie są twarde reguły „liberalnej demokracji” i przyjął „propozycję nie do odrzucenia”, choć uważano, że historia potoczyła by się inaczej gdyby premier odwołał się do narodu informując o skandalicznych naciskach.
Mieliśmy podobną sytuację w 2005 roku, gdy nadzieja na koalicję formalnie postsolidarnościowych partii POPIS została pogrzebana przez żądanie dysponentów PO, by większość ministerstw została obsadzona przez przegraną Platformę Obywatelską.
Gdy w 1998 roku Wiktor Orban po raz pierwszy obejmował władzę, wiedział, że polityka uległości jaką prowadził premier Antall, jest gwarancją klęski. Dlatego zdecydował się na otwartą wojnę z międzynarodową finansjerą. Już po 2 tygodniach wprowadził podatek bankowy (mimo gróźb żaden bank się nie wycofał z Węgier) i zagroził, że supermarkety, które przez 2 lata wykazują zerowy zysk i nie płacą podatków, muszą opuścić kraj. Rozumiejąc, że zadłużenie zagraniczne znacznie ogranicza suwerenność, premier postanowił spłacać długi. Ale po spłaceniu 10 procent bankierzy „machnęli” kursami i dług Węgier wrócił do stanu wyjściowego. Rząd węgierski podziękował za „pomoc” Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu, i poprosił, żeby instytucja ta opuściła kraj.
Premier Orban skoncentrował się na gospodarce i odniósł tu szereg sukcesów zaniedbując jednak sprawę reformy mediów. Zemściło się to w 2002 roku, gdy Fidesz wprawdzie wygrał wybory, ale zabrakło 40 tys. głosów, by objąć władzę, która została powierzona koalicji postkomunistyczno – liberalnej. Całość władzy przez dwie kadencje spoczywała w rękach czerwonej oligarchii i uprzywilejowanej od czasu zakończenia wojny mniejszości żydowskiej skupionej w partii liberalnej (na Węgrzech nie było „Marca 1968”). Po ośmiu latach efekt był taki, że „ukradziono wszystko, co było cięższe od powietrza” (według słów Orbana). Z niespełna 10 - milionowych Węgier „wypompowano” 270 miliardów dolarów. Działacze Fideszu poświęcili 8 lat w opozycji na pracę organiczną – szeregi partii powiększyły się z 5 do 40 tysięcy członków (PiS liczy ok. 30 tys.), stworzono dwie stacje telewizyjne, dwa dzienniki i kilka czasopism.
10 kwietnia 2010 roku „rozwiązano kwestię polską”, ale już następnego dnia (11 kwietnia) „hydra nacjonalizmu” podniosła głowę na Węgrzech – partia Fidesz odniosła druzgocące zwycięstwo wyborcze. Tym razem osiągnięto większość konstytucyjną umożliwiającą głębokie reformy. Ograniczono administrację (o 50 tys.), zmniejszono ilość ministerstw z szesnastu do dziewięciu, o połowę zredukowano ilość posłów i radnych (na Węgrzech nie ma senatu). Pozwoliło to uzyskać znaczne oszczędności w finansach publicznych i usprawniło proces decyzyjny. Orban naruszył interesy wielu potężnych sił, więc i opór przeciw rządowi węgierskiemu przybrał zasięg światowy. Już nie tylko Unia Europejska i finansjera światowa pochylała się z troską nad umęczonym faszyzmem narodem węgierskim – głos potępiający zabrał sekretarz generalny ONZ, prezydent Obama, a nawet uczony prof. Bauman. Gdy próba wytworzenia frakcji „patriotycznej” w Fideszu się nie powiodła, to próbowano zorganizować pucz w grudniu 2011 roku. U nas taką próbę podjęto w grudniu 2016 roku, kiedy we Wrocławiu czekał już „w blokach startowych” Donald Tusk, by „stanąć na czele”. Dziś mało kto pamięta, że pretekstem puczu była walka o „wolne media”, a budżet na 2017 rok uchwalono z „naruszeniem prawa”. Jakoś przeżyliśmy cały rok z „nielegalnym budżetem”.
Impulsem do reformowania mediów na Węgrzech był wywiad w jednej ze stacji telewizyjnych, w którym gościem był rosyjski gangster. Prowadzący zadał pytanie, za ile zgodziłby się zabić Orbana. Gość rzucił cenę – milion dolarów. Wywiad wywołał wielkie oburzenie. U nas mieliśmy podobną historię podczas premiery przedstawienia „Klątwa” w warszawskim Teatrze Powszechnym. Wówczas aktorzy zbierali pieniądze na „zabicie Kaczyńskiego”. Na Węgrzech obecnie za podobne ekscesy grożą wysokie grzywny, co posłużyło za pretekst do oskarżeń o ograniczanie swobody wypowiedzi.
W węgierskim życiu politycznym bardzo groźną siłą jest wielotysięczna armia tzw. „huzarów Sorosa” składająca się ze stypendystów i beneficjentów grantów wielu fundacji założonych przez „filantropa”. Dlatego rząd stara się wyprowadzić interesy miliardera z Węgier i ograniczyć działalność utrzymywanych przez niego „organizacji pożytku społecznego” promujących „społeczeństwo otwarte”. Spotyka się to ogromnym oporem ze strony „ulicy i zagranicy”(z obu stron Atlantyku). Szczególnie w Budapeszcie silne są wrogie Fideszowi środowiska biznesowe i medialne, elity naukowe i artystyczne wytworzone w czasach „demokracji ludowej” i korzystające ze swojej uprzywilejowanej pozycji w warunkach „kapitalizmu”.
Inną kłopotliwą mniejszością jest populacja Cyganów stanowiąca 10 procent ludności kraju. Romowie egzystują właściwie poza obiegiem społecznym i gospodarczym. Ich wkład w ekonomię kraju ogranicza się w zasadzie do grania czardaszy i wróżenia. Ale mają prawa głosu i są skłonni za niewielkie pieniądze te prawa odstąpić, z czego ponoć czasem korzysta opozycja.
Romowie są idealnym pretekstem dla Unii Europejskiej do okładania Węgier za „łamanie praw mniejszości” (zbyt duży procent w więzieniach, zbyt mało dzieci w szkołach), choć dopiero teraz po raz pierwszy w parlamencie zasiada członek tej społeczności.
W przeciwieństwie do Polski, gdzie komunistom udało się wpoić ludziom przekonanie, że „Kościół nie powinien mieszać się do polityki”, na Węgrzech hierarchowie zarówno katoliccy jak i protestanccy często się wypowiadają. Niekiedy bardzo ostro. Mówią jednym głosem opowiadając się zdecydowanie po stronie patriotycznej. Węgrzy mają szczęście, że nie ma u nich biskupów – produktów inżynierii społecznej Gazety Wyborczej.
Gdy znany pisarz pochodzenia żydowskiego Akos Kertesz wypowiedział się w USA, że „Wegrzy to genetycznie naród poddanych o niewolniczej duszy i dlatego tak głosowali i wybrali sobie dyktatora Orbana na przywódcę”, wywołało to powszechne oburzenie. Po trzech dniach radni Budapesztu odebrali mu honorowe obywatelstwo, a po tygodniu w parlamencie uchwalono, że jeśli laureat zachowa się niegodnie to odznaczenia mogą zostać odebrane. Wkrótce po tym Gazeta Wyborcza w artykule pt. „Akos Kertesz emigruje z Węgier. Dosyć prześladowań” opisuje, że pisarz stał się ofiarą nagonki i poprosił o azyl w Kanadzie, bo boi się o swoje bezpieczeństwo.
Węgry odniosły wielki sukces, zwłaszcza na niwie gospodarczej. Orban wygrał kilkuletnią walkę z bankami – obecnie każdy bank musi w swoim kapitale mieć co najmniej 50 procent wkładu węgierskiego, a podatek bankowy na Węgrzech jest najwyższy. Madziarzy kończą spłacać swoje zadłużenie zagraniczne (Polska w 2017 roku zapłaciła 34 mld dolarów samych odsetek). Rząd nawiązał ożywione stosunki gospodarcze z Turcją, Singapurem i Chinami, a wymianę handlową z UE stara się ograniczyć do 50 procent obrotów.
Orban wygrał też walkę z potężnym Sorosem, ale wcześniej poniósł upokarzającą klęskę w sporze z sądami. (to powinno dać Kaczyńskiemu wiele do myślenia). W programie kampanii wyborczej zapowiedziano ukaranie malwersantów i złodziei powiązanych ze środowiskiem „czerwonych oligarchów”. Dzięki temu pozyskano licznych zwolenników lewicy – z reguły niechętnych partiom konserwatywnym. Wytoczono 1400 spraw. Szybko okazało się, że bardzo „niezależne”sądy działają dziwnie. Zdarzało się, że świadkowie wycofują zeznania, giną dowody rzeczowe i dokumentacja, a sprawy nadzwyczaj chętnie są umarzane. Premier Orban postanowił wysłać na emeryturę sędziów o najdłuższym stażu w komunistycznym aparacie wymiaru sprawiedliwości. W tym celu został wprowadzony limit wieku – 62 lata. Reakcja środowisk prawniczych z całego świata była tak gwałtowna, że premier wycofał projekt. Jak dotąd tylko Niemcom udało się usunąć komunistycznych sędziów z NRD.
Wszędzie w krajach demokratycznych narasta problem uzurpowania sobie przez sądownictwo roli władzy nadrzędnej, niepodlegającej kontroli. „Niezależność” sądów interpretowana jest rozszerzająco. Wchodzi jeszcze w grę czynnik solidarności korporacyjnej, a może także ...etnicznej. Nie jest tajemnicą, że osoby pochodzenia żydowskiego mają zamiłowanie do zawodów prawniczych i wyjątkowe zdolności w tym kierunku. Przed wojną w Polsce 60 procent prawników było pochodzenia żydowskiego choć stanowili oni tylko10 procent społeczeństwa.
W liczącym 25 osób Żydowskim Kole Poselskim polskiego sejmu było 17 prawników. Obecnie w USA też 60 procent prawników to Żydzi (aż 30 % w Sądzie Najwyższym!), ale ta grupa etniczna stanowi tylko 2 procent ludności USA. Prawdopodobnie we wszystkich krajach, gdzie zamieszkuje diaspora żydowska (a więc chrześcijańskich), istnieje nadreprezentacja Żydów w zawodach prawniczych. Statystyki może znać tylko potężny Światowy Związek Prawników i Adwokatów Żydowskich, który nie publikuje jednak danych. Być może jakaś „nadreprezentacja” istnieje także w dzisiejszej Polsce, na co wskazują kłopoty z reformowaniem sądownictwa. W takiej perspektywie innego znaczenia nabierają słowa sędzi Kamińskiej (tej od „nadzwyczajnej kasty”) - „w końcu i tak my będziemy wydawać wyroki”.
Często zarzuca się Węgrom „prorosyjskość” zapominając, że zostały wepchnięte w objęcia Putina przez kompletną izolację międzynarodową. Putin podał pomocną dłoń i Węgrzy uzyskali korzystną cenę za importowane węglowodory (są uzależnieni w 100 procentach od importu z tego kierunku). Mimo tych relacji aresztowano (i skazano!) za szpiegostwo na rzecz Rosji ministra spraw wewnętrznych i 2 generałów – szefów służb specjalnych.
Jak widać zakres suwerenności Węgier jest bez porównania większy niż Polski.
Często porównuje się Orbana i Kaczyńskiego wskazując na większą skuteczność premiera Węgier. Niewątpliwie Wiktor Orban jest młodszy, przystojniejszy i lepiej gra w piłkę. Pomijając fakt, że inaczej się rządzi mając większość konstytucyjną i czując na plecach poparcie ponad połowy narodu, sytuacji Polski i Węgier porównać się nie da. Węgry są niedużym krajem położonym w spokojnym miejscu Europy, natomiast my mamy pecha zamieszkiwać teren na styku dwóch „płyt tektonicznych” będący obszarem zainteresowań kilku potężnych graczy. Stosunkowo najsympatyczniejsi z nich są Amerykanie, którzy chcą skorzystać z polskiego „niezatapialnego lotniskowca”, by nie dać się wyprosić z Europy (bez obecności na tym kontynencie Ameryka utraciłaby status mocarstwa światowego). Dla Niemiec i Rosji obszary zamieszkiwane przez Polaków są odwiecznym terenem ekspansji, a od kolizji ich interesów gdzieś w okolicach Wisły, stokroć gorsze dla nas jest partnerskie współdziałanie tych sąsiadów. Z kolei dla środowisk żydowskich Polska to obecnie najbardziej obiecujące „tereny łowieckie”.Żaden z tych graczy nigdy nie zrezygnuje ze swoich interesów, wpływów i aktywów, bo „oczywistą oczywistością” jest, że wszyscy dysponują w Polsce potężną agenturą i błyskotliwymi lobbystami.
O mizernym zakresie naszej suwerenności świadczą czasem drobne fakty np. wizyta premiera Morawieckiego w charakterze petenta u emerytki stawiającej „warunki brzegowe”, czy konsultacja projektów naszych ustaw z semickimi dyplomatami. Aspiracje niepodległościowe Polaków ciągle muszą mieścić się w szczelinach i pęknięciach wspomnianych płyt tektonicznych, a powiększanie zakresu naszej swobody udaje się czasem dzięki sprzecznościom między naszymi „partnerami strategicznymi”.
O tym wszystkim trzeba pamiętać, zanim pomyślimy o nieudolności rządzących, czy wypowiemy zarzut, że „PiS zdradził”.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3015 odsłon
Komentarze
@ Leopold
26 Października, 2018 - 15:49
Błyskotliwy tekst!
Pozdrawiam
jan patmo
Zgoda - tekst doskonały!
26 Października, 2018 - 16:52
Plus pięć!
Wielkie dzięki,
_________________________________________________________
Nemo me impune lacessit - nie ujdzie bezkarnie ten, kto ze mną zacznie
katarzyna.tarnawska
Różnice między bratankami...
26 Października, 2018 - 17:53
...są większe niż tylko położenie geograficzne. Oganiczę się jednak do samego "przywódcy".
Recepta Orbána na zwycięstwo nie jest skomplikowana. To skorumpowani karierowicze muszą zatrudniać rzesze marketingowców, aby zawładnąć umysłami ludzi i wygrać wybory, pomimo beznadziejnej oferty.
Uczciwi i wartościowi politycy mają łatwiej. Odrzućcie na chwilę uprzedzenia i „zabierzcie ze sobą” myśl Victora Orbána, którą pożegnał tłum zebrany podczas wiecu na placu Disz w Budapeszcie po przegranych wyborach 2002r.: „Zawsze mogą być tacy, którzy nienawidzą. Ale mogą oni zwyciężać tylko pod warunkiem, że i my ich znienawidzimy. Dlatego uwierzmy w siłę miłości i jedności.”
Orbán - to silna, klarowna osobowość, nie uwikłana w żaden „okrągły stół”, jasno wypowiadająca się za obroną życia, mimo że protestant. Marek Jurek, na swoim blogu zażenowany „spuszcza oczy” jako katolik, bo Jedynym premierem, który broni zasad cywilizacji życia /więc społecznego testamentu Jana Pawła II/ jest protestancki premier Węgier”).
http://orbanviktor.pl/protestant-patriota-premier/
Verita
Vercia
26 Października, 2018 - 19:16
Ale Orban nie słucha żydów i robi co dobre da Węgrów, a Kaczyński tak i pilnuje interesów żydowskich a nie Polski i tu jest pies pogrzebany.
Pozdrawiam
Jestem jakim jestem
-------------------------
"Polska zawsze z Bogiem, nigdy przeciw Bogu".
-------------------------
Jestem przeciw ustawie JUST 447
Cyba najlepszy tekst...
26 Października, 2018 - 21:53
Jaki udało mi znaleźć na naszym portalu. Z żalem oceniłem, gdyż należało by dać jakąś super ocenę której brak. Zazdroszczę talentu, mądrości i pracowitości pozdrawiam.
@ Leopold
26 Października, 2018 - 21:47
Znakomity tekst. Gratulacje!
Traczew
Dodam jeszcze:
26 Października, 2018 - 22:17
Mimo prowadzonej polityki należy dodać, że Węgrzy prowadzą swoją politykę po mistrzowsku. Niedawno obiegła internet wiadomość, że szef rosyjskiego zagranicznego wywiadu ulokował swoje dzieci na Węgrzech.
Pozdrawiam.