"Naszość" w kinach
Jeszcze w sierpniu do kin wchodzi pełnometrażowy film dokumentalny Magdaleny Piejko „Naszość – tylko dla nienormalnych”. Na filmie dokumentalnym wybuchy śmiechu co kilka chwil, są czymś niezwykłym, bo niezwykła jest sama treść – dokumentacja happeningów, które organizowała w latach 90 -tych poznańska „Akcja alternatywna – Naszość”. Film nie jest komedią – ten śmiech to broń bezsilnych - ludzi, którzy zorientowali się, że w wyniku rewolucji „Solidarności” grupą, która najwięcej skorzystała na przemianach byli komuniści...
Animatorem i twórcą „Naszości” był długoletni redaktor Gazety Polskiej – Piotr Lisiewicz. Poczucie humoru nie jest powszechnie uważane za typową cechę Poznaniaków, ale wybitne poczucie humoru Piotra pozwoliło mu tworzyć wszystkie te zabawne happeningi kwestionujące narrację Gazety Wyborczej, a było to w czasach, gdy panowanie tej gazety nad mózgami Polaków wydawało się utrwalone na generacje.
Lisiewicz chyba intuicyjnie poznał się na naturze transformacji ustrojowej znacznie wcześniej niż większość z nas. Zresztą większość współobywateli – nawet ci, co słyszeli o agenturalności Lecha Wałęsy - w dalszym ciągu ma nikłe pojęcie o naturze przemian, które wciąż definiują naszą sytuację polityczną, a ćwierć wieku temu przekonanie o „bezkrwawym oddaniu władzy w ręce opozycji” było powszechne. Dopiero w 2017 roku Jerzy Targalski wydał swe fundamentalne dzieło „Służby specjalne i Pieriestrojka”, gdzie opisał jak starannie komuniści przygotowali się do swego „upadku” i jakiego typu opozycja tę władzę „dostała”. Piotr Lisiewicz nie badał archiwów przez wiele lat – on po prostu obserwował rzeczywistość dochodząc do tych samych konkluzji.
Było wielu dziennikarzy, którzy zaczynali swoją karierę jako patriotyczni, prawicowo – konserwatywni antykomuniści, jednak później doszli do wniosku, że przyszłość należy do „postępu” i przeszli na stronę, która wydawała się zwyciężająca. Za pomocą takiego mechanizmu „niewidzialna ręka rynku” wymusza giętkość kręgosłupów dziennikarzy, bo wbrew powszechnej opinii, dziennikarstwo nie zawsze jest wolnym zawodem.
Na szczęście w tym zawodzie bywają też wolni dziennikarze - tacy jak Piotr Lisiewicz.
Dlatego możemy być pewni, że w jego wypadku ekwilibrystyka ideowa jest niemożliwa, że nie porzuci on swoich przekonań i nie zobaczymy jego tekstów w Onecie.
Lisiewicz świadomie wybrał taką drogę zamykając sobie wstęp „na salony”i wiedząc, że nie dostanie nigdy żadnego Paszportu Polityki, czy nagrody Nike.
W ciągu niemal 30 lat pracy zawodowej nigdy nie zmienił swojej „linii programowej”, a w jego tekstach nie sposób znaleźć nawet cienia asekuracji na wypadek zmian kierunku „wiatru historii”, bo Piotrt jest odważny. Odwagą było publiczne nazwanie Władimira Putina mordercą w czasie, gdy prezydent Rosji był powszechnie szanowany jako przywódca, a Time wybrał go „Człowiekiem roku, co przywrócił godność Rosji”...
Lisiewicz ma rzesze znajomych, a wynika to z imponującej łatwości nawiązywania kontaktów międzyludzkich i umiejętność rozmowy zarówno z intelektualistami, jak i kibicami piłkarskimi, alternatywnymi raperami, czy miłośnikami piwa konsumowanego w plenerach miejskich.
Lisiewicz, niezależnie czy pisze satyry polityczne, czy poważne i kompetentne analizy, zawsze starannie sprawdza źródła - dzięki tej rzetelności publicystycznej, nie znajdziemy w jego tekstach nieścisłości czy przekłamań.
Mniej znane (a godne polecenia) są jego publikacje na łamach miesięcznika Nowe Państwo, gdzie daje się poznać jako znawca przedwojennej polskiej literatury.
Redaktor Lisiewicz jest osobą dobrze zorganizowaną i bardzo pracowitą - potrafi pogodzić liczne obowiązki i starannie się z nich wywiązywać.
Z uwagi, że Piotr Lisiewicz jest powszechnie rozpoznawalny w Poznaniu i ma dobre kontakty w wielu środowiskach, uważam, że powinien kandydować na senatora. Jestem przekonany, że może mieć większe szanse niż niejeden z zacnych profesorów.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 244 odsłony