"Washington Post" krytykuje Obamę

Obrazek użytkownika elig
Świat

  Wczoraj, /28.07.2014/ "Washington Post" opublikował artykuł Freda Hiatta "Obama's foreign policy reveals the effects of disengagement," czyli "Polityka zagraniczna Obamy pokazuje, jakie są skutki niezaangażowania". 


  Tekst ten można przeczytać  /]]>TUTAJ]]>/.  Autor na początku stwierdza, że:

  "A stunning unfolding of international crises, from Iraq to Ukraine to Syria to Gaza, has prompted some less-than-edifying Washington debate: It’s all President Obama’s fault. No, it’s not his fault at all.

It would be a pity if partisan fervor kept us from learning from recent events, because in fact the available lessons are stark: We have witnessed as close to a laboratory experiment on the effects of U.S. disengagement as the real world is ever likely to provide.

Obama openly and deliberately adopted a strategy, not of isolationism, but of gradual withdrawal, especially from Europe and the Middle East. He argued that America should concentrate on “nation-building here at home.” He espoused a pivot to Asia, on the grounds that the Pacific region was the world’s most dynamic and deserving of U.S. military and diplomatic attention. (“Here, we see the future,” Obama told Australia’s parliament.)".

  Fred Hiatt mówi tu, że ostatnie kryzysy międzynarodowe /od Iraku poprzez Ukrainę i Syrię do Gazy/ nie są wynikiem błędów, czy pomyłek Obamy, lecz skutkiem świadomie i otwarcie przyjętej przez niego polityki stopniowego wycofywania się USA z Europy i Bliskiego Wschodu na rzecz polityki wewnetrznej oraz regionu Pacyfiku, uważanego za przyszłościowy.  Hiatt określa to jako "prawie laboratoryjny eksperyment" i twierdzi, iż należy wyciągnąć z niego wnioski.

  Podaje następnie przykłady konkretnych strategicznych decyzji Obamy podjętych w oparciu o powyższe założenia - wycofanie się z Iraku, bez zastanawiania się nad dalszą przyszłością tego kraju, unikanie zaangażowania się w Syrii /zwłaszcza brak militarnej odpowiedzi na przekroczenie przez Asada "czerwonej  linii", czyli użycie broni chemicznej/, brak jakiegokolwiek wsparcia dla nowego rządu w Libii, a przede wszystkim "reset" z Putinem.

  Tak ocenia ich skutki :

  "Obama’s determination to gear down in Europe and the Middle East, regardless of circumstances, guaranteed that the United States would not respond strategically to new opportunities (the Arab Spring) or dangers (Putin’s determination to redraw the map of Europe). (...)

  for Obama the tumult in Egypt and elsewhere was a distraction, not a once-in-a-generation opportunity. The West responded timidly and inconsistently, and the moment was lost. (...)

  For Russia, Obama offered Putin a “reset” strategy of improved relations. But when it became clear that Putin wasn’t interested – that he wanted to re-create a Russian empire while blocking the achievement of a Europe whole and free – the West again had no strategic response. Obama could have bolstered a unified Europe with military, diplomatic and trade measures. Instead, as Putin wrecked democracy in Russia, annexed Crimea and fomented war in Ukraine, Obama and his European counterparts were reactive and divided. (...)

  In Iraq and Syria, Obama’s predictions proved wrong.(...) Without Western backing, the moderate rebels in Syria are in retreat. Assad did not fall, and extremists – with a far more capable arsenal than the moderates have – established a state that Eric Holder finds “more frightening than anything I think I’ve seen as attorney general.”

  Fred Hiatt zakończył swój tekst następujaco:

  "But we can see what followed each of those strategic choices. Obama thought he could engineer a cautious, modulated retreat from U.S. leadership. What we have gotten is a far more dangerous world.".

  Pokrótce można to streścić w ten sposób: polityka "niezaangażowania" uprawiana przez Obamę doprowadziła do tego, że USA nie byly w stanie wykorzystać możliwości, jakie otworzyły się podczas "arabskiej wiosny", nagłe wycofanie się z Iraku i unikanie mieszania się w sprawy Syrii doprowadziło do powstania tam terrorystycznego "kalifatu", a brak reakcji na przekroczenie "czerwonej linii" obniżył prestiż USA w świecie.

  "Reset" z Putinem podsycił tylko imperialne dażenia tego ostatniego i spowodował, że Stany Zjednoczowe nie są w stanie reagować zdecydowanie i szybko na konflikt Rosji z Ukrainą.  Na zakończenie swego tekstu Hiatt oświadczyl, iż Obama myślał, że jest w stanie wycofać się łagodnie i ostrożnie z przywódczej roli USA.  W rezultacie świat stał się daleko bardziej niebezpieczny.

  Podobne krytyczne głosy na temat polityki zagranicznej Obamy dały się słyszeć już poprzednio.  Płynęły one jednak na ogół z kręgów Republikanów i konserwatystów.  Powyższy artykuł ukazał się w "Washington Post", piśmie lewicującej inteligencji ze wschodniego wybrzeża USA, która zawsze popierała Demokratów i Obamę.  Czy świadczy to o zmianie nastrojów w tych kręgach?

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (8 głosów)

Komentarze

Nikt nie wątpi, że sprawa Ukrainy to najważniejszy polityczny egzamin w życiu Baracka Obamy. Mniej osób wierzy, że prezydent USA go zda.
 
Chciałbym przytoczyć pewien tekst, który mimo upywu czasu nie stracił na aktualności.
 
Putin rozpoczął swoją szachową rozgrywkę równo dwa tygodnie po złożeniu przez Obamę przysięgi prezydenckiej. 4 lutego 2009 r. prezydent Kurmanbek Bakijew pod naciskiem Moskwy wyprosił Amerykanów z bazy Manas w Kirgistanie. Sygnał był jasny: Rosja nadal pociąga za sznurki w Azji Środkowej, i to z nią Stany Zjednoczone muszą uzgadniać decyzje dotyczące regionu. Putin zaczął od Kirgistanu, ale chciał wiedzieć, czy za rządów nowej administracji nie uda mu się odzyskać wpływów również w innych krajach, które wybrały wolność, a dawniej były częścią Związku Radzieckiego.
 
Pięć miesięcy później Obama spotkał się na Kremlu z prezydentem Miedwiediewem. Podpisali memorandum o redukcji rakiet strategicznych i porozumienie w sprawie tranzytu amerykańskich samolotów wojskowych przez terytorium Rosji. Obserwatorów najbardziej uderzył jednak protokolarny aspekt szczytu. Otóż premier Putin zamiast witać gościa, pojechał z gospodarską wizytą do bardzo ważnego kołchozu. Zaś rosyjska telewizja poświęciła tej wizycie tyle samo miejsca co rozmowom Obamy z Miedwiediewem. Dwa zero dla dawnego pułkownika KGB.
 
Kolejnym zwycięstwem Putina było zastopowanie tarczy antyrakietowej w kształcie proponowanym przez administrację Busha. Demokraci twierdzili wtedy, że zarzucanie Obamie uległości wobec Rosji świadczy o naiwności lub cynizmie i że nowy system będzie bardziej efektywny. Dziś widać, że sporo racji miała prawica, która traktowała sprawę w kategoriach rozgrywki z Moskwą. Niezależnie od intencji Obamy Putin znów triumfował. A dla nas decyzja o rezygnacji z modelu polsko-czeskiego była tym bardziej bolesna, że prezydent ogłosił ją 17 września 2009 r. – w 70. rocznicę wkroczenia Armii Czerwonej na terytorium II RP.
 
Przewaga Putina w rozgrywce z Obamą wynika z tego, że Stany Zjednoczone są państwem demokratycznym, wyborcy mają realny wpływ na politykę rządu, a po dekadzie wojen w Iraku i Afganistanie nie życzą sobie kolejnych akcji zbrojnych. Większość społeczeństwa nie bardzo wie, gdzie leży Ukraina, telewizyjni prezenterzy muszą pokazywać mapy i tłumaczyć, że w środku Europy. Co tam zresztą zwykli Amerykanie – były szef Partii Demokratycznej i kandydat na prezydenta w 2004 r. Howard Dean palnął na antenie CNN: „Ukraina też miała swoich bandytów jak Szewardnadze i Janukowycz”. Prowadzący dyskusję nawet nie mrugnął. Dopiero emerytowany prezes Banku Światowego, Paul Wolfowitz, nieśmiało zwrócił uwagę, że ten Szewardnadze to jednak z Gruzji.
 
Tylko nieliczni ośmielają się porównywać urzędującego prezydenta z brytyjskim premierem Chamberlainem, który polityką stopniowych ustępstw wobec Hitlera doprowadził do wybuchu II wojny światowej. Obama popełnił w polityce zagranicznej błędy wynikające głównie z tego, że mierzy przeciwników własną miarą. Uważa, że negocjacje są zawsze i dla każdego bardziej opłacalne niż konfrontacja, a w XXI wieku szantaż militarny Ameryce nie przystoi. Ale wobec Putina bezsilny był także neokonserwatywny jastrząb George W. Bush. Próbował i perswazji podczas wspólnych grillowań na ranczu Preriowa Kapliczka, i gróźb po wkroczeniu Rosjan do Gruzji, a następnie aneksji Abchazji i Osetii Południowej. Nic nie działało.
 
Obama uważał, że ustępstwa wobec Putina są jedynym sposobem, by utrzymać – jak mawiają dyplomaci – otwarte kanały łączności. Alternatywą byłoby zero współpracy w kwestiach o kluczowym znaczeniu dla bezpieczeństwa USA: Iranu i Korei Północnej. W rezultacie prezydentowi pozostaje tylko nadzieja, że Putin się opamięta i zaakceptuje jakieś rozwiązanie pozwalające mu wyjść z Ukrainy bez utraty twarzy. Dla Ukrainy słaba to pociecha.
 
za: http://swiat.newsweek.pl/sankcje-usa-wobec-rosji-polityka-obamy-wladimir-putin-newsweek-pl,artykuly,281751,1,2.html
 
No i moja klunkluzja: czy to się teraz zmieni? - Nie sądzę. Przykro mi...
Vote up!
2
Vote down!
0

"Mówienie prawdy w epoce zakłamania jest rewolucyjnym czynem"
/G. Orwell
Mind Service - 1do10.blogspot.com

#1433457

  To się może zmienić.  Obama jest coraz ostrzej atakowany za swoją politykę zagraniczną i wszyscy traca już cierpliwość do niego.

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0

elig

#1433479

aby coś mogło się zmienić. Obama - owszem - wydaje się zniecierpliwiony, ale nadal nic nie robi. Te pseudo sankcje, nawet w amerykańskim wykonaniu dużo ostrzejsze od europejskich to jest jak ukąszenie komara. Rosję to nie może zaboleć. Nadal nie ma sankcji sektorowych, takich jakie były np. w przypadku Iranu. Zamieściłem o tym artykuł - wywiad z Ianem Brzezińskim - przedruk: http://1do10.blogspot.com/2014/07/znowu-fikcyjne-sankcje-wobec-rosji.html 

Ukrainie potrzebne jest wsparcie logistyczne i w sprzęcie wojskowym, o co bezskutecznie apeluje do USA. Przypomnijmy także, że USA nie wywiązuje się także z gwarancji budapesztańskich, ograniczając się do wydawania groźnych pomruków zamiast zdecydowanego działania. Ten traktat miał dokładnie taką samą wagę jak w przypadku artykułu 5-go układu NATO. 

Obama chciałby zmobilizować do większego zdecydowania kraje UE, ale jak widać bez większego rezultatu. Znamienny jest aktualnie głos Merkelowej z jakimiś nowymi propozycjami na uregulowanie konfliktu. Aż przykro to czytać - miało by dojść do ugody: Rosja zaprzestała by agresji na wschodzie Ukrainy w zamian za federalizację tamtych regionów i zgodę na oderwanie od niej zaanektowanego Krymu. A także za wyrzeczenie się Ukrainy planów wstąpienia do NATO. Jak widać, to kolejna próba sprzedania Ukrainy Rosji w zamian za mżonki o pokoju w Europie. Nawet wspomina się o obietnicy, że Zachód nie będzie zbliżał się zbytnio do granic Rosji. Co oczywiście i Polskę miało by powoli spychać w łapy ruskiego niedźwiedzia bez możliwości jakiejkolwiek pomocy w razie agresji Rosji na nasz kraj. Rosja miała by to zagwarantować.osobnym traktatem. I to w sytuacji, gdzie Rosja pogwałciła właśnie wszelkie umowy międzynarodowe.

Dziwi mnie nadal brak zdecydowanych działań po stronie Polski co do Ukrainy.

Vote up!
2
Vote down!
0

"Mówienie prawdy w epoce zakłamania jest rewolucyjnym czynem"
/G. Orwell
Mind Service - 1do10.blogspot.com

#1433480