Tusk na rozkładówce Playboya.
„Kto na tym świecie, na tej planecie ma lepsze życie niż ja ? Nikt. Gdybym mógł się urodzić jeszcze raz chciałbym być znowu sobą. Innymi słowy, lepiej być nie może. Czasem zastanawiam się nad tym jak daleko zaszedłem i nie zamierzam tego stracić. Uważam się za najszczęśliwszego faceta na ziemi.” - Hugh Marston "Hef" Hefner.
( źródło ilustracji - materiały ogólnodostępne w sieci - Walt Disney@ )
Był sobie Donald, stworzenie tyle miłe i zabawne, co nerwowe, wręcz wybuchowe. Właściwie mógłby być nim każdy, no prawie każdy kto posiadałby wyżej i poniżej wymienione cechy, które powodowały, iż pokochał go prawie cały świat. Kochamy go za dobre chęci, które nigdy nie przekładają się na czyny, a jeżeli już, to wychodzi kompletna klapa, lubimy go pomimo jego bełkotliwej mowy i za to, że dzięki temu nie do końca wiemy o co mu chodzi. Potrafi nas zaskakiwać coraz to nowymi szalonymi pomysłami, które co prawda psu Pluto na budę, ale przecież czemu żałować psu budy, nawet Ruskiej Budy.
Charakterystyczny strój Donalda, koszulka, spodenki i getry w pełni oddaje jego rozwój intelektualny i duchowy, który pozwala mu bez względu na jego wiek bawić dziatki jak kraj długi i szeroki.
Otacza go gromadka innych miłych i zabawnych postaci. Łączy je jeden cel, właściwie nic nowego, stworzenie krainy wiecznej szczęśliwości, nic bardziej zbożnego. Jednak na drodze Donalda i jego kuzynów stanął w całej okazałości Kaczogród, owa ciemna strona Kaczej Mocy. Jak wiadomo w rodzinie zawsze znajdzie się jakaś czarna Kaczka. Donald beztrosko taplający się w swoim bajorku, najczęściej „uchachany” jak krowa po trawie, nie spodziewał się, iż będzie musiał przestać brykać radośnie ku uciesze gawiedzi i stanąć w przyszłości na czele Cartoonowego Bractwa. By dojść na sam szczyt, przez następne lata na swoich krzywych kaczych nóżkach drepcze cierpliwie od salonu do salonu, który to dostrzegł w nim coś więcej niż materiał na rosół.
Poklepywany i brany pod opiekuńcze skrzydła zakrzyknie czasem - „...Policzmy głosy gdyż jestem proniemiecki, a każdego można kupić, bo mam dość naturalną skłonność, może nawet zbyt perfekcyjnie ją wyszlifowałem – unikania sytuacji, które wiążą się z czymś przykrym albo z wysiłkiem...”.
Donald, jak to każda kaczka lubił sobie pokwakać czasem, a to o Irlandii, a to, że „...Państwo to ludzie, a ojczyzna to ich marzenia. Władza, politycy i urzędy są tylko po to, żeby pomagać ludziom w realizacji ich zamierzeń...”.
I tak to dzięki popularności zdobytej w pierwszym swoim filmie - “Don Donald”, oczarował naszych milusińskich, a przy pomocy pozostałych postaci z bajek, czasem pięknych jak „Śniąca Kurewna”, a czasem zawsze chętnych do pomocy jak „Bartoofy”, idąc po „Czerwonym chodniku” zaszedł tam gdzie jest dzisiaj, stając się ulubionym bohaterem naszych czasów.
“...Główną motywacją mojej aktywności politycznej była potrzeba władzy i żądza popularności. Ta druga była nawet silniejsza od pierwszej, bo chyba jestem bardziej próżny, niż spragniony władzy. Nawet na pewno…”
Donald ma też kuzyna, który jest wielkim fajtłapą i często doprowadza Donalda do furii, ale cóż rodziny się nie wybiera, chyba, że na „Rezydencki Fotel”, Don Donald coś o tym wie bo przecież - „...Różne rzeczy mi się śnią, ale wstydzę się mówić o tym publicznie...”.
I tak Donald uwierzył w siebie, swoją gromadkę, właściwie to został przekonany i przez wielbiące go masy jak i kreatorów, najlepsze rysownicze pióra i to bynajmniej nie ze stajni Disneya.
I robiąc swoje i dla swoich, a przy okazji nie zapominając o oczekiwaniach gromady dzieciaków zasiadających przed „televałenami”, psocił i dokazywał bezkarnie jak to tylko postacie z kreskówek potrafią i mogą.
„...Wyleczymy polską władzę, polskich polityków, bo to jest źródło marności polskiego życia publicznego. Nie pozwolimy innym politykom nałożyć kagańca na obywateli. Nałożymy kaganiec władzy. Zbudujemy państwo, gdzie polityk, sędzia, policjant będą tak samo ciężko pracowali jak tak zwani zwykli obywatele. Władza musi znaczyć wyłącznie obowiązki i nigdy więcej przywilejów...”
Nie zapominał też o obietnicach jakie złożył producentom kreskówki, jakiej jest jeszcze, póki co bohaterem.
„...Zadaniem mojej ekipy było uwolnienie służb od niekompetentnych ludzi. Te służby muszą pracować w spokoju. Dlatego szukam takich ludzi, jak pan Cichocki, a nie takich jak Macierewicz czy Wassermann. Służby nie potrzebują politycznych zapaleńców...”
Brylował Donald na szklanym ekranie, w elektronicznych i papierowych mediach. Od telewizji śniadaniowej, edukacyjnej, poprzez wieści, boiska, nocne filmowych krytyków rozmowy, blogi, onety, a i też w komiksach i na szpaltach opiniotwórczych czasopism. Pouczał i nauczał, aż mu z czasem kolory wyblakły. Nic przecież nie wskazywało by ulubieniec dzieci, ba nawet rodzin całych mógł się tak zestarzeć.
I przyszedł sądny dzień, gdy dziatwa znudzona odwróciła się od szklanego ekranu i Gówna, którym nawet już dupy nie da się wytrzeć. Na ogólną prośbę zmieniono ramówkę, a do łask wrócił Kaczor, bynajmniej nie Daffy.
A zatem niech cała dziatwa, ojcowie i matki, którzy z zapartym tchem i uwielbieniem śledzili kolejne odcinki przygód naszego bohatera narodowego posłucha jego rady - „...Zapamiętać, co kto spieprzył, robić to, co należy, albo zapamiętać, co kto nie zrobił...”.
I jak to kiedyś rzekł Donald - „...Silvio Berlusconi ma niezwykłe poczucie humoru, także on by się zaśmiał, ale niewielu poza nim..”.
Święta prawda Drogo Donaldzie, ty już jesteś na rozkładówce Playboya, takiego jednego Playboya z Moskwy i uważaj byś się nie przeziębił gdy będziesz pozował.
I przypomnij sobie swoje, czy może znanego Playboya motto –
„...Czasem zastanawiam się nad tym jak daleko zaszedłem i nie zamierzam tego stracić...”.
Bo tak między Bogiem, a prawdą to nikogo twoje zamierzenia już nie obchodzą, a przynajmniej nikogo rozsądnego, no może poza grupą wiernych ci, chyba jednak nie „aż po grób”, grupą pożytecznych idiotów.
P.S. I tak to pozornie poczciwe, zabawne i sympatyczne postacie wykreowana przez media i służby trafiły na podatny grunt „oczadziałych” ludzi, a to przecież są żywcem wzięte z kreskówek Sojuzmultfilm. A ludzie jak gęsi łykają wszystko co im zaaplikują „doktorzy” naszych dusz i nie przyznają się nigdy do błędów, ani do tego, iż są idiotami, bo skąd by to mieli niby wiedzieć, przecież nie od „takich” szamanów.
A teraz z innej beczki.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3635 odsłon
Komentarze
Przecież Donald to też Kaczor!
2 Marca, 2011 - 23:04
Ciekawa jestem czy Senyszyn czasami nie zakwili aby walczyć z neokaczyzmem. Ale byłaby frajda!
Szpilka