Zapomniany Don Van Vliet

Obrazek użytkownika kryska
Kultura
W wieku 69 lat zmarł muzyk i malarz Don Van Vliet, znany też jako Captain Beefheart. Przegrał walkę ze stwardnieniem rozsianym. Don Van Vliet (urodzony jako Don Glen Vliet, 15 stycznia 1941 w Glendale w Kalifornii, zm. 17 grudnia 2010) – kompozytor, wokalista, muzyk, poeta i malarz, najlepiej znany pod pseudonimem Captain Beefheart. Don Van Vliet był bardzo wpływową osobistością w świecie sztuk wizualnych. Jednak szerszej publiczności bardziej znany był jako niezrównany Captain Beefheart, który ze swoim zespołem Magic Band stał się popularny w latach 60. Grupa prezentowała unikalny styl eksperymentalnego rock & rolla inspirowanego bluesem. Kapitan, po dwóch dekadach na scenie, postanowił całkowicie poświęcić się malarstwu. Jego obrazy są cenione przez światowych marschandów i galerie. Z fanami pożegnał się jeszcze w I połowie lat 80. Ogłaszając koniec muzycznej działalności, mówił o atmosferze hipokryzji oraz mechanizmach konsumeryzmu, towarzyszących show- biznesowi. To rozczarowanie miało się aczkolwiek nijak do roli, jaką odgrywał dla kolejnych pokoleń rockowych artystów. Don Van Vliet alias Captain Beefheart był bowiem nie tylko wzorem radykalnego outsidera, lecz wynalazcą własnego języka dźwiękowej narracji. Biorąc rozbrat z muzyką, Van Vliet przechwalał się, że mógłby spokojnie zarabiać na życie jako artysta- malarz. Sztukami plastycznymi był bowiem zainteresowany od najmłodszych lat. Malować i rzeźbić zaczął w wieku 3 lat, w wieku 9 - wygrał konkurs na rzeźbę, organizowany przez ZOO miasta Los Angeles. Uważano go ponoć za małego geniusza i jako 11-latka dopuszczono do nauki w prestiżowym Barnsdale Art Institute. Rodzice mieli jednak skutecznie zniechęcić go do artystycznej kariery. Tak twierdził później sam Van Vliet. A twierdził jeszcze dużo innych ciekawych rzeczy. Był synem właściciela stacji benzynowej, ale chętniej powoływał się na inne pokrewieństwo. Jego dalekim przodkiem miał być bowiemPeter Van Vliet, holenderski malarz, dobry znajomy Rembrandta. Samozwańczy geniusz Van Vliet lubiał podkreślać swój brak wykształcenia. Wiadmo jednak, że musiał przez pewien czas uczyć się w Antellope Valley High School. Właśnie tam poznał młodego Franka Zappę. Człowieka, który odmienił jego życie artystyczne. Obu indywidualistów połączyło zamiłowanie do bluesa. Potrafili godzinami słuchać płyt i snuć plany o zawojowaniu rynku muzycznego. To Zappa dał Van Vlietowi sceniczną tożsamość, wymyślając ksywę Captain Beefheart. Van Vliet był inspiracją dla całej rzeszy muzycznych wywrotowców. Awangardziści pokroju The Residents i Henry Cow uznali go za ojca duchowego wykręconych, nadrealnych prowokacji. Muzyka Van Vlieta miała znaczenie również dla wszelkich antysystemowców - punk rocka The Clash czy industrialu Throbbing Gristle. Beefhart największą furorę zrobił jednak w okresie nowej fali, gdy grupy takie jak Public Image Ltd. Gang of Four, Pere Ubu czy The Fall wprost powoływały się na jego dokonania. Bez wpływu Van Vlieta inaczej wyglądałaby także twórczość Toma Waitsa, Nicka Cave’a czy PJ Harvey. W 1988 roku ukazał się dedykowany Beefhartowi tribute album "Fast’n’Bubous", z udziałem m.in. XTC i Sonic Youth. Holenderski reżyser - Anton Corbijn dotarł do muzyka w 1993 roku, kręcąc z nim krótki film pt. "Some Yo Yo Stuff". Artystyczny dokument, w którym wypowiada się także matka muzyka i David Lynch raczej potwierdził pogłoski o chorobie artysty. Van Vliet mamroczącym głosem, wyraźnie w słabej kondycji fizycznej, kreśli tu swój twórczy testament. Odlotowy Van Vliet odleciał bezpowrotnie 17 grudnia br. U nas zapomniany już za życia. Był wokalistą, multiinstrumentalistą, malarzem i performerem. Jednym z największych innowatorów i awangardzistów muzyki rockowej. Nie doczekał się ani wielkiej popularności, ani sukcesu komercyjnego. W ostatnich latach - przykuty do wózka przez postępujące stwardnienie rozsiane - w ogóle nie pokazywał się publicznie. Zmarł w piątek 17 grudnia w Kalifornii, zaledwie parę tygodni przed swoimi 70. urodzinami. żródło - materiały z sieci
Brak głosów

Komentarze

Duży szacunek za wpis Zapomniany.... - Captain Beefheart. Przeoczyłem wiadomość o jego śmierci. To był gość nie z tej Ziemi. Pozdrawiam jwp Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.
Vote up!
0
Vote down!
0

jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

#117671

Nie spodziewałem się TAKIEGO wpisu TUTAJ.

Pozdr, 10/10

Vote up!
0
Vote down!
0
#117674

Niemal 40 lat leży u mnie płyta (2xLP)"Trout mask Replica", a ile inspiracji i naśladowców.
Coraz gęściej padają ci, których kiedyś tak chętnie słuchałem. Kiedy okazało się, że nie mam na czym odtwarzać starych LP, to przypomnieli się, i to najczęściej bardzo dobrze, dzięki mp3 i sieci. Beefheart był jednym z nich.
R.i.P.

Vote up!
0
Vote down!
0
#117676

dzięki, krysko, ze jesteś... :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#117677

jak widać trochę Go jeszcze pamiętamy. Znam przynajmniej jednego blogera pojawiającego się na niepoprawnych, który muzykę Beefhearta ma w żywej, a wręcz świeżej pamięci.

Vote up!
0
Vote down!
0
#117681

to szczególna postać. A co do samego Franka Zappy to może jego postać przypomnisz? Poza tym, że był wybitnym niepowtarzalnym rockowym performerem i świetnym gitarowym improwizatorem to był myślącym, uczciwym i porządnym facetem co w świecie showbizu nie jest wcale oczywiste ;)

 pozdrawiam

 "Nie odzywając się w towarzystwie ryzykujesz uznanie za głupka, odzywając się rozwiejesz wszelkie wątpliwości" O. Wild

Vote up!
0
Vote down!
0

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, a*ldd meg a Magyart

#117761

+

Vote up!
0
Vote down!
0
#117981