Gnicie,głupota,oportunizm
24 czerwca śledziłem w TV rozmowę Bronisława Wildsteina z prof. Ewą Budzyńską z Uniwersytetu Śląskiego. Dziś zajrzałem do Internetu i to, co tam wyczytałem wolę przytoczyć w oryginale, bo własnymi słowami wprost trudno to powtórzyć. A więc cytuję:
Europosłowie poparli rezolucję autorstwa chorwackiego eurodeputowanego reprezentującego frakcję socjaldemokratów Predraga Maticia, która stwierdza, że "prawo do zdrowia, w szczególności prawa do zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego (SRHR), jest podstawowym filarem praw kobiet i równości płci, którego nie można osłabić ani w żaden sposób znieść".
Za głosowało 378 posłów, przeciwko - 255, wstrzymało się - 42.
Europosłowie wezwali wszystkie państwa członkowskie UE do zapewnienia "powszechnego dostępu do bezpiecznej i legalnej aborcji" oraz zagwarantowania, że "aborcja na żądanie jest legalna na wczesnym etapie ciąży" i później, "gdy zdrowie ciężarnej jest zagrożone".
PE za rezolucją Maticia "Zdrowie seksualne i reprodukcyjne oraz prawa w tej dziedzinie w UE w kontekście zdrowia kobiet". Raport przesiąknięty jest ideologią gender, postulatami forsowanymi przez lobby LGBT i stwierdzeniem, że aborcja jest prawem człowieka. Szaleństwo!
Samo sformułowanie tego barbarzyńskiego prawa (pierwszy akapit) jest jak zwykle omaszczone wzniosłymi słowami, gdzie zdrowie i prawa kobiet pokrywają rzeczywistą treść tego dokumentu, jak niegdyś w komorach gazowych niemieckich kacetów tabliczki oznajmiały, że są to łaźnie. Dopiero grudki Cyklonu B spadające z dziur w suficie oznajmiały oszukanym ludziom o ich losie. Czyż podobnie nie jest w przypadku kobiety często skołowanej przez oszukańczą promocję śmierci, kiedy staje ona wobec dokonanej już zbrodni i widzi szczątki swego dziecięcia w kuble?
Nie może być inaczej, bo prawo przegłosowane przez PE jest zadeklarowanym przez gremium wypowiadające się w imieniu 27 państw europejskich przyznaniem człowiekowi prawa decydowania o życiu i śmierci drugiego człowieka. Wszystko to w imię wolności kobiety i praw człowieka. To już nie jest arogancja i trudna do wyobrażenia obłuda, to jest zawłaszczenie przez człowieka pozycji Stwórcy. Formalnie takiego postulatu nie stawiali nawet Stalin i Hitler, ale znamy takie przypadki ze starożytności, kiedy władcy obdarzali siebie samych atrybutem boskości. To już nie jest swawola, to jest szaleństwo i jeśli społeczeństwa EU są tego samego zadania co ich reprezentanci w PE, to w takiej Unii nie ma co szukać, bo kto taki werdykt przyjmuje staje się odpowiedzialny za każdy mord popełniony na bezbronnym dziecku. Przeciwko hitlerowskiemu prawu uśmiercania „bezproduktywnego elementu” zaprotestował pełnym głosem tylko biskup Galen. Inni też, ale w sposób „delikatny”. Ani wtedy, ani dziś uczciwy człowiek nie może w tej kwestii uchwalonej przez PE mówić „delikatnie”. Co więcej nie może też czuć się członkiem UE, jeśli w sumieniu nie jest gotów akceptować przyznania jednemu człowiekowi prawa do uśmiercania drugiego. To nie jest żadna bigoteria, jak może ten czy ów zechce uważać. To bardzo prosta logika.
Nad Europą, nad Stanami Zjednoczonymi już od dawna miast kołyski pojawiła trumna i katafalk. Kliniki aborcyjne to są kostnice, wokół których unosi się swąd śmierci. To są sanktuaria tego świata, którego reprezentanci nałożyli na Europę stygmat śmierci. A śmierć kojarzy się zawsze z rozkładem, lub mówiąc niedelikatnie z gniciem. Analogia bardzo trafna, gdyż Europa umiera i wchodzi w stadium gnilne. Ani to kara Boża, ani kataklizm. Bóg nikogo nie karze, ale odbiera mu rozum, kiedy ten wiedzie na manowce. Psalmista pisał: Powiedział głupiec w sercu swoim nie ma Boga, a później czynili obrzydliwości. Opatrzność Boże chadza swoimi drogami. Ale człowiek ma pełną swobodę czynienia zła. I jak, widać, korzysta z tego, wszak diabeł kusił kiedyś słowami: będziecie jako bogowie. Tylekroć człowiek przekonywał się o kłamliwości tych słów. A jednak Matić i jego kumple w PE znowu w to uwierzyli. Bo przecież inaczej jakże mogliby wydać wyrok śmierci na człowieka w imię prawa człowieka. Pytanie do czego, do zabijania ad libitum? Człowiek czyniąc siebie panem życia i śmierci czyni się bogiem, a ta uzurpacja nigdy nie pozostaje bezkarna. Smutne reqiem.
To co opowiedziała pani prof. Budzyńska nasuwa skojarzenia, dla mnie przynajmniej, w pełni realistyczne. A więc donos pewnej liczby denuncjatorów o nieprawomyślności profesor. Powtórka z lat 1948-1956, kiedy w każdej szkole działał ZMP i takie kanalie były do tej organizacji wprost przypisane. Wylatywali z pracy nauczyciele, niekiedy także uczniowie. Donosy były codziennością. Obrona przed nimi żadna. Była też kontrola prawomyślności nauczania. Komisje dyscyplinarne zastępowała instytucja samokrytyki. Bo człowiek sam musiał orzec, że jest nie na miejscu. To samo dziś dzieje się na uczelniach. Ten sam panuje tam strach, że możesz za poglądy, n. p. za nie uznawanie gender, czegoś będącego monstrualną głupotą, wyśmianą nawet przez jego twórcę, a wyniesioną do roli dogmatu, gdyż tego wymaga propagowanie LGBT i innych błazeństw. Bo wolność człowieka w takim rozumieniu nie polega na posługiwaniu się własnym rozumem, ale na posłuszeństwie wobec tego, co obecne lobby homoseksualne i jego trabanci (kierownictwo uczelni) uznają za słuszne.
Trudno to wszystko opowiedzieć, gdyż nie mieści się w głowie, by profesor mający być nowatorem w swojej dziedzinie i to w zasadzie kiedyś się liczyło, ma nagle stać się papugą głoszącą cudze treści, bo jak inaczej nazwać konieczność powielania jakichś narzuconych programów, w których jak kiedyś cytowanie marksizmu-leninizmu, obecnie wymaga się poszanowania dla tych wszystkich inności? Ale to jest owoc upadku wyższych uczelni jako placówek naukowych. Kiedyś głos profesora z prawdziwego zdarzenia miałby znaczenie. To się skończyło w 1944 r. Ktoś jednak w końcu, nawet w Polsce Ludowej, wpadł na pomysł, że „docenci z ustępu” czy volksdocenci, to marny interes i jakoś po 1956 r., przy silnej inwigilacji, jednak na ogół nauce nie przeszkadzano. Dziś w wymiarze o wiele większym, niż kiedyś marksizm-leninizm, obowiązuje poprawność wobec gedner, LGBT i czort wie wobec czego jeszcze będzie trzeba kucać? Bo któż zgadnie czego jeszcze będzie wymagała nowa inkwizycja mająca do obrony swoje dogmaty. Profesor Budzyńska jakoś wymknęła się spod jej jurysdycji, ale pomyślmy co będzie jeśli zostaną na uczelniach sami tylko oportuniści? A że takich nie zabraknie to rzecz pewna, zresztą i dziś jest ich w nadmiarze. Może w nadmiarze jest też liczba ludzi na uczelniach ciężko przestraszonych. Może powinni jednak przestać bać się donosicieli, niestety, obecnie chronionych sankcjami ministerialnymi?
Wspominając wspaniałe lata swobody myśli, a często także jej wyrażania, mimo wszechwładnej cenzury, na polskich uczelniach, nie pragnie się wszakże powrotu na nie. Ja osobiście nie miałbym już do czego, gdyż mój warsztat pracy, jak wiele innych agend uniwersyteckich, uległ likwidacji. I któż by myślał, ze w Polsce suwerennej (?) gorsze czasy nastaną dla nauki, niż były w PRL? Tak bardzo pragnęło się w tamtych czasach wolności. A dziś jest ona, ale dla mniejszości, która większości wyznacza granice jej wolności lub nakłada na nią pęta. Ależ to nastały czasy!?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 30 odsłon