Kup Pan cegłę! Kup pandemię! Neoferajna w akcji "Pandevia"

Obrazek użytkownika wawel24
Humor i satyra

SCENA PIERWSZA

Ulice były puste, mimo niezbyt późnej pory. Pan z parasolem minął oparkanienie świeżych budów i wszedł w ciemny, wyboisty wąwóz Nowomiejskiej: w głębi jaśniał rzęsiście oświetlony Rynek, co pogłębiało jeszcze mrok ulicy, nieporządnej i pełnej zakamarków jak zaplecze obstawionej dekoracjami sceny.

— Panie — rozległ się cichy, lekko schrypły głos. Pan w meloniku odwrócił się powoli, niedbale, lecz pełen wewnętrznej czujności: głos dobywał się z wnęki wąskiego łuku okładanej głazami sieni, niezbyt dobrze widocznej spod desek, drabin, rusztowań.

— Panie — powtórzył schrypły głos, tym razem bardzo blisko, tuż nad uchem — kup pan cegłę.

— W tej samej chwili pan w meloniku został siłą wciągnięty między ubielone wapnem deski; ciągle nie widział postaci, która wymówiła te zastanawiające słowa, natomiast na wysokości swej twarzy, tuż przed nosem, dostrzegł pięknie opakowaną w gazetę ogromną cegłę. Jeszcze moment, a zetknięcie się cegły z jego nosem mogło nabrać cech wstrząsającego realizmu. Cofnął się odruchowo, lecz mocna dłoń trzymała go za marynarkę na plecach, dzierżąc krzepko tym chwytem całą postać. Odwrócił tedy twarz, ku osobliwemu sprzedawcy i spytał:

— A co to kosztuje, ta cegła? — Z białawych ciemności rusztowań wionął oddech, dający pewne pojęcie o niedawnych przeżyciach gastrycznych kupca.

— Dwadzieścia złotych — rzekł schrypły głos.

— Nawet niedrogo — zdziwił się pan w meloniku; wyjął bez sprzeciwu niebieskawy banknot i podał w ciemność.

— Zgadza się — rzekł schrypły głos — a to dla pana. — Słowom tym towarzyszyło serdeczne wręczenie cegły, które lekko zachwiało postacią pana w meloniku; jednocześnie poczuł, że jest wolny. Otrzepał ubranie z bezpośredniego kontaktu z rusztowaniami, oddalił się o dwa kroki i rzucił z odrazą trzymaną dotąd w ręku cegłę w śmietnisko najbliższej budowy. Po chwili posłyszał przy sobie schrypły głos.

— Panie — mówił głos z akcentem groźby — podnieś pan cegłę! No, już! Kupione, to kupione, tu jest przyzwoity interes. — Pan w meloniku pochylił się i podniósł cegłę. Wzdychając ciężko powędrował ku Rynkowi z nowym sprawunkiem w ręku. Uszedłszy ze dwadzieścia kroków posłyszał przed sobą lekki szmer i spoza koryta z rozrobionym wapnem wynurzyła się długa, ciemna sylwetka, która jednym skokiem przecięła mu drogę.

— Panie! — posłyszał cienki, świszczący głos nad sobą — kup pan cegłę — i długa, koścista łapa, dzierżąca ogromną cegłę tym razem bez opakowania, wysunęła się ku niemu z ciemności. Pan w meloniku już chciał rozpocząć pertraktacje; gdy nastąpiło coś, na co zareagował cichutkim gwizdem zdumionego podziwu. Z tyłu, za plecami pana w meloniku rozległo się ciche, lecz stanowcze wołanie:

— Jasiu! Puść pana. Pan już kupił cegłę. — Zagradzająca drogę postać cofnęła się sprawnie i bezgłośnie w cień cichych budów. „Cóż za solidne przedsiębiorstwo” — pomyślał z uznaniem pan w meloniku. Po czym ruszył w stronę Rynku, porzucając zaraz za rogiem kłopotliwy nabytek.

[Leopold Tyrmand – „Zły”, 1955 r.]

 

SCENA DRUGA

"– Panie szanowny! Kup pan te cegłę! Odpalasz pan stówkę – ocalasz pan główkę! Cegła tańsza od kapoty, kup pan cegłę od sieroty! No co jest, jak pragnę zakwitnąć?! Dawaj pan stówę i spływaj w podskokach! Bo tak ryło przenicuje, że będziesz nosem gwizdał!

– Uciekaj, chuliganie, bo zawołam policjanta.

– Otwórz tylko dziób, ty gnoju śmierdzący, to już go nawet na klamkę nie zamkniesz!"

[Cytat pochodzi z filmu „Ewa chce spać” z roku 1957]

 

SCENA TRZECIA

"Łza mi się w oku zakręciła. Eh... kto jeszcze dziś czyta Tyrmanda... kto zna warszawską ferajnę? Ferajny już nie ma...

Jest tylko w tej książce - i jeszcze może w niektórych głowach - w pamięci(?).

W mojej - tkwi. I zostanie.Powtarzam się - ale co tam:)

Do ferajny nawiązywałam wielokrotnie - dzisiejsi politycy, naukowcy i ludzie ze świecznika mogliby się od tych ludzi wiele nauczyć.

A jeśli chodzi o honor - to mogliby buty ferajnie czyścić.

 

Wychowałam się wśród ferajny - pisałam o tym w swych warszawskich wspomnieniach []]>https://www.salon24.pl/u/beret-w-akcji2/230835,warszawa-moja-czy-juz-nie...]]>

 

Po wojnie, po Powstaniu, gdy Rodzice wrócili do spalonej Warszawy, uzyskali przydział z kwaterunku na pokój na Powiślu - w dwupokojowym mieszkaniu z kuchnią (kuchnia węglowa, pogrzebacz, piec). W drugim pokoju druga rodzina. Tak się wtedy żyło. Tam się urodziłam. Potem do Warszawy wrócili Dziadkowie, którzy kilka lat po wojnie tułali się po Polsce. Mieszkaliśmy w jednym pokoju.

 

Powiśle - to było królestwo Tyrmandowskiej ferajny. Jako mała dziewczynka nie wiedziałam oczywiście o tym - dopiero potem po latach przeczytałam tę książkę.

 

Dla mnie ferajna wokół była jak powietrze - "tulipany", kastety, kałuże krwi, krwawe bójki to była normalność. Nierzadko zabójstwa. Milicja była codziennym gościem.

Ale my byliśmy dla ferajny "swoi" - a swój był święty.

Gdyby ktoś chciał zrobić mi krzywdę - przypuszczalnie dostałby nożem od naszych sąsiadów.

Tak samo rzuciliby się w obronie moich Rodziców czy Dziadków.

 

Gdy wyprowadziliśmy się z Powiśla, byłam bardzo zdziwiona, że dzieci na nowym podwórku nie wiedzą, co to jest kastet czy "tulipan":)))) 

Na podwórku-studzience na Powiślu nasz dozorca hodował wieprzka i króliczki.

Dziadziuś - przedwojenny dyrektor dużej fabryki - bardzo szanował chłopaków z ferajny. Bez żadnego udawania - szanował ich autentycznie, z serca. I oni to czuli, oni o tym świetnie wiedzieli. Szanowali i lubili Dziadziusia - przychodzili czasem po radę - lub by o coś zapytać...

 

Gdy szłam z Dziadziusiem przez bramę (siedzieli tam, pili, palili) - Dziadziuś kłaniał się, uchylał kapelusza, ja dygałam.

Milkły przekleństwa - nikt przy mnie nie przeklął! Przerywali kłótnie - uśmiechali się.

Dziadziuś zawsze mówił - ci ludzie mają niesamowity kodeks honorowy i bezwzględnie go przestrzegają - a że żyją jak żyją... cóż - nie dostali szansy na inne życie. Jest wśród nich wielu zdolnych i szlachetnych ludzi. Niektórzy z nich walczyli w Powstaniu.

 

Moi rodzice kupili na raty pierwszy w kamienicy (na ulicy?) telewizor. Program był wtedy 2 godziny dziennie. Sąsiedzi z ferajny przychodzili i podziwali obraz kontrolny - jak to cudo się włącza i wyłącza:)

 

Przychodzili do nas czasem na telewizję - takie wtedy były obyczaje.

Wkładali odświętne koszule, każdy przychodził z własnym krzesłem, przynosili jakieś ciasto czy inny poczęstunek. Nikt nie zaklął. Nikt nie przyszedł pijany. Nikt nie zapalił - wychodzili na papierosa na ulicę, choć Babcia stawiała popielniczki i zapraszała, żeby palili w domu:)

 

To byli ci złodzieje, szantażyści - również zabójcy, również byli wśród nich tzw. specjaliści od mokrej roboty.

 

Nie ma od lat tej ferajny. To już tylko historia - taka bardzo lokalna - znana nielicznym.

A dziś ludzie na szczytach, zwący się "elitą" - to w odróżnieniu od tyrmandowskiej ferajny nawet nie wiedzą, co to jest honor."

[Autor: ]]>@Beret w akcji]]>, 14 lutego 2022, 11:25, komentarz spod notki blogera ]]>@zbyszek]]>]

 

 

FINAŁ

Kup pan szczepionkę! Kup pandemię! Rozlega się wszem wobec.

Historia się powtarza. Trybiki napędzające ludzi są powtarzalne. Zmienia się tylko gazeta w którą pięknie (lub mniej pięknie) opakowana jest cegła. Zawsze ta sama. Wieczna nasza cegła. Sprzedawana przez ferajnę. O przepraszam, przez   n e o f e r a j n ę... 

Bo to dwie przecież różne ferajny, choć proceder, towar i groźby - analogiczne. Poza tym dzisiejsza ferajna (neoferajna) preferuje nie ciemne, wietrzne ulice, lecz blask reflektorów, kamer, przytulny sejm i poręczny rząd.

Pozostaje tylko naświetlić niektóre analogie i w analogiach różnice:

  • "Odpalasz pan stówkę – ocalasz pan główkę!" - LexKonfident, czyli ustawa Kaczyńskiego.
  • "Nieocalenie główki" - zwolnienie z pracy za niezaszczepienie lub nieprzetestowanie albo grzywna za "zarażenie"
  • "Otwórz tylko dziób, ty gnoju śmierdzący, to już go nawet na klamkę nie zamkniesz!" - cenzura i represje środowiska medycznego oraz dziennikarskiego (np. Pospieszalski)
  • opłata za cegłę nie jest pobierana przez wyłaniającą się z ciemności rękę bezpośrednio z kieszeni, lecz za pośrednictwem budżetu [zapośredniczenie poboru rekietu przez budżet jest elementem "kultury", nibykultury, gdyż w tym świecie nie występuje kultura, a jeśli są widoczne jej elementy, to jest to tylko część składowa biologicznej mimikry]
  • paszport kowidowy, "aktualny" test, "bieżąca" szczepionka, lewicy projekt obowiązkowych szczepień (a także - z równoległych akcji rekietowych - podatek od emisji CO2) - analogony opłaty rekietowej za możność zwykłego przejścia ulicą
  • ponieważ ferajna miała honor, nie było dawki przypominającej cegły... W neoferajnie liczba dawek przypominających zakupu cegły nie ma końca...
  • ferajny to były podmioty rekietowe rozproszone, niekoordynowane centralnie, neoferajna to struktura hierarchiczna dziesiątek grup rekietowych.

 

image

 

image

Ilustracja. Pandevia

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

    4
    Twoja ocena: Brak Średnia: 3.9 (4 głosy)