Master 51 - 60

Obrazek użytkownika Leszek Smyrski
Idee

51

Tajga płonie łatwo, gdy już się zapali. Drzewa pokryte śniegiem stają w ogniu, gdy temperatura osiągnie wystarczająca wysokość, potem wszystko toczy się szybko. Żywcem płoną wiewiórki, gronostaje i wszystkie zwierzęta, które miały pecha być w takim miejscu. Jelenie, łosie i renifery podobnie jak tygrysy i niedźwiedzie, mają szanse uciec, o ile pożar nie rozprzestrzeni się zbyt daleko. Kiedy balon runął na las, cala siła płomienia wystrzeliła w górę, w niebo, jednak pewne ogniska rozpaliły się wokół powłoki, która była ognioodporna. Kilkanaście hektarów lasu zaczęło się palić, w kilku miejscach ogień rozgorzał naprawdę. Pozar zaczął się rozprzestrzeniać.

Relacja z zestrzelenia balona transportowego zbiegła się w czasie z informacją o kosmicznym zagrożeniu. Informacja początkowo krążyła w internecie, jednak jej skala ważności wymusiła również relacje telewizyjne. Trudno było kwestionować wiadomości potwierdzone przez ministerstwo obrony Rosji. Za każdym balonem transportowym zawsze leciał kilkudziesięciometrowy balon, który na bieżąco monitorował stan zewnętrznych powłok i wysyłał roboty do dokonywania niezbędnych napraw. Ponieważ był zwykle kilkadziesiąt metrów wyżej, nagrywał przebieg lotu i wszystkie, związane z nim zagrożenia. Kiedy rakiety wystartowały z ziemi, rozpoczęły się wszystkie procedury awaryjne, ale szybkość zdarzeń nie pozwoliła ocalić transportowca. Na szczęście nie zginął pilot ani troje pasażerów. Film z balonu eskortującego obejrzało w ciągu godziny pięć miliardów ludzi. Jednocześnie na kanale "Jedwabny Szlak" komentatorzy spokajali opinię publiczną, twierdząc że to pierwsze takie zdarzenie, od ponad dwudziestu lat. W telewizjach, zwlaszcza kontrolowanych przez oświeconych, narracja była zupełnie inna. Rozpoczęto nadawanie filmów katastroficznych, filmów o sektach i opinii ekspertów na temat niebezpieczeństw związanych z używaniem wodoru. Słynne sceny katastrofy Hindenburga były pokazywane tysiące razy. Po kilku godzinach ktoś nagle oprzytomniał, oświeceni zdali sobie sprawę, że ten falstart wielkiej wojny może się źle skończyć. W telewizji zaczęto pokazywać zalety transportowych kolosów, które od kilkunastu lat i tak coraz bardziej wpisywały się w każdy krajobraz. Podkreślano ile energii pozyskują dla gospodarki, dzięki temu, że są dużo wyżej i mają coraz lepsze ogniwa fotowoltaiczne. Podkreślano, że pojedynczy balon może pozyskać więcej energii, niż średniej wielkości elektrownia z początków wieku mogła wytworzyć z węgla lub gazu. Po pewnym czasie eksperci telewizyjni zaczęli wysuwać tezy, że to wielkie balony transportowe powstrzymały szybkość ocieplania się klimatu.

Sześciu najwyższych oświeconych z Billem jako siódmym siedziało w milczeniu. Zdawali sobie sprawę z potwornego błędu. Balon został strącony dzień później. Histeria miała się rozpętać następnego dnia, gdy Master zacznie pić krew. Rozpętała się zbyt szybko, w miarę łatwo było ją uspokoić, mimo że telewizyjna publiczność poczuła się lekko skołowana. Nie da się jednak drugi raz rozpętać takiej samej paniki. Istnieją pewne naturalne granice manipulacji.
Po długiej chwili milczenia Azaren odezwał się poważnym głosem.
Posłuchaj Bill, Gi jest twoim przyjacielem, dzięki tobie jest tu gdzie jest. Jednak musimy sprawdzić, czy to nie on jest odpowiedzialny za tę nieszczęsną pomyłkę. Podejmujemy dyskretne śledztwo, nasza służba sprawdzi wszystko. Twoim zadaniem jest dostarczenie wszelkich informacji i pilnowanie, żeby Gi nie zorientował się, że go badamy. Bill wysłuchał tych słów z kamienną twarzą i skłonił się mówiąc – oczywiście. Zrobię wszystko co trzeba, organizacja jest ważniejsza niż relacje osobiste.

52

Bajaderka wyginała ciało do rytmu jakiejś orientalnej, zmysłowej muzyki. Mężczyźni patrzyli jak zahipnotyzowani. Te trzy minuty znalazły się poza czasoprzestrzenią. Gdyby właśnie teraz miał nastąpić koniec świata, mogliby przegapić takie wydarzenie. A byli to faceci, którzy formalnie końca świata nie powinni przegapić, bo przecież dowodzili rosyjską armią. Lew Armanow, szef sztabu sił lądowych był niezbyt jak na Rosjanina pijany, ale alabastrowe ramiona i łono oszołomiły go na tyle, że padł na kolana przed dziewczyną, prosząc by do niego przyszła. Ta przyjrzała mu się krytycznie i powiedziała. Jesteś obleśny i stary, ale obdarzę cię moją łaską, padnij i przyczołgaj się do mnie. Generał wykonał rozkaz, ona postawiła stopę na jego opasłym karku i powiedziała – na kolanach za mną. Odwróciła się i powoli szła w stronę drzwi, pięćdziesięcioletni grubas idący na czworaka był pocieszny, pozostali generałowie rechotali chwilę, potem wrócili do wódki.
Lew Armanow był inteligentny, skończył najlepszą rosyjską akademię, studiował w Anglii i USA, miał talent w dziedzinie wojskowości, ale złośliwi szeptali, że został szefem sztabu, ponieważ był bliskim przyjacielem Aloszy Putina, Dożywotniego Prezydenta Federacji Rosyjskiej. Mogło jednak być na odwrót. Lew został przyjacielem Aloszy, bo był najlepszy do realizacji jego celów.

Chen nie wiedział o zestrzeleniu balonu, spał i śnił. Mistrz Wong zabronił go budzić, użyczył mu swojej sypialni w wielkim jak wagon kolejowy samochodzie, którym podróżował po świecie. Chen miał spokój i miękkie posłanie, ale głowę przepełnioną rozpaczą.
Siedział na macie, naprzeciw niego siedział Marek. Chen początkowo go nie poznał, z postaci przyjaciela biła dziwna groza, z tyłu tańczyły złowrogie cienie. W pewnej chwili Marek zobaczył jak rakiety wystrzelone z ziemi, strącają podniebnego kolosa. Usłyszał potężną eksplozję i zobaczył rozszalały ogień. W tym momencie Marek spojrzał mu w oczy i powiedział.
To się stało właśnie teraz.
Kto to zrobił?
To nieważne, ważne jest to, co stanie się potem,ale to już nie moja sprawa.
Czy zabijesz człowieka?
Tak. Jutro wieczorem.
Kim on jest?
Nie wiem.
Czy to mężczyzna, czy kobieta?
Nie wiem.
Wiesz, że zrobię wszystko, żeby ci przeszkodzić?
Wiem, ale nie podniosę przeciw tobie ręki.
Wiesz, że ja też zabiłem człowieka.
Marek nie odpowiedział. Patrzyli sobie w oczy, jakby chcieli przebić się przez niewidzialny mur. Spojrzenia miały moc rozbijania atomów, trwali w tym zwarciu godzinę, drugą, trzecią...

Krótko po trzeciej w nocy Chen obudził się zlany potem. Koło jego łóżka na wygodnym fotelu drzemał Peter. Gdy usłyszał, że Chen nie śpi, ocknął się i powiedział.
Nie chcieliśmy cię budzić, ale wczoraj ktoś zestrzelił nasz balon.
Wiem. Odpowiedział Chen. Zaczyna się.

53

Diunger wygrał ferrari. Było brutalnie, było głośno i widowiskowo, dziewczyny piszczały, jak zwykle w takich przypadkach. Łamane kości trzeszczały, bo stojący dęba koń rozpalał żądze a zasada była prosta – zwycięzca bierze wszystko. Najpierw trzystu cyberpunków miało do przebiegnięcia ulicę długości siedmiuset metrów, na jej końcu pierwszych pięćdziesięciu zostało dopuszczonych do dalszej gry, reszta odpadała. Na początkowych stu metrach wszyscy biegli, potem jednak zaczęły się pojedynki, a nawet grupowe ataki na konkurentów. Gdyby nie kontrola na starcie i odebranie wszystkich przedmiotów do depozytu, mogłoby być gorzej. Z bezładnej kotłowaniny czasami wydostawali się najlepsi i biegli do mety, na początku bez przeszkód. Kiedy megafon ogłosił, że zostało ostatnie dziesięć miejsc, najpierw walki ustały i przerzedzony tłum ruszył dalej, zostawiając za sobą ciężko rannych, potem jednak znowu zaczęło się hamowanie najszybszych i bójki nabrały zajadłości. Ostatni, który dobiegł, aby się zarejestrować miał złamaną rękę, więc nie mógł wziąć udziału w dalszej walce. Potem było jak we śnie, Diunger stawał i się bił, na końcu ktoś podniósł jego rękę i ogłosił zwycięzcą. Stał teraz przed czerwono-czarnym ferrari, które mogło wzbić się w powietrze i był jego właścicielem. Wygrał.

Wiktor Beriezow był prawnukiem Ławrentija Berii, ale jego dziadek zmienił nazwisko po śmierci ojca. Zostawił jednak rdzeń, po to, żeby rozpoznawali go ci, którzy powinni rozpoznać. Był prawą ręką AzarenaMiał nieograniczone kompetencje i zdawał raport tylko jemu. Po samobójstwie Michaela Jordana Azarel rozkazał mu pojmać wszystkie jego dzieci i wnuki. Prawie wszyscy siedzieli w celach, oprócz jednej wnuczki, która mieszkała w pobliżu działania sekciarzy od balonów. Wysłał tam spec ekipę. Teraz dostał nowe zadanie. Miał sprawdzić czy Gi jest lojalny. Rozdzielił zadania swoim ludziom, potem zrobił mały rekonesans w studiu hakerów, gdzie dziewczęta nakłaniały adoratorów do opowiedzenia się przeciw oszołomom. Technicy zaczęli przeglądać taśmy z kamer. Adam zorientował się, że dzieje się coś niezwykłego, jednak nic nie zameldował Gi. Zamiast tego zdalnie zwolnił Alę ze zmiany i polecił udać się do pokoju. Piętnaście minut później wszedł i zastał dziewczynę prawie nago. Ta uśmiechnęła się zalotnie, myślała, że Adam chce się kochać. Ten jednak miał pochmurny wyraz twarzy, co skonfundowało dziewczynę.
Kocham cię, ale ubierz się szybko w coś skromnego, najlepiej jak sprzątaczka. Gdy Alicja spełniała jego polecenie, Adam użył swojego pozasystemowego telefonu. Był wiernym niewolnikiem Gi, więc znał wszystkie jego sekrety. Wiedział, że na zewnątrz są jego wrogowie. Wybrał numer.
Słucham? Powiedział Pierre do słuchawki
Pan mnie nie zna. Jestem sekretarzem pana Gi. Całe życie wiernie mu służyłem. Teraz jednak muszę ratować moją dziewczynę, grozi jej śmierć.
Zwykły człowiek po odebraniu takiego telefonu uznałby to za głupi żart. Pierre jednak już nieraz odbierał podobne wezwania, które pomagały nieszczęśnikom wydostać się z opresji. Odpowiedział więc – co mogę zrobić?
Alicja wyszła z pokoju z torbą jak na śmieci. Przeszła kilkanaście korytarzy, weszła do wnęki dla sprzątaczek. Tam zmieniła strój, gdy wyszła, wyglądała jak uliczna prostytutka z wulgarnym makijażem. Przeszła kolejnych kilka korytarzy, przeszła przez trzy bramki z ochroną i wyszła na wieczorną ulicę. Kiedy nadjechał srebrny SAAB podeszła zalotnie i wsiadła do środka.

54

Beriezow patrzył w oczy Adama zimnym wzrokiem. Formalnie niczego mu nie zarzucał, nie zastosował żadnej sankcji, nie powiedział żadnego słowa, które zabrzmiałoby jak groźba. Pytał o to, którymi korytarzami szła Alicja, jakie miała ubrania, jak się z nim komunikowała. Głos Beriezowa był profesjonalnie zimny. Wszyscy nazywali go pan KGB, nawet ci, którzy nie bardzo kojarzyli czym było ZSRR i jaka polityka tam panowała. W pewnym momencie przesłuchujący zaczął pytać o coraz intymniejsze szczegóły ich relacji, pytał o kształt piersi i łona, o to, czy całowała go po stosunku. Adam czuł się coraz bardziej nieswojo, a jednocześnie przypominał sobie ciało, które kochał do szaleństwa. Miał ochotę się rozpłakać i wszystko opowiedzieć pod stalowym spojrzeniem. Otuchy dodawały mu ostatnie słowa, które od niej usłyszał – jestem już w samochodzie. Czekam na ciebie, przyjedź jak najszybciej. Kocham cię.
Stalowy wzrok Beriezowa przeszywał Adama tak mocno, że czuł prawie fizyczny ból. Zrozumiał, że jego życie może w każdej chwili się skończyć i zaczął się trząść jak w gorączce. Nagle Oficer wstał. Powiedział – na razie tyle. O naszej rozmowie nie mów nikomu. Rozumiesz znaczenia słowa „nikomu"? Spytał i spojrzał jeszcze raz w oczy Adama.
Tak jest – odpowiedział Adam zupełnie blady i wyczerpany.
Beriezow odwrócił się i bez słowa wyszedł z pokoju Adama.

Suzanna była wnuczką Michaela Jordana. Wieczorem spotkała się z koleżankami, wypiły kilka drinków i się rozeszły. Gdy wróciła do swojego mieszkania, została złapana, związana i zakneblowana. Trzech potężnych mężczyzn nie miało specjalnych trudności z tego typu akcją. Teraz jeden szedł przodem, dwaj następni dźwigali ją jak pakunek. Była przerażona do tego stopnia, że zsikała się w spodnie. Gdyby znała rosyjski usłyszałaby wiązkę przekleństw, związanych z rychłą koniecznością prania garnituru. Nieśli ją do zaparkowanego nieopodal samochodu, gdy spotkali dwóch zataczających się pijaczków. Idący przodem atleta wyjął pistolet i wycelował w przechodniów. Zanim zdążył porządnie wymierzyć, pistolet pofrunął w powietrze a dłoń zabolała jak przy złamaniu. Pijaczkowie okazali się absolutnie trzeźwi. Dwaj bandyci niosący dziewczynę znaleźli się na ziemi, facet ze złamaną reką jęczał z bólu. Suzanna stanęła na nogach i po chwili mogła mówić i się poruszać.
Co tu się stało?
Nie mam pojęcia.
Dlaczego cię porwali?
Nie wiem.
Jej wybawca usiłował wypytać bandytów, ale tylko jeden mówił jako tako po francusku, złamana ręka bolała jednak tak mocno, że nie umiał odpowiedzieć na najprostsze pytanie.
Suzanna poprosiła, żeby jej nie zostawiali, pobiegła do siebie, żeby się przebrać. Nie brała prysznica, przemyła się tylko, założyła czyste ubranie i zbiegła na dół. Gdy wyszła na ulicę, jej wybawcy mieli trzech kolegów. Poczuła się znacznie raźniej. Nie wiedziała kim są, ale postanowiła sobie, że będzie się ich trzymać, choćby nie wiem co.
Przeszli powoli kilka przecznic i znaleźli się w środku licznego tłumu, przeciskając się dotarli do Pierre'a i Petera, którzy na czas nieobecności Chena stali się centrum wydarzeń. Tam przesłuchano trzech bandytów, znaleźli się ludzie mówiący po rosyjsku. Okazało się nawet, że jeden z Rosjan to Ukrainiec, ale mówiący biegle po rosyjsku. Początkowo próbowali się stawiać, żądać adwokatów i opowiadać o prawach zatrzymanego. Gdy jednak dowiedzieli się, że mają do czynienia z kimś innym niż policja, zmiękli.
Suzanna zasłabła, gdy dowiedziała się, że jest jedyną osobą z rodziny, która nie została schwytana przez bandytów.

Bandyci stali, otoczeni przez kilku pilnujących, nie próbowali jednak uciekać. Nie wyglądało na to, żeby chcieli ich zabijać. Rzeczywiście, po kilkudziesięciu minutach przyniesiono ich broń. Ten, który przyniósł pistolety podawał je koledze. Tamten brał każdy za lufę i za kolbę, naprężywszy mięśnie wyginał lufę i oddawał właścicielowi. Możecie odejść. Pamiętajcie jednak, że jeśli ktoś wystrzeli z takiego pistoletu, zabije najwyżej sam siebie.

55

Zabijaj-ZłamWolę-Panuj patrzył w rosnące słońce. Był diabłem i miał robotę w okolicy.
Zbliżał się powoli na pokładzie statku, który wiózł 66 legionów diabłów. Każdy pojedynczy diabeł mógł w kilkanaście minut rozbić kompanię piechoty. Pluton diabłów w godzinę niszczył dywizję czołgów. Za kilkanaście godzin mieli wejść na orbitę trzeciej planety. Byli wzmocnieniem dla sił, które tam stacjonowały. Szykowała się jakaś większa akcja.
Zabijaj-ZłamWolę-Panuj było funkcjonalnym tłumaczeniem jego imienia. Fonetycznie brzmiało to HRZHRNGHRR, ludzie nazywali go Bael. Był tu już wiele razy. Widział jak formował się układ, widział jak stygły planety. Widział prymitywne bakterie i wielkie jaszczurki. Ostatnim razem w Afryce widział jak ledwie wyprostowane małpy stworzyły w wąwozie fabrykę do produkcji kamiennych siekier, funkcjonowała przez milion lat. Niestety, te stworzenia nie chciały ze sobą walczyć. Trudno było sformować oddział, rozchodzili się do swoich, gdy tylko zdobyli pożywienie. Przestał próbować i zrobił to, co zawsze się sprawdza – poczekał.

Azaren był wściekły, Gi podzielał jego emocje. Bruksela była jego domeną, nic nie mogło się tam dziać bez jego zgody. Teraz nagle jacyś bezczelni kuglarze organizują walki, rozdają pieniądze i samochody, mówią rzeczy, o których oni zabronili mówić. Teraz jednak posunęli się w swojej bezczelności za daleko. Przeszkodzili w pracy jego ludziom i upokorzyli ich a przez to upokorzyli oświeconych. Hańbę należy zmyć, to najświętsza zasada.
Zażądali natychmiastowego wysłania wszystkich swoich ludzi, po to, żeby zniszczyli oszołomów. Mieli do dyspozycji kilka tysięcy alfonsów, dilerów narkotyków i członków gangów, uzbrojonych w noże, pistolety i pewną ilość broni automatycznej. Mieli też trzystu najlepszych zabijaków na świecie, którzy byli ich ochroną. Kiedy Ewulon i Bilerad zwrócili uwagę, że nie można rzucać wszystkich sił przeciw wrogowi, o którym nie wiemy, czym dysponuje, zostali zwymyślani od wystraszonych cweli. Ludzie wyglądający jak gentelmeni używali słów naprawdę wulgarnych i poniżających. Podniesiona kwestia honoru wyłączyła racjonalność, Azaren w końcu przeforsował swój pomysł, niewiele brakło by wydać odpowiednie decyzje.
Stał właśnie pełen woli mocy, przekonany o swojej wielkości, gdy nagle poczuł, że nie jest sam. Jego kolana ugięły się wbrew woli, głowa pochyliła się i ukląkł w pokornej postawie, nie wiedząc jak do tego doszło.
To ja! Twój Pan!
Jestem do usług.
Zabraniam ci podejmowania jakichkolwiek działań bez mojego wyraźnego polecenia!
Tak jest, mój Panie.
Napięcie zelżało. Oświeceni przywykli do takich scen, gdy Master wszedł w czyjeś ciało. Dla Gi był to jednak szok. Stał sparaliżowany. Zrozumiał nagle, że całe ich panowanie nad światem nic nie znaczy. Są niewolnikami jak inni niewolnicy.

Po wyjściu Beriezowa Adam zaczął drżeć jak w gorączce. Prawie słyszał, jak w korytarzu śmierć ostrzy kosę. Spocił się i jednocześnie wyschło mu gardło. Doszedł do siebie po kilkunastu minutach. Podjął decyzję. Wziął szybki prysznic, ubrał się w zwykłe ubranie, zadzwonił jeszcze raz do Pierre'a. Dowiedział się, że Alicja jest absolutnie bezpieczna. Poprosił o pomoc dla siebie. Spodziewał się jakichś obiekcji, odpowiedzią były tylko krótkie, konkretne instrukcje.
Przeszedł całą trasę, minął strażników i wyszedł na tę samą uliczkę. Nadjechał szary samochód. Adam usiadł koło kierowcy, zamknął drzwi i wtedy usłyszał z tyłu głos Beriezowa – dokąd pan sobie życzy?

56

RozpalŻądze-DostarczProdukt-Panuj sprzedawał kobietom torebki, buty i inne drobiazgi, bez których czuły się nie całkiem piękne. Gdyby sprzedawał tanio, nie czułyby pełni satysfakcji, sprzedawał więc drogo, w zasadzie bardzo drogo. Miał też sieć zakładów kosmetycznych i fryzjerów we wszystkich ważniejszych stolicach świata. Tą siecią zarządzał jego pomocnik Lśnij-Błyszcz-Czaruj. Miał niezwykłą zdolność przenikania duszy kobiety, dlatego nawet w Abu-Dhabi kobiety płaciły fortuny za fryzury, które nakrywały chustami, więc nawet własny mąż widział trochę popsuty efekt. Szczytem finezji było namówienie sióstr klauzurowych do udziału w akcji charytatywnej. Makijażystki, fryzjerki, stylistki i fotografki wyniosły z miejsca, do którego mężczyźni nie mieli wstępu zdjęcia do kalendarza. Widać było tylko twarze, ale były tak piękne, że klasztor musiał szybko zmienić numer telefonu i go zastrzec. Kilka tygodni później dwie siostry wystąpiły. Jedna wyszła za mąż i miała trójkę dzieci, druga została tancerką i miała syna.
Oba diabły, pochylone nad zdjęciami nowych akcesoriów do noszenia, wybierały najlepsze ujęcia i pracowały nad skomponowaniem arcydzieła o tytule „Będziesz królową mojego świata". O dziewiątej rano otworzą się sklepy „Deroxes”, tysiące klientek ruszy do wyścigu o gadgety piękna. Telewizje ruszą z reklamami. Wstępne badania pokazały, że hitem będzie naklejana na policzek blizna od noża.

Many był coraz bardziej urzeczony Sonią. Ta z kolei nie zatrzymywała jego marzeń. Spotkali się w Instytucie biologii molekularnej i genetyki, gdzie jego grupa została przewieziona na noc. Grupa rewolucjonistów, która kilka godzin temu miała do dyspozycji kamienie i gardła, ewentualnie zapałki i benzynę, nagle stanęła przed wjazdem na autostradę technologiczną. Sonia mówiła z zapałem, spędziła tu trzy lata, ucząc się wszystkiego od podstaw, teraz miała poprowadzić grupę amatorów, pełnych dobrych intencji, surowych idei i szalonego entuzjazmu.
Mam nadzieję, że wygramy, ale to poważna praca. Wiem, że jest piątkowa, a w zasadzie sobotnia noc. Wasi przyjaciele dobrze się bawią, ale wy wygracie taką nagrodę, dzięki której będziecie dobrze się bawić przez lata. Teraz rozejdziecie się do swoich pokoi, tam macie wszystko przygotowane do spania. Odzież do prania wystawcie do pralni, rano będzie sucha i wyprasowana. Pobudka o szóstej, śniadanie o szóstej trzydzieści. O siódmej zabieramy się do pracy. Kto chce zrezygnować, niech przyjdzie do mnie, będzie odwieziony na plac. Za pół godziny wystąpią „Wściekłe Psy”, będą grać kawałki Pink Floyd z Ummagumma i z ciemnej strony księżyca. Many poczuł się tak, jakby dostał obuchem. Był zagorzałym fanem „Wściekłych Psów". W pierwszym odruchu podszedł do Soni, kiedy jednak spojrzał jej w oczy, błyskawicznie zmienił zdanie. "Wściekłe Psy” dadzą jeszcze wiele koncertów, ale jeśli teraz odejdzie, nigdy już nie zobaczy tej dziewczyny.

Kiedy Adam usłyszał głos Beriezowa, poczuł paniczny strach. Spocił się, zabolał go brzuch i wstrząsnęły nim torsje. Kierowca był profesjonalistą, dlatego natychmiast podał mu papierową torebkę na wymioty. Pięć minut Adam wymiotował do torebki, zapełnił trzy, zanim doszedł do siebie.
Podobno czeka na pana Pierre. Jedziemy go odwiedzić. Cokolwiek by się nie stało, ma pan ze mną wrócić. Obiecuje pan?
Tak, obiecuję – wyszeptał pobielałymi wargami.
Dojechali do miejsca, gdzie gęsty tłum uniemożliwił dalszą jazdę. Adam, Beriezow i dwaj ochroniarze wysiedli, samochód odjechał szukać miejsca do parkowania. Nie było to łatwe. Kiedy wiadomość o koncercie „Wściekłych Psów” rozeszła się, okolica stała się niedostępna dla samochodów. Policjanci z drogówki pilnowali przepustowości.więc nie było dzikiego parkowania, utrudniającego ruch. Łatwo doszli do Pierre'a, bo ochroniarze bywali częstymi gośćmi tego terenu.
Witam. Nazywam się Wiktor Beriezow, jestem szefem bezpieczeństwa GAS.
Witam. Słyszałem o panu. Trudno powiedzieć, że miło pana poznać – powiedział Pierre bez uśmiechu.

Na giełdach w Nowym Yorku, Tokio i Hong-Kongu akcje BTK można było kupić, ale nikt się nimi nie interesował. Spadały na wartości po tym, gdy Michael sprzedał swoją część, a potem Gi postanowił pozbyć się swoich. Z wartości 83 centów spadły do 6 centów, ale nie było żadnego zainteresowana. Należały do kategorii spisanych na straty. Tuż przed zamknięciem giełdy nowojorskiej, kilka minut przed dzwonkiem dokonano 1268 transakcji na zakup tych akcji, wszystko odbyło się w ciągu kilku sekund. Nie było w tym jednak nic nadzwyczajnego, takie grupowe przedsięwzięcia robiono co jakiś czas. Pewna liczba ludzi ustawiała akcję, potem kupowali po najniższej wartości i dzięki nagłemu zainteresowaniu dosyć szybko odsprzedawali. Mieli szybki, kilkudziesięcioprocentowy zarobek w ciągu kilku godzin. Próbowano zakazać tego procederu, ale fizycznie było niemożliwe udowodnienie czegokolwiek. Teraz też większość nabywców szybko odsprzedała swoje akcje, Gi dowiedział się o tym dopiero po kilku godzinach, jednak oprócz zdenerwowania z powodu straty, nie odczuł żadnego niepokoju. Na wszelki wypadek podzielił się tą wiedzą z Najwyższymi, oni też niczym się nie przejęli.

57

Gi śnił, że siedzi na złotym tronie. Najwyżsi z oświeconych oddają mu hołd. Grupowa władza się nie sprawdza. Wiedział, że to on jest powołany, by zostać cesarzem Ziemi. Szatan powiedział mu o tym już dawno. Kilkadziesiąt lat wcześniej oświeceni podjęli próby zbudowania hodowli niewolników i zniewolenia reszty społeczeństwa przy pomocy propagandy i wyznaczania fałszywych celów. W czasach wielkiej zarazy i powszechnych maseczek Szatan kazał mu, młodemu wówczas adeptowi, wykonywać jego plan. Teraz zbliżał się czas chwały.
Śnił mu się sam Lucyfer, który namaścił jego skronie olejem władzy. Nikt nie może mu się przeciwstawić, bo moc Pana Piekieł jest niezwyciężona.
Obudził się w euforii. Dziewczyna, którą użył wieczorem spała nago na podłodze obok łózka. Nie pozwalał im sypiać z nim, z wyjątkiem momentów zbliżenia. Teraz jednak złapał ją za włosy, wciągnął do łóżka i jeszcze raz okazał swoją męską siłę. Czuł wolę mocy i wiedział, że od dzisiejszego wieczora będzie niepokonany. Wiedział, że piekielne zastępy są blisko, pozostało tylko wykonać wszystkie kroki, spełnić ofiarę i zwyciężyć.
Trzydzieści lat Gi poświęcił na stworzenie małego imperium. W tym mieście każda prostytutka i każdy diler narkotyków pracowali dla niego. Napady rabunkowe były limitowane i opodatkowane. Dla Global Amber Service należało 20 procent łupu. Jeśli ktoś nie zapłacił, trafiał do więzienia. Wszystkie bary z alkoholem opłacały 15 procent, ale tych pieniędzy było najwięcej. Politycy, którzy przyjeżdżali do stolicy Europy mieli ekskluzywne warunki do zabawy. Dziewczyny, chłopcy i nawet dzieci były do dyspozycji. Dla elitarnej grupy organizowano czarne msze, orgie i ofiary. W zasobach prywatnych Gi miał zapisy filmowe wszystkich tych wydarzeń.
Zdumiewały go zawsze dwie rzeczy.
Kiedy polityk, sędzia czy majętny lekarz przychodził do niego i zamawiał niezgodną z prawem usługę, postępował tak, jakby nie zdawał sobie sprawy, że będzie potem szantażowany. Początkowo sam przyjmował zamówienia, potem jednak robił to Victor, bo Gi nie umiał ukryć pogardy wobec tych frajerów, którzy omamieni własną wielkością nie potrafili zrozumieć, że oddają się w niewolę.
Inna rzecz była dziwniejsza. Kiedy Lucyfer polecił mu stworzyć organizację, wszelkie pomysły były skopiowane z teorii Q-anon, kiedy trzeba było improwizować, Lucyfer dawał pełną akceptację pomysłom Gi. Początkowo nie zwracał na to uwagi, jednak w miarę upływu czasu Gi zaczął podejrzewać, że Lucyfer mimo absolutnej inteligencji, pozbawiony jest wyobraźni.
Marek obudził się przed świtem, przebiegł krótką trasę, przemył się w misce z wodą i usiadł do medytacji. Nie modlił się od pewnego czasu, bo wiedział, że to, co ma zrobić jest sprzeczne z jakąkolwiek religią. Starał się nie myśleć o niczym innym niż o prostych czynnościach do wykonania. Jedno proste cięcie mieczem, to wszystko, co ma do zrobienia.
Bianka klęczała obok starej zakonnicy, Andrei kolo niej. Nie zamienili słowa, ale wszyscy modlili się, szeptając w swoich językach, Widziała twarz Mariki, bała się bardzo, że już nigdy nie zobaczy córki. Całą noc trwała w modlitwie, teraz była zmęczona. Rzeczywistość mieszała się jej z marzeniem. Chciała, chociaż ostatni raz objąć swoją małą dziewczynkę. Głowa jej opadała.
W pewnej chwili poczuła, że jakieś ręce kładą ją na wygodny fotel i otulają kocem. Poczuła, że nie jest sama.

58

Ciężarówka jechała pustą autostradą, jaka zwykle bywa o drugiej w nocy. Kierowca spojrzał w lewe okno i zamarł. Prawie na wyciągnięcie dłoni powiewała czarna płachta z białą czaszką i piszczelami. Bandera przesuwała się powoli do przodu. Gdy była już sporo przed nim, zorientował się, że jest przytwierdzona do potężnego motocykla, prowadzonego przez wielkiego, ubranego w czarną kurtkę z czaszką jak na banderze człowieka. W pochwie przy baku wisiała samopowtarzalna strzelba, podobna do tej, którą używał Terminator. Kawałek za pierwszym jechała grupa kilkunastu kolejnych jeźdźców, trupie czaszki spoglądały z ich pleców w stronę kierowcy. Potem przejechało kilkadziesiąt furgonetek i ponad setka motorów na końcu. Kierowca zwolnił, a na najbliższym zjeździe zatrzymał się, żeby ochłonąć.

Motocykliści jechali z Paryża do Brukseli, rzadko wyprzedzali ciężarówki. W jednym z Vanów spał pijany i naćpany Jules Maret, którego rzekomy grób pokazywały wszystkie telewizje. Poza tym wieźli ponad setkę dziewcząt, młodych pięknych chłopców i dzieci na dzisiejszą uroczystość. Gi zadbał, żeby na trasie nie było policji więc przy okazji zabrali narkotyki, broń i amunicję. Zanosiło się na to, że będzie bardzo potrzebna.

Wiktor Beriezow znał swoją siłę, ludzie miękli na sam jego widok. Kiedy wchodził do biura polityka, stawał się najważniejszą postacią. Teraz stał naprzeciw grupy ludzi siedzących na schodach i nikt nie zwracał na niego uwagi. Pierre rozmawiał z Adamem, zadzwonił gdzieś i podał mu słuchawkę. Na twarz Adama napłynęła błogość i szczęście. Przestał się bać, wyprostował się i rozpromienił. Wiktor domyślił sie, że rozmawia z Alicją. Zrobiło mu się nieswojo, zapytał więc Petera, bo ten akurat siedział najbliżej niego – kto tu u was rządzi?
Peter wybuchnął śmiechem. Pierre, Chen i Zhang zwrócili uwagę na ten śmiech. Kiedy zrozumieli powód, przyłączyli się. Chen powiedział – wszyscy rządzimy.
To Bzdura, Beriezow uznał, że kpią z niego, więc się zdenerwował
Zhang powiedział. Wasz świat jest zrobiony z tajemnic, spisków i oszustw, ale dla nas jest przezroczysty, wiemy o was wszystko. My mówimy wyłącznie prawdę, a wy nie umiecie tego zrozumieć.
Beriezow uśmiechnął się szyderczo.
Lubię prostaczków i ich marzenia. Udało wam się sporo osiągnąć, bo przegapiliśmy was. Nie zawracamy sobie głów drobnicą. Teraz wystąpiliście przeciw nam, więc was zniszczymy, ale nie chcemy niszczyć waszej sieci transportowej, bo jest pożyteczna. Jutro staniecie się naszymi niewolnikami, jeśli zechcecie walczyć, zginiecie. Mamy potężnych sojuszników. Nie będziecie w stanie się obronić. Najlepiej już teraz rozpocznijmy układy.
Co proponujesz? - zapytał Chen.
Oddacie nam wszystkie wasze zasoby, was zrobimy managerami i damy wam wielkie, dożywotnie pensje. Każdy z was dostanie piętnaście milionów euro rocznie. Dodatkowo każdy z was otrzyma pięćdziesiąt milionów euro po podpisaniu kontraktu.
Zapadła cisza.
Po chwili Chen powiedział. - mało.
Pan KGB uśmiechnął się, już wiedział, że wygrał
Po sto milionow i po dwadzieścia milionów rocznie.
Po dłuższej chwili Zhang powiedział – mało.
Patrzyli na Wiktora z poważnymi minami, ten, widząc, że haczyk trzyma mocno zaczął targi.
Sto dwadzieścia milionów dla każdego i po dwadzieścia milionów rocznie to wszystko, co mogę zaoferować.
Wiesz ilu nas jest?
Siedmiu. Pierre nie jest od was.
Już jest, bez niego nie ma o czym mówić.
Na te słowa Chena Pierre osłupiał. Więc Chen dodał – Nic nie mów, bez ciebie nie byłoby nas tutaj.

59

Nigger otrzymał cios w twarz, poruszył lekko głową i zamiast w nos, pięść napastnika trafiła w policzek. Ból był średni, więc powtórzył głośno i wyraźnie, jakby nic nie zaszło – nie należy bić kobiet. Nie należy bić ludzi.
Andreas był wściekły i jednocześnie zdumiony. Jedna z dziwek chciała go okraść. Powinna dziś zarobić czterysta euro a dała mu tylko dwieście. Znał te ich sztuczki, więc sprawdził w majtkach, ale nie było. Tłumaczyła się, że nie znalazła klientów, ale nie po to ją karmi, żeby się leniła. Zaczął ją bić od razu na ulicy. Przechodnie jak zwykle odwracali wzrok i nagle jakaś czarna łachudra ośmieliła się wtrącić. Uderzył jeszcze raz, tamten lekko odbił głowę i znowu powtórzył – nie należy bić ludzi.
Ta dziwka mnie okradła!
Jesteś sutenerem? – zapytał bezczelny intruz – to przestępstwo i grzech, trafisz do więzienia albo do piekła.
Andreas wpadł w szał, bił i kopał stojącego czarnoskorego mężczyznę. Ten delikatnymi ruchami odwracał się, gdy pięść albo but mogły trafić w zbyt wrażliwe miejsca. Agresor zaczął się męczyć, więc Nigger powtórzył – nie należy bić kobiet.
Tego było za wiele, Alfons sięgnął po nóż i zamachnął się, by trafić w szyję, Nigger odchylił się i kopnął dłoń, nóż wypadł i odleciał na kilka metrów. Stali naprzeciw siebie, Andreas wściekły, Nigger spokojny, mimo sączącej się z ust krwawi. Powtórzył jeszcze raz – nie należy bić ludzi.
Andreas stał bezradnie, gdy podeszło do niego kilku innych sutenerów i jakiś raper z nożem. Na razie nikt nie wyjął pistoletu. To twój koniec pieprzony czarnuchu-krzyknął któryś z nich.
Nigger był pacyfistą, ćwiczył się w umartwianiu ciała, ale był też normalny, gdy zobaczył nóż zmienił taktykę. Dwóch nadchodzących od boków zneutralizował silnymi kopnięciami, rapera kopnął w szczękę, łamiąc ją. Wyjął skomlącemu z ręki nóż, nacisnął mocno na asfalt aż ostrze z trzaskiem pękło, wziął pobitą dziewczynę za rękę i odszedł powoli, zostawiając wściekłego Andreasa, który jednak zrozumiał, że lepiej zaakceptować porażkę niż trafić do szpitala, albo w gorsze miejsce. Stłumił wściekłość i zadzwonił do Gi.

Adam spotkał się z Alicją, było dziwnie. W tamtym świecie on był prawie wszechwładny, ona zdana na jego łaskę. Tutaj ona wiedziała więcej. Za nic na świecie nie chciała wrócić do tego, co było, kiedy zobaczyła Adama, pomyślała że koszmar się skończył. Wtuliła się i poczuła błogie spełnienie. Zaczęła opowiadać o Marii i Helenie, które zajęły się nią, gdy tylko tu dotarła. Wiedziała, że tutaj jest zupełnie bezpieczna, ale i tak chce opuścić Brukselę i zaszyć się na odludziu, żeby dojść do siebie.
Jedźmy razem kochany – wyszeptała nieśmiało.
Chcę spędzić z tobą resztę życia, ale dałem słowo Beriezowowi, ze z nim wrócę.
Zadrżała na całym ciele, przytulił ją mocniej. Spadła z poziomu szczęśliwości do rozpaczy. Zobaczyła Bierezowa rozmawiającego z Chenem, wysunęła się z ramion Adama i rzuciła się na kolana przed panem KGB. Proszę cię Panie, nie odbieraj mi mojej miłości, nie zabieraj Adama z powrotem. Wszyscy obecni patrzyli zaskoczeni, Beriezow czuł się panem sytuacji. Przed chwilą kupił zarząd linii balonowych, teraz korzą się zbiegowie. Duma z samego siebie zawsze napawała go radością. Lubił też surowo karać żebrzących.
O! Uciekinierka. Teraz wrócę do firmy i zabieram was oboje.
Nie!!! Nigdy tam nie wrócę.
Beriezow czuł pełnię władzy, więc powiedział. Pójdziesz ze mną albo zaraz po powrocie zostanie zabitych dziesięć twoich koleżanek.
Alicja zbladła jak ściana. Rozpacz, w którą wpadła wcześniej okazała się być jeszcze głębsza. Spojrzała rozpaczliwie na otaczających ją mężczyzn.
Koniec tej komedii! Powiedział Chen.
Wiktorze Beriezow, jesteś aresztowany na czterdzieści osiem godzin.

60

Janusz był socjologiem systemowym. Socjologia systemowa różniła się od akademickiej przede wszystkim wprowadzeniem postaci Szatana, jako systemu referencyjnego. Poza tym socjologia systemowa posiadała dwie poddyscypliny, socjologię złodziejstwa i socjologię oszustwa, które były nie do przełknięcia przez akademików. Socjologia autopejozy rozwoju społecznego, socjologia technologii i socjologia świadomości były akceptowane i nawet czasami cytowane. Ta ostatnia była nazywana socjologią świadomości proli na cześć Orwella.
Systemowcy badali języki urzędowe, ich zakresy znaczeniowe i zgodność z rzeczywistością. Porównywali biurokratyczny żargon z naturalnym językiem ludzi, wykształconym w ciągu milionów lat, oparty o gramatyki kontekstowe. Na samym początku odkryli że język urzędników został stworzony przez złodziei dla złodziei, dlatego głównym celem socjologii systemowej było wykrywanie semantycznych zakamarków, w których gniazdowały małe, złodziejskie diabły, szermujące oszustwami i kłamstwem. Na samym początku systemowcy podzielili się na dwie szkoły. Pierwsza za cel stawiała sobie nauczenie urzędników mówienia ludzkim głosem, druga uznała że to niewykonalne, dlatego postawili na stworzenie nowego systemu komunikacji społecznj, opartego o naturalny ludzki język. Stworzyli sieć alternatywnych, małych zakładów, które zaczęły się szybko rozrastać.

Kiedy Wiktor uslyszał że jest aresztowany, najpierw nie zrozumiał, potem wpadł w szał i chciał odejść, ale dwaj rośli strażnicy wybili mu z głowy ten pomysł. Miotał się przez kilkanaście minut, wreszcie zmęczony usiadł i wtedy zbliżył się do niego Janusz.

Powiedz mi przyjacielu, co miałeś na myśli, mówiąc że macie potężnych sojuszników, którzy pomogą wam nas pokonać?

Wiktor spojrzał zaskoczony i odpowiedział – nie jestem twoim przyjacielem. Kim ty w ogóle jesteś, adwokatem?
Nie.
To kim do diabła?
Zajmuję się badaniem działania diabłów.
Wiktor prawie ugryzł się w język. Przecież to najgłębiej skrywana tajemnica.
Dziwisz się że znamy wasze tajemnice? Dla nas to żadne tajemnice, po prostu używamy metod odpornych na celową dezinformację, bazujemy na big data analizowanym przez kilka prostych algorytmów.
Jakie to algorytmy? Wiktor zaciekawil się mimo woli, staral się okazywać wrogość przybyszowi, ale jego słowa wytrąciły go z równowagi.
Znają je wszyscy, ale w nie nie wierzą, dlatego nie działają. My wierzymy więc mamy rezultaty. Czy mówiąc o sojusznikach miałeś na myśli sześćdziesiąt sześć legionów diabłów, którzy nadlatują z głębi galaktyki?
Beriezow zamarł ze zgrozy, to była największa tajemnica, znało ją tylko sześciu najwyższych i kilka innych osób. - skąd to wiecie? - zapytał wzburzony.
To tylko teoretyczne założenie, ale twoja reakcja zdaje się je potwierdzać – powiedział Janusz z uśmiechem.

Adam potrzebował czasu, żeby dojść do siebie. Dla Alicji zrobi wszystko, ale jego dotychczasowe życie legło w gruzach. Był niewolnikiem, ale jego dzień byl zapełniony, teraz poczuł się bezużyteczny. Zwrócił się do Chena z pytaniem, czy miałby dla niego jakieś zajęcie, Chen powiedział że owszem, potrzebuje pomocy, ale pierwsze zadanie to takie, że należy się porządnie wyspać, od kilku godzin trwał najważniejszy dzień ludzkości. Dzisiejsza noc będzie nocą wielkiej bitwy.

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.7 (10 głosów)