Master 21 - 30
21
Lucas był policjantem od 15 lat. Niejedno już widział. Teraz jednak był jednocześnie zdumiony i wystraszony. Trzy radiowozy i karetka brało udział w likwidacji skutków strzelaniny, trzej sprawcy zostali aresztowani, ofiara w stanie ciężkim w szpitalu. Kiedy to się skończyło, przyszedł do swego biura i jako najstarszy stopniem napisał raport, zaczął się młyn.
Najpierw zadzwonił porucznik Arthur Mertens. Kazał mu zaczekać i po chwili przyszedł w towarzystwie dwóch mężczyzn. Powiedzieli, że pracują dla rządu. Opowiedział, co zaszło, jeden z agentów gdzieś zadzwonił, streścił zdarzenie, słuchał chwilę, potem powiedział oczywiście, tak się stanie i się rozłączył . Spojrzał poważnie na Lucasa, zabrał niedokończony raport i podarł go na strzępy, do Lucasa zaś powiedział – Nie było takiego zdarzenia! Racja stanu! Rozumie Pan?
Rozumiem, wyjąkał zdezorientowany flik i spojrzał na swojego szefa.
Tak ma być. Potwierdził porucznik krótko, gdy Lucas na niego spojrzał. Potem wszyscy odeszli.
Od dyżurnego na dołku dowiedział się, że trzej strzelcy zostali natychmiast wypuszczeni, wszelkie dokumenty świadczące o ich pobycie – zniszczone.
Samo w sobie było to dosyć intrygujące, potem jednak zadzwonił Siergiej, czasami Lucas przekazywał mu drobne informacje za drobne kwoty. Teraz jednak zażądał strzępów podartej kartki. Lucas wyjmował je z kosza pincetą, uważając, aby nie zatrzeć śladów. Wkładał do plastykowego woreczka. Poczucie paranoi zwiększyło się, gdy Siergiej zarządał, aby napisał taki sam raport, dokładnie jak poprzedni, podarł na kawałki i wrzucił do kosza.
Polecenie było idiotycznie głupie, Lucas jednak wykonał je bardzo dokładnie. Kiedy spotkał Siergieja wieczorem, grubość otrzymanej koperty przekonała go, że nawet głupie rzeczy warto czasami robić.
Zdumiałby się jeszcze bardziej, gdyby zobaczył, że sprzątaczka równie starannie zebrała strzępki kartki, resztę śmieci wyrzuciła jak zwykle.
Kiedy Gi dowiedział się o wpadce Ezaha, jego wściekłość przekroczyła skalę. Blady jak płótno wydawał polecenia zatuszowania, policja i prokuratura szybko to załatwiły. Nie chciał jednak żeby złość wylała się na jego najlepszego zabójcę. Zjechał do tuneli, gdzie niewolnicy pracowali przy szybkiej kolejce. Wszedł do pomieszczeń ochrony i spytał, czy mają kogoś w areszcie. Był młody niewolnik, skazany za próbę ucieczki. Kazał go przyprowadzić. Kiedy stanęli przed nim, ten złapał stalowy pręt zbrojeniowy i zaczął okładać chłopaka. Ofiara krzyczała, wyła, wreszcie ucichła. Gi bił nadal, na końcu kilkoma uderzeniami rozbił czaszkę.
Zakopcie go gdzieś – rozkazał.
Kiedy wyjechał na powierzchnię, Bill czekał na niego z tajemniczym uśmiechem. Chodź zobaczyć wiadomości. Vincent, Tom i Gerard stali przed dużym ekranem, na nim pokazała się twarz Juliana jako poszukiwanego, potem zaś obraz z kamery, z jednej z paryskich dyskotek. Poprzedniego wieczoru, pijany i nieświadomy niczego, bawił się w najlepsze.
Zaskoczenie wszystkich było zrozumiałe, ale Gi poczuł się wyraźnie dotknięty.
Bill zobaczył to, poklepał go po ramieniu i powiedział.
Jeszcze nie jesteś na dziewiątym poziomie, dlatego jeszcze nie widzisz wszystkich kart. Kiedy już będziesz na szczycie, to ty będziesz miał prawdziwą władzę.
Telewizje prześcigały się w opowieści o zbrodni, której nie było. Oskarżano Pierre'a, Vivien i Juliana o kłamstwa i konfabulacje. Nazywano cynicznymi oszustami. Wśród tłumu na ulicy przeszło poruszenie. Niektórzy zaczęli ostentacyjnie wychodzić, inni krzyczeli – oszuści. Chen siedział obok Pierre'a, objął go i dodawał otuchy. Na ulicy słychać było ożywione komentarze, wielu skłaniało się do tego, żeby wierzyć w telewizyjne narracje. Jednak grupa zwolenników ścieśniła się i stanęła murem za Pierre'm. Wiedzieli, że to dosyć subtelna, ale manipulacja. Internetowi kibice też się podzielili. Przeciwnicy Pierre'a zaostrzyli ataki, zwolennicy podawali przykłady idących w tysiące zaginięć dzieci w samej Europie. Podział na oszołomów i lemingów zaostrzył się, ale najliczniejsi byli ci, którzy po prostu czekali na rozwój wypadków.
Kiedy zmierzchało, na ulicy zostało może kilkudziesięciu zwolenników Pierre'a.
Wiedzieli o Vivien, okazało się, że kula minęła serce, i choć stan jest ciężki, to jednak powinna przeżyć. Dziwiło ich, że o strzelaninie pisały tylko niektóre portale antysystemowe, żadna telewizja nawet się o tym nie zająknęła. W telewizji królowała twarz Juliena i ciężkie oskarżenia wobec oszustów, oczerniających uczciwych obywateli.
Dziewczęta przy komputerach ciężko pracowały, sytuacja była napięta. Michael zarządził, aby przyniesiono kolację do biura. Adam usiadł na krześle niedaleko Michaela, jadł, choć bez apetytu.
W pomieszczeniu było głośno, rozmowy i odgłosy talerzyków i szklanek tworzyły bezpieczne tło do rozmowy. Oświecony powiedział.
Słuchaj mnie uważnie, kiwaj głową, niech myślą, że rozmawiamy o sprawach technicznych. Nigdy ięcej ci tego nie powtórzę. Twoja dziewczyna po gali ma być dawczynią wątroby dla starego alkoholika, który jest cenny dla organizacji. Pomogę ci ją uratować. Należę do grupy z Amsterdamu, chcemy przejąć Brukselę. Pomóż nam, a dziewczyna będzie bezpieczna.
Nie rób takiej miny, bo zginiecie. Mnie nic nie zrobią, ale stracę tu dojście, wy zapłacicie więcej. Uśmiechnij się i pokiwaj głową. Adam zrobił to, może zbyt teatralnie, ale nikt na nich nie zwracał uwagi. Jedli w milczeniu, informatyk intensywnie myślał. Po kilku minutach spojrzał zdecydowanie na Michaela – zrobię wszystko, co trzeba, ale daj mi gwarancję, że Alicja będzie bezpieczna i nic jej nie zagrozi.
Jesteś dla nas zbyt cenny, żebyśmy mogli cię zawieźć. Kunciore to i tak trup, tylko Gi na nim zależy i Billowi – to starzy przyjaciele.
22
W telewizji można było obejrzeć programy i dyskusje, dotyczące teorii spiskowych. Kilku dyżurnych socjologów tłumaczyło widzom, że teorie powstają, gdy niewykształceni odbiorcy mają poczucie relatywnej deprywacji. Poczucie frustracji z powodu nieudanego życia zwolennik teorii spiskowej przekierowuje na wybraną grupę społeczną, która jest, w jego przynajmniej wyobrażeniu, uprzywilejowana. Dyskusje takie zwykle kończyły się konkluzją, że w takie teorie wierzy ciemny motłoch, nie wypada więc mieć wątpliwości wobec oficjalnych narracji.
Chen nie był tego świadom, w kooperatywie rzadko oglądano telewizję. Dyskutowało się zwykle o systemowych aspektach polityki, dlatego z dużym zainteresowaniem słuchał, jak Pierre tłumaczył mu zawiłości lokalnych układów. Zdumiewająco dużo kłamstw zostawało bez echa, z nich rodziły się złodziejskie pomysły. Dla dobrze ustawionych spryciarzy stolica Unii była nieprzebranym korytem, zwykli, uczciwi ludzie albo starali się mocno, niczego nie widzieć i nie rozumieć, albo wyjeżdżali stąd. Na ich miejsce napływali kolejni cwaniacy, sprytniejsi i bezwzględniejsi. Alkohol, inne narkotyki i prostytutki, były najlepiej sprzedającym się towarem. Cwaniacy prześcigali się w blasku i ilości pokazanych pieniędzy, jednak nawet najbardziej błyskotliwy, był jednocześnie wystraszony i sfrustrowany.
W sobotę w Brukseli odbywał się coroczny zjazd najważniejszych ludzi świata. Przygotowania szły pełną parą. Najważniejsza gala odbędzie się w pałacu królewskim. Złośliwi nazywali to wydarzenie minikongresem wiedeńskim. Prezydenci, premierzy, królowie i bogacze zjeżdżali, żeby się zabawić. Alterglobaliści jak zwykle protestowali. W telewizji zaczynały się programy o tym, kto jak będzie ubrany i co będą jedli.
Gi miał dziwny sen. Chwyciła go jakaś potężna siła i wysysała z niego duszę. Sen był śmieszny, bo przecież każde dziecko wie, że dusza nie istnieje, ale przerażenie, mimo że senne było prawdziwe.
Kiedy rano Chen przybył przed siedzibę fundacji, nie zastał dziewcząt, które go adorowały. Z jednej strony ucieszył się z tego, nie był przyzwyczajony do takich sytuacji, ciągle musiał uważać, żeby przez nadmierne zainteresowanie jedną z nich, nie sprawić przykrości pozostałym. Z drugiej strony trochę go zaniepokoił fakt, że wszystkie naraz znalazły inne zajęcie.
Godzinę później zrozumiał, co się stało. Jakiś ulicznik podszedł do niego i podał kopertę. Kiedy wyjął zdjęcie, zobaczył siedem dziewcząt, zakneblowanych i ze związanymi rękami, stojących pod obskurną ścianą. Na załączonej kartce było napisane – idź sam za tym człowiekiem, inaczej wszystkie zginą. Pokazał zdjęcie Peterowi i Pierre'owi. Peter wziął od niego, spojrzał mu w oczy pytająco. Idę- powiedział spokojnie Chen. Wstał i poszedł za doręczycielem. Przeszli kilka ulic, gdy podjechała furgonetka, przewodnik wskazał mu otwarte, boczne drzwi. Chen wsiadł, drzwi się zamknęły i furgonetka odjechała.
Mecenas Kunciore siedział w fotelu. Powoli popijał gin z tonikiem i przeglądał katalog dziewczyn, wahał się pomiędzy mulatką o hiszpańskich rysach a blond słowianką. Nauczył się czerpać przyjemność z życia. Posiadał wpływowych przyjaciół, dla których też był ważny. Chciał żyć długo, w miarę możliwości wiecznie. Nie należał do oświeconych, ale był jednym z najważniejszych współpracowników. Dostał kiedyś propozycję, ale ją odrzucił, a taką propozycję odrzuca się na zawsze. Później czasami żałował, ale z drugiej strony było to korzystne. Uwielbiał być pijany, czasami zdarzało mu się ocknąć kilka tygodni po ostatnim zapamiętanym dniu. Kiedyś, jako początkujący adwokat nie mógłby sobie na to pozwolić, teraz jednak miał trzech oddanych na śmierć i życie asystentów, którzy wypełniali dokładnie jego polecenia.
Zaczął swoją karierę od sprawy alfonsa, który pobił jedną ze swoich dziewczyn tak, że zmarła po dwóch dniach. Alfons miał walizkę pieniędzy, Kunciore znał kilku sędziów. Wszystko poszło gładko, ale zabita miała przyjaciółkę z dawnych czasów, wpływową dziennikarkę. Kiedy się dowiedziała, oszalała. Napisała artykuł i chciała opublikować, na szczęście redaktor wstrzymał tekst. Dziennikarka straciła instynkt samozachowawczy i próbowała publikować na swoim blogu. Kunciore miał swojego człowieka, który się z nią przyjaźnił, ten szybko zawiadomił szefa. Dziewczyna utopiła się gdzieś na bagnach, wśród krokodyli, wpis szybko zniknął.
Od tamtego czasu mecenas wyspecjalizował się w sutenerach. Trudno było o płomienne przemówienia w obronie oskarżonych, lepsza okazała się dobra znajomość z sędziami i duże kwoty pieniędzy. Dziś Kunciore znał wszystkich ważnych sędziów w Ameryce Północnej i Południowej, w Europie, Australii i w niektórych krajach azjatyckich. Nie musiał osobiście wozić walizek z pieniędzmi, miał od tego specjalnego, zaufanego kuriera. Były wprawdzie kryptowaluty, ale stary, dobry zwyczaj osobistego kontaktu przekonywał go najbardziej. Ponadto, wszystko, co zapisane, może zostać odczytane, kryptologia pędzi coraz szybciej. Nie ma zapisu – nie ma sprawy – nie ma dowodu.
Gin krążył w jego żyłach, kolejny łyk pogłębił poczucie nirwany. W pewnej chwili zrobił się tak senny, że przysnął. Sen stawał się głębszy i głębszy. Potem już nie było snu, była śmierć.
Za Ścianą John wpatrywał się w ekran, który pokazywał pracę serca mecenasa. Kiedy upewnił się, że ma do czynienia z trupem, zakręcił zawór butli z azotem. Odkręcił od niej gumowy wąż i założył go na butlę z tlenem. Otworzył zawór, tlen przez wentylację zaczął napełniać pokój. Zanim ktokolwiek nadejdzie, powinno być 30 procent.
23
Chen siedział na podłodze, medytując. Naprzeciw niego stało czterech wartowników z karabinami.
Do sali wszedł Gi, za nim Bill, Michael, Ezah. Chen podniósł wzrok, siedział spokojnie z rękami na brzuchu.
Nie boisz się? Spytał zdziwiony Gi.
Mój przyjaciel powtarza taki tekst:
Choćbym szedł ciemną doliną, zła się nie ulęknę. - odpowiedział spokojnie Chen.
Jesteś chrześcijaninem?
Nie, ale podobają mi się te słowa.
Dlaczego tu jesteś?
Szukam przyjaciela. Boję się o niego.
Gi zaśmiał się - boisz się, że go dopadniemy?
Chen uśmiechnął się – wtedy to wy powinniście się bać.
Ja boję się, że stanie się taki jak wy.
Gi pociemniał na twarzy, ale wzrok Billa kazał mu być cierpliwym.
Bill zapytał – zdajesz sobie sprawę, że możemy cię zabić?
Wszystko jest możliwe.
Wiesz, że nie wchodzimy sobie w drogę, złamałeś układ.
To nie układ. Po prostu nasz Pan prosi, by być cierpliwym wobec działalności waszego Pana. Dlatego staramy się was nie widzieć. Czasami się nie udaje. Mogę tylko wyrazić ubolewanie.
Gi zapytał – co miałeś na myśli, gdy mówiłeś, że mój Pan nie jest dobry?
Wykorzysta cię i będziesz cierpiał.
Michael zpytał – co rozumiecie przez niską entropię słońca?
To podstawa komunikacji przez medium pieniądza.
Co to znaczy?
Nie jestem w stanie ci wytłumaczyć. Powiem tylko, że przez kilka milionów lat była dla ludzi podstawą ekonomii.
Nie rozumiem.
Zdziwiłbym się, gdybyś zrozumiał. Nie po to tu przyszedłem. Gdzie są dziewczyny?
Gi osłupial. Bill zapytał – oszalałeś?
Jesteś w naszej władzy i chcesz nam rozkazywać?
Świat jest zmienny, wydaje się wam, że macie władzę. Przybyłem tu po dziewczyny i z nimi wrócę.
Ezah skinął ręką, na ten znak strzelcy wymierzyli broń w Chena. Dzieliło ich pięć metrów, Chen był łatwym celem, strzelcy byli najlepsi. Zanim karabiny uniosły się na wysokość strzału, chen był cztery metry dalej. Przekoziołkował i ciosem pięści zabił Ezaha, potem złapał lufy karabinów zdezorientowanych strzelców z lewej strony. Jednym z karabinów uderzył w głowę jednego z pozostałych, tego, który szybciej zorientował się w sytuacji. Ostatniemu, uzbrojonemu strzelcowi wyrwał karabin i złamał lufę. Podobnie postąpił z resztą broni. Ten, który dostał w głowę, leżał jęcząc z bólu. W oczach Billa, Michaela i Gi dostrzegł przerażenie. Odwrócił się do dwóch strzelców i położył na karku jednego z nich rękę. Mężczyzna osunął się na ziemię, podobnie postąpił z drugim.
Gi był coraz bardziej przerażony, on, Michael i Bill stali na nogach, jeden ze strzelców też stał, ale uda mu drżały. Chen zbliżył twarz do jego twarzy i powiedział cicho. Poczekam dziesięć minut na dziewczęta, jeśli ich nie będzie – umrzesz. Gi powiedział do strzelca – przekaż to, dziewczyny mają natychmiast tu być. Drzwi uchyliły się i posłaniec wybiegł.
Kiedy Chen odszedł za posłańcem, Pierre prawie się załamał. Został przed całym światem uznany za oszusta. Podobno jakaś telewizja w Paryżu odnalazła Juliana. Internetowe wpisy kipiały hejtem. Nazywano ich błaznami, klaunami, cwaniakami, chcącymi zwrócić na siebie uwagę. Większość piszących podawała argument, że w praworządnym państwie nie może działać zorganizowana przestępczość na tak dużą skalę. Ludzie którzy uważali się za starannie wykształconych, nie podejmowali tego tematu, bojąc się, że nawet sama wzmianka o porywaniu dzieci, czy o niewolnikach w Brukseli wykluczy ich poza nawias racjonalnego towarzystwa.
Na ulicy zostało może kilkadziesiąt osób, niektórzy, odchodząc miotali obelgi w stronę Pierre'a.
Peter powiedział mu, że Chen niedługo wróci. Pierre uznał to za żart, siedział przygnębiony, panował jednak nad sobą na tyle, żeby nie okazać rezygnacji. Bianka i Andrei wpatrywali się w jego oblicze, był ich największą nadzieją. Oboje ciągle się modlili, Znali jedynie rumuński, ale, ponieważ jest trochę podobny do francuskiego, udawało im się w podstawowym zakresie porozumieć z Pierre'm. Czuł ten ciężar odpowiedzialności, czuł zwątpienie we własne siły, a jednocześnie nie mógł zawieźć tych ludzi.
24
Chen patrzył na trupa Ezaha bez emocji, wiedział, że one przyjdą później. Teraz ważne było wydostać dziewczęta z pułapki. Zbliżył twarz do twarzy Gi i powiedział, tak, że słyszał jeszcze Bill.
Popełniłem błąd, nie powinienem być w Brukseli, ale to się stało. Wy popełniliście gorszy błąd. Zaatakowaliście mnie, wasz człowiek nie żyje. Wiem, że to on był wykonawcą waszej woli. Wy dwaj możecie umrzeć w każdej chwili, jeśli będą problemy, przeżyje tylko tamten, ma najniższą rangę, więc go oszczędzę. Proponuję wam jednak życie. Po prostu wyjdziemy stąd i się rozstaniemy. Nie będziecie szukać mnie, ani dziewczyn. Jeśli zaczniecie to robić, wasza organizacja nie przetrwa do jutra.
Nagle drzwi się otworzyły, do pokoju weszły porwane dziewczyny. Jedna z nich widząc leżącego Ezaha, roześmiała się histerycznie, druga napluła na trupa. Chen musiał głośno krzyknąć, aby się uspokoiły. Gi był wściekły, ale panował nad sobą. Zdawał sobie sprawę, że wszystko poszło źle. Bill rozumiał więcej, dlatego cały czas mówił do Chena – wszystko będzie, jak chcesz. Wiedział, że Chen nie jest samotnym wojownikiem. Wiedział że organizacja istnieje dzięki protekcji mrocznego Pana. Gdy protekcja wygaśnie, wszyscy będą zgubieni. Dlatego muszą odprawiać rytuały, zabijać i torturować w imię trwania małego świata, w którym byli władcami. Teraz się pomylili, muszą odwrócić sytuację, naprawić błąd. Kiedy Chen odejdzie, wszystko wróci do stanu sprzed porwania. Ezah jest wysoką ceną, ale trzeba się pogodzić z tą stratą. Jest cała masa brutalnych zabójców, ale inteligencja się wśród nich nie pleni. Gdyby mieli takiego jak Chen....
Zaraz! Przecież on mówił, że jego przyjaciel chce do nich przystąpić. Tamten facet na pewno jest sprytny, nie ma powodu być frajerem. Zorientował się, że w tych kooperatywach nie zarobi poważnych pieniędzy. Do Chena zresztą też podeszli po partacku. Zamiast wysyłać zabójców, powinni wysłać mu kilka milionów na konto. Chyba że jest tradycjonalistą, wtedy gotówka, trochę sztabek złota, woreczek dużych brylantów i Ferrari albo Rolls.
Za trzy dni będzie gala, wieczorem zostaną złożone ofiary, więc nasz Pan uzyska najwyższy poziom mocy. Musimy przygotować kilkadziesiąt milionów. Pozyskanie takich ludzi jak Chen to priorytet.
Pójdziecie na przedzie, ja będę zaraz za wami, za mną pójdą dziewczyny, na końcu ten wasz najmniej ważny. Gi powoli skinął głową. Strzelcy pozostali w pomieszczeniu, z trupem. Reszta grupy wyszła na korytarz. Szli spokojnie, niezbyt szybko. Gi prowadził, czuł na karku rękę Chena. Na karku Billa spoczywała jego druga ręka. Czuli jakby za nimi kroczyła śmierć. Dziewczyny szły tuż za Chenem, na końcu szedł Michael. Korytarze były puste, kamery śledziły ich kroki, ale nic się nie poruszało.
Gi kipiał gniewem, nie rozumiał, dlaczego Bill jest zadowolony. Do tej pory myślał, że oświeceni są prawdziwymi panami świata. Nagle przyszedł jeden Chińczyk i podeptał jego przekonania. Co więcej, on sam jest we władzy tego człowieka i w każdej chwili może umrzeć. Nie mogą użyć siły, bo nie wiadomo jak by się to skończyło. Dziwne przeczucie mówiło Gi, że na pewno źle dla niego. W myślach torturował niewolników, żeby stłumić napięcie. Chciał, żeby już było po wszystkim.
Szli już długo, chyba sporo ponad kilometr. Korytarze rozwidlały się. W końcu doszli do schodów, jakąś klatką doszli do drzwi, które wypuściły ich na ulicę. Dziewczęta wybiegły i zaczęły szczebiotać, odreagowując traumę. Chen powiedział do Billa – zostawię was tutaj, ale zabiorę tego trzeciego, jako gwarancję. Przed wejściem stała furgonetka, która przywiozła Chena. Dziewczęta zapakowały się, ciągle szczebiocąc, Michel usiadł za kierownicą, kiedy odjechali spod biura, Gi spytał Billa – dlaczego pozwoliliśmy im odejść?
Bill spojrzał mu w oczy – naprawiliśmy w ten sposób błąd, którym było podjęcie działań wymierzonych w tych skurwysynów. Nasz Pan jest słaby, po gali będzie nasycony i mocny. Wtedy ich pokonamy. Na tego Chińczyka mam lepszy sposób. Po prostu go kupię. Jest dużo więcej wart, niż Ezah. Gi na swój sposób lubił Ezaha, więc jego śmierć nim wstrząsnęła. Nie podzielał entuzjazmu Billa, ale zdobył się na wymuszony uśmiech. To nie był dla nich dobry dzień, kiedy wrócili do pokoju sztabowego, czekała na nich wiadomość o śmierci Kunciore. Dla Billa był przyjacielem.
25
Gi musiał zapomnieć na razie o Chenie. Do Brukseli zjeżdżały się transporty dzieci i młodych dziewcząt. Kolej z Paryża mogła przewieźć trzysta osób dziennie. W budowie była linia do Amsterdamu, ale przejezdna tylko do Antwerpii. W przeciwnym kierunku dojeżdzała do Charleroi. Tam docierała do niedawno wybudowanej rezydencji, położonej niedaleko ronda, z którego dojeżdzało się do lotniska Brussels South Charleroi Airpotrt. Droga z lotniska do siedziby oświeconych w Brukseli trwała 20 minut, był to więc najlepszy sposób na dostarczanie niewolników i substancji psychoaktywnych.
Rezydencja oświeconych leżała między miejscowościami Heppignies i Wangenies. Kiedy najpiękniejsze dzieci i dziewczęta wybrano dla oświeconych i na ofiary, resztę przeznaczono na sprzedaż dla współpracujących z organizacją sutenerów. W ich języku rezydencja koło lotniska została nazwana happy vagina. Przyjeżdżali właściciele ekskluzywnych hoteli i sutenerzy, którzy brali za dziewczynę równowartość paczki papierosów. Przyjeżdżali też handlarze organami. Nad wszystkim czuwali lokalni sędziowie i prokuratorzy. Kunciore miał w tamtej okolicy najwięcej przyjaciół w Europie. Wszyscy liczący się adwokaci, organizacje pozarządowe broniące praworządności i kluby kibiców, dorabiające przemytem narkotyków. Kunciore umiał przekonać każdego do współpracy. Wrogie sobie środowiska adwokat umiał ustawić tak, że stawały się wspaniałym parawanem działań oświeconych. Teraz kiedy go zabrakło, zaczną powstawać problemy. Zwykle zaczyna się od skorumpowanych gliniarzy, niektórym odbija i nagle zaczynają marzyć, że są uczciwi. Zaczynają się zachowywać nieracjonalnie. Przestają myśleć o tym, że narażają tym własne rodziny na niebezpieczeństwo. W takich sytuacjach potrzeba stanowczego działania. Taki policjant powinien stracić żonę i dzieci w wypadku, sam musi szybko popełnić samobójstwo. To zwykle studzi głupie pomysły. Czasami jednak sytuacja może się wymknąć spod kontroli. Nieracjonalność ludzkich zachowań to niewiadoma, która jest w stanie zniszczyć każdy plan.
Nikt nie może się dowiedzieć, że mecenas nie żyje. Do gali zostały trzy dni. Po ofierze nasz Pan będzie tak mocny, że pozwoli nam zniszczyć wszystkich przeciwników. Już teraz zneutralizowaliśmy oszołomów od Pierre’a. W dzisiejszych wiadomościach będzie dużo o odnalezieniu rzekomej ofiary satanistów. W każdej liczącej się telewizji pokaże się wywiad z ekspertem, który opowiada, jak powstają teorie spiskowe.
Gi słuchał Billa, zdając sobie jednocześnie sprawę, że władza nad światem to okropny ciężar. Każdy błąd może drogo kosztować. Bill mówił dalej.
Cała uwaga musi się skoncentrować na spotkaniu dyplomatycznym w pałacu prezydenckim, które odbędzie się w tym samym czasie. Będą tam przedstawiciele wszystkich państw demokratycznych, premierzy, prezydenci, królowie, cesarze i cała elita świata. Cel jest szlachetny, walka z ociepleniem i z rozmaitymi wykluczeniami. W zasadzie to bal charytatywny, ale telewizja będzie tam wszędzie. Pokażą kuchnię, garderoby, służbę, sale, orkiestrę, wszystkich znanych aktorów i muzyków, celebrytów internetowych, komediantów. Ludzie mają mieć widowisko. Pretekstem jest zakończenie sesji obrad ONZ, skąd najważniejsi politycy świata zostali zaproszeni przez najważniejszych polityków Europy.
Do tej pory Gi zajmował się tylko galą oświeconych. Teraz jednak, po słowach Billa zdał sobie sprawę, że to potężne przedsięwzięcie. Bill dostrzegł w jego wzroku pierwsze objawy paniki i powiedział. Spokojnie. Jesteśmy z tobą. To twoje pierwsze wielkie wyzwanie, ale my robimy je co sześć lat. To nie olimpiada ani mundial. To przyjęcie dla elity, nie musimy martwić się motłochem, dla nich będą telewizyjne opowieści. Mamy od tego specjalistów. Twoim zadaniem jest przygotować celebrację ofiarną. Nasz Pan chce karmić się śmiercią i cierpieniem niewolników, dzięki temu sam będąc mocnym, nas obdarzy mocą i potęgą. Oczy Billa płonęły, Gi też poczuł, że wracają mu siły. Był w stanie wszystkiemu podołać i wszystko zrobić.
26
Była kiedyś w Polsce taka gazeta, nazywała się wyborcza. Powstała po upadku imperium radzieckiego. W tamtych czasach Polacy musieli przekształcić cały kraj. To był wspaniały okres dla ludzi z głową na karku. Nasi też wtedy skorzystali. Najlepsze ze wszystkiego było to, że dziennikarze z tej gazety woluntarystycznie tłumaczyli, że złodziejstwo to najlepsza droga do dobrobytu. Utworzyli nawet takie hasło - „pierwszy milion trzeba ukraść“.
Bill usiadł z Gi w gabinecie i mu wyjaśniał.
Wiele z tamtych artykułów kazałem przetłumaczyć. Znalazłem taką perełkę, która będzie idealna na dzisiaj. Artykuł z października 2020
"I ty zostaniesz foliarzem. "Teoria QAnon i inne bzdury to może być przyszłość demokracji"
Sam tytuł to dzieło sztuki. Facet porównuje rzeczy nieporównywalne w tak oczywisty sposób, że mało kto spostrzega manipulację. Teraz posłuchaj fragmentu.
"Teorie spiskowe i spiskowy mechanizm myślenia zaczynają rosnąć do takiej skali, że politycy muszą się z tym liczyć, grać na zyskanie tego elektoratu. I myślę tu o politykach od lewa do prawa. Całkiem możliwe, że za chwilę cała demokratyczna polityka będzie podobna do teorii QAnon - z ekspertem nowych technologii Bartoszem Paszczą rozmawia Grzegorz Sroczyński.
Grzegorz Sroczyński: Na czym polega ta najlepsza teoria spiskowa na świecie? Możesz ją opowiedzieć?
Bartosz Paszcza: Świat dzieli się na dwie kategorie ludzi. Pierwsi - tacy jak my - są nieskazitelnie czyści, nie kradną, ciężko pracują, czasem muszą zasuwać na dwóch etatach, żeby związać koniec z końcem, chcą przez życie przejść godnie. A druga kategoria ludzi, których znamy z czołówek portali i gazet - politycy, biznesmeni, celebryci - to wielka siatka zła. Popełniają zbrodnie, często są pedofilami, a przede wszystkim tworzą tzw. głębokie państwo, które zarządza światem. Zajmują się trzymaniem nas wszystkich w ryzach i skłócaniem między sobą."
To o nas, ale zauważ, jak sprytnie ekspert przenosi nasze istnienie do świata fikcji. Czytelnik dostaje czarno – biały obraz rzeczywistości. Potem stwierdza, że świat nie jest tylko czarno biały, Pokazuje, że w świecie istnieją kolory. W trzecim module autorytatywnie stwierdza, że istnienie kolorów jest dowodem na niemożliwość istnienia dobrze zorganizowanych struktur poza oficjalnym postrzeganiem. 80% odbiorców przełyka takie twierdzenie jako oczywistość. Reszta boi się etykiety foliarza. Kogo? Kiedyś ekstremiści robili sobie czapki z folii aluminiowej, żeby jaszczury nie słuchały ich myśli i nie podsuwały swoich rozkazów bezpośrednio do podświadomości.
Byli tacy?
Tak. Najbardziej aktywnym anonimowo podsyłaliśmy wpłaty, to ich zagrzewało i wymyślali nowe rzeczy.
A o co chodziło z tym QAnonem?
Oni opowiadali o nas. Jednak w tamtych czasach jeszcze nie byliśmy tak potężni. Trochę nas zainspirowali.
A co z tą gazetą wyborczą?
Jeszcze się ukazuje, jako tygodnik. Najlepsze jest to, że ten Michnik, który własną piersią bronił polskiego złodziejstwa, na starość umarł w biedzie. Gazeta mu padła a ludzie z niego drwili.
To nauczka dla nas. Nie wolno nadmiernie wierzyć w ideologie. My sprzymierzamy się z każdym, czy jest z lewicy, czy z prawicy, podstawowa wartość to zysk.
Kto pisał ten artykuł?
Facet nazywa się Bartosz Paszcza, naukowiec. Dziennikarz to Grzegorz Sroczyński.
Jeśli jeszcze żyją, może ich zatrudnijmy.
Zestarzeli się. Ale musisz się nauczyć jednej ważnej rzeczy, której nie uczą w szkołach.
Jeśli ktoś chce dla ciebie pracować za darmo, nie ma żadnego powodu, żebyś mu płacił
27
Dzieci zwożono zwykle samochodami do Brukseli, teraz jednak nie dałoby się tego zrobić w bezpieczny sposób. Zawsze może się zdarzyć nadgorliwy policjant. Była już kiedyś taka sytuacja. Para Marokańczyków wiozła w samochodzie pięcioro dzieci. Jakiś nadgorliwy policjant z drogówki zauważył, że jedno z tych dzieci, to śliczna, niebieskooka blondyneczka. Papiery adopcyjne były bardzo dobre, ale flik się przyczepił, zaczął dociekać. Kobieta się zdenerwowała i rozpłakała, przyjechał drugi radiowóz. Rodzina trafiła na komisariat i tylko szybka interwencja ludzi od Kunciore pomogła załatwić sprawę. Policjanta wyrzucono ze służby za rasizm, żaden dziennikarz nie wspomniał o sprawie, mimo że plotka rozeszła się szeroko. Na szczęście dziewczynka była z Ukrainy. Kunciore musiał dobrze zapłacić za to, żeby zaginęły dokumenty dotyczące porwania z jakiejś małej wioski.
Od tamtego czasu organizacja wypracowała reguły transportu obiektów. Jechało najwyżej dwoje dzieci w jednym samochodzie, dbano o wizualne podobieństwo kierowców do dzieci, starano się aby w patrolach policji na danej tresie i w konkretnym czasie, nie było zbyt dociekliwych funkcjonariuszy. Najlepiej jednak było transportować dzieci magnetyczną kolejką próżniową. Kierunek z Paryża był najwygodniejszy. Z Antwerpii przywożono te, które dostarczono statkami. Z rezydencji pod Charleroi wieziono najlepsze. Gromadzono je od kilku miesięcy. Uczono manier, dyscyplinując za przewinienia, nagradzano za posłuszeństwo. Uczono też francuskiego i angielskiego te, które miały być prezentami dla oświeconych.
Wielka Gala 666 oświeconych była coraz bliżej. Wprawdzie grupka fanatyków od Pierre'a ciągle protestowała, ale było ich już tylko kilkudziesięciu najwytrwalszych. Telewizja robiła swoje. Żaden poważny człowiek nie odważył się publicznie powiedzieć, że ktoś mógłby porywać dzieci w sposób zorganizowany. Byli tacy, którzy o tym mówili. Oficjalna narracja podchwyciła jednak dosyć sprytnego mema, jakoby porywania miały miejsce na płaskiej ziemi. Powstawały filmiki o przewożeniu porwanych dzieci z płaskiej ziemi na okrągłą. Kiedy ktoś użył słowa porwanie, któryś ze słuchaczy robił gest pocierania talerza, powoli temat przechodził do sfery kabaretowej, powstawały nawet pojedyncze skecze.
Z drugiej strony powstała strona internetowa o porwaniach. Na początku była merytoryczna, zdobywała dziesiątki, a potem setki tysięcy użytkowników. Powoli jednak została napełniona spamem. Trafiało tam wiele fałszywych historii, wśród których sprawy Mariki i Sukhaimy zagubiły się.
Policja przeprowadziła kilka śledztw, nawet rzetelnych. W świetle kamer pokazano bezpodstawność zarzutów. Oczywiście organizacja pilnowała, które wątki zostaną zbadane.
Gi był spokojny. W piątek, sześć minut po szóstej, oświeceni oddadzą cześć swojemu Panu.
Nad miasteczko Heindok nadlatywał pięćsetmetrowy dysk. Majestatycznie przepływał nad zakrętem rzeki Rupel. Zwalniał i obniżał lot, aż wreszcie wylądował na placu. Dziewięćdziesięciu czterech mężczyzn i pięćdziesiąt sześć kobiet wyszło z rampy i przeszło do budynku gościnnego. Szli, rozmawiając i głośno się śmiejąc. Niektórzy nieśli plecaki, większość jednak miała ze sobą marynarskie worki z osobistymi rzeczami. Nieśli je przerzucone przez plecy, dlatego wyglądali jak załoga żaglowca, schodząca na ląd.
28
Chen rozmawiał z Pierre'm o tym, co powinni zrobić dalej. Dziewczęta siedziały skupione wokoło, Peter rozmawiał przez telefon. Nikomu nie było do śmiechu, choć cieszyli się, że wszystko skończyło się dobrze. Nie było dobrze, Chen wiedział, że musi zapłacić za to, co zrobił. Zabił człowieka.
Na razie jednak ten problem odsunął się na dalszy plan. Teraz musiał zapewnić bezpieczeństwo dziewczynom. Nie było wiadomo, do czego zdolni są bandyci. Kilkanaście osób zostało z nimi, reszta uwierzyła telewizyjnej propagandzie. Bianka wpatrywała się w niego jak w zbawiciela. Dziewczyny opowiedziały, co przeżyły i jak Chen sobie poradził. Teraz uważała go za jakiegoś supermena i była pewna, że uratuje jej córkę. Ciążył mu ten jej podziw i nadzieja.
Człowiek, którego zabił kilka godzin temu, był łajdakiem. Prawdopodobnie uczciwy sąd skazałby go na dożywocie, kara śmierci jeszcze w Europie nie powróciła. Odeszły też w zapomnienie sprawiedliwe i uczciwe sądy, o ile kiedykolwiek istniały. Sprawiedliwość była telewizyjnym gadżetem, którego używano w scenariuszach telenowel. Większości ludzi to nie przeszkadzało, o ile mieli pracę, w której spędzali większość tygodnia i pieniądze na weekendową zabawę. W wielkich miastach rodziny zakładali tylko muzułmanie. Europejki wiązały się w młodości z powodu szaleńczego zakochania, potem czasami trafiało się dziecko, więc związek trwał ze względu na nie przez kilkanaście lat. Jeśli dziecka nie było, związek czasami się rozpadał po kilku latach, czasami trwał, ale wygasały zobowiązania wyłączności seksualnej. Oferta zawsze była spora, po ustaniu zauroczenia okazywało się, że wokoło roi się od atrakcyjniejszych partnerów niż aktualny. Oczywiście, wciąż były pary mające więcej dzieci i trwające po kilkadziesiąt lat, ale było ich niewiele.
Chen wiedział, że będzie musiał zdać sprawę, z tego, co zrobił, sam w myślach przeprowadzał proces. Był jednocześnie oskarżycielem i obrońcą. Nie do niego jednak należał osąd. Wtedy pełen uwielbienia wzrok Bianki, a także uratowanych dziewcząt, napełniał go nadzieją na łaskawy wyrok. Z drugiej strony zdawał sobie sprawę, że one wszystkie, widząc w nim obrońcę i wybawiciela, podświadomie zakładały, że pewnie znowu ktoś musi zginąć, bo to jest wojna.
Kiedyś nie miał takich wątpliwości, robił, co było trzeba. Teraz wiedział więcej i nie wolno mu było tak przeprowadzać rachunków.
Przypomniał sobie, jak poznał Marka, on nauczył go myśleć w sposób wolny od strachu i nienawiści. Nie mógł zrozumieć, dlaczego jego przyjaciel chciał wybrać drogę w dół.
Zamyślony Chen poczuł nagle poruszenie, rozejrzał się i zobaczył, że wszyscy patrzą w głąb uliczki. W zasadzie samochody tędy przejeżdżały, ale z powodu blokady, tylko te, które miały coś do przywiezienia. Osobowe trafiały się rzadko. Samochód, który nadjeżdżał, przyciągnąłby wzrok nawet na zatłoczonej wielopasmówce. Lamborghini Terzo Millenio toczyło się powoli, mrucząc jak kot. Kilkanaście metrów przed nimi kierujący trochę mocniej nacisnął pedał gazu, przez ulicę przetoczył się grzmot odległej burzy, który przeszedł w gardłowy ryk wielkiego lwa. Wszyscy patrzyli jak urzeczeni, samochód podjechał i zatrzymał się przed nimi.
Drzwi uniosły się, ze środka wysiadł pracownik w eleganckim kombinezonie z napisem Lamborghini. Podszedł do siedzących na schodach i zapytał.
Czy jest tu pan Chen?
Chińczyk ledwie otrząśnięty z rozmyślania o przykrych sprawach, dopiero po kilku sekundach zrozumiał pytanie.
To ja.
Przywiozłem pański samochód.
Nie. To nie jest mój samochód.
Pan Lee Chen? Powiedziano mi, że mam tu przyjechać i zostawić.
Proszę go zabrać.
Nie wolno mi do niego wsiąść, gdy już tu dojadę. To moja praca. Skończyłem. Na siedzeniu kierowcy leży kluczyk do bagażnika. Mogę tylko pokazać, jak się odpala i jak otworzyć bagażnik.
Proszę otworzyć bagażnik.
Kierowca podniósł pilota z siedzenia, przycisnął guzik.
Klapa bagażnika się uniosła.
W bagażniku leżały dwie walizki i małe pudełko.
Czy mogę pana prosić o otwarcie walizek?
Tego mi nie zlecono.
To moja prośba.
Kierowca podniósł wieko mniejszej walizki i zbladł. Jedna obok drugiej, równo poukładane leżały kilogramowe sztabki złota, było ich szesnaście. Warte były kilka milionów euro.
Kierowcy drżały ręce, gdy podnosił wieko drugiej walizki. Tam również panował doskonały porządek. W trzech rzędach po dziesięć paczek, widać było, że walizka specjalnie dla nich zaprojektowana, leżały pliki banknotów o nominale pięćset euro. Walizka miała ponad trzydzieści centymetrów grubości.
Na końcu kierowca podniósł pokrywkę pudełka, wyglądało jak wypełnione szklanymi kulkami, ale szklanych kulek nikt nie oszlifuje tak, by załamywały światło i błyszczały jak brylanty.
29
Azaren, Trenadon, Satoreg, Grydel, Bilerad i Ewulon siedzieli przy stole. Bill i Gi weszli do pokoju, przywitali się i usiedli. Wszyscy wpatrywali się w obrazy z kamer. Słuchali rozmowy Chena z szoferem, który miał wpięty mikrofon, nawet o tym nie wiedząc.
Gi był trochę zły, bo najwyżsi przejęli kontrolę nad domeną, której był wyłącznym panem. Kiedy poznał wartośc podarunku dla Chena, osłupiał. Nie rozumiał, co takiego jest w tym Chińczyku, że najważniejsze osoby w organizacji obserwują z uwagą jego reakcję na prezent. Ten spojrzał w kierunku schodów, gdzie siedzieli jego przyjaciele i krzyknął na Petera, żeby podszedł, reszta miała zostać na miejscu. Reakcja Petera była dużo spokojniejsza, niż się spodziewał. Doradził zamknięcie walizek, pudełka i bagażnika i zwrot samochodu. Chen tak właśnie zamierzał postąpić, ale komu go zwrócić? Kierowca był opłacony tylko na przyjazd i odmówił kategorycznie ponownego dotknięcia. Widać było, że najchętniej znalazłby się daleko stąd i zapomniałby o tym, że jechał samochodem wartym, razem z zawartością, jakieś dwadzieścia – trzydzieści milionów euro.
Chen zamknął walizki i pudełko, zatrzasnął bagażnik, a pilot do włączania rzucił na siedzenie kierowcy. Potem głośno i wyraźnie powiedział po angielsku.
Odchodzimy stąd, zabierzcie ten samochód. Jutro o siódmej rano wracamy. Jeśli wciąż tu będzie, przekażemy go na cele charytatywne.
Gi nie rozumiał tego, co się wydarzyło. Ten człowiek otrzymał kilkadziesiąt milionów i ich nie przyjął. Patrzył jak Chen z Peterem podchodzą do przyjaciół, okupujących schody, coś im tłumaczą, po czym cała grupa odchodzi. Wokół samochodu zaczynają gromadzić się przypadkowi gapie, nikt go jednak nie dotyka. Po chwili jakiś młody chłopak staje obok niego z miną właściciela, kolega robi mu zdjęcie. To wywołuje reakcję następnych. Stają obok, potem opierają się o maskę, siadają na niej. Na razie nikt nie próbuje otwierać drzwi. Kierowca, który przyjechał, odszedł z grupą Chena i Petra. Po pewnym czasie do samochodu podchodzi dwóch rosłych mężczyzn w garniturach, stają obok. Śmiałość gapiów znika, powoli się rozchodzą.
Satoreg zwrócił się do Gi.
Posłuchaj tego co ci powiem, to najbardziej strzeżona tajemnica, dostępna tylko dla nas i wybranych oświeconych z ósmego poziomu. Nie wolno ci tego nikomu powiedzieć.
Gi spojrzał na mówiącego i słuchał uważnie. Widział, że te informacje były niedostępne tylko dla niego. Poczuł się wybranym do elity, wiedział, że skoro słyszy to, co słyszy, staje się prawie równy najdoskonalszym i już tylko kwestią czasu jest jego wejście na dziewiąty poziom. Z drugiej strony uzyskana wiedza wywraca jego pewność siebie, rozumie, że na szczycie nie ma wygody i bezpieczeństwa, ale trwa ciągła wojna.
Czy nie możemy ich zniszczyć?
Możemy jedynie zaatakować, zrobiliśmy to wczoraj i sam widzisz, jak wyszło. Tak naprawdę nie mieliśmy do czynienia z jednym, nawet dobrze wytrenowanym człowiekiem. Mieliśmy przeciw sobie ich wszystkich. Nie rozumiemy, jak oni to robią. Niczego nie ukrywają, ale nie umiemy przewidzieć, jak się zachowają. Nie da się wpuścić do nich szpiegów, bo nie mają tajemnic, więc szpiedzy nie mają czego szukać. Nie da się wprowadzić agentów, którzy ich zdemoralizują, bo ich się nie da zdemoralizować pieniędzmi, nasze pieniądze nic dla nich nie znaczą. Nawet brylanty i złoto ich nie przekonują. Opowiadają coś o entropii i algorytmach społecznych, ale to wszystko jakieś kity. Przypuszczamy, że mają mocny protektorat.
Skąd takie przypuszczenie?
Pamiętasz jak wysłaliście strzelca, żeby sprzątnął Chińczyka? Mówił, że weszła ekipa budowlana. Zrobiliśmy dochodzenie, tam nikogo nie mogło być, nie miałby jak się tam dostać. Jednak maszyna do tynkowania została przeniesiona, to wymagało kilku ludzi. To nie pierwszy raz.gdy dzieją się takie rzeczy. Dlatego musimy być ostrożni. Mamy w rękach całą władzę świata, ale oni nie podlegają tej władzy, mimo że przestrzegają wszystkich ustanowionych praw.
Nic nie możemy zrobić?
Możemy pilnować dystansu i ostro reagować na naruszenia strefy działania. Na szczęście już niedługo będziemy silniejsi. Po to organizujemy galę. Master potrzebuje ofiary, musimy zorganizować najstraszniejszy ból, jaki możemy, to karmi naszą potęgę. Pojutrze nasz Pan się pożywi i pozwoli nam pokonać buntowników. To ten Chińczyk zaatakował pierwszy. Nasz Pan go zmiażdży, a ich organizację odda nam pod kontrolę. Na wykonawcę tego wybrał jego najlepszego przyjaciela, on zabije pierwszą ofiarę.
Czym go kupił?
Tym, co zawsze jest marzeniem śmiertelników.
30
Julia nie chciała być prostytutką, walczyła za każdym razem, gdy ją gwałcili. Była poobijana, poraniona i zrozpaczona. Wychowała się w katolickiej, białoruskiej rodzinie, jej ojciec był Polakiem, matka Białorusinką. Zwabiono ją do pracy w hotelu w charakterze pokojówki. Kupił ją Andreas, miał już osiem dziewczyn, które zmusił do posłuszeństwa. Julia zacięła się i zamknęła w sobie. Kiedyś z pomocnikiem wywiózł ją do lasu i kazał kopać dół, zaczęła uciekać. Kiedy ją złapał, przyłożył pistolet do głowy. Modliła się, czekając na śmierć. Był wściekły, zainwestował dwadzieścia tysięcy, bo dziewczyna była ładna, liczył na to, że inwestycja zwróci się w kilka miesięcy. Teraz nie tylko nie chciała pracować, ale jeszcze działała demoralizująco na inne dziewczyny, które zaczęły wybrzydzać na klientów. Musiał szybko coś zrobić. Wcześniej pracował dla Global Amber Service, czasami służył u Gi, zdobył jego zaufanie. To Gi dał mu lokal, kiedy Andreas powiedział, że chciałby podziałać na własną rękę. Oddawał uczciwie dwadzieścia procent firmie, ludzie z GIS podsyłali mu klientów. Interes się rozkręcał, nagle trafił na Julię. To był dla niego poważny problem, nie uwzględnili tego nawet w biznesplanie, który robił z księgowym z firmy, zanim Gi dał mu lokal. Wszystko szło dobrze, przy ośmiu dziewczynach wyciągał średnio dziesięć tysięcy euro dziennie. Czterem ochroniarzom płacił po pięć tysięcy miesięcznie plus premie. Kiedy kupił Julię, wynajął apartament, w którym miała pracować. Czynsz wynosił pięć tysięcy. Jej opór zaskoczył go i doprowadził do wściekłości. Najpierw trzymał ją w piwnicy bez wody i jedzenia. Kiedy nie zmiękła, zbił ją pasem przez mokry ręcznik, żeby nie robić śladów. Kiedy jednak zrozumiał, że się nie ugnie, pobił ją tak, że była cała posiniaczona, w takim stanie nie mógł jej udostępnić klientom. Zrozumiał wtedy, że to chybiona inwestycja. Poprosił o spotkanie z Gi.
Chen codziennie odwiedzał Vivien w szpitalu, tego dnia czuła się lepiej, uśmiechała się do niego, ale nie mówiła, bo jeszcze była zbyt obolała. Chen mieszkał w jej mieszkaniu, Bianka i Andrei też tam nocowali. Peter czasami wracał do Heindok, czasami nocował z nimi wszystkimi. Mieszkanko nie było duże, ale się mieścili. Wieczorami Chen wychodził pobiegać, rano ćwiczył godzinę na skwerku. Teraz jednak mieszkanie było zatłoczone. Kilkanaście osób siedziało w krąg i rozmawiało. Miny mieli poważne. Pierre opowiadał o sytuacji w Brukseli i o zaginionych ludziach. Czasami ktoś dodawał coś od siebie. W pewnej chwili Chen przeprosił wszystkich, powiedział, że idzie pobiegać, dołączyło do niego kilka osób. Po powrocie rozmawiali dalej, ale atmosfera stała się luźniejsza. Po jedenastej wszyscy zasnęli, rano większość wyszła na skwer, poćwiczyć z Chenem. Po powrocie utworzyła się kolejka pod prysznic. Bianka, obudzona przez wychodzących najpierw patrzyła przez okno, potem wyszła na skwer, patrzeć co oni robią. Była zafascynowana, w drodze pod siedzibę GIS podeszła do Chena i spytała co to takiego, co robili na skwerze.
To elementy Tai-Chi i Kung-Fu. Odpowiedział z uśmiechem, polubił tę skromną kobietę.
Długo to robisz?
Będzie prawie trzydzieści lat.
Czy ja jestem za stara, żeby się nauczyć?
Można zacząć w każdym wieku, jeśli chcesz, możemy zacząć od jutra.
Andrei też może?
Oczywiście.
Postaram się go namówić.
Kiedy dochodzili do swoich schodów, już z daleka widzieli, że Lamborghini stoi, jak stało. Dwaj barczyści mężczyźni w garniturach stali obok auta. Kiedy Chen dochodził, skłonili się i już chcieli odejść, gdy Chen poprosił ich gestem o pozostanie. Podszedł i powiedział – ten samochód, ze wszystkim, co jest w środku, zostanie przekazany na cele charytatywne. Mężczyźni skłonili się ponownie i odeszli.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 158 odsłon