Polska transformacja komunizmu w postkomunizm

Obrazek użytkownika Leopold
Blog

Bez pewnego rozeznania mechanizmów naszej transformacji ustrojowej trudno jest dokonać właściwych wyborów politycznych. Wydarzenia sprzed 30 lat wciąż wpływają na nasze życie, dlatego warto zrozumieć istotę wówczas zachodzących procesów.
„Prawda została już ustalona i żadne fakty jej nie zmienią“ – to słynne zdanie znanej dziennikarki odnosiło się do katastrofy smoleńskiej, ale identyczny pogląd na temat polskiej transformacji ustrojowej mają historycy i publicyści głównego nurtu. Jednak mimo spalenia archiwów, ciągle wychodzą nowe fakty i coraz trudniej jest przekonać Polaków, że „Wałęsa przeskoczył płot i obalił komunę“, a przy „okrągłym stole Polak porozumiał się z Polakiem“ itp.
Jak do tego doszło, że po ugodzie okrągłostołowej tak łatwo "Polak Polakowi bezkrwawo oddał władzę“?
Przecież Władysław Gomułka stwierdził "raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy".

Amerykański generał George Patton uważał, że II Wojna Światowa została przegrana: "pokonaliśmy jednego wroga ludzkości, ale umocniliśmy drugiego znacznie gorszego" .
Generał przewidywał, że nierozstrzygnięcie II WŚ spowoduje ogrom nieszczęść i kosztować będzie życie wielu Amerykanów w następnych dziesięcioleciach. Dlatego wraz z premierem Wielkiej Brytanii W. Churchillem był zwolennikiem kontynuowania wojny o zwycięstwo demokracji. Jednak poparcia do kontynuacji wojny w świecie demokratycznym nie było, choć alianci zachodni mieli dużą przewagę (broń atomowa, panowanie w powietrzu i kompletne uzależnienie wojsk sowieckich od amerykańskich dostaw), a ludność wschodu Europy czekała na wyzwolenie.

Dokładnie jak przywidywał Patton, świat demokratyczny zderzył się z wrogimi działaniami sowieckiej agentury natychmiast po zakończeniu II Wojny Światowej.
III program KPZR z 1961 roku zakładał, że "wyzwolony" musi być cały świat, bo pozostawienie nawet jednego kraju kapitalistycznego będzie zagrażać bezpieczeństwu ZSRR ("wykopiemy ostatni słup graniczny, będziemy kapać się w Gangesie" – słowa pieśni komsomolców). Konieczność opanowania świata miała wynikać z „obiektywnego prawa historii“ – po kapitalizmie, musiał nastąpić komunizm.

Gdy okazało się, że założenia III programu partii (prześcignięcie poziomu życia rozwiniętych krajów kapitalistycznych w ciągu 20 lat) nie mają szans realizacji, postanowiono odrzucić niewydolny system gospodarczy i przejść na gospodarkę rynkową, a także wytworzyć pozory demokracji. Jednak program opanowania całego świata pozostał. W tym celu potrzebne było gigantyczne oszustwo, aby zmylić zachodnie społeczeństwa i przekonać ludzi, że komunizm już im nie zagraża. Wytworzono tzw. "pierestrojkę".

Pierwsze znaki przygotowań do pierestrojki można znaleźć pod koniec lat 60 - nastąpiła zmiana filozofii w tajnych służbach. Stopniowo odstąpiono od brutalnych represji na rzecz „zarządzania postrzeganiem”. Od szpiclowania na rzecz agentury wpływu. Niepomiernie wzrosłą rola „inżynierów dusz” – dziennikarzy.

W latach 70 ub. wieku z inicjatywy KGB w Helsinkach powołano Konferencję Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (uczestniczyły też USA i Kanada), a jej celem miało być rozbrojenie i "budowa wzajemnego zaufania". Faktycznie chodziło o osłabienie czujności państw zachodnich. Konferencję organizował i czuwał nad jej przebiegiem agent KGB "Timo".

Najważniejsze dla KGB był „trzeci koszyk“ KBWE dotyczący praw człowieka. Umożliwił powstanie legalnej opozycji w krajach komunistycznych. Po wieloletnim uwiarygodnianiu „dysydenci“ posłużyli do pozorowania demokracji w pierestrojce – to im „przekazano władzę”.

KGB - "miecz i tarcza" partii komunistycznej - była organizatorem "pierestrojki" i po 1989 roku instalowała "demokrację" w krajach kontrolowanych przez ZSRR.

Szef KGB Szelepin zalecił:
Przygotowanie fałszywej opozycji podczas wprowadzania kontrolowanej demokracji. Wykorzystywanie agentów wpływu, rekrutujących się spośród wybitnych pisarzy, naukowców, przedstawicieli związków zawodowych, narodowców i przywódców religijnych.

Fałszywa opozycja okazała się nadzwyczaj użyteczna w manipulowaniu "Solidarnością".
Ogromny rozrost "Solidarności "(10 mln!) spowodował utratę kontroli operacyjnej nad procesem.
Nastąpiła seria konsultacji z sowietami w Białowieży i decyzja o siłowej likwidacji związku. Potrzebne było 8 lat i stan wojenny zanim służby "wyprostowały" sytuację.

Aż z 8-letnim wyprzedzeniem komuniści przygotowywali kadry, którym zamierzali przekazać władzę, bo już w 1981 roku znana była ekipa do "rządzenia" Polską po "upadku komunizmu". Przyszli mężowie stanu zostali internowani w ośrodku wypoczynkowym w Jaworzu na terenie poligonu drawskiego. Uwiarygodniali się tu także konfidenci "z górnej półki": późniejszy szef radiokomitetu Drawicz (TW "Kowalski"), literat Szczypiorski (TW "Mirek"), redaktorzy Gazety Wyborczej Maleszka (TW "Ketman") i Karkosza (TW "Monika").

W Jaworzu warunki były znacznie lepsze (inni trzymani byli w więzieniach) – z Koszalina przyjeżdżał biskup odprawiać mszę, Geremek miał swój ulubiony holenderski tytoń do fajki itp.

Tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego dr Jerzy Milewski (TW "Franciszek") udał się na czele delegacji władz "Solidarności" do Nowego Yorku. Po wprowadzeniu stanu wojennego 13 XII 81 nie wrócił do kraju, lecz założył w Brukseli Biuro Koordynacyjne Solidarności.

Brukselska "ambasada" Związku była pod stałym nadzorem SB. Zagraniczne centrale związkowe i zwykli ludzie wpłacali pieniądze na pomoc dla "Solidarności", a woził je do Gdańska Zdzisław Pietkun (TW "Irmina") - działacz Ruchu Młodej Polski. Miliony dolarów zostały w całości przechwycone przez SB i prawdopodobnie wytworzyły "Trójmiejską Sycylię".
W III RP Milewski (TW „Franciszek“) był przewodniczącym Biura Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie Wałęsie (TW „Bolek“) i prezydencie Kwaśniewskim (TW „Alek“).

Niektórzy działacze związkowi zrobili ogromną karierę w III RP.
Michał Boni (TW „Znak“) „mózg Platformy“ i eurodeputowany.
Władysław Frasyniuk - „wyjechał z podziemia kolumną ciężarówek“ (słowa A. Gwiazdy) Bogdan Borusewicz dysponent „podziemnych“ pieniędzy Solidarności, obecnie marszałek Senatu.
Znający plany komunistów Anatolij Golicyn pisał z pięcioletnim wyprzedzeniem (już w 1984 roku!), że Solidarność zostanie reaktywowana i nastąpi „zgoda narodowa“ – powstanie rząd koalicyjny, w którym znajdą się „konstruktywni opozycjoniści“, „reformatorzy partyjni“, „katolicy i kilku liberałów.“ Dokładnie tak się stało.

Ciekawostką może być fakt, że pierestrojka w Nikaragui była niemal dosłowną kopią polskiej pierestrojki, pomimo nieco innych bezpośrednich organizatorów. W krajach Europy pierestrojkę pilotował Aleksandr Jakowlew z I Zarządu Głównego (PGU) KGB, a w Nikaragui proces przebiegał pod nadzorem wydziału 8 d/s Ameryki Łacińskiej II Zarządu Głównego (WGU) KGB. Stan wojenny został wprowadzony nieco później, ale zniesiony dokładnie w tym samym czasie. W ramach "zgody narodowej" na prezydenta wybrano "Jaruzelskiego Nikaragui" – przywódcę rewolucji Daniela Ortegę, ale odprawiono kubańskich doradców i oddano władzę opozycji zachowując jednak resorty siłowe. W wyborach w 2006 komuniści wrócili do władzy, ale już jako demokraci (w kraju nie ma żadnego komunisty!) i są oligarchami, kapitalistami i latyfundystami...

Niewątpliwie generał Kiszczak był centralną postacią polskiej "pierestrojki" – on animował wszystkie postacie zaangażowane w ten proces. Dlatego można wierzyć wdowie po Kiszczaku, gdy twierdziła, że "jej mąż wprowadził w Polsce demokrację", a "Wałęsa zawdzięcza Nobla mężowi" (gen. Kiszczak: „Spokojnie towarzysze. Scenariusz okrągłego stołu napisała partia, a jego realizacja przebiega niezmiennie na warunkach przez nas dyktowanych“).

Jacek Kuroń po aresztowaniu Macierewicza, przejął KOR i posiadał monopol na łączność ze "światem", bo był właścicielem "magicznego telefonu" (nr 393-965). Inne telefony były podsłuchiwane i wyłączane, ale Kuroń mógł zawsze nadać informacje z Polski do swojego kolegi Eugeniusza Smolara (KO „Korzec”), który był kierownikiem sekcji polskiej BBC.
Wiadomości wracały do kraju przez zagraniczne rozgłośnie i pomogły wylansować „właściwych“ opozycjonistów Inni dostali etykietkę „oszołomów“ (A. Golicyn: "należy z rezerwą podchodzić do dysydentów mających dostęp do zachodniej opinii publicznej - prawdopodobnie nadają oni przekaz od KGB").

Najbardziej skłonne do dialogu z komunistami okazały się zdolne dzieci stalinowskich funkcjonariuszy frakcji "puławian" usuniętej w 1968 r. przez czystki antysemickie. Ci ludzie działali na emigracji jako antykomuniści, ale wrócili do kraju, by walczyć o demokrację, gdy nadarzyła się szansa na "zgodę narodową" (czyli pojednanie zwaśnionych frakcji komunistycznych).

Na długo przed "okrągłym stołem" Jacek Kuroń prowadził rokowania polityczne, które były zalegendowane jako przesłuchania SB („represje”).

Gen. Kiszczak o budowie sceny politycznej w III RP:
„SB może i powinna kreować różne stowarzyszenia, czy nawet partie polityczne, głęboko infiltrować istniejące. Gremia kierownicze tych organizacji, muszą być przez nas operacyjnie opanowane. Musimy sobie zapewnić oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i polityki“ (1990r)

„Największe oszustwo w dziejach ludzkości” - tak nazwał pierestrojkę brytyjski sowietolog Christopher Story. Nazwał on „demokratyzmem” system w którym są partie, są wybory, ale zawsze wygrywa KGB, bo wszyscy kandydaci są nominatami KGB.
Story ostrzegał:
Pozorna demokratyzacja sowietów miała na celu rozbrojenie (moralne i fizyczne) Zachodu. Podczas gdy świat cieszył się z „końca historii” radził:
„Przestać pomagać, zakończyć współpracę gospodarczą prowadzącą do uzależnienia i zbroić się jak szaleni”

W KGB wypracowano system przypominający demokrację, ale gwarantujący trwałość rządów komunistów.
Jak działał system można prześledzić na pierwszych wolnych wyborach w 1991 roku. Kiszczak wprowadził do Sejmu 64 swoich agentów. Gdyby byli na jednej liście, wygraliby wybory i utworzyli rząd. Jednak byli rozprowadzeni po całym spektrum politycznym. Byli gwarantem ciągłości władzy komunistów niezależnie od wyników wyborów.
"Demokratyzm" funkcjonował perfekcyjnie kilkanaście lat aż do roku 2005, kiedy wygrał PiS. Był to szok dla twórców systemu, stąd drastyczna decyzja o likwidacji całej "ekipy Kaczyńskich". Jedyną partią antysystemową w pierwszych wyborach była partia Jarosława Kaczyńskiego.
Nie było w niej agentów, więc nie było możliwości "operacyjnego oddziaływania i kreowania jej polityki". Kaczyński stając "w poprzek pierestrojki" zderzył się z całą potęgą sowieckich służb i stał się "czarnym ludem" Europy. Dlatego jest przedmiotem furiackich ataków trwających do dziś.

„Trzeba go wszelkimi metodami zwalczać. Obmową, działaniami operacyjnymi, wprowadzaniem agentury“ - to fragment instrukcji z 2006 roku pułkownika Lesiaka (funkcjonariusz SB i UOP, protegowany Jacka Kuronia) dotyczącej Jarosława Kaczyńskiego.

Pochodząca z dobrej rodziny (tata redaktor "Młodzieży Stalinowskiej") Agnieszka Holland o Kaczyńskim:
"Poraniony psychopata (...) byłby gotów ryzykować życie potencjalnie setek, może tysięcy osób, w środku szalejącej pandemii posyłając naród na wybory".

Donald Tusk: „Największym złem jest PiS, którego bez żadnych moralnych zahamowań trzeba zwalczać każdym dostępnym sposobem. To musi stać się jedynym programem politycznym na dziś całej opozycji pod moim dowództwem. Zjednoczenie się opozycji, którą podejmuję się kierować, będzie dowodem patriotyzmu”.

Adam Michnik z wywiadu dla czeskiej telewizji:
"To jest destrukcja polskiego wojska, to jest destrukcja systemu państwa prawa, to jest destrukcja trójpodziału władzy. Jeżeli chodzi o Polskę, to ja się bardziej obawiam rządów partii Jarosława Kaczyńskiego niż Putina. Uważam, że jest to polityk bardzo niebezpieczny i dla Rosji, i dla świata". (2017)

Kaczyńskiego zwalczają także profesorowie:
prof. Czapiński: „U Kaczyńskiego znalazłem ton totalitarny“
prof. Szacki: „Kaczyński gra narodem w swym politycznym pokerze“
prof. Krzemiński: „Kaczyński postawił sobie za cel opanowanie państwa polskiego i budowania autorytarnego ładu".

Belgijski „Le Soir“ - wiadomość o wyborze prezydenta Komorowskiego w 2010 roku:
„Świat odetchnął z ulgą! skrajny nacjonalista Jarosław Kaczyński nie został prezydentem”.

Jarosław Kaczyński w debacie telewizyjnej w 1993 r. powiedział, że w Polsce nigdy nie będzie kapitalizmu, jeśli nie będzie dekomunizacji, bo istotą kapitalizmu jest wolna konkurencja, zaś komuniści "na starcie" mają olbrzymią przewagę.

Pogromcami prób dekomunizacji byli sędziowie Andrzej Zoll i Jerzy Stępień, a utworzony w 1985 roku Trybunał Konstytucyjny jako bezpiecznik przeciw aktom prawnym niekorzystnym dla komunistów, zadziałał perfekcyjnie.
Sędzia Zoll w 1992 roku „odrzucił w całości“ ustawę dekomunizacyjną z powodu jej „niezgodności z konstytucją“.
Sędzia Stępień w 2007 roku uznał, że ustawa „godzi w prawa człowieka“ i nie powinna „zaspokajać żądzy zemsty“.

Spośród krajów bloku sowieckiego, tylko w Polsce i Mołdawii nie przeprowadzono dekomunizacji, czyli pozbawienia przywilejów i wpływu na życie publiczne osób uwikłanych w działalność komunistycznych służb.
Wielkim przeciwnikiem dekomunizacji i lustracji był Adam Michnik, a kierowana przez niego Gazeta Wyborcza stanowiła "parasol ochronny" nad komunistami.

Stefan Kisielewski pierwszy wyraził przypuszczenie, że oprócz Wałęsy, także Michnik jest kontrolowany przez Kiszczaka.

Kształt sceny medialnej został ustalony podczas obrad "okrągłego stołu" w tzw. "podstoliku medialnym". Jednym z jego przewodniczących był Adam Michnik jako przedstawiciel "Solidarności", a drugim Jerzy Urban – rzecznik prasowy komunistów. Dziś możemy przypuszczać, że panowie mimo różnych afiliacji, "grali w jednej drużynie“ (gen. Kiszczak:„naszych przeciwników politycznych medialnie wdepczemy w ziemię“).

W wyniku obrad "okrągłego stołu" środowiska skupione wokół Gazety Wyborczej, a wywodzące się z dawnej frakcji "puławian" i mające liczne kontakty międzynarodowe, uzyskały pozycję dominującą. Widać to zwłaszcza w mediach, kulturze, sądownictwie i (do niedawna) w dyplomacji. Gazeta Wyborcza na 30 lat zawładnęła umysłami Polaków.

W nowoczesnych gmachach Agory i TVN urzędują tysiące pracowników  medialnych oddelegowanych na odcinek „zarządzania postrzeganiem“. Ich praca przynosi wymierne efekty:
W pierwszych wolnych wyborach (1991) na komunistów głosowało 20 % społeczeństwa, dziś na ich sukcesorów jest skłonna głosować połowa narodu.
Jeszcze w 2008 roku 71 % ludzi deklarowało gotowość oddania życia za Ojczyznę. W 2014 już tylko 17 %...
Równocześnie znacznie spadł odsetek praktykujących katolików, na co mogła mieć wpływ „misja cywilizacyjna“ dziennikarzy.
Uciekinier z KGB Jurij Bezmienow radził: „Trzymaj się swojej religii”, gdyż służbom sowieckim najtrudniej jest manipulować ludźmi wierzącymi.
Najlepszym remedium na manipulacje medialne jest wiedza – znajomość faktów.

Bezmienow radził także, by dokładnie obserwować i sprawdzać źródła finansowania tysięcy „organizacji pożytku społecznego“ (NGO) – to za ich pośrednictwem sowieci atakują zachodnie społeczeństwa poczynając od destrukcji systemu wartości.

Cdn

 

 

 

 

 

 

 

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (13 głosów)

Komentarze

żadnej transformacji, ale transmutacja. I to werbalna na dodatek.

Vote up!
2
Vote down!
0
#1649710

Dziś takim mieczem i tarczą partii (czyli peło) są tzw lotne brygady opozycji (LBO, taka ciekawostka, że to ich OFICJALNA nazwa!). Trzeba to zwalczyć, bo mogą sfałszować wybory.

Vote up!
3
Vote down!
0

Евросоюз, идите вы в жопу!

#1649720

"Sędzia Zoll w 1992 roku „odrzucił w całości“ ustawę dekomunizacyjną z powodu jej „niezgodności z konstytucją“." No i Prezydent odrzucił reformę w sądownictwie.

Vote up!
2
Vote down!
0
#1649749