Co to jest LGBT?

Obrazek użytkownika Leopold
Blog

Zamieszczam tekst Jacka Jadackiego, który niezależnie od tego, że jest pianistą, zajmuje się niejako zawodowo precyzją wypowiedzi. Krótki tekst w sposób jasny definiuje pojęcia i porządkuje chaos znaczeniowy związany ze skrótem LGBT.

 

1. „LGBT” jest skrótem wyrażenia „lesbijki, geje, biseksualiści i transseksualiści”. W dyskusjach – zwłaszcza politycznych – skrót ten jest używany, celowo lub nieświadomie, w bardzo różnych znaczeniach, wskutek czego znakomicie nadaje się do manipulacji opinią publiczną. Jeśli chcemy się oprzeć takiej manipulacji – lub jeśli brzydzimy się techniką manipulacji innymi ludźmi – powinniśmy zdawać sobie sprawę z tej wieloznaczności i żądać od tych, którzy się tym skrótem posługują, aby jasno określili, o które znaczenie im w danym wypadku chodzi.

Główne zaś znaczenia „LGBT” są takie.

 

2. W pierwszym sensie – nazwijmy go „grupowym” – skrót „LGBT” odnosi się do ogółu osób, które są lesbijkami, gejami, biseksualistami lub transseksualistami. Zauważmy, że grupa ta jest niejednorodna; z jednej strony należą do niej osoby o skłonnościach nie-heteroseksualnych (homoseksualiści lub biseksuliści), z drugiej strony należą do niej osoby, które w taki czy inny sposób zmieniły płeć (transseksualiści).

Cóż można ogólnie powiedzieć o wszystkich elgiebetowcach (nazwijmy tak ludzi należących do grupy LGBT) jako takich? Na pewno, że istnieją. Czy coś jeszcze?

 

3. Żeby odpowiedzialnie powiedzieć coś jeszcze, trzeba przeprowadzić odpowiednie badania – w szczególności badania naukowe. Chodziłoby o badania nad ewentualnymi korelacjami między płcią, skłonnościami homoseksualnymi i zmianą płci – a zainteresowaniami, postawami, zdolnościami, twórczością itd. W związku z zainteresowaniem problematyką takich badań – powstała nawet specjalna dyscyplina naukowa, zwana z angielska „gender studies”, którą po polsku zgrabniej byłoby nazwać „genderystyką” (analogicznie np. do takich terminów, jak „germanistyka”, „polonistyka” itp.). I to jest drugi sens – można go nazwać „teoretycznym” – wiązany z „LGBT”. Nawiasem mówiąc – za część genderystyki można uważać feministykę, a więc badania nad korelacjami między płcią żeńską a zainteresowaniami, postawami, zdolnościami, twórczością itd.

Co można powiedzieć o tej dyscyplinie? Na pewno, że jest w powijakach; że nie dopracowała się jeszcze żadnej teorii spełniającej kryteria naukowe; że jest co najwyżej zbiorem niepowiązanych ze sobą hipotez. Poza tym – ze względu na to, że przedmiot zainteresowań genderystyki należy do sfery intymnej, niektóre badania w tej dziedzinie (medyczne, psychologiczne, socjologiczne) natrafiają i natrafiać będą na poważne trudności.

 

4. Jednakże poza sensem grupowym („elgiebetowcy”) i teoretycznym („genderystyka”) – jest jeszcze doktrynalny sens „LGBT”. Można by na jego oznaczenie użyć terminu „genderyzm”.

Przez „doktrynę” rozumie się zbiór ocen i nakazów, które wyznawca doktryny chciałby narzucić sobie lub innym ludziom jako nakazy ich obowiązujące. O co chodzi w doktrynie genderyzmu?

Ma ona różne wersje, ale na ogół chodzi w niej o to, aby elgiebetowcom przyznane zostały określone prawa lub aby nie-elgiebetowcom odebrane zostały określone prawa.

Z genderyzmem bywa łączony feminizm, a więc doktryna zgodnie z którą to właśnie kobietom powinny zostać przyznane określone prawa.

 

5. Zarówno w odniesieniu do elgiebetowców, jak i do genderystyki (lub feministyki), odpowiedzialny polityk powinien zachować całkowitą neutralność. Nie powinien więc np. publicznie obrażać elgiebetowców (podobnie zresztą jak innych ludzi), ani odmawiać komukolwiek prawa do uprawiania genederystyki (podobnie zresztą jak innych dyscyplin).

Inne powinno być stanowisko odpowiedzialnego polityka wobec doktryny genderyzmu (lub feminizmu). Powinno to być mianowicie stanowisko zróżnicowane – w zależności od tego, wprowadzenie jakich nakazów-praw zwolennicy doktryny genderyzmu postulują i jak to uzasadniają. Od razu warto zaznaczyć, że mówienie o zbiorze elgiebetowców jako mniejszości jest zwykłym chwytem erystycznym. Przez „mniejszość” w kontekście praw rozumiało się tradycyjnie mniejszość etniczną (np. mniejszość niemiecką czy ukraińską w Polsce), której większość etniczna przyznaje dobrowolnie lub pod przymusem (np. określonych traktatów pokojowych po zmianie granic) pewne prawa obywatelskie, np. prawo do używania swojego języka w lokalnych urzędach, szkołach itd. Zachowajmy ten tradycyjny sens słowa „mniejszość” do kontekstu „mniejszość etniczna”. Z tego, że elgiebetowców jest – zdecydowanie – mniej niż nie-elgiebetowców, nie płyną automatycznie żadne zobowiązania tych drugich wobec tych pierwszych!

 

6. Rozważmy teraz przykładowo cztery postulaty genderystów, a więc zwolenników genderyzmu (których należy odróżniać od genderowców, a więc badaczy uprawiających genderystykę).

Pierwszy postulat – to przyznanie parom homoseksualnym prawa do zawierania związków o charakterze małżeńskim. Nie widać powodów, aby rozsądny polityk był przeciw przyjęciu takiego prawa – z dwoma zastrzeżeniami: (a) związek taki nie powinien nazywać się w języku prawa „małżeństwem” (analogicznie jak elgiebetowców nie powinno nazywać się „mniejszością”), lecz np. „związkiem partnerskim”; (b) pozostawanie w takim związku partnerskim dawałoby ściśle określone i dokładnie wskazane uprawnienia, np. uprawnienie do dziedziczenia, do emerytury po współpartnerze itp. Zalegalizowanie takich związków partnerskich wymagałoby zresztą przedyskutowania zakresu wspomnianych uprawnień, np. tego, czy w związki takie mogą wstępować tylko dwie, czy np. także więcej (ile?) osób.

Drugi postulat – to przyznanie członkom związków partnerskich prawa do adopcji dzieci. Tutaj odpowiedzialny – a zwłaszcza konserwatywny – polityk powinien zając stanowisko negatywne. Wpływ środowiska homoseksualnego na rozwój – zwłaszcza psychiczny – dziecka nie został dotąd w sposób poważny zbadany, a jego naukowe badanie wiązałoby się z koniecznością dokonywania eksperymentów na ludziach bez ich woli (dzieci takiej woli wyrażać nie są w stanie), co powszechnie jest uznawane za niedopuszczalne.

Trzeci postulat – to przyznanie osobom pragnącym dokonać transwersji płciowej prawa do dokonywania owej transwersji na koszt państwa. Tutaj sprawa jest stosunkowo prosta. Państwo – w ramach ubezpieczeń – powinno pomagać obywatelom leczyć choroby; jeśli przeżywanie chęci zmiany płci nie jest chorobą, lecz czymś naturalnym, jak mówią niektórzy genderyści, to nie może tu być mowy o leczeniu; jeśli zaś jest chorobą, to właściwym lekarzom należy pozostawić decyzję, jak powinna przy takich objawach wyglądać terapia.

Czwarty postulat – to wprowadzenie do szkół obowiązku prezentowania a nawet propagowania, w takiej czy innej postaci, doktryny genderyzmu. Tutaj – podobnie jak w wypadku propagowania dowolnej innej doktryny (czyli – przypomnijmy – systemu ocen i nakazów) – odpowiedzialny polityk powinien stawiać twardy warunek, aby taka propaganda odbywać się mogła wyłącznie za pisemną zgodą rodziców. Jednym z argumentów na rzecz wprowadzenia takiego warunku jest potrzeba uniknięcia dysonansu aksjologicznego na styku szkoła-dom. Nawiasem mówiąc, jeśli szkoła ma pozostać neutralna pod tym względem (a jest to wielka wartość, o którą warto zabiegać), to dodatkowym warunkiem prezentowania genderyzmu, i argumentów genderystów, powinno być jednoczesne prezentowanie anty-genederyzmu i argumentów anty-genderystów.

 

7. Na zakończenie – uwaga dotycząca relacji między religią, w szczególności katolicyzmem, a doktryną genderyzmu. Jeśli zgodnie z katolicyzmem współżycie homoseksualne jest grzechem, to ktoś, kto jest katolikiem musi uważać je za grzech. Sprawa grzeszności transwersji nie jest chyba w katolicyzmie przesądzona.

Trzeba jednak pamiętać, że – w każdym razie w Polsce – nie ma obowiązku być katolikiem, a kto nie jest katolikiem nie musi uważać homoseksualizmu i biseksualizmu za grzech, chociaż oczywiście może uważać te skłonności za naganne. Nie-katolik nie może jednak katolikom odmawiać prawa do takiej oceny i publicznego wyrażania tej oceny – przyznając zarazem sobie prawo do aprobaty a nawet publicznej gloryfikacji tych skłonności.

Brak głosów