O dwóch zdaniach z „HiT”-u Wojciecha Roszkowskiego

Obrazek użytkownika Józef Wieczorek
Kraj

W książce Wojciecha Roszkowskiego „Historia i Teraźniejszość” przeznaczonej dla licealistów znalazłem jakże trafne zdania odnoszące się zarówno do historii, jak i teraźniejszości w domenie akademickiej.

Jedno brzmi: „Wprawdzie nakłady na naukę i technikę wzrosły w l. 1970–1975 ponad dwukrotnie, ale nie dawały spodziewanych efektów, gdyż opierały się na fałszywym założeniu, że pieniądze autonomicznie zwiększą wydajność twórców”. Ale to fałszywe założenie tak się wbiło w teraźniejszość, że jest lansowane powszechnie, a inaczej uważających po prostu anuluje się z przestrzeni publicznej. W stosunku do PRL nakłady na naukę wzrosły wielokrotnie, a poziom nauki się nie podniósł, a może obniżył. W rankingach światowych nawet najlepsze nasze uczelnie lokowane są na pozycjach podobnych albo niższych od pozycji uczelni biednych krajów afrykańskich. Dlaczego nie daje to do myślenia ani związkowcom, walczącym tylko o podwyżki płac, ani decydentom, starającym się sprostać żądaniom płacowym? Zwiększenie finansowania wadliwego systemu poprawy nie przyniesie i bez przeprowadzenia fundamentalnych reform domeny akademickiej tak naprawdę nie możemy na to liczyć.

Drugie, jakże trafne, zdanie o nauce w latach 70., niestety nie rozwinięte w czasie i przestrzeni, brzmi: „Prace mające autentyczną wartość powstawały często niezależnie od całego tego systemu, a nawet wbrew niemu”. Tak właśnie było w PRL i nie przestało być do dziś, mimo licznych – niestety pozornych – reform systemu. Nadal system odrzuca niewygodnych pasjonatów nauki, których praca ma autentyczną wartość, ale zmuszonych do funkcjonowania poza systemem. Mamy wolną Polskę, ale wolność w nauce jest reglamentowana, a prawda źle widziana. Antykultura unieważniania została opanowana perfekcyjnie, zarówno w historii, jak i w teraźniejszości, i pozostaje nam tylko być dumnymi z naszych uniwersytetów z ogromną liczbą profesorów. I tą dumą nie może zachwiać nawet to, że są one na ogół niżej notowane od uczelni Bangladeszu, Zambii, Etiopii, Nigerii…

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.7 (9 głosów)

Komentarze

Za kilka lat, kiedy już pojawią się owoce tzw. edukacji włączającej, "inkluzywnej", która nie pozwala wymagać od uczniów zbyt wiele, na uczelnie trafią "abiturienci", którzy będą mieli poziom dawnej zasadniczej szkoły zawodowej, a uczelnie też będą inkluzywnie edukować  (jakby to teraz robiły "ekskluzywnie") i produkować "inteligentów", którzy nie tylko nie będą mieli jakiejś wiedzy ogólnej o świecie, ale ze swojej dziedziny będą ignorantami. Może docelowo jest to celowe działanie, by już nikt się nie mógł, bo nie będzie miał intelektualnych kwalifikacji, przeciwstawić "strategii zrównoważonego rozwoju", którego "edukacja włączająca" jest integralną częścią i na którą idą potężne nakłady z UE. A może też docelowo chodzi o to, by Polak był niedokształconym parobkiem na europejskim rynku. Nawet z tym dyplomem, który będzie mu się należał, żeby go "nie wykluczać". A wykluczony w rzeczywistości będzie i tak.

Vote up!
4
Vote down!
-1
#1648345