Czy nasz dobry kolega mógł być w tajnych służbach?

Obrazek użytkownika jazgdyni
Blog

Tajne służby, wbrew lekceważącej opinii, licznych zazdrosnych nieudaczników, to nie przelewki. Werbuje się tylko najlepszych. lecz to nie koniec - muszą oni spełniać pewne kryteria.

 

 

 

 

No właśnie... dlaczego nie mógłby zostać tajnym, profesjonalnym agentem, albo szpiegiem, jeżeli taki dosyć marny agent, jak Gromosłw Czempiński (dwukrotnie zdekonspirowany dosyć szybko - w Chicago, jako "Roy" i w Genewie z pseudonimem "Aca" - został przez Mariana Zacharskiego nazwany zwykłym głupkiem. A Zacharski to nie byle kto. Niemalże Kukliński komunistów. To o nim Czesław Kiszczak powiedział - "Był największym polskim szpiegiem... spośród wykrytych.".A generał Henryk Jasik: - "To perła wśród oficerów UOP, ma w stopniu najwyższym rozwinięte takie cechy jak świadomość misji, odwaga i umiejętność podjęcia ryzyka."

A jednak Czempiński został przyjęty do tajnych służb.

Więc jeśli i on, to także nasz dobry kolega musiałby spełniać „kryteria pracownika Departamentu I MSW”, które w grudniu 1971 r. określił sam dyrektor wywiadu cywilnego płk Józef Osek, „Skrystalizowany materialistyczny światopogląd”, „przynależność do PZPR”, „prawidłowa ocena polityczna zjawisk i wydarzeń w świecie i PRL”, „całkowita akceptacja i aktywne poparcie programu i linii politycznej PZPR”, „uzdolnienia organizatorskie”, „łatwość wysławiania się, formułowania myśli, poglądów i argumentów” -to jedne z najważniejszych kryterów przy rekrutacjina agenta tajnych służb,

Tak więc i nasz dobry kolega, by wreszcie zostałć przyjęty na kurs do nowo utworzonego Ośrodka Kształcenia Kadr Wywiadowczych w Kiejkutach., takie kryteria oczywiście też musiałby spełniać.

 

Tylko... to nie wszystko. W świecie szpiegów, tajnych agentówi służb specjalnych istnieje tajny, poufny dokument/instrukcja, dla szefów i oficerów werbunkowych, jak należy wybierać i kwalifikować osoby z predyspozycjami do takiej pracy i co należy brać pod uwagę, by zapewnić skuteczność, wierność i nieuchwytność agenta.

Tu mamy pierwszy poważny minus. Nasz dobry kolega nie ukończył żadnej prestiżowej wyższej uczelni i to jeszcze w piątce najlepszych absolwentów na roku. To na takich przyszłych współpracowników polowało się w pierwszej kolejnosci.

Jednakże ta tajna instrukcja (mnie mignęła tylko raz), która, podejrzewam jest jednakowa dla wszystkich służb na świecie, rozpatruje jeszcze ważniejsze sprawy prześwietlając kandydata.

 

Werbujacy swojego agenta zwracają uwagę analizując przeszłość (gdy kandydowałem do pracy quasi - dyplomatycznej w międzynarodowej organizacji INMARSAT, to ankieta personalna (moja i żony) miała 26 stron do wypełnienia i sięgała danych dziadków i babć) na posiadanie sztuki przetrwania kandydata. Na umiejętność zmiany własnej tożsamości i maskowanie wszystkiego czym się jest i co się czuje.

I tutaj często idealnymi kandydatami byli ludzie, którzy prowadzili podwójne życie na długo przedtem, nim wstąpili do rządowej agencji.

Byli wśród nich ukrywający się homoseksualiści, niewierni mężowie z bogatych posiadłości, hazardziści i narkomani, alkoholicy i zboczeńcy. Każdy z takich nosił inne brzemię, ale wszyscy mieli ogromne doświadczenie w przekonywaniu świata o wiarygodności iluzji, którą wokół siebie stworzyli. Przyjęcie kolejnej fałszywej tożsamości i rozpoczęcie służby dla rządu było dla nich łatwym i naturalnym skokiem do góry.

Jeżeli werbunek był w końcu pozytywny, to kończyło go memorandum. Nie umowa, a właśnie memorandum. Takie klasyczne - bez adresu, bez podpisu i bez pieczęci. I zawsze zawierało stwierdzenie, że "z nikim nie bedę się dzielił tym, co wiem".

 

Tak więc zapytajmy ponownie, czy nasz dobry kolega mógł zostać prawdziwym agentem?

Widać chyba dokładnie, że nie. Ale lubił taką aurę roztaczać...

Warto tutaj powiedzieć, że tajni agenci nienawidzili i pogardzali esbecją. I tak chyba jest do dzisiaj.

 

W listopadzie chowaliśmy po tragicznej śmierci starego już szpiega. Będąc już wolny, na emeryturze, nigdy nikomu nic nie powiedział. Wytrwał do końca i nigdy nie został zdekonspirowany.. Czyli według kryteriów Kiszczaka był lepszy od generała Zacharskiego. Nasza kilkudziesięcioosobowa grupa żałobników wokół wykopanego grobu, na małym sopockim cmentarzu, z pomiędzy drzew na małym wzniesieniu, była dyskretnie filmowana przez dwóch mężczyzn.

No to już jestem w kolejnej kartotece......

 

 

 

"Miałem ustalić, jaka jest głębia penetracji rosyjskich służb w Polsce. A więc grałem w tenisa i rozmawiałem z rosyjskimi dyplomatami. Dowiadywałem się ciekawych rzeczy o atmosferze w ambasadzie, o animozjach między oficerami, o tym, na czym koncentrują się w swojej pracy. Opowiadali mi, jakie mają problemy osobiste: na kogo wścieka się żona, „bo za dużo pracuje”, że jak chce się mieć w służbowym mieszkaniu dywan, to trzeba za niego ekstra zapłacić. Miałem informacje z zamkniętych spotkań. Na jednym z nich np. dyplomata Nikołaj Prilepa, pracownik konsulatu w Krakowie, stwierdził, że polski naród w całości nadaje się do gazu. Zbierałem wiele tych rozmaitych danych, by wytypować osoby, które mogą być podatne na naszą perswazję i stać się źródłami naszych służb. Normalne zajęcie oficera wywiadu..."Źródło: dziennik.pl, 31 października 2008

Marian Włodzimierz Zacharski (ur. 1951) – generał brygady, funkcjonariusz polskiego wywiadu

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (7 głosów)

Komentarze

Pewnie o tym aj waju obaj myślimy
Ale to tylko gumowe ucho nie agent
Howgh

 

Vote up!
3
Vote down!
0
#1598033

Jak możesz o nim tak myśleć?!

To biedny, nieszczęśliwy człowiek.

A teraz jak dziecko,któremu zabrano ulubiony smoczek.

Pzdr

 

Ps. Twój ulubiony kolega potrzebowałparu godzin, by jednak sięgnąć do piwnicy. Ale sięgnął, jakmówiłem.

Vote up!
3
Vote down!
0

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#1598036