O pewnych aspektach językoznawstwa

Obrazek użytkownika Honic
Kraj

    Oczywiście największym językoznawcą był towarzysz Stalin. Tu chciałbym uspokoić ewentualnych zaniepokojonych; prawdziwe (znaczy, nie marksistowsko-leninowskie) językoznawstwo jest ciekawe, a dla mnie odtwarzanie dawych języków świadczących o pokrewieństwie tak genetycznym jak kulturowym ludzkich plemion i narodów bardzo interesujące.
Z tej przyczyny, a może trochę przypadkiem wdepnąłem hulając po internecie na wikipediowe strony dotyczące gender.
   Poczytałem, no i nawet bliski byłem współczucia dla feministek które ubolewają że w pewnych grupach znaczeń wyrazów według nich płeć męska jest preferowana, z ideowego punktu widzenia poniekąd niesłusznie.
I tu nasze drogi się rozeszły wyraźnie.
    Na przykład członek (np. instytucji) poczuwający się do rodzaju żeńskiego. Członkini? To brzmi dziwnie i cokolwiek egzotycznie. Ze swojej strony złośliwie proponowałbym neologizm "członka". Prosty, zgodny z zasadami jezykowymi, a ponadto oddający kwintesencję dążeń feministek. Takie próby mają zresztą swoją historię, vide "Włatcy Móch" z neologizmami w rodzaju "pedałka" czy "Anusiak ty sromie".
    W tym ostatnim przypadku przytoczony wyraz jest jakby rodzaju męskiego i w taki też sposób odmienia się przez przypadki, choć trudno o bardziej "żeński" rzeczownik. Oczywiście są wyrazy bliskoznaczne o prawomyślnie żeńskim wydźwięku i odmianie gramatycznej, po części jednak (zapewne na skutek zakamuflowanych działań maskulinistów) uważane za wulgarne. Ciekawe czy feministki będą próbowały poradzić sobie z tym kłopotem. Czy wymyślą jakąś analogię na zasadzie  dziwolągów w rodzaju "ministra" czy czy "marszałkini"?
    A z towarzyszem Stalinem wyjechałem, bo, mogę się założyć, że młode feministki i tak nie wiedzą co to był np. "zwis męski" (krawat, pamiętam!), trójkąt meski elegancki (slipy), a gdyby sięgnąć głębiej w historię - kombryg, komkor czy czerezwyczajka.
    Mistrzem w tej dyscyplinie i tak był Stanisław Lem, który w swoich dziełach użył wyrazu "smokini" sugerując brzmienie żeńskiej wersji rzeczownika "smok" na długo przedtem zanim za reformowanie mowy polskiej wzięły się sfrustrowane, a czujące się niedocenione damy. I tyle.
Ilustracji nie załączam, chyba nie powinienem...

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)