Na marginesie kaziowych podbojów
Choć wczorajszy wywiad Mazurka z Marcinkiewiczem zdominowały sercowe perypetie byłego premiera, pojawiły się w nim też wątki ciekawe z politycznego punktu widzenia.
Gdyby nie to, że Marcinkiewicz zrobił ostatnio wszystko, żeby go nie traktować poważnie, można by się zastanawiać czy to co powiedział Mazurkowi to jakiś zarys planu czy tylko rojenia faceta, któremu zwyczajnie odbiło i przegapił moment w którym się skończył jako polityk. Załóżmy na chwilę, że Marcinkiewicz wcale nie jest tym na co wszystko wskazuje że jest - żałosnym pajacem, który dawno przekroczył granicę obciachu ale jest w sobie tak zakochany, że jeszcze długo tego nie zauważy - załóżmy, że jest cynicznym politycznym graczem realizującym plan wykraczający poza pochwalenie się przed całą Polską młodą panienką. Oto fragment, który mnie zaintrygował.
Marcinkiewicz: (...) Drugie zagrożenie [dla Platformy] to walka wewnętrzna o przywództwo w Platformie po odejściu Tuska.
Mazurek: Premierem będzie Grzegorz Schetyna.
Marcinkiewicz: Wydaje się, że może on zastąpić Donalda Tuska na
fotelu szefa rządu, co sam rok temu proponowałem obu panom, ale on nie
jest pewnym kandydatem na lidera PO.
Mazurek: I to jest miejsce dla pana?
Marcinkiewicz: Ja tego nie powiedziałem, nie jestem nawet
członkiem tej partii, ale może się za jakiś czas zdarzyć, że osoba z
takim doświadczeniem politycznym jak ja i z takim doświadczeniem
gospodarczym, jakie zdobywam w tej chwili, może się kiedyś polskiej
polityce przydać. W Polsce przecież wciąż brakuje liderów, którzy mają
doświadczenie polityczne, a jednocześnie dobrze poruszają się w świecie
gospodarczym.
Brzmi jakby się Kazio przymierzał do przywództwa Platformy po tym jak Tusk zostanie prezydentem a Schetyna premierem. I nie byłoby to wcale takie głupie - sympatyczny prezydent Tusk, silny premier Schetyna, a na czele partii rządzącej ulubieniec tłumów bez jasnych poglądów, bez własnej politycznej agendy, w pełni sterowalny bo pozbawiony politycznej wizji, skupiony tylko na wizerunku. Czy to może być długofalowy plan, którego częścią jest włączenie się Marcinkiewicza w kampanię Platformy do europarlamentu, rezygnacja z prezydenckich ambicji i włączenie się w walkę o prezydenturę dla Tuska? Marcinkiewicz jest (a może był, bo swoim przeżywanym w brukowcach romansem chyba się wykluczył z rywalizacji) poważnym zagrożeniem dla prezydenckich ambicji Tuska, Schetyna nie jest taki głupi, żeby za frajer pomagać Marcinkiewiczowi wrócić do polityki z "jedynki" na liście do europarlamentu i ryzykować, że ten swoją tak odświeżoną popularność wykorzysta przeciwko Tuskowi (a wiadomo ile jest warta lojalność Marcinkiewicza). Marcinkiewicz też nie jest chyba taki skromny, żeby się skusić na mandat europosła mogąc powalczyć o prezydenturę. Może więc to co Marcinkiewicz opowiada Mazurkowi to nie tylko jego oderwane od rzeczywistości marzenia, może taki scenariusz był (jest?) rozważany w Platformie? Marcinkiewicz nigdy nie naraża się tym, od których zależy jego kariera, trochę mnie więc dziwi uwaga, że Schetyna nie jest pewnym kandydatem na lidera PO. Czy lizus Marcinkiewicz ryzykowałby gniew Schetyny publicznym kwestionowaniem jego pozycji w Platformie gdy wiadomo, że to Schetyna rozdaje karty i może przegrać walkę o schedę po Tusku tylko wtedy kiedy do niej nie stanie?
Marcinkiewicz snuje wielkie plany, obsadza się na najważniejszych stołkach, a to wszystko w momencie kiedy jego polityczna kariera wydaje się ostatecznie skończona i to w najgorszym stylu. Tak zachowuje się tylko ktoś kto całkiem stracił kontakt z rzeczywistością. Albo ktoś kto wie, że sobie może na takie plany pozwolić. Jeszcze nie wiem, który scenariusz obstawiam, Marcinkiewicz zachowuje się jak osoba niezrównoważona i trudno go traktować poważnie, z drugiej jednak strony jestem sobie w stanie wyobrazić długofalowy plan z Marcinkiewiczem firmującym Platformę (i zostawiającym prawdziwe rządzenie nią komu innemu).
Marcinkiewicz może oszalał z miłości ale nawet w tym szaleństwie musi sobie zdawać sprawę jak bardzo skrzywdził rodzinę stylem w jakim się postanowił z nią pożegnać. Upokorzył żonę, dzieci, jego 14-letni syn jest pewnie teraz pośmiewiskiem w szkole, zranił wszystkich wokół siebie, nawet ta panienka jeszcze zapłaci za wylewność Marcinkiewicza. Serial w brukowcach nie był nikomu potrzebny, rozstać się z żoną można było tak jak to robią przyzwoici ludzie, niekoniecznie poniewierając swoją rodzinę w mediach. Marcinkiewicz mógł zminimalizować straty, tymczasem zdecydował na rozwiązanie najbardziej dla nich bolesne, co mogę wytłumaczyć tylko tym, że kierował się wyłącznie potrzebą całkowitego rozbrojenia tematu na tyle wcześnie, żeby jak trzeba będzie wrócić, rysa na wizerunku była już niewidoczna. A to chyba znaczy, że plany powrotu były bardzo realne i bardzo atrakcyjne, na tyle atrakcyjne, że warto było zapłacić za nie krzywdą żony i dzieci. Robiłby to wszystko tylko dla mandatu europosła?
Marcinkiewicz: Na przykład ma być prywatyzowana duża firma
energetyczna w Polsce i pewien wielki koncern zwraca się do mnie, bym
mu w tym doradzał.
Mazurek: Doradzał czy lobbował?
Marcinkiewicz: Doradzał w procesie prywatyzacji.
Mazurek: Z całym szacunkiem, ale dlaczego wybiera pana, a nie wielką międzynarodową firmę doradczą?
Marcinkiewicz: Bo stoi za mną najlepszy światowy bank
inwestycyjny, o wielkim prestiżu i doświadczeniu, a moja wiedza jest
temu koncernowi potrzebna, by taką operację zakończyć sukcesem. Moja
znajomość nie tylko rynku energetycznego, ale i osób, które w tym
sektorze działają, jest na pewno wielkim atutem .
Mazurek: To jest clou. Zna pan ludzi i po prostu lobbuje.
Marcinkiewicz: Znam nie tylko ludzi, ale i sektor. Obejmowałem w
państwie takie funkcje, łącznie z premierostwem, które pozwoliły mi na
dokładne poznanie polskiej gospodarki. Akurat energetyka pozostaje w
kształcie, jaki ja zaproponowałem, więc jestem odpowiednią osobą do
doradzania. Robię to i biorę za to pieniądze .
To drugi fragment wywiadu, który mnie zaintrygował. Nie wiedziałam co właściwie robi Marcinkiewicz i bardzo mnie zaskoczyła informacja, że jest lobbystą. A jeszcze bardziej zaskoczyło mnie, że tak chętnie się tym chwali choć przecież trudno nie zauważyć tu konfliktu interesów. Inwestor chce coś kupić od polskiego rządu więc sobie wynajmuje byłego premiera, szczęśliwie zaprzyjaźnionego z obecnym rządem, no i mającego wiedzę i znajomości z czasów premierowania. Ale wszyscy są do bólu uczciwi więc na pewno o żadnym ujawnianiu poufnych informacji czy dawaniu forów temu kto akurat opłaca byłego premiera nie ma mowy, inwestor płaci Marcinkiewiczowi bo ten jest po prostu wybitny. Co nie znaczy, że dziennikarze nie powinni powęszyć wokół tej prywatyzacji, może być ciekawie.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1124 odsłony
Komentarze
Na marginesie
1 Lutego, 2009 - 20:20
Oj,nie chciałbym dostać tyle batów ile sprawek ma za uszami
rozkochany Kazio.Pewnie tyłek spuchłby mi jak Komorowskiemu
gęba.A swoją drogą taki nie uczciwy i bez zasad człowiek jakim jest Marcinkiewicz może naprawdę być niebezpieczny.