Dziennikarze, nie podskakujcie

Obrazek użytkownika kataryna

Wojciech Sumliński: Zasadnicze pytanie, które zadawaliśmy sobie z innymi dziennikarzami
polegało na tym, kto kogo bardziej wykorzysta - on dziennikarzy, czy
dziennikarze jego. (...) Na dobre
zaniepokoiłem się wówczas, gdy mający dobre źródła informacji dwaj
koledzy dziennikarze powiedzieli mi, że „nie rozmawiają już z Olkiem”,
bo prowokuje do dziwnych rozmów i nagrywa . Takiej informacji udzielili
mi niezależnie kolega z TVN inny z „Wprost”. Jeden z kolegów powiedział
krótko: „on jest zadaniowany przez ABW” . Dopiero wówczas uświadomiłem
sobie, że istotnie charakter rozmów, które inicjował w ostatnim czasie
– zwłaszcza rozmów telefonicznych, na co wcześniej nie zwróciłem uwagi
– mógł wskazywać na prowadzenie jakiejś specyficznej gry. Idąc śladem
kolegów, na blisko miesiąc przed zatrzymaniem, postanowiłem zerwać ten
kontakt.

Gdybym była dziennikarzem śledczym, trzęsłabym się dzisiaj ze strachu. Bez żadnej złośliwości. Jeśli można zamknąć w areszcie wydobywczym na podstawie
zeznań jednego niezbyt wiarygodnego świadka to żaden dziennikarz nie może się czuć bezpieczny. Zwłaszcza jeśli
to prawda, że Lichocki działał dla służb a w środowisku dziennikarskim kręcił się niekoniecznie na własną rękę, na dodatek coś tam sobie ponagrywał. A przecież
nie tylko Sumliński się z Lichockim spotykał, jeśli wierzyć Latkowskiemu Lichocki świetnie się czuł wśród dziennikarzy . Dzisiaj każdy z jego przyjaciół, znajomych czy choćby tylko jednorazowych rozmówców zastanawia się pewnie czy został nagrany, co może być na
tej taśmie, a przede wszystkim co można z niej wyciągnąć po fachowym zmontowaniu, zwłaszcza jeśli ją
Lichocki czy inny Tobiasz uzupełni odpowiednim zeznaniem. Tym bardziej, że właśnie się przekonali, że jedno zeznanie nawet mało wiarygodnej osoby w zupełności wystarczy, żeby na długie miesiące, a może nawet lata wylądować w areszcie wydobywczym. I nawet jeśli się to odbędzie w najbardziej dramatycznych okolicznościach i na oczach całej Polski, nawet jeśli koledzy dziennikarze będą zgodnym chórem przekonywać, że sprawa śmierdzi na kilometr WSI-ową prowokacją to i tak nic nie zmieni bo jak sie służby uprą to im wszyscy mogą skoczyć. "Nie mamy pana płaszcza i co pan nam zrobi".

Taka jest lekcja z tej awantury. Służby pokazały w niej niesamowitą siłę, bezwzględność i tupet,
nieprędko znajdzie się frajer, który sie zechce narazić i skończyć jak Sumliński. Dlatego trudnych pytań raczej nie będzie bo każdy chce normalnie żyć. Służby wyznaczają niestety granice dziennikarskiej dociekliwości i bez problemu rozprawią się z każdym kto im naprawdę zagrozi. A chętnych do zagrażania aż tak wielu znowu nie ma.

Na pewno nie zagrozi TVN24, co żadną niespodzianką nie jest ale nawet mnie, choć zdanie o TVN24 mam nienajlepsze, zaskoczyła ostentacja z jaką wczoraj ominął ten niewygodny dla władzy temat. Rymanowski zaprosił co prawda, i nawet pozwolił się wygadać czwórce zgodnie oburzonych dziennikarzy ale nie starczyło mu odwagi, żeby przepytać kogoś kto odpowiada za to co się stało - ABW, prokuraturę, jednego czy drugiego ministra, o premierze nie wspominając. W stacji co to "cała prawda, całą dobę" w dwóch najważniejszych programach informacyjnych nie zadano władzy żadnego pytania o sprawę Sumlińskiego, więcej uwagi poświęcono przedwczoraj Majdanowi żalącemu się, że go policja nieelegancko potraktowała gdy sobie popił i pofikał, niż sprawie, która naprawdę śmierdzi i jest nieporównanie bardziej ważna niż alkoholowe ekscesy podstarzałego piłkarzyny.

Czy władza, której tak się "patrzy na ręce" może się czegokolwiek bać? Czy ma powody cofać się przed kolejnymi nieczystymi zagrywkami? Chyba nie. Służby trzymają dziennikarzy śledczych na muszce bo żaden nie wie co na niego jutro wyciągną jak będzie podskakiwał. Lichocki znał dziesiątki dziennikarzy śledczych, Sumliński nie jest pewnie jedynym, który się z nim za bardzo zakumplował. Na każdego może coś być a jeśli nie ma to da się zorganizować. O tym była wczorajsza lekcja. Dlatego nie wierzę w wyjaśnienie czegokolwiek w tej sprawie. Ani w żadnej innej, w której interesy służb mogą zostać naprawdę naruszone.

W warunkach przywróconej normalności nie warto ryzykować gniewu służb.

Brak głosów