"Afera stoczniowa" - takie sobie podsumowanie

Obrazek użytkownika kataryna
Kraj

Choć w "Aferze stoczniowej" jest
jeszcze sporo niewiadomych, to przecież jakieś fakty już znamy, a
jeszcze więcej możemy przyjąć z dużym prawdopodobieństwem. Chciałabym
przedstawić roboczą hipotezę ws. "afery stoczniowej", nie żebym była do
niej jakoś przekonana ale może czasami warto rozważać także proste
wyjaśnienia trudnych pytań.

Przyjęte założenia:

Specustawa była wyrokiem na stocznie. Od
momentu uchwalenia specustawy, los stoczni był przesądzony. Po
wszczęciu postępowania kompensacyjnego szanse na ratowanie stoczni były
iluzoryczne, by nie powiedzieć żadne, nie taki był zresztą cel
postępowania.

Urzędnicy nie są głupi.
A już na pewno nie wszyscy i nie na raz. Nie wierzę w zbiorową
halucynację w Agencji Rozwoju Przemysłu i Ministerstwie Skarbu Państwa,
która sprawiła, że dziesiątki urzędników nagle zobaczyły szansę tam
gdzie jej nigdy nie było i dali się porwać ustnie złożonej obietnicy
podejrzanego wysłannika anonimowego inwestora.

Urzędnicy i agenci nie są ślepi. A
musieliby być, żeby nie widzieć z jak podejrzaną transakcją i osobą
mają do czynienia. Na różnych etapach transakcji przyglądały się różne
służby, gdyby się przyglądały, żeby widzieć, to by w końcu zobaczyły.
Jeśli nic nie wzbudziło podejrzeń, to znaczy, że nie miało.

Urzędnicy i politycy nie są bezinteresowni.
Nie wtedy kiedy ryzykują swoje kariery i kilka lat więzienia. Jeśli
tyle osób nie tylko przymknęło oko, ale czynnie naruszało prawo, to
tylko dlatego, że miało coś z tego mieć. Albo dostało wyraźne polecenie
od kogoś kto miał coś z tego mieć.

To wszystko razem prowadzi do
wniosku, że politycy i urzędnicy zaangażowali się w przepychanie tej
transakcji w pełni świadomi łamania prawa, uznając, że im się to
opłaca, a nagrodą z pewnością nie miała być satysfakcja z uratowania
stoczni bo na to nie było szans. Nie jestem w stanie ocenić kto był
faktycznym inicjatorem tej transakcji ani co miało być nagrodą za
wysiłek włożony w jej przepychanie, czy miała to być jednorazowa
zapłata, czy długoterminowy udział, a jeśli tak to w jakim
przedsięwzięciu.

Kalendarium:

Rok 2008

9 września.
List Jaapa Vermana, który w imieniu SPF Greenrights deklaruje
zainteresowanie udziałem w prywatyzacji stoczni. To pierwsza wzmianka o
"Katarczykach" w przedstawionym przez MSP kalendarium. O tyle ważna, że
miała miejsce przed wejściem w życie specustawy stoczniowej. Po tej
dacie "Katarczycy" dość intensywnie kontaktowali się z ministerswem i
agencją, pisali i przyjeżdżali, w mocnych składach. Notatki sużbowe z
tych spotkań pozwoliłyby nam ocenić jaki wpływ te negocjacje miały na
ostateczny kształt ustawy, a potem na sam przebieg postępowania
kompensacyjnego (np. sposób podziału stoczni).

21 października. Premier zleca służbom, w tym CBA, objęcie prywatyzacji "tarczą antykorupcyjną".

Rok 2009

Kwiecień - maj.
Urzędnicy Agencji Rozwoju Przemysłu, za wiedzą i przyzwoleniem Ministra
Skarbu Państwa robią wszystko, a nawet dużo więcej niż mają prawo, aby
przepchnąć "Katarczyków" przez przetarg.

14 maja. Grad ogłasza doobrą nowinę. "Jeden
inwestor zakupił kluczowe aktywa stoczni niezbędne do produkcji i - co
bardzo ważne - wyraził wolę produkcji statków. To dobra wiadomość dla
stoczniowców, to dobra wiadomość dla Polski. To ukoronowanie starań
premiera Donalda Tuska". Gdyby ta transakcja od początku miała
nie dojść do skutku, Grad - bo jestem pewna, że strona polska od
początku wiedziała w co gra - nie utrudnialby sobie późniejszego
wycofania się takimi deklaracjami. Nie musiał ich składać i dzisiaj by
nimi nie obrywał.

28 - 29 maja.
"Katarczycy" wpłacają wadium i podpisują umowy kupna dwóch spółek, co
później posłuży za podkładkę do uzyskania w MSWiA zezwolenia na zakup
nieruchomości.

7 czerwca.
Wybory do Europarlamentu. Niektórzy twierdzą, że powodem niezwykłego
zaangażowania się urzędników i rządu w katarską transakcję była chęć
zdobycia wyborczych punktów. Przeciwko tej hipotezie świadczy skala i
charakter działań podjętych już po wygranych wyborach. Gdyby chodziło
tylko o przedwyborczy cud, nie byłoby powodu udawać dalej, i nie
doszłoby do tego co może okazać się prawdziwym skandalem. Eurowybory
miały tu wyłącznie takie znaczenie, że spowodowały nadmierne chwalenie
się transakcją i zbyt triumfalne wypowiedzi rządzącej ekipy, co
niepotrzebnie zwróciło uwagę na całą sprawę. Gdyby rząd poprzestał
tylko na zrobieniu cichego interesu, może by mu się upiekło, ale że
postanowił jeszcze na nim zbić polityczny kapitał, to dzisiaj musi się
tłumaczyć.

5 - 24 czerwca.
"Katarczycy" starają się w MSWiA o wydanie pozwolenia na zakup
nieruchomości. Wniosek złożyła Stichting Particuler Fonds Greenrights z
siedzibą na Antylach Holenderskich. Aby takie pozwolenie wydać, MSWiA
musiało dowiedzieć się wszystkiego o tej ulokowanej w raju podatkowym
firmy i ustalić jej związki z Polską. Za dowód związków z Polską
urzędnikom wystarczyły dwie podpisane kilka dni wcześniej umowy nabycia
spółek, wydaje mi się, że z ich treści musiało jasno wynikać, że
warunkiem sfinalizowania transakcji jest dopłacenie reszty kwoty i
dzisiejsze deklaracje MSWiA, że w umowie był zapis, że spółki są zapłacone, nie brzmi wiarygodnie To zresztą nieistotne, ważne, że umowa
kupna spółki sprzed zaledwie kilku dni wystarczyła jako dowód na
związki wnioskodawcy z Polską. To oznacza, że cała ustawa jest fikcją
bo spółkę może kupić każdy. Albo stała się fikcją na czas tej jednej
transakcji. Same umowy jednak nie wystarczyły, bo MSWiA miało obowiązek
zgromadzić na temat wnioskodawcy następujące dane: adres siedziby,
przedmiot działalności, imiona i nazwiska członków zarządu, informacje
dotyczące wspólników, udziałowców lub akcjonariuszy (jeśli to osoby
fizyczne to z podaniem ich imion i nazwisk, miejsca zamieszkania i
obywatelstwa), procentowy rozkład głosów między nich, uzasadnienia
wskazującego na jakie cele nieruchomość będzie wykorzystywana (rodzaj
inwestycji lub działalności gospodarczej planowanej na nieruchomości),
pochodzenie środków finansowych na zakup nieruchomości. Aby wydać
zgodne z ustawą zezwolenie na nabycie nieruchomości przez
"Katarczyków", Ministerstwo Spraw Wewnętrznych musiało zgromadzić
mnóstwo informacji i zaświadczeń, sądząc po tym, że do dzisiaj nikt nie
wie kto był faktycznym kupcem, nie miało możliwości takich informacji
zdobyć. Bo do dzisiaj nikt ich nie ma. Sprawdzając "Katarczyków" MSWiA
wystąpiło o pomoc w zweryfikowaniu wiarygodności wnioskodawcy do MON-u,
ABW, AW, GIIF. MSP i MF. Zwracam uwagę na pominięcie CBA, choć przecież
było elementem "tarczy antykorupcyjnej" osłaniającej transakcję.
Rozpisuję się o tym zezwoleniu nie tylko po to, żeby pokazać co tu
mogło mieć miejsce, ale także dlatego, że to może być przyczyna
późniejszych problemów ze sfinalizowaniem transakcji.

22 czerwca.
SPF Greenrights zakłada spółkę Polskie Stocznie, a jej powstanie znowu
triumfalnie obwieścił minister Grad na konferencji prasowej. Wspominam
o tym dlatego, że jest to chyba dowód na to, że ta transakcja jednak
miała dojść do skutku. Gdyby cały plan polegał tylko na wpłaceniu
wadium przez "Katarczyków" w ramach jakiejś dziwnej kombinacji z
Bumarem albo w ramach zbierania przedwyczorczych punktów, to pod koniec
czerwca nie byłoby już powodu do zakładania spółki, ani tym bardziej do
składania publicznych obietnic z nią związanych przez samego ministra.
Wygląda na to, że jeszcze pod koniec czerwca wszystko miało się udać,
że ważną rolę przewidziano dla nowej spółki Polskie Stocznie, i że
zaangażowanie polityków było bardzo poważne, zrobili w tej sprawie
naprawdę dużo, co znaczy, że perspektywa zysków musiała być naprawdę
ogromna. Nie wierzę, że chodziło o sondaże.

22 lipca.
Pojawia się wątek tajemniczego listu jaki Stowarzyszenie Obrony Stoczni
i Przemysłu Okrętowego wysłało do katarskiego banki. Minister Grad:
"To jest świadome działanie, próba sabotażu i wywrócenia całego
procesu. (...) List ten należy wyjaśnić. W dniu jutrzejszym skieruję
oficjalne wystąpienie do prokuratury, jak i do Agencji Bezpieczeństwa
Wewnętrznego, aby tę sprawę zbadała pod każdym kątem. Z jednej strony,
jakie mogły być intencje autorów tego listu i czemu one miały służyć" .
Poważna transakcja, poważny inwestor i taka niepoważna reakcja?
Nerwowość Grada jest zastanawiająca, przecież jeśli wszystko grało,
żaden głupi list nie powinien mieć wpływu na sfinalizowanie tak długo
przygotowywanej transakcji na ostatniej prostej. Ale kto wie? List mógł
być sygnałem, że sprzedaż stoczni niczego nie kończy a prawdziwe
kłopoty dopiero się mogą zacząć, i wszyscy mogą mieć problemy dużo
bardziej poważne niż konieczność tłumaczenia się z fiaska takiej fajnej
transakcji. "Ustawa o nabywaniu nieruchomości przez cudzoziemców"
w art. 6 mówi, że "Nabycie nieruchomości przez cudzoziemca wbrew
przepisom ustawy jest nieważne", orzeka o tym sąd, na przykład na
żądanie prezydenta miasta, na którym nieruchomość jest położona.
Zapoznałam się z procedurą wydawania zezwolenia i wymaganymi przy tym
dokumentami i jestem gotowa założyć się, że w dokumentacji dotyczącej
tego zezwolenia znajdzie się kilka poważnych powodów do unieważnienia
transakcji kupna stoczni. Gdyby ktoś podniósł raban, a ktoś inny mający
taką formalną możliwość wszczął w tej sprawie postępowanie.

Jeśli "Katarczycy" nie mieli zamiaru
ratować stoczni i nie wycofali się z transakcji z powodu nagłego
olśnienia, że nie ma koniunktury na statki. Majątek stoczni był im do
czegoś potrzebny, pewnie szybko okazałoby się do czego i zaczęłaby się
awantura o niespełnione obietnice, wyciekałyby kolejne informacje o
nieprawidłowościach przy procesie sprzedaży i wydawaniu zezwolenia.
Prezydent Gdyni Wojciech Szczurek miałby powód aby wnieść o
stwierdzenie nieważności transakcji, co prawdopodobnie okazałoby się
dość proste zważywszy na to jakiego rodzaju dokumenty o SPF Greenrights
i jej planach musiałoby mieć MSWiA, żeby wydane zezwolenie nie budziło
wątpliwości. Przecież w chwili wydawania zezwolenia nie miał nawet
dowodów na związki z Polską, bo umowy były nieważne, o innych i dużo
ważniejszych kwitach nie wspominając.

Niewykluczone, że w którymś momencie
partnerzy transakcji (wcale niekoniecznie jej "katarska" strona) zdali
sobie sprawę, że "im dalej w las, tym więcej drzew" i zrezygnowali z
planów. "Katarczycy" mieli tu do stracenia "tylko" pieniądze, strona
polska wszystko. Bo wygląda na to, że nie była tylko cichym
pomocnikiem, raczej wspólnikiem, to nie wygląda na relacje
sprzedawca-kupujący, zbyt wiele robili razem, i zbyt wiele rozmaitych
furtek przed "Katarczykami" otworzono. Myślę też, że ci wszyscy, którzy
dzisiaj przekonują - wbrew zdrowemu rozsądkowi - że żadnej afery nie ma
a urzędnicy tylko za bardzo się starali - robią to właśnie dlatego, że
zdają sobie sprawę co z tej afery wyjdzie jak się przy niej pogrzebie.
Trzeba zatem do grzebania zniechęcać a grzebiących wyśmiewać. Nikt nie
jest tak naiwny, żeby przyglądając się tej sprawie, niczego w niej nie
dostrzec.

Pytania:

Co jest w dokumentach, które
wystarczyły MSWiA do wydania zezwolenia na zakup stoczni? Kto jest
właścicielem konta w oddziale BRE Banku przy Senatorskiej, z którego El
Assir przelał blisko 30 milionów wadium? Dlaczego CBA zostało pominięte
w procedurze weryfikowania wiarygodności "Katarczyków", choć było
elementem "tarczy antykorupcyjnej?

I wiele, wiele innych.

Brak głosów