Homoseksualiści wchodzą nam na głowę, bo im pozwalamy
Trzy dni temu, 31.07.2014, przeczytałam wiadomość, która początkowo bardzo mnie ubawiła: "Zabierają Wałęsie ulicę w San Francisco". Jaki był tego powód? Otóz homoseksualiści się obrazili. Dosłownie tak:
"Lech Wałęsa niedługo cieszył się swoją ulicą w San Francisco w USA. Rada tego miasta jednogłośnie zdecydowała o zmianie nazwy w związku z wypowiedziami byłego prezydenta o homoseksualistach.
Wałęsa mówił przed ponad rokiem:
Doprowadziliśmy do tego, że mniejszość wchodzi na głowę większości!
A zapytany, czy posadziłby homoseksualistów w Sejmie w ostatnim rzędzie sejmowych ław, odpowiedział:
Oczywiście, że tak! Jak sprawiedliwość to sprawiedliwość! (…) A nawet dalej, za murem! (..)
Ulica Lecha Wałęsy w San Francisco zostanie przemianowana na „Dr. Tom Waddell Place”. Tom Waddell był homoseksualnym aktywistą, który m.in. stworzył Gejowskie Igrzyska Olimpijskie (obecnie nazywane Gay Games).
Nazwa „ulica Lecha Wałęsy” zniknie na dobre dopiero za pięć lat. W tym czasie adnotacja będzie obecna na tabliczkach mniejszymi literami." /TUTAJ/.
Rada miasta San Francisco JEDNOGŁOŚNIE ZADECYDOWAŁA o zmianie nazwy. Nie zdziwiłabym się, gdyby to odebranie ulicy bylo skutkiem tego, iż dowiedziano się, że nasz noblista był tajnym współpracownikiem SB. To jednak radnych San Francisco nie interesuje. Są oni natomiast pewni, iż kilka słów nieprzychylnych pederastom przekreśla cały dorobek życiowy czlowieka, niezależnie od tego jak ważny by on nie był.
W weekendowym numerze "Rzeczpospolitej" z 2-3.08.2014, w dodatku PlusMinus jest felieton Dominika Zdorfa "Towarzysz Facebook ma głos" /obszerny fragment -/TUTAJ/. Czytamy:
"Facebook mnie zablokował. Nawet nie ostrzegł, nie poprosił o wyjaśnienia, nie domagał się samokrytyki, ale zablokował bez uprzedzenia.
Na razie tylko na pewien czas, ale pogroził paluszkiem, że jak się nie poprawię, to mnie wykluczy na zawsze (...)
Czym naraziłem się tej sympatycznej ośmiorniczce, z której usług od paru lat korzystam? Jakież to treści Facebook uważa za niedozwolone? Otóż wystąpiłem w obronie wolności słowa. Wrzuciłem link do informacji ze strony internetowej „Rzeczpospolitej" o tym, że sąd zakazał symbolu „zakaz pedałowania", bo uznał, że jest nieprzyzwoity. (...) Jednak podtekstem sadowego zakazu nie jest dbałość o publiczne obyczaje (...), ale cenzura w imie politycznej poprawności. Dlatego na swoim profilu wystąpiłem przeciw tej cenzurze - i zaraz dostałem po uszach.".
W dalszym ciagu swego tekstu Dominik Zdorf wypowiada się jeszcze dobitniej:
"Stosunek do homoseksualizmu jest jądrem całej lewackiej ideologii. Tak jakby preferencje seksualne były najważniejszym elementem światopoglądu człowieka regulującym wszystkie inne sfery życia. Budowanie polityki i ideologii na kryteriach rasowych i klasowych zawsze budzilo moje najwieksze obrzydzenie.
Podobnie przeraża mnie, że dziś o tym, co wolno i czego nie wolno w życiu publicznym, co jest słuszne, a co niesłuszne, ma decydować stosunek do preferencji płciowych. W takiej sytuacji używanie mało estetycznego symbolu "zakaz pedałowania" przestaje być tylko demonstracją niechęci wobec homoseksualistów: staje się wyrazistą deklaracją w obronie wolności - przeciw gejowskiemu totalizmowi.".
Ano właśnie - działalność Facebooka i rady miasta San Francisco jest najlepszym dowodem na prawdziwość słów Lecha Wałęsy "Doprowadziliśmy do tego, że mniejszość wchodzi na głowę większości!". Jak jednak do tego doszło? Sądzę, ze to heteroseksualna wiekszość sama wyhodowała te zmorę. Dokładnie pięć lat temu pisałam /TUTAJ/:
"W rzeczywistosci homoseksualisci stanowią jakieś 3% ogólu, a aktywiści gejowscy nie więcej niż 5% wszystkich homoseksualistow. Ci ostatni nie chcą się przyłączać do ruchu gejowskiego nie z obawy przed prześladowaniami, ale ponieważ wiedzą, że po tak zwanym "coming out" wszystkie ich dotychczasowe osiągnięcia i cała ich osobowość pójdą w kat. Będą oni póżniej postrzegani wyłącznie jako "chodząca orientacja seksualna", coś w rodzaju sex-maszyny. Nic dziwnego, że tego nie chcą. (...)
Przeciwnicy gejów, w szczególności prawicowi dziennikarze, ulegając pogoni za sensacją, zaczynają traktować ich jako jakieś apokaliptyczne zagrożenie, a każde ustępstwo wobec żądań gejow, jako koniec świata. Bylo to dobrze widać na przykladzie książeczki o homopingwinach, którą niektórzy potraktowali jako straszliwe zagrożenie, zamiast po prostu wyśmiać.
Wydaje mi się, że skoro mamy do czynienia z małą, izolowaną i żądną rozgłosu grupką, to nie powinniśmy zawracać sobie nimi głowy. Świat ma naprawdę dużo znacznie poważniejsze problemy do rozwiązania. Dopóki aktywisci gejowscy nie łamią prawa, najlepiej będzie ich ignorować.".
Problem polega na tym, że tzw. milcząca wiekszość wyraźnie nie potrafi tego uczynić. Zboczenia seksualne wzbudzają jakąś chorobliwą sensację. Niby są wstrętne, ale wielu chciałoby się dowiedzieć "jak oni to robią?" i "co z tego mają?". Nic dziwnego, że media rozdmuchują te sprawy i robią gejom reklamę. Przyciagają też gapiów faceci z piórkami w tyłkach i barwne parady. Nawet w Polsce próbuje się wciąz organizować coś w tym rodzaju. Jedną z takich prób opisałam /TUTAJ/.
Wciąż jednak sądzę, że najlepszym sposobem na gejów jest wytrwałe ignorowanie ich wygłupów, nieuleganie "poprawności politycznej" i egzekwowanie prawa. Podam przykład. Kilkanaście lat temu w Berlinie odbywały się ogromne "Love Parade" organizowane przez gejów, gromadzące milionowe rzesze ludzi. Władze Berlina majace dość ekscesów związanych z tymi imprezami zażądały, by ich organizatorzy sami je finansowali i sprzątali po nich. "Love Parade" znikły jak jakiś sen złoty.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 776 odsłon