Lewicowe pseudonauki (1): Globalne ocieplenie

Obrazek użytkownika Kirker

<b>Wstęp</b> Wszyscy zdajemy sobie obecnie sprawę, a przynajmniej powinniśmy, że nauka jest bardzo potężnym instrumentarium pozwalającym analizować rzeczywistość w stopniu, o jakim nasi przodkowie jednak mogli pomarzyć. Wielu ludzi traktuje ją stuprocentowo obiektywnie, dogmatycznie, zapominując o kilku sprawach. Pierwsza to dynamika rozwoju. To, że coś zostało opublikowane w Nature czy Science, nie oznacza wcale, że to jest jest prawda. Za parę lat ktoś może zrobić eksperyment i się okaże, iż wnioski z poprzedniego to bujdy na resorach. Tak więc nie ma wcale korelacji między impact factor a prawdziwością wyników. Na przykład była niedawno historia z tym, że stwierdzono, co jest kairomonem odpowiedzialnym za pionowe migracje zooplanktonu. Artykuł się ukazał, rzecz jasna w Nature. Po jakimś czasie wykazano, prowadząc badania na kompleksie Daphnia longispina, że ten związek w żadnym razie tym nie jest, no i badacze napisali do redakcji tegoż Nature sprostowanie. Nauka nie stoi w miejscu, tak więc nie można traktować wyników oraz wniosków jako prawdy objawionej. Druga rzecz - i to ważniejsza z punktu widzenia tego tekstu - to naciski polityczne. Tak do końca XIX w. nauka miała mecenat prywatny. Istniało bardzo niewiele państwowych laboratoriów jak chociażby Royal Laboratories, gdzie pracował chociażby Humphrey Davy. Później pałeczkę, jeżeli chodzi o badania naukowe przejęły placówki państwowe z bardzo nielicznymi wyjątkami. Pojawiła się wraz z tym możliwość nacisków na badania naukowe ze strony władzy. Nauka czysta mogła zacząć być traktowana jako narzędzie propagandy. Tak też się działo. W Trzeciej Rzeszy na przykład wykorzystywano badania antropologiczne jako dowód wyższości aryjskiej rasy nad wszystkimi innymi. Naziści wymyślili również, że kiedyś istniało państwo obejmujące znaczne połacie Starego Świata, w którym żyli ci Aryjczycy, a potem się rozpierzchli po świecie. Rasie aryjskiej przypisowano wzniesienie wszystkich antycznych zabytków, między innymi egipskich piramid. Sugerowano nawet, iż jej przedstawiciele dotarli do Ameryki Południowej i mieli wpływ na rozwój cywilizacji prekolumbijskich. W ZSRR uznano z kolei, że mendelizm i darwinizm są złe, zatem faworyzowano łysenkizm i biologię miczurinowską po 1948 roku. Pewnie wielu ludzi myśli, że naciski polityczne na naukę skończyły się wraz z upadkiem nazistowskich Niemiec i Związku Radzieckiego. Są przy tym zbytnimi optymistami. Z tym mamy do czynienia nadal. W tym cyklu kilku tekstów postaram się omówić najważniejsze pseudonauki wynoszone do poziomu nauki. Dzieje się tak, jak w przypadku rasy aryjskiej czy łysenkizmu, za sprawą lewicy. To tejże formacji intelektualnej zależy, aby ludzie w pewne rzeczy wierzyli, aby ludzi było łatwiej manipulować i robić pianę z mózgu. W tym odcinku - globalne ocieplenie. <b>Czym jest globalne ocieplenie?</b> Od jakiegoś dłuższego czasu mówi się nam, że działalność przemysłowa człowieka odpowiada za podnoszenie się średniej temperatury na Ziemi, głównie poprzez emisję dwutlenku węgla. Wypadałoby się jednak na początek przyjrzeć kilku podstawowym faktom. Temu efektowi cieplarnianemu, o którym oni tak trąbią, to oni zawdzięczają swoje istnienie. Gdyby bowiem w atmosferze nie było tych gazów cieplarnianych, to średnia temperatura na Ziemi wynosiłaby -18 stopni Celsjusza. Te gazy cieplarniane utrzymują temperaturę na Ziemi. Samo globalne ocieplenie jest efektem obserwowanych od czasów rewolucji przemysłowej wzrostu temperatury w skali globalnej. Ma to wskazywać jednoznacznie na antropogeniczne pochodzenie tego zjawiska. Wobec tego próbuje się temu za wszelką cenę ograniczyć jego emisję za pośrednictwem porozumień międzynarodowych vide protokół z Kioto oraz próbując przeforsować globalny carbon tax. W przypadku tego ostatniego nic innego jak nowa forma podatku. <b>Fakty przeczące antropogenicznemu pochodzeniu globalnego ocieplenia</b>Jakoś ci, którzy tak głośno krzyczą o globalnym ociepleniu, że to skutek industrializacji, jaka się dokonała w ostatnich dwustu latach, zapominają o kilku ważnych sprawach. Po pierwsze, w przeszłości Ziemi zachodziły zmiany klimatu o wiele większe i jakoś nikt ich nie tłumaczy działalnością kosmitów. No cóż, bywało tak, że cała Błękitna Planeta była skuta lodem albo przynajmniej znaczne jej obszary. Dyskutowana jest obecnie hipoteza kuli śnieżnej, no i czy coś takiego mogło mieć miejsce. Kilka razy do czegoś takiego doszło w prekambrze. Pierwsze zlodowacenie miało miejsce niedługo po rozprzestrzenieniu się organizmów przeprowadzających fotosyntezę; świadczą o tym badania geochemiczne i geologicznej pokładów z tamtego okresu. Były również okresy, kiedy temperatura na Ziemi była dużo wyższa niż obecnie. Chociażby taki okres w permie jak czerwony spągowiec. Parowały wtedy moża epikontynentalne, znajduje się niejednokrotnie z tamtego okresu znaczne pokłady soli. Nazwa tego okresu również nie wzięła się znikąd. Okazuje się, że panowały wtedy na całym świecie susze. Nawet zmieniła się roślinność, bo dominujące w przeciwieństwie do widłaków oraz paproci stały się nagonasienne - głównie Voltzia i formy zbliżone. Zmiany dotknęły oczywiście faunę, płazy były stopniowe wypierane przez różne grupy gadów, głównie terapsydy jak na przykład gorgonopsy. Jakoś w jurze nastąpiła transgresja mórz, no i praktycznie cały świat został pokryty przez lasy. Na początku trzeciorzędu palmy występowały nawet na Grenlandii. Owszem rozmieszczenie lądów było inne niż teraz, ale i tak Grendlandia znajdowała się wówczas - jak to można określić - na Dalekiej Północy. Oczywiście klimat można tłumaczyć tutaj zmianami w precesji osi ziemskiej, innym rozmieszczeniem kontynentów, mórz et cetera. Ale musiały następować zmiany w składzie atmosfery. Siłą rzeczy w karbonie musiała być na przykład większa zawartość tlenu w niej, skoro owady mogły mieć nawet kilkadziesiąt centymetrów wielkości. Taka ważka Meganeura miała 75 cm rozpiętości skrzydeł. A jakie rozmiary mają współczesne. Taki Każdy, kto choć trochę zna się na zoologii, powinien wiedzieć, że owady oddychają za pomocą układu tchawek i opiera się to u nich na procesie dyfuzji. Inaczej mówiąc, gdyby była mniejsza zawartość tlenu, to szereg gigantycznych owadów i nie tylko - również wijów - nie mógłby żyć, po prostu zginęłyby. Jaki jest z tego wniosek. Zmiany w ilości gazów w atmosferze następowały w dawnych epokach geologicznych, temu nawet nie zaprzeczają najwięksi orędownicy global warming. I jakoś odpowiadał za nie ziemski ekosystem, a nie stworzony przez nikogo albo nic przemysł. Gdyby być tutaj konsekwentnym, należałoby uznać, że za zmiany klimatyczne w dawnych epokach geologicznych odpowiedzialne były obce cywilizacje, które tutaj budowały wielkie kompleksy przemysłowe oraz toczyły wojny nuklearne. Przyjąć trzeba było za prawdziwe twierdzenia Ericha von Dänikena. Ewentualnie można by dyskutować z twierdzeniami Michaela Cremo związanymi z Zakazaną archeologią, że cywilizacja istnieje od kilkuset milionów lat. Ale cóż, każdy geolog, geochemik, paleoklimatolog, a nawet zoolog czy botanik naraziłby się na śmieszność twierdzeniem o zmianach zawartości gazów w atmosferze związanym z obcymi cywilizacjami. Weźmy pod uwagę jeszcze zmiany w okresie, który geologicznie jest najmłodszy, czyli czwartorzędzie. Według nowego podziału epok w dziejach Ziemi jest to część neogeny, ale zostańmy tutaj przy starym. W ciągu czwartorzędu mieliśmy cztery epoki lodowcowe - Günz, Mindel, Riss i Würm, biorąc pod uwagę doliny alpejskie. Między nimi mieliśmy interglacjały, podczas których klimat był dużo cieplejszy niż obecnie. Na przykład w interglacjale Riss-Würm na ziemiach polskich występowało wiele ciepłolubnych roślin, jakich próżno szukać w obecnych czasach. Okazuje się, że te epoki lodowcowe też były poprzedzielane na mniejsze okresy, potwierdzają to badania raf koralowych, otwornic z osadów morskich czy stalaktytów. No i czym to tłumaczyć? Można by znowu użyć argumentu z obecnością cywilizacji pozaziemskich oraz tym, co oni tutaj mieliby robić; orędownicy globalnego ocieplenia, gdyby byli konsekwentni, to z takim argumentem powinni zaraz wyskoczyć - to jedna wewnętrzna sprzeczność ich rozumowania. Wyjaśnienie jest tutaj zgoła inne. Chodzi o zmiany w precesji osi ziemskiej. Zbliżamy się również do okresu stosunkowo najnowszego, a mianowicie holocenu. Wewnątrz niego wyróżniono następujące okresy, w których klimat był chłodniejszy (borealne), kiedy to formacje roślinne Europy zbliżone były do tajgi oraz atlantyckie, kiedy klimat Starego Kontynentu mógł być dużo cieplejszy niż obecnie. No i tak było. Jakieś 6000 lat przed naszą erą nastąpiło optimum holoceńskie, podczas którego Sahara była pokryta lasami i sawanną, żyło tam mnóstwo gatunków zwierząt związanych obecnie raczej z Afryką subsaharyjską, na terenie północno-zachodniej Afryki istniały gigantyczne jeziora. Podobnie rzecz się miała w Australii, tam istniało na przykład jezioro Mungo, zbiornik wodny bez porównania większy niż Erye. Również w pierwszych wiekach naszej ery klimat był cieplejszy niż jest obecny. Sahara wówczas służyła jako spichlerz Imperium Rzymskiego, a w Afryce Północnej kwitł handel. Później klimat się ochłodził, nastąpiła epoka rena. Przy okazji Hunowie zostali zmuszeni do migracji, co przyczyniło się następnie do upadku Imperium Romanum. Następnie znowu nastąpiło ocieplenie. Tak... za czasów Mieszka I klimat na ziemiach polskich był dużo cieplejszy niż obecny. Potwierdzają to chociażby znaleziska archeozoologiczne. Występowały wówczas na ziemiach polskich sęp płowy (Gyps fulvus), sęp kasztanowaty (Aegypius monachus), ścierwnik biały (Neophron percnopterus). Obecnie te trzy gatunki ptaków drapieżnych zamieszkują głównie Europę Południową oraz Bliski Wschód. W Tatrach gniazdował również jerzyk alpejski (Apus [=Tachymartpis] melba). Obecnie najbliższe stanowiska tego gatunku znajdują się we włoskim Tyrolu. Grenlandia była określana przez Wikingów mianem Vinland, co oznacza w dosłownym tłumaczeniu zielona ziemia. Od końca X wieku oni się tam osiedlali, a część wraz z Leifem Eriksonem dotarła najprawdopodobniej do Nowej Funlandii. Dawało się tam hodować owce. Tak około XIII w. klimat Europy zaczął się ochładzać. Zresztą widoczne jest to na ówczesnych freskach, mieszkańcy są pokazywani jako grubo odziani. Porty na Grenlandii zaczęły zamarzać. Do końca XIV w. Wikingowie zostali zmuszeni do opuszczenia tego lądu. Nastąpiła mała epoka lodowcowa. Zdarzało się wówczas, że Bałtyk na zimę zamarzał i na jego środku stawiano karczmy, a między jednym wybrzeżem, a drugim poruszano się za pomocą zaprzęgów. No i dochodzimy do końca. Jakoś tak na przełomie XVIII i XIX w. mała epoka lodowcowa się zakończyła. Od tego momentu ekologiści od global warming upatrują antropogenicznego globalnego ocieplenia. Weźmy jeszcze pod uwagę kilka faktów. Przecież wulkany emitują znacznie więcej ditlenku węgla (pozwolę sobie użyć nazwy zalecanej przez IUPAC) niż cały przemysł stworzony przez człowieka. Sam Krakatau w 1884 roku wyemitował podczas wybuchu znacznie więcej tego gazu niż cała cywilizacja. To co uwalnia człowiek to jest mniej niż 1% światowej emisji. Istnieje jeszcze jeden mocny argument za tym, że globalne ocieplenie nie jest wywoływane przez człowieka. Jak to się dzieje, że czapy lodowe na Marsie się cofają rocznie o kilka kilometrów? Wiele księżyców Jowisza i Saturna zwyczajnie się topi, powstają tam ciekłe oceany. Jak to wyjaśnić? Można to tłumaczyć zwiększeniem emisji promieniowania przez naszą centralną gwiazdę. Jeżeli istnieją zmiany odbywające się w cyklach kilkunastoletnich vide chociażby związane z plamami na Słońcu, to czy nie mogą istnieć inne odbywające się w dłuższych okresach czasu? Zwłaszcza, że my o procesach zachodzących wewnątrz gwiazd jeszcze stosunkowo niewiele wiemy. Od czasów pierwszych badań spektralnych widm dokonanych przez Frauhouffera czy teorii kontrakcji Helmholtza minęło jakieś 150 lat. Tak więc nie możemy wyrokować. Adwokaci global warming twierdzą jeszcze, iż znacząco wzrośnie poziom mórz po roztopieniu się lodowców. Radziłbym wykonać im taki prosty eksperyment, a mianowcie wrzucić kostkę lodu, do szklanki z wodą w temperaturze pokojowej, sprawdzić poziom słupa wody przed jak i po, a następnie określić jak się zmieni. <b>Konkluzje</b>Nie można zaprzeczać, że globalnego ocieplenia nie ma. Są owszem zmiany klimatyczne, jakie wywołują zmiany w składzie flory i fauny, chociaż w tym wypadku nie do końca. Wiele gatunków, które epoki lodowcowe zepchęły do refugiów powraca teraz na obszary, które prawdopodobnie były dawniej przez nie zajmowane, jak chociażby sierpówka (Streptoptelia decaocto) czy dzięcioł syryjski (Dendrocopos syriacus). W każdym razie globalne ocieplenie <b>nie jest wywołane w żadnym razie działalnością człowieka</b>. Wszystko to, co nam mówią, to są kłamstwa nie mające potwierdzenia w rzeczywistości. Po prostu - mówiąc kolokwialnie - nie trzyma się to wszystko kupy. Najgorsze jest w tym wszystkim, że główni adwokaci antropogenicznego pochodzenia globalnego ocieplenia dostają szereg nagród. Al Gore otrzymał z rąk Amerykańskiej Akademii Filmowej Oscara; ot, taki casus pierwszy lepszy z brzegu. Tak naprawdę celem tej całej awantury z globalnym ociepleniem jest nałożenie podatku węglowego, co będzie ułatwiało monopolizację rynku największym korporacjom. Przy okazji jest to stopniowe wprowadzanie międzynarodowego socjalizmu, czyli ustroju, jaki lewica (w tym ekologiści) sobie szczególnie upodobali. Obok nich ten system - jak widać - upodobały sobie najpotężniejsze korporacje. Jak widać, wskazywanie na antropogeniczne pochodzenie globalnego ocieplenia nie ma nic wspólnego z troską o stan środowiska naturalnego. Śmiało można zatem mówić również o globalnym ocipieniu.

Brak głosów