Wokół stołu
W domu mojej Mamy miejscem centralnym był stół.
Nie był to stół wykwintny, drogi ale był ogromny, rozkładany i okrągły.
Stał sobie na środku największego pokoju, zawsze nakryty białym jak świeży, śnieżny puch, haftowanym i wykrochmalonym obrusem.
Zdobił go kryształowy wazon, w którym w lecie stały swieżo ścięte z ogródka kwiaty.
I czekał na "wielkie" okazje aby mógł spełnić swoją ważną rolę w życiu rodzinnym moim i moich rodziców.
I tętnił życiem w okresie Świąt, pierwszej komunii, imienin czy urodzin członków mojej famili.
Wtedy ten stół był żywy.
Na codzień mieliśmy skromniejszy stół, kwadratowy na sześć osób, stojący w kącie w kuchni.
Przy nim jedliśmy codzienne posiłki, przy nim odrabiałam lekcje.
Zawsze był nakryty czystą ceratą, wymienianą na nową trzy razy w roku w czasie gruntownych porzadków.
I ten stół kuchenny lubiliśmy najbardziej, bo tam siadał ojciec i kurzył swojego papierosa, tam siadywała mam cerujaca moje pończochy i przy nim babcia dziergała na drutach sweterek dla wnusi odrabiającej obok lekcje.
Na przeciw stołu stał piec, który zimą buchał przyjemnym ciepłem a z piekarnika dobywały się co tydzień smakowite zapachy sernika lub miodownika.
Dzisiaj w większośc domów stół wyparła ława.
Ale ława stołu nie zastąpi choćby z uwagi na niedwygodę siedzących przy niej i na niewielką ilość osób, która może sie przy niej pomieścić.
Miejsce spożywania posiłków w dzisiejszej rzeczywistości, związanej z ciągłym pośpiechem i brakiem czasu, przestaje być tak istotnym, jak przed laty, centrum życia rodzinnego.
Korzystanie z punktów gastronomicznych, barów i restauracji, sprzyja dewaluacji znaczenia stołu, miejsca celebracji posiłków.
W okresie przedświątecznym stół nabiera szczególnego znaczenia, jako główny element jadalni, skupiający wszystkich domowników.
Zbliżające się uroczyste chwile, spędzone w gronie najbliższych, przypominają nam o tym, że wspólna uczta i przeżycie kulinarne, najlepiej pozwolą odetchnąć od codziennych spraw.
I wtedy wiemy, że żadna ŁAWA STOŁU NIE ZASTĄPI.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2207 odsłon
Komentarze
kryska, stół, piec kaflowy, te nakrochmalone i wyprasowne obrusy
23 Grudnia, 2009 - 22:30
Białe oczywiście na rodzinne spotkania. Potem już maglowane.
Latem świeże kwiaty z mamy przydomowego ogródka.
W domu moich rodziców też stół/ żadna ława, mieszkanie wielkie ponad 150m!/. W moim/naszym/ też duży, wygodny stół.
W kuchni rodziców też była mała kaflowa płytka, używana od jesieni. Latem gazowa.
W pokojach kaflowe piece, potem wkłady elektryczne!
I to ciepełko rozchodzące się po mieszkaniu, gdy za oknem minus 20 i to dzień, w dzień!
pzdr
antysalon
Wesolych Swiat! Pozdrawiam
23 Grudnia, 2009 - 23:09
Wesolych Swiat!
Pozdrawiam Akiko
...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński
...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński
przyznam, Kryska, że najbardziej lubiłem stół w kuchni.
24 Grudnia, 2009 - 22:57
Tak mi zresztą zostało do dziś. "Mam trzy latka, trzy i pół, głową sięgam ponad stół", a na stole babcia sieka makaron (i nie obcina sobie palców). Już wydębiłem kawałki ciasta makaronowego i pieką się one na rozgrzanej do czerwoności blasze kuchennej, puchnąc w bąbelki, które trzeba przebijać widelcem. To podpłomyk, na który mówiło się "maca" (ale był robiony bez krwi dzieci:):):)). Pod tą starą kuchnią węglową (zachowaną "na wypadek wojny", albo ruskiego embarga na gaz, mimo zainstalowania obok nowocześniejszej) zawsze stoi niski zydelek, na którym jeszcze do lubię przycupnąć, kiedy tylko wpadnę do domu rodzinnego. Często przesiadywałem na nim ucierając mak w makutrze i masę tortową w "donicy". Te przygotowania do świąt (wylizywanie tłuczka, co "grozi łysiną", podskubywanie bakalii, "próbowanie" wszystkich potraw...) były chyba fajniejsze niż same święta.
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
To podpłomyk, na który mówiło się "mac
24 Grudnia, 2009 - 23:05
kurcze, Dixi to był dopiero miodzik te podpłomyki
moja mama zawsze dawała kawałek ciasta jak robiła makaraon abyśmy z siostrą smażyły sobie ten placek na rozgrzanej blasze
oj, łza sie w oku kręci
i ta makutra z makiem i ta posypka wyjadana z placka drozdżowego, te cukierki z choinki jak smakowały, ze na koniec to wisiały same puste papierki......
oj, Dixi,to były czasy, biedne ale jakieś takie weselsze
bo nam wtedy, Kryska, niewiele potrzeba było do szczęścia:):):)
24 Grudnia, 2009 - 23:11
Cieszę się, nadal stoi ten sam stół, ta sama kuchnia i ten sam stołeczek. Teraz już przy nich "urzędują" prawnuki mojej babci (świętej pamięci od roku) i moja mama.
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"
niewiele potrzeba było do szczęścia:):):)
24 Grudnia, 2009 - 23:18
właśnie
a teraz to jakiś nieojęty wyścig szczurów, wyścicg za mamoną, reszta się nie liczy
nawet człowiek obok jakos mało wazny jest
Dixiu, z Bogiem i wiarą na lepszą Polskę, dobrych Świąt
jakby przyszła Mamona, to się na nią nie obrażę,
24 Grudnia, 2009 - 23:22
.... czego Tobie i Wszystkim Niepoprawnym Życzę! :):):) I żeby ta kasa była zasłużona! :):):)
------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"