List z Krakowskiego Przedmieścia
Droga Smoleńska Sekto! Mam dla Ciebie i Twoich członków bardzo smutną wiadomość. Możecie dalej pisać o zamieszkach, wiecach politycznych i bezczeszczeniu pamięci ofiar (na czym się zresztą świetnie znacie). Możecie wyłapywać z kilkudziesięciotysięcznego tłumu paru rozdrażnionych ludzi i pokazywać, jacy to jesteście biedni i prześladowani. Możecie sobie pisać o małej grupce oszołomów, o ludziach spoza systemu i dalej budować wielkie pojednanie z Rosją na krwi ofiar, ale nas nie uciszycie.
Druga rocznica katastrofy smoleńskiej znacznie różniła się od poprzedniej. Obyło się bez zamieszek czy prowokacji, kordon policji nie odgradzał nikogo od Pałacu Prezydenckiego ani nie przeszkadzał nikomu w wyjściu z kościoła, tak jak miało to miejsce w zeszłym roku. O niezwykłym spokoju, jaki cechował wczorajszy dzień, niech świadczą właśnie wspomniane przeze mnie na początku „bluzgi”, na siłę wyłapywane z tłumu przez prorządowych dziennikarzy. Coś w końcu trzeba było na „oszołomów” znaleźć, żeby nikt przypadkiem nie pomyślał,że zebrali się tam normalni i zrównoważeni ludzie.
Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat i Plac Zamkowy wprost tonęły w morzu flag. Kwatera Smoleńska na Cmentarzu Powązkowskim była pełna kwiatów i zniczy. Nie wiem, ile osób przyszło oddać hołd ofiarom katastrofy, ale wiem, że było nas dużo. Widać było również, że już niedługo młodsze pokolenie zacznie przejmować pałeczkę od starych, w większości jeszcze solidarnościowych, „wyjadaczy”. Oprócz ludzi w wieku moich rodziców, widziałam twarze znane mi choćby z Muzeum Powstania Warszawskiego. Niektórzy mieli na ramieniu opaski pamiętające jeszcze czasy wojny, inni przychodzili w czapkach od mundurów. A obok nich stały ich dzieci i wnuczęta, które będą pełnić wartę, kiedy babć i dziadków już zabraknie. One na pewno będą wiedziały, co robić i nigdy nie powiedzą, że „Bóg, Honor, Ojczyzna” to mowa nienawiści czy faszystowskie zawołanie. I to one ramię w ramię ze starszymi podnosiły w górę dłonie w geście "victorii".
Obóz rządzący i „wspomagający” może sobie do woli pleść o manifestacji skrajnie politycznej, zlocie pisowców czy o religii smoleńskiej. Nie takie rzeczy już wygadywali. Zapominają tylko o jednej podstawowej rzeczy – to oni są winni temu, że dzień zadumy połączony jest w jakimś stopniu z polityczną demonstracją –z demonstracją przeciwko nieudolnej władzy, przeciwko jej kłamstwom i oszustwom, przeciwko oczernianiu zmarłych, przeciwko upokarzającej postawie wobec Rosji, przeciwko nawet nie sprzedawaniu Ojczyzny, co oddawaniu jej za friko.
Gwarantuję wam, smoleńscy sekciarze, że gdyby śledztwo przeprowadzono rzetelnie, gdyby nie szukano haków na ludzi próbujących dojść do prawdy, gdyby nie powielano bzdur sprzecznych z prawami fizyki i zdrowym rozsądkiem, to nikt by wczoraj nie krzyczał „chcemy prawdy o Smoleńsku” i czy „weźcie Tuska, oddajcie samolot”. Cały dzień, od początku do końca, spędzono by na zadumie. I tak zresztą przez znaczną większość czasu było.
W swojej nienawiści i zacietrzewieniu zapędziliście się tak bardzo, że nie zauważyliście, że szef partii politycznej, która rzekomo gra na tragedii smoleńskiej, jest równocześnie jedną z osób, która w tym „wypadku” straciła swoich bliskich. On, tak jak i reszta rodzin, chce zwyczajnie poznać prawdę o śmierci swoich najbliższych. A wy odmawiacie mu tego podstawowego, fundamentalnego prawa. Nie tylko jemu zresztą. Niewygodny jest każdy, kto nie wierzy w rozerwanie samolotu na strzępy przez brzozę, której nie raczyli nawet w swoich dokumentach uwzględnić rosyjscy śledczy. Zapewne będziecie również chwalić Rosjan, że „odnowili” nam Tupolewa na rocznicę. Swoją drogą, zdążyłam pomyśleć, że nie odwalili w tym roku takiego numeru jak wtedy, z podmienieniem tablicy. Jak widać, poczucie humoru i dobry nastrój nie opuszcza naszych przyjaciół ze Wschodu. Kto wie, jakby się bardziej postarali, to może znaleźliby brakujące części samolotu i na trzecią czy czwartą rocznicę zrekonstruowaliby nam całą tutkę? Bo wrak z pewnością zostanie w Rosji jeszcze bardzo długo...
I na sam koniec powiem wam to, co tak lubicie z pogardą wyrzucać nam w twarz, śmiejąc się, że „wot, oszołomy mają się za lepszych od nas i chcą nam zgotować nacjonalistyczne piekiełko” – tam, w sercu Warszawy, i w zapewne wielu innych miejscach, była Polska. Piękna, dumna, sprawiedliwa, modląca się i godna. Bez pijanych meneli, bez barbarzyńców lżących zmarłych i symbole religijne, bez Palikotów, Komorowskich i Tusków, którzy za nic mają własnego suwerena, czyli naród.
Bo tam gdzie są biało-czerwone flagi i orzełek, tam, gdzie śpiewany jest Hymn, gdzie ludzie z szacunkiem odnoszą się do siebie i swojego kraju, gdzie walczą o prawdę, wolność i sprawiedliwość, tam musi być Polska.
I cieszę się, że chociaż na ten jeden dzień znalazłam się w kraju, który tak bardzo kocham - w Polsce, za którą mi tak tęskno i za którą walczyli moi przodkowie, a którą, przez te zalewy chamstwa, zaprzaństwa i obłudy, coraz trudniej jest mi dostrzec.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2066 odsłon
Komentarze
Narodowe zrozumienie:)
11 Kwietnia, 2012 - 15:30
Nawet policjant,widoczny na zdjęciu, przez swoją krótkofalówkę otrzymał wiadomość, która mnie bardzo zastanowiła: "Prawda zwycięży!" Ciekawe, czy policjanci wiedzą, że komunikaty z ich aparatów są tak głośne?
Re: Narodowe zrozumienie:)
11 Kwietnia, 2012 - 15:41
Czyżby jednak "poszli z nami"? :)))
Re: List z Krakowskiego Przedmieścia
11 Kwietnia, 2012 - 15:51
Po raz n-ty...
Po raz n-ty zagadano!
Po raz n-ty ośmieszono.
Niewłaściwie pokazano
I powietrze wypuszczono.
Po raz n-ty bezskutecznie.
Po raz n-ty - aby gadać.
Wciąż układnie i bezpiecznie
Zrobić swoje i zasiadać.
Znowu w tym samym układzie.
Z tym samym sparingpartnerem.
W niezmienionym stałym składzie.
Zrobiono bardzo niewiele.
Jeden tylko głośniej krzyczy.
Drugi całkiem lekceważy.
Tłum zebrali na ulicy.
W telewizjach im do twarzy.
Było! Przecież być musiało
i spór rozlał się na ludzi.
Szybko przeszło. Przeleciało.
Nikt emocji nie rozbudził.
Ktoś nie umie, albo nie chce.
Może czeka tylko przerwy,
ale tym ważonym lekce
już niedługo puszczą nerwy.
Marek Gajowniczek