O człowieku, co czasem sobie lubił…

Obrazek użytkownika Shork
Kultura

Ledwo usiadłam do kawy, dzwonek zadzwonił natarczywie. Zawiązałam pasek szlafroka. Poprawiłam włosy w lustrze w przedpokoju, przy okazji wyjęłam łyżeczkę z ust.

W progu stała Jolka. Na mój widok zdjęła palec z przycisku i oparła dłoń o biodro.

- No, w końcu – rzuciła przyglądając się mojej fryzurze – ile można dzwonić.
- Piję kawę…
- To i ja się napiję.
Zrzuciła z westchnieniem szpilki.
Poszłam do kuchni. Włączyłam ekspres i usiadłam w oczekiwaniu na gościa. Skrzypnięcie kanapy w pokoju, zwanym na wyrost salonem, poderwało mnie z krzesła.
Oho, coś poważniejszego.
Uzbrojona w dwie filiżanki i spodeczek kokosanek poszłam stawić czoła sprawie.
Kilka minut upłynęło Jolce na kontemplowaniu otoczenia. Zdjęła z kolan papierową reklamówkę, sięgnęła po łyżeczkę. Kiedy odchyliła się na oparcie, reklamówka wywróciła się odsłaniając kawałek jedwabiu i koronki w kolorze écru. Pochwyciła moje spojrzenie.
- Na wyprzedaży, ostatnią sztukę wzięłam. Nie twój rozmiar. Mój też nie.

Siorbnęła łyk.

- Ale ja nie o tym. Widziałam cię z tym gościem.- Wyciągnęła oskarżycielko palec.
Zamrugałam.
- No oczywiście, że widziałaś. Byłyśmy przecież razem umówione…
- Ale to było pierwszy raz.- Gestem oddaliła wspomnienie.- Widziałam cię na drugiej randce, w tej knajpie między sklepem z butami, a optykiem. Nie witałam się, bo byliście zajęci.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie.

Jolka nachyliła się do mnie. Wytrzeszczyła oczy.
- I wtedy mnie olśniło skąd go znam! Nawet nie wiesz jakie to było proste. On jest sąsiadem mojej ciotki. Mieszka pod nią, na Mozarta. Gdyby nie ta restauracja, w życiu bym sobie nie skojarzyła. Ale widzę jak jecie ten makaron i cyk. Skojarzyło się momentalnie.
Musiałam mieć głupią minę, bo oparła się wygodnie i popatrzyła z politowaniem.
- Nie kumasz? Włoska restauracja. Makaron. Pasta. Mozart.
- No ale Mozart był Austriakiem – wydukałam.
- Nie zmieniaj tematu. Najważniejsze, że sobie skojarzyłam. I szybciutko do ciotki.
- Tej z Mozarta.
- No tej z Mozarta – dodała – no tej co do niej ci przywiozłam kiedyś słonika indyjskiego z trąbą do góry.
Wzniosła oczy do nieba.
- Kobieto, weź się ogarnij. Napij się kawy albo coś, bo ty wczorajsza jesteś. Nic nie łapiesz!
Posłusznie wypiłam łyk. Potem drugi.
- Ale zanim ci powiem, powiedz proszę, że do niczego nie doszło!
Poczułam się panią sytuacji. Odstawiłam filiżankę i przeciągnęłam rozkosznie, obserwując spod oka nerwowy tik Jolki. Po kilku długich sekundach zlitowałam się. Przekrzywiłam głowę.
- Znasz mnie Joluś. Najwcześniej na trzeciej randce.
Odetchnęła wyraźnie.
- No to masz szczęście. Więcej szczęścia niż rozumu.
Rozejrzała się dookoła i wyszeptała.
- On sobie lubi… Czasem… No wiesz…
Oblizałam wargi. Cholera. Nic na to nie wskazywało. Ani wywiad z kuzynem, który z nim kiedyś pracował. Ani tematy rozmów. Ani w ogóle nic. Przesadnie elegancki nie był. Nie nosił się też jak hipster czy jakaś inna fleja. Na winach się znał. Kwiaty też były wybierane. Poza tym podobał mi się.
Złapałam Jolkę za rękę.

- Mów!
Sięgnęła po ciastko. Popiła kawą.
- Wprowadził się pół roku temu. Poszła z ciastem na drugi dzień. Do domu wpuścił. Ale jeszcze bez mebli było. Tylko w kuchni sobie siedli. A w pokojach kartony. Nic nie wyniuchała. Potem przychodziła jeszcze ze dwa razy. Po sól i mąkę, ale tylko na korytarz wpuścił. Cicho było, to nie miała pretekstu żadnego. Ale któregoś dnia mleko się wylało.
- Wylało mu się mleko?
- Nie, idiotko. Tak się mówi.- Przewróciła oczami. – Wycieraczka ciotce zginęła spode drzwi. No to odczekała, aż wrócił z pracy. Potem tak z godzinkę, ale w tym czasie sobie zrobiła makijaż i dzwoni. Mówi, że w ważnej sprawie, bo na klatce jakiś złodziej był. Wycieraczkę jej ukradł i ona musi porozmawiać z kimś bardziej obeznanym, żeby pomógł lokatorom. Podobno oczy zrobił jak pięć złotych, ale na kawę zaprosił.
|Siadła sobie ciotka w pokoju i już jej się coś podejrzane wydało, bo telewizora nie było, tylko taki ekran jak w kinie. A do tego wszystkie szafki zamknięte. Przezornie wzięła ze sobą kartki i długopis, i prosi go, żeby jej pomógł pismo napisać do lokatorów, żeby drzwi zamykali. Bo złodzieje. Kawę zrobił, coś tam zaczął dyktować, a ciotka udała, że długopis się wypisał.
Machnął ręką i powiedział, że komputer przyniesie, napiszą, wydrukuje się i powiesi. Jak wyszedł po komputer to ciotka do szafek. Większość była zamkniętych, ale nie wszystkie. Zagląda. A tam pełniusieńko. Aż się za głowę złapała. Ale trzeba grać rolę. Poker face. Napisali, wydrukowali, pożegnali się. A ciotuchna niby nalepia te karteczki, ale najpierw do sąsiadki. Do drugiej. A potem razem, we trzy do sklepu. I co się okazało? W nocy zwoził, żeby nikt nie widział. Targał po ciemku, po schodach. Do tego, nie u nas kupował. Żeby go nie rozpoznali. Przywoził z innego miasta. Cwaniak pierwszej wody. I co?
Jolka popatrzyła na zegarek.

- O jejuśku, spóźnię się!
Cmoknęła mnie w policzek.
- To pa kochana. I pamiętaj, kto cię uratował!
Zamykając za nią drzwi, próbowałam uporządkować myśli. Nie dało się. Sięgnęłam do zamrażarki po sprawdzony środek. Na miseczkę wybrałam wszystkie waniliowo-orzechowe. Dołożyłam z drugiego pudełka. Polałam sokiem malinowym. Żeby być pewną wyniku, wpakowałam do środka łyżkę Nutelli.
Nic nie wspomaga decyzji jak porządna porcja lodów.
Ułożyłam równanie z jego wyglądu, manier, gestów, głosu, zachowania, opinii. Tego jak mnie traktował. Tego jak traktował innych. Czego nie obiecywał, co ja sobie obiecałam, o czym wspomniał mimochodem, co wyczytałam z jego portfela.
Po drugiej stronie stała tylko jedna, malutka przeszkoda.
Płukałam miseczkę i wzruszałam ramionami.
Od tysięcy lat kobiety zmagały się z takimi problemami i pokonywały je. Przecież od tego są kobietami. W sobotę trzecia randka. Okłamałam Jolkę. Dla tego gościa gotowa byłam złamać swoje zasady. Gdyby tylko zaproponował. Gdyby.
Na trzeciej zaproponuje, albo coś się wymyśli. Nie po to urodziłam się kobietą, żeby liczyć na facetów w tych sprawach. Niech mu się zdaje, że to on prowadzi. A potem się zobaczy. Postawię ultimatum. Ja albo…
Podbiegłam do lustra, zsunęłam z ramion szlafrok. Półprofil, marzycielskie spojrzenie, lewa brew nieco wyżej. Będzie mój.

Nie poddam się. Nie co dzień trafia się mężczyzna z taką ilością zalet i jedną malutką wadą.
To co, że lubi sobie czasem poczytać?

Brak głosów

Komentarze

Schopenhauera. Conie?;)

Vote up!
0
Vote down!
0

Dziadek bez dowodu

#269183

Po linii stereotypów lansowanych przez naszych "serdecznych przyjaciół":)
Jak to było statystycznie? Rocznie, parę litrów gorzały na głowę i jedna przeczytana książka na dziesięciu Polaków?

Vote up!
0
Vote down!
0
#269268

kapewu?

Vote up!
0
Vote down!
0

Dziadek bez dowodu

#269280

tony zjedzonych lodów gracjankowych

Vote up!
0
Vote down!
0

___________________________
spodziewaj się wszystkiego.

#269327