Biblia. Boski chichot, czy Projekt? (5)

Obrazek użytkownika Krzysztof J. Wojtas
Blog

Chrystus a Biblia.

W świetle przytoczonych uwag tyczących powstawania zapisów biblijnych przekonanie, że idea Zbawiciela jest ideą przejętą z zaratusztrianizmu, ma silne podstawy.
Sprawę można rozpatrywać dwojako:

albo jako „przejęcie” idei religijnej i włączenie jej do dziedzictwa myśli ludzkiej jako czynnika warunkującego ewolucję rozwoju,
albo też traktować ją jako drogę realizującą boski plan zbawienia.

Należy pamiętać, że nawet jeśli brać pod uwagę tylko czynnik ewolucyjny to i tak, wcześniej, czy później musimy się zastanowić, czy ewolucja nie jest właśnie takim boskim planem. Zwłaszcza, jeśli udaje się zauważyć, że niektóre zdarzenia są na tyle zadziwiające, że trudno je zaliczyć do naturalnych. Podobne spostrzeżenia są udziałem osób zajmujących się Teorią Ewolucji autorstwa Darwina.

Faktem jest, że „przekazanie idei” odbyło się w „ostatnim, możliwym terminie”; zaratusztrianizm wraz z uzyskaniem statusu religii panującej w multikulturowym imperium dużych rozmiarów, zaczął mieć problemy z ujednoliceniem doktryny. Naciski władców i niechęć do pisemnej formy, traktowanej jako dzieła przeciwnika Dobra, ułatwiały uleganie prądom schizmatyckim.
Już w czasach Achemenidów (wspominałem o tym), pojawiła się schizma zurwanistyczna. Z czasem także pojawiły się sugestie o dwóch Zbawicielach, a później nawet o trzech. Także forma kultu uległa zmianie: ogień będący początkowo tylko symbolem Ducha przenikającego świat, sam stał się przedmiotem kultu.
W efekcie, po „eliminacji” rzesz kapłanów pamiętających święte teksty, co miało miejsce za czasów Aleksandra Macedońskiego, religia ta straciła swój pierwotny charakter. Zaś wiara w Jedynego Boga, Stwórcy Nieba i Ziemi stała się dziedzictwem Izraela; wyobrażenia dotyczące Jahwe nabrały charakteru uniwersalnego – zaznaczona została też idea Zbawiciela, który miał się pojawić w newralgicznym czasie , na pewnym etapie rozwoju ludzkości, nadając temu rozwojowi właściwy kierunek.

Cóż. Zaznaczałem już nieco inne oczekiwania związane z Mesjaszem Izraelitów i pierwotnym przekazem Zaratusztry.

Niemniej sama idea nie była obcą w środowisku żydowskim tamtego okresu, a można wręcz twierdzić, że oczekiwana i to z coraz większą niecierpliwością.
Oczekiwanie to potęgowane było pozycją środowisk żydowskich. Izraelici osiągnęli znaczące sukcesy ekonomiczne w Babilonie, ale i innych krainach Mezopotamii. Świątynia Jerozolimska i samo miasto, zostały odbudowane, a kult przywrócony. Istniała silna i bogata diaspora egipska; na jej rzecz dokonano tłumaczenia Biblii na grecki (Septuaginta).

To zdarzenie można odczytywać nie tylko jako przywiązanie do kultu, ale także jako przejaw poziomu materialnego i kulturowego. Według przekazu – przekładu dokonało 72 znawców Pisma (po 6 przedstawicieli każdego pokolenia izraelskiego) w rekordowym czasie 70 dni. I to bez błędów.
Zadziwiające.
Nawet teraz zadanie takie wymaga wielkiego wkładu pracy i jest dziełem najlepiej wykształconych mędrców. Jeśli mieć wątpliwości tyczące opisu, to i tak musiała to być spora liczba kapłanów – mędrców, znających hebrajski (już wtedy częściowo martwy) i grecki, i to na tyle dobrze, aby dokonać autoryzowanego przekładu. Zaiste, dzieło godne podziwu.

Istniały także silne diaspory w Grecji, Rzymie, czy Azji Mniejszej; silne wpływy żydowskie istniały także w rejonie Międzymorza (między Morzem Czarnym i Kaspijskim).
Można także sądzić, że Jedwabny Szlak , będący źródłem olbrzymich dochodów, był wykorzystywany i obsługiwany przez kupców żydowskich
(ślady obecności żydowskiej z V w po Chrystusie spotkałem w muzeum znajdującym się przy grotach buddyjskich Mogao [Dunhuang] – glejt dla karawany spisany po chińsku, pali i hebrajsku, a może aramejsku; także w Jaunguan, ostatniej wysuniętej na zachód twierdzy chińskiej, są przedstawiane sceny z powitania kupców żydowskich – to ok. 1500 km na wschód od Kaszgaru).
A Jedwabny Szlak funkcjonował aż do czasu zajęcia Azji Mniejszej przez Turków.

Są różne domniemania tyczące tzw. „ukrytego życia” Jezusa. Środowiska ezoteryczne sugerują pobyt i naukę Chrystusa w klasztorach buddyjskich gdzieś w Kaszmirze, Ladakhu, a nawet Tybecie. Tego typu sugestie wydają się mało prawdopodobne zwłaszcza, że bywają łączone z jakimiś cudownymi przeniesieniami, przekazywaniem osobowości itd.
Czy jest jeszcze coś w co ludzie nie są w stanie uwierzyć?

Jednak możliwość wzięcia udziału w karawanie udającej się na wschód jest prawdopodobna, a warunki udziału rozpatrzone i zweryfikowane. Karawany takie liczyły często po kilka tysięcy osób – potrzeba było młodych, odważnych i chcących nabyć doświadczenie, ludzi. Zwłaszcza, że udział wiązał się z korzyściami.

Z własnego doświadczenia wiem, że ludzie, którzy uczestniczyli w wyprawach, gdzie stawali wobec niebezpieczeństwa, a stawką było przetrwanie, inaczej traktują dobra materialne – cenne mogą być tylko użyteczne przedmioty.

Niniejszą wstawkę odnoszę do pierwszego pojawienia się Chrystusa w synagodze.
Proszę sobie wyobrazić młodego, jeszcze nieżonatego mężczyznę, który sięga po Pismo i czyta wybrany przez siebie fragment. Mało tego. Jest synem cieśli, a zatem raczej z rodziny nie zajmującej najwyższego miejsca w lokalnej hierarchii.

Warto to „podstawić” pod zwyczaje jakie panowały w tamtym okresie. Prawo czytania Pisma mieli tylko ludzie odpowiednio przygotowani. Musieli też mieć odpowiedni status. Musiały zaistnieć okoliczności, które pozwalały udzielić prawa czytania Pisma Chrystusowi i to w rodzinnej miejscowości, a więc pośród krytycznie nastawionej społeczności.
Osobną kwestią jest zauważenie, że umiejętność czytania była powszechna – dostępna także osobom o „niskiej „ pozycji społecznej.
Podobny stan osiągnięto w Polsce dopiero na początku XX wieku.
Jeśli zatem Chrystus miał „uważanie” w rodzinnej miejscowości, to musiał być po temu powód. A co może być przyczyną uznania? Na pewno mógł to być udział w wyprawie. W świetle tej uwagi interesujące może być zaproszenie na uroczystość weselną w Kanie Galilejskiej. (Jakie są zasady zapraszania gości na wesele?)

Chrystus a judaizm

Jak próbowałem wyjaśnić w poprzednim fragmencie, idea Zbawiciela była akceptowana w judaizmie tamtego okresu; niektóre wtręty w zapisach, wyraźnie to sugerowały. Jego pojawienie było oczekiwane, ale z zastrzeżeniem, że oczekiwano „innego” typu Zbawiciela. Powstaje pytanie, czemu Chrystus pojawił się w Izraelu?

Jest moim przekonaniem, i chyba jest to wyraźnie zaznaczane, że sama idea nie była związana z dziedzictwem izraelskim, a została inkorporowana w judaizm.

Warto przypomnieć słowa JPII mówiące, że wszędzie, gdzie spotykamy Chrystusa, spotykamy też Żydów. I nie ma żadnych wątpliwości, że Jezus spełniał wszystkie warunki przynależności do Izraela, także w znajomości Tradycji i zwyczajów.

Co zatem było powodem objawienia się Jezusa, Boga – Człowieka w społeczności żydowskiej? Można by rzec: niezbadane są wyroki Opatrzności. Ale też należy wierzyć w boską ekonomię drogi zbawienia.

Tak samo jak w ewolucji – wybierane są rozwiązania dostosowujące, jednak w fazie wyboru prawdopodobieństwo ich zastosowania, (podobnie jak sama możliwość pojawienia się życia), jest znikomo małe. Trudno uwierzyć, że wybory takie następują bez udziału Twórczego Zamysłu.

Judaizm zapewniał warunki szybkiego rozprzestrzeniania się nauczania Chrystusa. Tworzył w miarę spójny system pojęć religijnych, gdzie monoteizm – wiara w jedynego Boga, nawet jeśli doktryna miała sporo pozostałości monolatrii, była ugruntowana. Cała doktryna, redakcja Pism, pozwalała na utworzenie nowych zasad regulujących kierunki rozwoju ludzkości. Nawet położenie Kanaanu na styku cywilizacji było dogodnym punktem dla rozprzestrzeniania idei.

Zawirowania związane z przemieszczaniem się centrów decyzyjnych to czas wyzwań i oczekiwań na nowe regulacje, także nowe religie, o zasadach pozwalających na nowo określić relację Bóg – człowiek.
Warto pamiętać, że okres życia Chrystusa to czas poszukiwania nowej tożsamości Rzymu; w tym czasie sprowadzano „nowych bogów” którzy mieli wprowadzać nowy typ religijności dostosowanej do pojawiających się okoliczności.
Pojawił się manicheizm, także czerpiący z wyobrażeń zaratusztrianizmu. I początkowo cieszył się znacznie większym zainteresowaniem niż chrześcijaństwo, czego dowody znaleźć można u św. Augustyna.
Zatem twierdzenie, że był to czas poszukiwań i zmian religijnych nie jest pozbawione podstaw.

Jednak do pełnego włączenia judaizmu do rodziny narodów konieczne było zniwelowanie skutków alienacji związanej z wyjściem z Egiptu. Odmiennie niż to jest przedstawiane, dopatruję się powodów tego stanu nie w Przymierzu zawartym na Synaju, a raczej w zdarzeniach związanych z Paschą.

Wyjście z Egiptu łączone było ze śmiercią pierworodnych egipskich. Stan obarczania Żydów odpowiedzialnością, nawet jeśli nie miał konsekwencji fizycznej realizacji, tworzył rysę w świadomości wymagającą zadośćuczynienia.
Ofiara Chrystusa, przywracająca jedność narodów, jawi się w tym kontekście przede wszystkim jako przebłagalna za Izrael, a dopiero w konsekwencji - za wspólnotę wszystkich ludzi.
Czyż nie jest podobna do ofiary niewinnych dzieci egipskich? Ma też zbliżone znaczenie; pierworodni egipscy zostali zgładzeni na rzecz odrębności Izraela. Przebłaganie ma odniesienie w ofierze „pierworodnego”, niewinnego, syna Izraela. Syna, z którym Izrael, tak jak Egipcjanie, wiązać mógł swe najlepsze nadzieje.

Podkreśleniem przedstawionej tu idei jest fakt ofiary Chrystusa właśnie podczas święta Paschy.

Często spotyka się określenie „mord założycielski”. Zadziwiająco pasuje do sytuacji. Nie chcę rozwijać wątku – bo można znaleźć analogie jeszcze w mitach sumeryjskich. Godne wspomnienia jest jednak pojęcie grzechu pierworodnego.
Zastanawiające są skojarzenia.

Tymczasem przesłaniem Chrystusa jest „Dobra Nowina” – zaznaczenie, że Bóg obdarza miłością wszystkich ludzi, gdzie Jego obecność w Izraelu jest tego dobitnym znakiem.

Jest jeszcze jeden element trudny do wyjaśnienia w dotychczasowym tłumaczeniu. Jeśli Chrystus stał się ofiarą przebłagalną za grzechy Izraela, to chrzest jest uzupełnieniem czynności rytualnych związanych z oczyszczenie – porównanie z takimi czynnościami po wyprawie nakazanej przez Mojżesza zemsty na Madianitach.
Powstaje pytanie, czy włączający się do wspólnoty „Nowego Izraela” i Nowego Przymierza, stają się dziedzicami grzechu?

Tyle, że jeśli nieżydowscy chrześcijanie nie byli uwikłani w grzech pierworodny to jak włączać ofiarę Chrystusa w zakres doktryny religijnej?

Kościół Katolicki wiąże ofiarę Chrystusa z grzechami popełnianymi przez wszystkich chrześcijan i to „na zapas”, czyli zarówno już popełnionymi, jak i tymi, które zostaną popełnione.
Dziwna konstrukcja myślowa i to z dwóch powodów:

1. przywraca cykliczność przebiegu czasu; grzechy są niejako zawieszone w czasie. Sam fakt takiego ujęcia jest podważeniem idei Zbawiciela, jako Nośnika Przekazu stanowiącego znak na drodze rozwoju człowieka.
2. jest też brakiem wiary w człowieka. Zagrożone staje się pojęcie wolnej woli, gdyż we wspomnianym ujęciu, takowa zawsze prowadziłaby do grzechu. Sens ofiary staje się wątpliwy: Bóg przysyła Syna jako Odkupiciela przewidywanych złych skłonności ludzi. To oznacza brak odpowiedzialności za osobiste postępowanie. Czyli wolna wola jest odebrana jako zupełnie niepotrzebny czynnik; wniosek – „hulaj dusza piekła nie ma”. Ujęcie jest judaistycznym wtrętem. Jest też inne tłumaczenie grzechu pierworodnego, (Adam i Ewa) ale nie jest to przystające wytłumaczenie.

Albo moje uwagi są absurdalne, albo wymagają głębokiej analizy i to porównawczej między pojęciami grzechu w judaizmie i chrześcijaństwie.
Swoje poglądy (fragmentaryczne) tyczące grzechu przedstawiałem w notce:
http://brakszysz.salon24.pl/83408,miedzy-dobrem-i-zlem-aldze-zamiast-mar-nocnych

CDN
Następny wpis dotyczy Chrystusa w Ewangeliach na tle Starego Testamentu.

Brak głosów