Polskie finanse- przemilczana prawda

Obrazek użytkownika rosemann
Kraj

Tytuł zdaje się efekciarski i na mocno wyrost. Przyznaję. Ale wbrew pozorom doskonale oddaje to, o czym pozwolę sobie napisać na kanwie niedawnej a pewnie też i nadchodzącej wraz z wyborami debaty na temat kondycji naszej gospodarki i naszych finansów. Zdumiewa mnie bowiem pomijanie w owej debacie pewnej kwestii, istotnej jeśli nie decydującej o tym jak oceniamy dziś stan państwa oraz kompetencję sprawujących w nim władzę.

O ile sprawujących władzę całkowicie rozumiem o tyle zagadką dla mnie jest zupełne milczenie w tej sprawie opozycji.

Zacznę od przypomnienia dość często w ostatnim czasie padającego pytania o to co sprawia, że po raz pierwszy w „dwudziestoleciu wolności” zarysowuje się możliwość utrzymania na kolejną kadencję władzy przez sprawującą ją formację. Pytanie czemu Platforma Obywatelska utrzymuje tak wysoki poziom poparcia zadają dziś i dziennikarze i polityczni komentatorzy. Zadają je choć odpowiedź, jak doskonale pamiętam, padła zanim jeszcze było wiadomo i, że „Platforma Obywatelska” jak i to, że „utrzymuje tak wysoki poziom poparcia”.

Kiedy zbliżały się wybory w roku 2007 spotkałem się z kilkoma analizami, w których podkreślono wyjątkową pozycję przyszłego zwycięzcy. Oczywisty handicap mogący w przyszłości zarówno skrzywić rzeczywisty obraz jakości sprawowanej władzy jak też jej faktycznych efektów. I zadecydować zarówno o odbiorze społecznym rządzących jak też ich szansach na przyszłość.  Chodzi rzecz jasna o nadciągającą wówczas lawinę unijnych środków do wykorzystania w ciągu tych samych lat, które miały być po roku 2007 kadencją zwycięskiej władzy. Lawinę, której nie da się w żaden sposób porównać z tym, czym dysponowali poprzednicy rządzących obecnie.

Pomijaniu tej kwestii przez Platformę ja rzecz jasna nie specjalnie się dziwię. Bo mogłaby ona mocno zweryfikować twierdzenia o wyjątkowej kompetencji rządzących oraz nadzwyczajnym zdolnościom radzenia sobie z finansami.

Zdumiewam się natomiast zignorowaniem tego przez politycznych przeciwników Tuska i Platformy. Mimo, że dla politycznej debaty to istny samograj. Pozwolę sobie nawet na żart sugerujący by, jeśli sami nie potrafią sobie poradzić z rachunkami, zwrócili się politycy PiS do pana Szeinfelda i pana Tomczykiewicza. Pamiętne wyliczenie obu panów, demonstrujące jak by strasznie było gdyby wprowadzić propozycje PiS, wskazuje, że bez problemu wyliczą oni jak świetlana byłaby sytuacja Polski gdyby z obecnego bilansu „wyjąc” to, co rząd PO dostał w prezencie bez żadnego wysiłku ze swej strony.

Prawda jest taka, że mogłaby sobie Platforma zapomnieć o propagandowej kampanii „Polska w budowie” bo na tę „budowę” sama z siebie grosza by nie miała skoro na bieżącą obsługę emerytur musiała grabić środki z OFE i sięgać do oszczędności Funduszu Reformy Demograficznej.

Nie mam złudzeń że ani Szeinfeld ani Tomczykiewicz nie poważą się by zaprezentować nam prawdziwy, odarty z „unijnych prezentów” obraz finansów w czwartym roku władzy PO. Bo nie chodzi tylko o to, że z bilansu trzeba by było tylko te OFE, ten Fundusz i ten deszcz euro odjąć.

Nawet teraz, gdy wspomniany deszcz jest ochoczo przerabiany na „Polskę w budowie” nie ma powodów by się ze swą fachowością obnosić.

Logika nakazuje bowiem przyjąć, że ten dopływ euro do naszej gospodarki to nie taki zwykły rachunek, w którym mamy do czynienia tylko z dodawaniem. Te pieniądze to przecież zastrzyk dla gospodarki mający bardzo oczywiste skutki dla niej.

To jakaś tam, myślę, że przy tej skali niemała, liczba miejsc pracy, które bez żadnego udziału obecnej władzy powstały i na siłę nabywczą obywateli wpływają.

To spore wsparcie budżetu wpływające z podatków wygenerowanych poprzez obrót tymi otrzymanymi środkami.

To wreszcie niebagatelne oszczędności budżetowe wzięte z tego, że nie musieliśmy wspomnianych przedsięwzięć finansować z dochodów uzyskanych przez państwo w procesie normalnego jego funkcjonowania.

To taki najprostszy bilans.

Taki wielki haust gotówki bez dwóch zdań powinien spowodować gwałtowny wzrost najistotniejszych wskaźników. W takiej skali, która z miejsca wykluczałaby sensowność zestawiania ich ze wskaźnikami uzyskiwanymi wcześniej przez konkurentów.

Zamiast tego mamy zawikłaną narrację o kryzysie co jest jak zabawka dla niemowlaka bo „jest kryzys, nie ma kryzysu, jest kryzys, nie ma kryzysu, jest kryzys, nie ma kryzysu…”

Mamy szukanie takiej metody mierzenia wskaźników bezrobocia by nie wyszło, że cztery lata temu było niższe.

Mamy wreszcie pospieszne łatanie bieżącego stanu państwowej kasy sięganiem po środki odkładane na dalszą przyszłość.

Szanowny czytelniku. Spróbuj wyobrazić sobie dzisiejszą Polskę bez tych wszystkich „programów operacyjnych”, bez rozlicznych „priorytetów”. I sam sobie odpowiedz jak wyglądałaby nasza rzeczywistość gdyby przyszło nam zdać się jedynie na kompetencję pana Tuska i Rostowskiego.

Brak głosów

Komentarze

bo wiekszosc z nas kojarzy Polske lat 90 - ych.

Choc to wlasnie wtedy IC jedziło 2h40 z Krk do Wwy a dzisiaj ?

ZEBY POLSKA W SIŁE ROSŁA TRZA NAM WODZA A NIE OSŁA !

Vote up!
0
Vote down!
0

Maciej61

#178101