Czy eutanazja uwalnia od "niepotrzebnego cierpienia"?

Obrazek użytkownika Dariusz Zalewski
Blog

Debata zwolenników zabijania i nie zabijania Eluany z racji dyktatury "neutralnego światopoglądu" odbywa się najczęściej z pominięciem argumentów religijnych.

W demokracji używanie argumentów zaczerpniętych z Katechizmu w tego typu dyskusjach jest nieuprawnione. Dlatego katoliccy przeciwnicy dobijania chorych wolą odwoływać się do “ogólnoludzkich wartości”, niż wprost do skarbnicy swej wiary; powołują się raczej na tzw. prawa człowieka, niż prawa boskie. Mniemają, że w ten sposób zepchną przeciwników do narożnika, bo przecież lewica na okrągło szafuje pacyfistyczną argumentacją i nawet nie pozwoli dzieciakowi dać klapsa.

Ale w praktyce z tym spychaniem różnie bywa. Obie strony już dawno bowiem okopały się na swoich pozycjach. Jedni słusznie powtarzają, że “należy chronić każde życie”, drudzy mówią: “owszem chrońmy, ale niech to życie będzie zdrowe”.

Ze względów taktycznych trzymanie się “ogólnoludzkich wartości” ma pewnie sens, ale z drugiej strony jest wyrazem kapitulanctwa i strachu przed oskarżeniami o “fundamentalizm”. Jednocześnie zubaża debatę tak, że sami katolicy zapominają o jeszcze jednym, ważnym argumencie przeciw eutanazji.

Otóż chodzi o to, że cierpienie ma dla katolika głębszy sens. Ofiarowane Bogu przynosi wielkie owoce duchowe. I choć w danej sytuacji trudno się z nim pogodzić, to przetrzymując napór rozpaczy i bólu człowiek kończy swoje życie piękny i zwycięski. Z kolei przegranie tej ostatniej walki, którą przecież każdy musi stoczyć, stawia pod znakiem zapytania zbawienie wieczne danego człowieka.

Dlatego katolicy chroniąc lewicowców, ateistów i wątpiących przed eutanazją wcale nie chcą zadawać im “niepotrzebnego cierpienia”. Pragną jedynie chronić ich przed prawdziwym cierpieniem, które dopiero się zacznie.

Brak głosów