KANON 1095...PUSZKA PANDORY...

Obrazek użytkownika trybeus
Kraj

Czasem uczestnicząc w wystawnych weselach, patrzę z trwogą, jak państwo młodzi kładą nacisk na wystawność wesela...wszystko musi być na tip-top, kwiaty, przepych, mnóstwo jedzenia...wszystko, aby goście dobrze sie bawili...akurat w górach wesela są wystawne, trwają po trzy dni... jadła, napitku nie może braknąć, bo by goście “obgadali”...weseliska po 200-300 osób...takie tam małe woodstocki... kiedy już emocje weselne opadają, przychodzi proza dnia...jeszcze nie od razu, jeszcze prezenty, wspomnienia z wesela...przychodzą dzieci, pierwsze scysje, pierwsze awantury i rozgoryczenia...wtedy małżonkowie wyrzucają sobie, że może ich ślub to “niepoprozumienie”, że jakby pomyśleć, to nie pasują do siebie...i nawijają coś o ułożeniu sobie życia od nowa.

Do grobowej deski...to mówi Jezus na temat małżeństwa...

“Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, i zadali Mu pytanie: Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu? On odpowiedział: Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich jako mężczyznę i kobietę? I rzekł: Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela. Odparli Mu: Czemu więc Mojżesz polecił dać jej list rozwodowy i odprawić ją? Odpowiedział im: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę – chyba w wypadku nierządu – a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo. Rzekli Mu uczniowie: Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić. Lecz On im odpowiedział: Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!” (Mt 19,1-12)

Wkleję tutaj świetny artykuł Mirosława Mirosa z portalu wielodzietni.org, który przedstawia doskonale problem tzw. “rozwodu kościelnego”...

Kiedy stawali na ślubnym kobiercu, przyrzekali przed sobą i Bogiem dozgonną miłość, wierność i uczciwość małżeńską.

Teraz, gdy życie zweryfikowało ich plany i marzenia, a samo małżeństwo legło w gruzach, starają się wszystko odkręcić. Każdego roku tysiące Polaków, przekonuje Boga i hierarchów kościelnych do tego, że ich małżeństwo w świetle kanonicznego prawa jest nieważne.

Adam poznał Beatę na studiach. Oboje szybko się w sobie zakochali, a po dwóch latach narzeczeństwa wzięli ślub. Taki jak sobie wymarzyli. Cichy, bez rozgłosu, w małej kaplicy w podwarszawskiej mieścinie, z której pochodziła Beata. Idylla nie trwała jednak długo. Młodzi nie mogli się zgodzić, wciąż się kłócili. Atmosfera gęstniała tym bardziej, że starania o dziecko nie przynosiły efektów. Podczas jednej z awantur Beata wykrzyczała mężowi, że już przed ślubem wiedziała, że nie będzie mogła mieć dzieci. To przelało szale goryczy. - Poczułem się jak marionetka. Moja żona od samego początku naszego związku mnie oszukiwała. Gdyby nie ukrywała przede mną tego, że jest bezpłodna, nasze małżeństwo mogłoby przetrwać. A tak to nie było już dla niego żadnej nadziei. Nie można być z kimś, kto tak cię zawiódł - opowiada Adam, 35-letni architekt.

Rozwód załatwili szybko. Za porozumieniem stron, bez prania brudów. Małżeństwem byli niespełna cztery lata. Po pewnym czasie Adam zakochał się drugi raz. Karina marzyła o białej sukni z welonem. Wtedy Adam pomyślał o tzw. rozwodzie kościelnym. Szukał informacji w sieci, poszedł po poradę do adwokata. Wreszcie zdecydował się złożyć pozew w sądzie diecezjalnym. - Po półtorarocznym procesie dostałem wreszcie rozwód. Mam czystą kartę. Razem z Kariną powoli rozpoczynamy przygotowania do naszego ślubu. Pobierzemy się w przyszłym roku - zdradza Adam.

Kościół nie daje rozwodu, tylko stwierdza nieważność... Polaków, którzy podobnie jak Adam, chcą mieć czystą kościelną kartotekę jest coraz więcej. Z danych Głównego Urzędu Statystycznego wynika, że w ubiegłym roku rozwiodło się ponad 65 tysięcy par, a jak policzyło Centrum Myśli Jana Pawła II w ciągu dekady dwukrotnie wzrosło przyzwolenie na rozwód. Ma to przełożenie na statystyki prowadzone przez duchownych. Wynika z nich, że co roku nawet 10 tysięcy małżeństw wnosi pozwy do sądów metropolitalnych o stwierdzenie nieważności związku.

To istotna różnica, bo duchowni bronią się jak mogą przed przylepieniem tego typu procesom łatki rozwodów kościelnych. - Kościół od początku swojego istnienia, a więc od dwóch tysięcy lat, nie udziela rozwodów. Proces kanoniczny w przeciwieństwie do cywilnego nie koncentruje się na tym, czy rozwiązał się węzeł małżeński, ale na tym, czy ten węzeł w ogóle zaistniał. Jeśli do tego nie doszło, małżeństwo jest nieważne - tłumaczy różnice ks. Mirosław Czapla, sędzia Sądu Metropolitalnego w Krakowie. Ksiądz Czapla nie jest zdziwiony lawinowo rosnącą liczbą pozwów, choć jeszcze pięć lat temu do sądów diecezjalnych wpływało średnio trzy razy mniej spraw niż dzisiaj. Źródeł zjawiska duchowny doszukuje się w rosnącej świadomości społeczeństwa i zachwianiu wartości rodzinnych.

- Młodzi ludzie bardzo często z rodzinnego domu nie wynoszą wiedzy, jak pielęgnować relacje między najbliższymi. Sami zakładają rodziny i dopiero wtedy okazuje się, że są zupełnie do tego nieprzygotowani i niedojrzali. Właśnie to starają się udowodnić przed sądem kościelnym. Wiedza o procesach staje się już powszechna. Z księżmi rozmawia się o nich choćby podczas kolędowania - mówi Mirosław Czapla. Choć stwierdzeniem nieważności małżeństwa kończy się dwie trzecie wszystkich spraw, to jednak dla Kościoła "życiowi rozbitkowie" stanowią poważny problem. Coraz bardziej palący. Papież Benedykt XVI zaapelował nawet do sędziów Roty Rzymskiej w Watykanie, najwyższego sądu apelacyjnego wobec wyroków stwierdzających nieważność małżeństwa, o to, by w swojej pracy kierowali się "sumiennością i rygorem". Wcześniej także Jan Paweł II w ostrych słowach apelował do sędziów, mówiąc, by nie ulegali "fałszywemu współczuciu dla przeżywających kryzys małżonków ani rozpowszechnionym wzorcom myślenia".

http://ekai.pl/wydarzenia/x8709/papiez-o-naduzyciach-w-procesach-kanonicznych/

Kanon 1095 stał się puszką Pandory...

O tym, że instytucja nieważności małżeństwa może być nadużywana, mówi nieoficjalnie część środowiska adwokatów kościelnych. Furtką dla osób chcących wyczyścić swoją kościelną kartotekę ma być kanon 1095. Dokładnie jego trzeci paragraf. Do kodeksu prawa kanonicznego kanon został wpisany w 1983 roku i od razu stał się puszką Pandory. Mówi o tym, że "niezdolni do zawarcia małżeństwa są ci, którzy z przyczyn natury psychicznej nie są zdolni podjąć istotnych obowiązków małżeńskich". Oprócz chorób psychicznych pod kanon można "podpiąć" życiową niedojrzałość, a nawet wrodzone dwie lewe ręce. To dlatego nawet 80 procent wszystkich pozwów dotyczy właśnie naruszenia zasad tego kanonu. Rzadziej małżeństwo staje się nieważne z powodu alkoholizmu jednego z małżonków, impotencji, zatajenia informacji, np. o nieślubnych dzieciach z innego związku, czy udawania podczas składania przysięgi. - To dowodzi fatalnej kondycji psychicznej młodych ludzi, którzy po prostu nie dorastają do roli małżonków. Nikt ich do tej roli nie przygotowuje. W mediach małżeństwo czy ślub jawi się jako zabawa - mówi nam ks. Tadeusz Pieronek, profesor prawa kanonicznego. Ksiądz Pieronek przyznaje, że część osób składających pozwy w sądach diecezjalnych może szukać kruczków

prawnych, by rozbić małżeństwo, które jest ważne. - Nie zgodzę się jednak z tym, że kanon 1095 jest furtką dla nieuczciwych małżonków. Procesy są prowadzone skrupulatnie. Sędziowie są w stanie wyłapać tych, co oszukują - przekonuje ks. Pieronek. Rzeczywiście przebieg procesu kościelnego przypomina długą sesję u psychoanalityka. Małżonkowie muszą się zmierzyć z gradem pytań trzech sędziów. Wyspowiadać musimy się dosłownie ze wszystkich tajemnic alkowy, łącznie z tym jak nam się układało w łóżku i czy korzystaliśmy kiedyś z pomocy np. psychiatrów. Do tego dochodzą jeszcze przesłuchania świadków i ekspertów medycznych. Werdykt sędziów automatycznie trafia do sądu wyższej instancji. Jeśli ten podtrzyma wyrok, sprawa jest zakończona. Jeśli nie, przyjrzy się jej watykańska Rota Rzymska. - Musimy uzbroić się w cierpliwość. Proces kościelny trwa średnio dwa lata. Każda sprawa jest rozpatrywana indywidualnie, nie funkcjonują żadne schematy - uważa Marcin Krzemiński, warszawski adwokat specjalizujący się w prawie kanonicznym.

Nieważny czas, ważna czystość sumienia...

Nie przeraża to Anny, 30-letniej dziennikarki jednego z ogólnopolskich tytułów. Kobieta sakramentalne "tak" powiedziała trzy lata temu. Z Mariuszem znali się od siedmiu lat. Był jej pierwszą miłością. Zawiódł szybko, bo jeszcze przed ślubem. - Znalazł sobie inną, grał na dwa fronty. Dowiedziałam się o jego kochance, kilka tygodni przed ślubem. Próbował bagatelizować sprawę, twierdził, że to tylko koleżanka, że to nic poważnego - wspomina. Biła się z myślami. W końcu jednak założyła welon, przykleiła udawany uśmiech do twarzy i poszła do ołtarza. Wtedy nie potrafiła zrobić inaczej. Kochała Mariusza, a ślub był dopięty na ostatni guzik. Sproszeni goście, wynajęta sala weselna na ponad sto osób. Gdyby wszystko odwołała, byłby wstyd na całą okolicę. Rodzice nie mogliby się pojawić w sklepie. Na ulicy byliby wytykani palcami. - Pochodzę z małej wsi. Wszyscy tam się znają, a plotki rozchodzą się z prędkością błyskawicy. Poza tym wierzyłam, że po ślubie się jakoś ułoży - tłumaczy Anna. Nie ułożyło się. Po pierwszej kochance była kolejna, potem jeszcze jedna. Anna na urodziny dostawała prezenty, które jej mąż wybierał z "tą drugą". W końcu nie wytrzymała upokorzeń. Kilka miesięcy temu wyprowadziła się z domu. Wniosła też sprawę do sądu. A właściwie do dwóch, bo oprócz rozwodu cywilnego chcę też unieważnienia małżeństwa. Szansy upatruje w kanonie 1101. Mówi on o symulowaniu małżonków podczas składania przysięgi małżeńskiej. - Tyle lat żyłam w fikcji, z której dziś chce się wyrwać, odciąć ją grubą kreską. Zacząć wszystko od nowa. I wierzę, że spotkam jeszcze prawdziwą miłość. Taką na całe życie. Wtedy przysięga małżeńska będzie miała sens - mówi nam Anna.

Lawina pozwów dopiero przed nami...

Dla Marcina Krzemińskiego przykład Anny to kolejny dowód na to, że przez najbliższe lata będzie miał pełne ręce roboty. Po pierwsze dlatego, że w Polsce jest zaledwie 20 świeckich mecenasów, którzy mogą brać udział w procesach kościelnych. Po drugie, zdaniem Krzemińskiego, liczba pozwów o stwierdzenie nieważności małżeństwa nadal będzie rosła, ponieważ Polacy przełamali też tabu, które sam rozwód traktowało jako rzecz wstydliwą. Przed składaniem pozwów w sądach diecezjalnych nie odstraszą ich ani długość procesu, ani nawet jego wysokie koszty. Dziś na opłaty w sądach trzeba przygotować minimum 1 tysiąc złotych. Mecenasi reprezentujący nasze interesy mogą zażyczyć sobie równowartość naszej miesięcznej pensji. - To wszystko schodzi na dalszy plan, jeśli chcemy uporządkować nasze życie religijne, żyć z czystym sumieniem. Liczba procesów będzie nadal rosła, bo przecież nie jesteśmy aniołami w niebie. Choć najlepiej, gdyby takich spraw w ogóle nie było - dodaje ks. Tadeusz Pieronek.

Tyle tekstu z artykułu...

Piszę tutaj z rozżaleniem, ponieważ słowa bp Pieronka są tutaj żenujące ...kasa schodzi na dalszy plan, byleby “uporządkować nasze życie religijne”...stwierdza, że liczba procesów bedzie rosła, ale moim zdaniem nie chodzi o aniołów w niebie, a może o dobry geszeft...przecież pod paragraf 3 można podciągnąć nawet narzeczonego, który lubił se wypić przed ślubem, no nie czarujmy się, liczba unieważnień sakramentów wzrosła...a ile kosztuje taki spas ...

Koszty procesu przed Sądem Metropolitalnym w Krakowie są zróżnicowane w zależności od tego, w której instancji toczy się przed nim dana sprawa. Należy zwrócić uwagę na to, że za prowadzenie procesu w I instancji koszty procesu ponosi strona powodowa. Opłaty te wynoszą 1200 zł. dla osób mieszkających na terenie Rzeczypospolitej Polskiej oraz 2000 zł. dla osób mieszkających poza granicami kraju. W przypadku, gdy strona pozwana wnosi skargę wzajemną koszty procesu wynoszą w stosunku do niej odpowiednio 600 zł. lub 1000 zł.

Jeżeli przed Sądem Metropolitalnym w Krakowie toczy się sprawa w II instancji koszty procesu uzależnione są przede wszystkim od tego, czy w I instancji zapadł wyrok pozytywny, czy negatywny.

po wyroku pozytywnym koszty prowadzenia sprawy w II instancji wynoszą 400 zł. dla osób mieszkających na terenie Rzeczypospolitej Polskiej, zaś 800 zł. dla osób mieszkających poza granicami kraju.

po wyroku negatywnym koszty te wynoszą 500 zł. dla osób mieszkających na terenie Rzeczypospolitej Polskiej oraz 800 zł. dla osób mieszkających poza granicami kraju.

Za prowadzenie procesu w III instancji koszty procesu wynoszą odpowiednio 500 zł. dla osób mieszkających na terenie kraju oraz 1000 zł. dla osób mieszkających poza granicami kraju.

Teraz pytanie ...czy sądy metropolitarne na ziemi są święcie przekonane, że działają zgodnie z Wolą Bożą...czy są świadome, że decydują o losach ludzkich tutaj i po śmierci...bo ja bałbym się tykać spraw związanych przez Boga, bo co Bóg złączy człowiek niech nie rozdziela...

literatura

http://wielodzietni.org/discussion/5035/kanon-1095-stal-sie-puszka-pandory/p1

www.kryzys.org/archiwum2007/printview.php

www.niedziela.pl/artykul/95059/nd/Tajemniczy-kanon-1095-KPK

www.wprost.pl/ar/201630/Co-Bog-polaczylS/

Brak głosów