Homilia ks. abp. Andrzeja Dzięgi
Warta przypomnienia jest:
Homilia ks. abp. Andrzeja Dzięgi, metropolity szczecińsko-kamieńskiego, wygłoszona w czasie uroczystości dożynkowych na Jasnej Górze, 5 września 2010 r.
Więc teraz, synowie, słuchajcie mnie! Szczęśliwi, co dróg moich strzegą!
Umiłowani Gospodarze!
Polscy Gospodarze!
I Gospodarze Polski!
A jednocześnie:
Umiłowane Dzieci Boże!
Gdy bowiem tutaj stajemy, w Domu Maryi, Matki Jezusa Chrystusa, czujemy się znowu jak dzieci, jak Boże dzieci, a jednocześnie jak uczniowie Jezusa Chrystusa, którzy chcą nieustannie, niezmiennie na Niego patrzeć, Jego słuchać, od Niego się uczyć i z Nim swe życie przeżywać.
Błogosławione stopy i serca wasze
Błogosławione są stopy wasze, które przyprowadziły was tutaj dzisiaj na Jasną Górę, na tę szczególną, wyjątkową modlitwę, modlitwę dziękczynienia, modlitwę błagania. Błogosławione są kolana wasze, na których w nieustannej, odwiecznej procesji błagania i przebłagania podążacie dookoła ołtarza w kaplicy Matki Bożej, a jednocześnie dookoła Jej tronu. Kolejni kapłani wychodzą z Mszą Świętą, godziny mijają, i wieki podobnie mijają, a Naród - także gospodarze i gospodynie - na kolanach podąża przez tę Jasnogórską Golgotę. Na ołtarzu ofiara Chrystusowa, Męka Pańska i Zmartwychwstanie Pańskie, a lud przez tę Golgotę na kolanach podąża, do krzyża się niejako przytulając, przy Matce się zatrzymując i na nowo potwierdzając: Twoimi jesteśmy dziećmi. Dopóki na kolanach przez Jasną Górę, przez tę kaplicę, idą rodzice i dzieci - tak jak i dzisiaj, także dzieci trzy-, czteroletnie, na kolanach, tuż obok swojego ojca, tuż obok swojej matki - dopóty możemy Panu Bogu zawierzać i pokolenie obecne, i kolejne pokolenia polskiego Narodu. Błogosławione umysły wasze, ponieważ, gdy analizujecie aktualną sytuację i widzicie te wszystkie niepokoje i nadzieje, ku Bogu zwracają się wasze pytania najważniejsze i od Boga chcecie uzyskiwać odpowiedzi najważniejsze. Błogosławione dłonie wasze, gospodarskie, upracowane, tak często o popękanej skórze, tak często ręce wasze po całym dniu pracy ciężko "wiszą", niemal bezwładnie, wydawałoby się bezsilne, do momentu, dopóki nie trzeba znowu pracy podjąć. Błogosławione te dłonie, którymi ziemię uprawiacie, ziarno w nią wrzucacie i chleb z niej przy Bożym błogosławieństwie pozyskujecie. I błogosławione serca wasze, bo przecież dzisiaj darem serca przynosicie te przepiękne, strojne wieńce. Miałem okazję chwilę popatrzeć na nie z bliska. Ileż w nich jest cząstek waszego serca i tych strun różnorakich, które w waszym sercu miłością i lękiem, niepokojem i nadzieją rozbrzmiewają. Spoglądam kolejno po tych wieńcach. Są tam wizerunki Matki Najświętszej, są Jej kapliczki i Jej trony, i piękne korony. Spoglądam po tych wieńcach: są dorodne kłosy kwiatami przyozdobione, jak wieńce triumfalne i radosne. Są też na tych wieńcach przeróżne symbole codziennej pracy, od kształtu łodzi po bochen chleba. Przeróżne znaki, którymi życie swoje codzienne chcecie wyrażać. Są też tam struny, które ciągle brzmią niepokojem i pytaniami w ostatnich miesiącach, bo też zauważyłem słowa "Katyń" i "Smoleńsk". I są też na tych wieńcach znaki najpiękniejsze i najbardziej chyba istotne: są znaki krzyża. Może niejednemu i niejednej z was, gdy z tych prostych kłosów układaliście znak krzyża, zadrżało serce, że przecież w waszych dłoniach powstaje znak zbawienia. Umieszczaliście ten znak krzyża na większości wieńców, czując, że jest ważny, że on tutaj jest centrum i istotą, bo tu przecież chodzi o Jezusa Chrystusa. Takich was, Gospodarze polscy, pozdrawiam, i Gospodynie polskie, i wszyscy, którzy przy gospodarzach stajecie, aby dzisiaj razem z nimi ten urobek polskich dłoni i umysłów, polskich serc i polskich pól przedstawić Bogu przez Maryję tutaj, na Jasnej Górze.
Bóg - Gospodarz Najważniejszy
A jednocześnie pozdrawiam was właśnie jako gospodarzy. To jest słowo szczególne. Myślę, że studium językowe tutaj by się przydało, aby źródłosłów dobrze rozpoznać i wyjaśnić, bo źródłosłów tego pojęcia nie tyle sięga do rolnictwa, nie tyle do samej uprawy ziemi. Źródłosłów ten sięga do odpowiedzialności, do służby rodzinie i służby Narodowi. Źródłosłów tego pojęcia oznacza zarządzanie odpowiednie, odpowiedzialne, zgodne, świadome, że jest wykonywane w imieniu samego Boga. To Bóg staje przed nami jako Pierwszy i Najważniejszy Gospodarz. Z jaką troską, jak pieczołowicie, z jaką miłością i z jaką radością Bóg kształtował oblicze tej ziemi. Z jaką nadzieją postawił pośrodku tej ziemi koronę swojego stworzenia - człowieka. Na swój obraz go ukształtował, zdolnego kochać i zdolnego pracować, zdolnego się cieszyć i zdolnego cierpieć. Takiemu człowiekowi On - Gospodarz dziejów - powierzył gospodarowanie sprawami tej ziemi. Mówi słowo Pisma Świętego w polskim języku: Postawił człowieka, aby panował nad zwierzętami, nad ptactwem, nad całą ziemią, w rzeczywistości: aby gospodarował. Zbiegają się gdzieś w polskim języku to słowo "panować" i to słowo "gospodarować". Szkoda tylko, że w ostatnich pokoleniach, a może i wiekach, to słowo "panować" nabrało tyle treści negatywnych: władania ludźmi, decydowania zamiast ludzi, rozkazywania ludziom, a nawet przymuszania ludzi. Szkoda, że to słowo "gospodarowanie", jako odpowiedzialne zarządzanie, tak zostało ograniczone - tylko do uprawy ziemi. A jednocześnie - może to dobrze. Nie ma bowiem chyba drugiego obszaru tak blisko sprzęgniętego z Bożą mocą stwórczą, jak posługa rolnika, gospodarza. Może więc od waszej pracy codziennej, od waszego serca, od waszej odpowiedzialności da się odbudować to słowo dla całej gospodarki, dla wszystkich, którzy tę gospodarkę współtworzą, którzy ją organizują, którzy ją planują. Może właśnie dzięki wam - Gospodarze, uda się na nowo przywrócić temu słowu istotną treść. Mamy być gospodarzami tak, jak Bóg chciał, byśmy gospodarzami byli. Te słowa: "gospodarz", "gospodarowanie", i słowa: "pan", "panowanie", w innych językach słowiańskich ciągle się splatają, jak chociażby w liturgicznej aklamacji liturgii wschodniej: Hospody pomyłuj, co oznacza: Panie! Gospodarzu! Dawco wszelkiego dobra! Bądź łaskaw! Bądź miłosierny! Przebacz! Wesprzyj, poprowadź i umocnij! Gospodarzu. Spróbuj, Siostro i Bracie, ile razy w tekstach modlitewnych słyszeć będziesz słowa: "Panie Boże", wyobrazić sobie, że z twojego serca niesie się modlitwa: Boże, Gospodarzu, ucz nas gospodarowania według Twojego zamysłu!
Mądrość stworzenia
Siostry i Bracia! Gospodarze!
Zatrzymuję się razem z wami przy niezwykłym, głębokim i bardzo treściwym pierwszym czytaniu z dzisiejszej liturgii. To jest czytanie z Księgi Mądrości, a więc z księgi, która ma służyć mądrości człowieka. Od Boga pozyskana mądrość ma służyć ludziom, by byli mądrzy. Pan mnie stworzył, swe arcydzieło. Mądrość, którą Bóg daje ziemi, w którą Bóg ziemię wyposaża i w którą człowieka wyposaża, jest arcydziełem Bożym. Wiele jest dzieł Boga, pięknych, zachwycających, dla Boga radosnych. Widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre. Ale mądrość jest arcydziełem Boga. Ta mądrość jest osadzona u źródła istnienia stworzenia. Mądrość przenika całe dzieło stworzenia i dopóki całe dzieło stworzenia żyje tchnieniem Bożej mądrości, Bożego ładu, dopóty jest bezpieczne, dopóty jest z Bogiem zjednoczone i dopóty swoje zadanie spełni właściwie. Gdy zaś to dzieło stworzenia, a szczególnie człowiek pośrodku tego dzieła stworzenia, od Bożej mądrości odstępować zacznie, pojawią się kolejne rysy, pęknięcia, skazy, cierpienia, rany i ból.
Gospodarski krzyż
Gospodarze polscy! Dzisiaj przybyliście tutaj, aby dziękować Panu Bogu za to, że możecie być gospodarzami na ziemi, którą uprawiacie w powierzonej wam cząstce Polski. Którą wypracowujecie, za którą cierpicie, o którą się modlicie i którą dzisiaj Bogu na nowo zawierzacie jako Jedynemu i Najważniejszemu Gospodarzowi dziejów, narodów, państw i spraw. Przynieśliście tutaj w tych dorodnych wieńcach kłosy dobierane pieczołowicie, dobierane z troską i miłością: bo to przecież na Jasną Górę; bo to przecież dla Pana Boga - muszą być piękne! A ja, patrząc na tegoroczne wieńce, w niektórych widzę kłosy także poczerniałe. Można sobie postawić pytanie: skoro te poczerniałe kłosy znalazły się w dożynkowym wieńcu, to znaczy już najpiękniejsze zostały wybrane. Inne kłosy są jeszcze słabsze, jeszcze bardziej czarne, jeszcze bardziej chude, jeszcze bardziej przykrość wzbudzające w gospodarskim sercu. Bo przecież gospodarz dał z siebie wszystko, co mógł. Czego zabrakło w tym roku? Czyżby Bożego błogosławieństwa było mniej? Bo najpierw patrzyliśmy z lękiem na zasoby śniegu na polskiej ziemi i wielu pytało: jakie to powodzie będą wiosną? O dziwo, nie było wtedy powodzi. Ten śnieg ogromny znikł, stopniał, spłynął, wyparował. Pan Bóg pokazał, że jest w stanie te potężne zasoby wody, w ogromie śniegu skumulowane, po swojemu rozprowadzić i przygotował przedpole dla pracy, dla całego sezonu. A potem kolejne zdziwienie: skąd tyle wody w rzekach? Przecież deszcze nie były aż tak nadzwyczajne, były obfite, ale żeby aż tyle? Dlaczego te wały tak puszczają? Dlaczego przemiękają, dlaczego się przerywają? Ból poszedł przez polską ziemię. I jeszcze ten ból się nie ukoił, poszła druga fala, potem następna. Teraz znowu gminy nadwiślańskie i domy nadwiślańskie, i serca nadwiślańskie są ściśnięte. Czy ta fala kolejna teraz przejdzie spokojnie? Czy nie porozrywa tych wałów nawilgłych? To są pytania, które stawiamy w tym roku samemu Panu Bogu. Dlaczego? Czy to są przypadki? Czy też, Boże, coś chcesz powiedzieć? Tym bardziej że pośrodku tych doświadczeń, pośrodku tych "słów", które Bóg po swojemu ziemi daje, które kieruje do nas, dotknęło nas to cierpienie szczególne, które zatrzymało Naród na wiele dni. Dziesiąty dzień kwietnia. Samolot rządowy. Smoleńsk - Katyń. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej. Panie Boże - to przecież było Święto Miłosierdzia, wigilia tego święta. Podobnie jak pięć lat temu. Panie Boże - co to może oznaczać dla nas? Jak mamy to rozumieć? Co chcesz nam powiedzieć? Nie ma na to odpowiedzi jednoznacznej, co Bóg chce powiedzieć, ale bez wątpienia, gdy są takie sytuacje, to znaczy, że Bóg mówi, trzeba tylko na Niego serce otworzyć, Jego pytać i Jego słuchać szczególnie uważnie, żeby nie przeoczyć tych różnych okoliczności, uwarunkowań i kontekstów. By nie tylko ludzkie głosy wtedy słyszeć, ale przede wszystkim by słyszeć głos samego Boga. Czas, by znowu trochę więcej z Bogiem rozmawiać.
Więc teraz, synowie, słuchajcie mnie! Szczęśliwi, co dróg moich strzegą! Dlatego, drodzy Gospodarze, na waszych wieńcach dożynkowych jest tyle orłów i tyle krzyży, i tyle figurek i obrazów Matki Bożej i innych świętych.
Powraca z dawnych lat obraz polnych dróg. Kilkadziesiąt metrów zaledwie od naszego rodzinnego pola, od naszego gospodarstwa, rozwidlenie polnych dróg i stojący tam żelazny krzyż. Pod ten krzyż chodziło się, gdy mama kazała dziecku: idź tam, zobacz, czy kwiatów świeżych nie trzeba postawić. To zerwij na miedzy i postaw! A gdy się żniwa kończyły, to mama wyplatała wtedy specjalny wieniec i wysyłała: idź, zawieś ten wieniec na krzyżu! Niech będzie znakiem, że pamiętamy, że dziękujemy, że jesteśmy wdzięczni. Ten krzyż i inne krzyże przydrożne stawały się wyznacznikiem swoistego miejsca w podążaniu drogą. Bo na pytanie: gdzie jesteś? gdzie to jest?, mówiło się często: za krzyżem albo przed krzyżem. To był punkt odniesienia na ludzkich, gospodarskich drogach. I nikogo nie dziwiło, a zawsze z szacunkiem każdy patrzył, i ten bardziej pobożny, i ten mniej pobożny, gdy przed krzyżem przydrożnym gospodarz przejeżdżając, przechodząc, skłaniał głowę, zdejmował czapkę albo gdy się chwilę zatrzymywał, a nawet na dłużej się zatrzymywał i trwał na modlitwie. Mam w oczach wielokrotny obraz kogoś, kto zanim pracę na polu rozpoczął, przy krzyżu się zatrzymywał i pacierz przy przydrożnym krzyżu mówił. Bo ten krzyż wrósł w polskie drogi, wrósł w polskie pola, bo ten krzyż zawsze był znakiem, że ziemski gospodarz pamięta, iż najważniejszym Gospodarzem jest sam Bóg. Dopóki na polskich polach i przy polskich drogach krzyże są bezpieczne, dopóki każdy, kto szczerym sercem krzyż stawia albo się przy krzyżu zatrzymuje, może się bezpiecznie modlić, Polska jest bezpieczna. A w momencie gdy modlitwa przy krzyżu wzbudza publiczne zdziwienie, a nawet agresję, trzeba sobie postawić pytanie o bezpieczeństwo polskiego ducha i o to, czy jeszcze umiemy przy krzyżu stać. Polacy od wieków krzyż rozpoznawali. Polacy od wieków przy krzyżu czuli się bezpiecznie, a jednocześnie, ile razy świętowali coś ważnego albo cierpienie przeżywali, szli pod krzyż. A gdy pod krzyż dojść nie mogli, to krzyż stawiali przy sobie, aby być na Golgocie, aby być tuż przy krzyżu. Bo przy krzyżu jest źródło rzeczywistej mocy ducha, przy krzyżu jest źródło siły myśli, siły woli, siły decyzji, przy krzyżu jest najlepsza weryfikacja, co jest dobre, a co nie jest dobre, co warto czynić, a czego należy zaniechać. I są też miejsca, takie jak plac w Warszawie, dawniej zwany placem Zwycięstwa, teraz to plac Marszałka Piłsudskiego, na którym stanął prorok naszego pokolenia - Jan Paweł II, i z tego miejsca mówił, że Polski nie sposób zrozumieć do końca bez Chrystusa. I z tego miejsca wołał: Niech zstąpi Duch Twój...! Niech odmieni...! To na tym samym placu, w tym samym miejscu, stanęła trumna z ciałem wielkiego Prymasa Tysiąclecia - Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Dlatego ten plac pozostał święty, pozostał godny, pozostał miejscem o randze specjalnej, o specjalnej duchowej mocy dla wszystkich, którzy tam stawali. Nawet tam krzyża jeszcze nie było, a wiele osób tam jechało i mówiło: To tu. Tutaj był ten ołtarz. To stąd nauczał Jan Paweł II. To stąd padły te słowa. A gdy potem była już taka możliwość, to stanął tam krzyż, tak jak stanęły krzyże w Poznaniu, jak stanęły krzyże pod bramą stoczni, jak stanęły krzyże w dziesiątkach, setkach, tysiącach miejsc na polskiej ziemi, które się wpisały w duszę, wpisały się w myśli i w serca ludzkie. Nie dlatego to miejsce jest ważne, że krzyż tam postawiono, ale krzyż tam stanął dlatego, że to miejsce jest ważne. Polscy Gospodarze, o waszych krzyżach przydrożnych, przy polach waszych pamiętajcie! O te krzyże zadbajcie! Dlatego że pola wasze są ważne i drogi przy waszych polach są ważne, bo praca wasza, gospodarowanie wasze jest ważne. I te przydrożne krzyże, na polnych drogach stawiane, o tym przypominają, o tej współpracy z Bogiem samym.
Patrzę po waszych wieńcach dożynkowych i te krzyże z kłosów pieczołowicie układane rozpoznaję, jako znak wiary. Bo może ktoś zapytać: W jaki sposób krzyż powstaje - jako znak kultu i znak modlitwy? Czy musi być poświęcony, czy nie musi być poświęcony? A ja dam przykład bardzo prosty. Wichura zerwała z drzewa, złamała dwie gałęzie, padły przypadkowo, na tym wietrze, na znak krzyża. Przechodziły setki ludzi i patrząc na to, mówiły: Dwie gałązki. Aż przyszedł ktoś, spojrzał i mówi zbulwersowany: Jeszcze tutaj krzyż?! I patrząc na ten znak, przypadkowo ułożony, zaczyna bluźnić Bogu. I stanął ktoś obok i powiedział: Przestań! Nie bluźnij! Bo jeżeli patrząc na ten znak, widzisz krzyż i o Bogu myślisz, to w tym momencie jest to dla ciebie znak święty, znak zbawienia. Można i z kłosów zbóż krzyż ułożyć i będzie to znak zbawienia, jeżeli nie jest tylko dekoracją, ale jest z serca wypowiedzianym słowem: Wierzę, Panie, zaradź mojemu niedowiarstwu!
Jesteście tutaj, drodzy Gospodarze, z całej Polski, od łagodnego Podlasia przez uczciwe, rzetelne ziemie lubelskie i Podkarpacie, przez pracowitą Małopolskę, przez gospodarną i zaradną centralną Polskę i malownicze Mazowsze, przez cierpliwy Śląsk i wytrwałą Wielkopolskę, aż do ziem tych szczególnych: na północy, a także nad Odrą i Bałtykiem. Pozdrawiam teraz w sposób szczególny gospodarzy z Pomorza Zachodniego i dziękuję, że wiosną wczesną tego roku właśnie z Pyrzyc mogliśmy przeżywać rekolekcje radiowe dla rolników, dla ludzi wsi. Jesteście tutaj z całej Polski i z całej Polski tutaj przynosicie wasz gospodarski trud jako wasz krzyż. Dla jednych z was ten krzyż gospodarskiej pracy jest jak bochen chleba, na którym gospodyni z sercem i z wiarą kreśli znak krzyża, zanim ukroi pierwszą kromkę. Dla innych z was ten krzyż, który tutaj przynosicie, jest jak krzyż Chrystusa, do dźwigania którego zostaliście przymuszeni - jak Szymon na drodze krzyżowej, może wbrew sobie, miał inne plany na ten czas, ktoś tam na niego w domu już czekał, a tu go przymusili, nie bardzo chciał, ale podjął, bo gdy spojrzał na tego skazańca, zobaczył, że trzeba ten krzyż ponieść. A może ten krzyż po prostu przytulacie do serca, bo to jest krzyż Jezusa Chrystusa, krzyż Bożego Syna, bo w tym krzyżu jest znak naszego zbawienia. A może ten krzyż niesiecie poprzez słabnące wasze zdrowie, poprzez przechylony już kręgosłup, poprzez słabnące siły, i to jest krzyż cierpienia osobistego. A może przynosicie tutaj krzyż inny, krzyż waszych trosk. Co będzie z moim gospodarstwem? Bo syn wolał za granicę pojechać i tam sprzątać, i zamiatać, niż na swoim gospodarstwie polskim pracować, bo mówi, że to nie jest przyszłość. I ten ból ojca, który nie widzi swojego następcy, ból matki, która widzi, że starzejące się dłonie muszą poprowadzić cały dom i obejście. To jest krzyż: co dalej z tą ziemią? A może są jeszcze inne krzyże, bardzo różne, przeżywane przez was, jako znak waszego cierpienia, niezrozumienia, a często nawet krzywdy. Jak w tej konkretnej sytuacji, o której słyszałem kilka tygodni temu. Rozmowa hodowców drobiu. Muszą zamawiać specjalny drób, ze specjalnych ferm, podobno szlachetne odmiany, podobno z certyfikatami, i dziwią się, że - zanim będzie jeszcze dostarczony - muszą wcześniej całą kwotę zapłacić, a potem, gdy im się pisklęta dostarcza, to muszą przyjąć bez dyskusji i nawet kwitów często im nikt nie daje, poza tylko prośbą: podpisz, że otrzymałeś. To jak to jest? Gdy dostarczamy towary do supermarketów czy do hurtowni, to mamy czekać na wypłatę miesiąc, dwa i trzy, a gdy zamawiamy towar, to musimy miesiąc wcześniej czy dwa miesiące wcześniej zapłacić całość. Dlaczego to tak jest? Dlaczego gospodarz jest traktowany inaczej niż każdy inny przedsiębiorca? I to są wasze krzyże. To są krzyże bardzo konkretnych pytań. Także na Pomorzu Zachodnim
- podobnie chyba i w innych miejscach Polski - gdzie polski gospodarz mówi: chciałbym powiększyć gospodarstwo i areał. Staje do przetargów i okazuje się, że nawet kredyt hipoteczny chcąc wziąć, nie jest w stanie uzbierać całej kwoty, bo na przetargu musi zapłacić jeszcze więcej. A bank mówi, że według bankowych wyliczeń ta ziemia jest warta mniej. I gospodarz stoi w rozterce: i dom zastawi, i obecne gospodarstwo, i maszyny, i wraz za mało. I kupić nie jest w stanie, i patrzy bezradny, jak przychodzi ktoś, kto ma szansę dostać kredyt w obcym banku, bo obce banki te kredyty dla swoich mają, nawet często dofinansowania państwowe rozłożone są na wieloletnie raty. I staje polski gospodarz bezradny, chcąc gospodarować na polskiej ziemi, po polsku i dla Polski - i nie może, bo na starcie już przegrywa z tymi, którzy mają dodatkową ochronę i wsparcie. Cieszą i dzisiaj wszystkie słowa troski, wszystkie słowa pamięci, wszystkie słowa dobrych planów. Ale gospodarz polski przywilejów nie czeka. Gospodarz polski chce tylko być rzeczywiście traktowany tak samo jak inni na polskiej ziemi. I o to się modli, i o to prosi, i o to woła. Niech woła, aż to uzyska!
Docenić i ochronić rodzinność
Przynosicie tutaj, wśród tych różnych krzyży, także krzyże nadziei. Tym szczególnym znakiem nadziei, nadziei z krzyża, jest rodzinność polskiego gospodarowania. Tak się przecież przyjęło od dawna, że rodzina na gospodarstwie pracuje, także małe dzieci uczestniczą już w pewnych pracach, które mogą bezpiecznie wykonać, i są dumne, że stają przy ojcu i razem pracują, że razem z mamą coś tam szykują. Potrafią być dumne z tego. To jest specjalna, dodatkowa szkoła domowa, szkoła domowego życia, domowego gospodarowania. W takim rodzinnym prowadzeniu gospodarstwa każdy ma swoje zadania, każdy ma swoją odpowiedzialność i każdy ma swoją szansę, aby wspólnie chleb przygotowywać i potem go wspólnie pożywać, zgodnie z tym, co św. Paweł mówił: Kto nie pracuje, niech nie je! I są te rodzinne gospodarstwa. Tylko powraca pytanie: na czym naprawdę polega ta rodzinność gospodarowania? Nie tyle gospodarstwa, ile gospodarowania. Czy to jest kwestia wielkości areału? Czy jednak chodzi o metodę prowadzenia gospodarstwa? Bo w tej rodzinności pracy jest przede wszystkim to, że się nie wylicza czasu, tu nie ma etatów, tu nie ma ośmiu godzin dziennie, tu nie ma czterdziestu godzin na tydzień, tu nie ma premii, tu po prostu trzeba zrobić wszystko, co trzeba zrobić! I to musi być zrobione, bo nikt za mnie tego nie zrobi, jeśli ja w tym momencie nie pójdę i tego nie zrobię. I na nic tu zwolnienie lekarskie, i o urlopie nikt nie mówi. To trzeba zrobić, niezależnie od czasu, od godzin. To jest znak rodzinności gospodarowania, jeden z istotnych. Zupełnie inaczej może patrzeć natomiast na gospodarstwo ktoś, kto mieszkając w dużym mieście, z Warszawą włącznie, zarządza jedynie tym, co się dzieje na jego polu, którego jest właścicielem albo dzierżawcą. On tam osobiście rąk nie wkłada. On osobiście tego brudu, kurzu czy błota nie poczuje. On jest zainteresowany rocznym zyskiem - i ma do tego prawo, skoro dysponuje tym gospodarstwem. Taki może mówić o sobie, że jest przedsiębiorcą rolnym, ale to nie jest gospodarowanie rodzinne. A w tym gospodarowaniu rodzinnym przecież jest wspólnota, tam się nie rozlicza, nie dzieli: to musi wykonać mężczyzna, a to kobieta. Gdy trzeba, stają razem i ręka w rękę, we wspólnocie to wszystko się przeprowadza, wykonuje i przeżywa. Ta praca wtedy jednoczy dodatkowo. Ile wtedy jest okazji, aby kochanej osobie dobre słowo powiedzieć, aby okazać życzliwość, aby wesprzeć, podtrzymać, zastąpić, aby okazać, jak droga jest ta osoba. Żona wobec męża, mąż wobec żony, dzieci wobec rodziców, rodzice wobec dzieci. Jaka troska wzajemna o siebie: Pozwól, podtrzymam cię! Poczekaj, wesprę cię! To jest ta rodzinność, wspólnotowość przeprowadzania tego typu prac. Ta rodzinność wykracza często u gospodarzy poza bramę i poza płot, bo także sąsiedzi stają razem, we wspólnocie, gdy się dzieje coś dobrego. I stają razem we wspólnocie, gdy się dzieje coś złego. I nie ma wtedy: twoje i moje, lecz: stajemy razem, bo jesteśmy wspólnotą tej wioski, znamy się od dawna, rozumiemy i chcemy być razem. I to jest ta rodzinność gospodarowania. Oby ten przymiot polskich gospodarzy pozostał i w następnym pokoleniu. Coraz trudniej o to, bo tam, gdzie jeszcze trzydzieści, czterdzieści lat temu było trzydziestu, pięćdziesięciu gospodarzy w wiosce, dzisiaj jest często dwóch albo pięciu. Trudniej jest o taką współpracę, ale tym bardziej jest cenna i tym bardziej oczekiwana. Patrzymy na to rodzinne prowadzenie wielu spraw. Z jakim uznaniem patrzymy na koła gospodyń wiejskich, zespoły, na różne grupy. Wszyscy, którzy mają kilka godzin czasu, często ukradzionego nawet wieczorem z odpoczynku, chcą po prostu być razem, razem coś robić, razem ugotować, razem zagnieść, razem spożyć, razem uszyć stroje, razem się czegoś nauczyć, razem przeżyć święto i - gdy czas przyjdzie - także razem się modlić i razem pracować. Trzeba także w tych - ubożejących w zasoby młodzieży i ludzi w sile wieku - wioskach tę rodzinność całej wioski zabezpieczać, chronić i pokazywać młodemu pokoleniu: to jest cenne, to jest piękne. Takie zjednoczenie jest możliwe na wiosce, w mieście już mniej.
Niesiecie, Kochani, przeróżne krzyże. Te małe krzyże z kłosów zbóż, uwite na wieńcach dożynkowych, są znakiem całego bogactwa waszego życia, ale też są znakiem nadziei waszego życia, a znakiem szczególnym tego jest rodzinność, a więc rodzina, która pracując na gospodarstwie, ma także prawo z tego gospodarstwa bezpośrednio pożywać chleb, bezpośrednio spożywać owoce, warzywa - owoce swojej pracy. Zobaczcie: nikt nie dyskutuje, gdy idzie gospodyni do ogródka przy domu i rzodkiewkę urwie, i sałaty przyniesie, to jest oczywiste, wyhodowała to sama, ma więc prawo to z rodziną spożyć. Podobnie należałoby patrzeć na rodzinność pewnych prac i na prawo spożytkowania owoców własnej pracy na potrzeby własnego gospodarstwa. Nie wszystko musi iść przez kwity. Gospodarz ma prawo to, co sam uzyska, sam spożywać, i w swoim gospodarstwie spożytkować bezpośrednio, bo on to sam wypracował, wkładając w to swoje serce, nie wyliczając czasu i siły.
Kochani moi! Niesiecie wśród tych krzyży także krzyże całej Polski, całego Narodu, bo to wy jesteście ci, którzy żywią i bronią, którzy modlą się za Ojczyznę i Ojczyznę kochają, którzy polską ziemię rozumieją i czują w swoich dłoniach - a ci lepsi to nawet czują zapach, podnosząc grudkę ziemi, czując jej zapach, mówią: jeszcze nie czas na zasiew albo na sadzenie ziemniaków, albo czując ten zapach, mówią: już czas - artyści polskiej ziemi. Polska ziemia chce wykarmić wszystkich. Polska ziemia chce dać chleb wszystkim, którzy są na tej ziemi. Każdy, kto na tę ziemię przychodzi, kto tę ziemię pokocha, kto tej ziemi chce być wdzięczny, kto chce tę ziemię zasobną, zagospodarowaną, przekazać kolejnemu pokoleniu, każdy, kto tak myśli, kto przed Panem Bogiem to zadanie podejmuje - to jest syn tej ziemi, to jest córka tej ziemi, niezależnie od tego, jakie nosi nazwisko i jakim językiem mówi. Jeśli tę ziemię kocha i chce ją jako polską, zasobną, gospodarną przygotować dla pokolenia następnego, to jest syn i córka tej ziemi. Tak było w Polsce przez wieki, tak było przez pokolenia i tak jest i dzisiaj. Ale trzeba nam wiele myśleć, dyskutować i wiele pracować, jako Narodowi, nad rodzinnością naszego życia narodowego, nad rodzinnością, czyli wspólnotowością naszego życia narodowego. Trzydzieści lat temu - od tylu dni to przywołujemy - ruch "Solidarności" i wspólnota "Solidarności" przeniknęła polską ziemię, poprowadziła polskie myśli, zjednoczyła polskie serca. Także serca polskich gospodarzy - rolników indywidualnych. I poprowadziła nas ta idea solidarności i myśl solidarności w kolejne miesiące i w kolejne lata. Dzięki tej myśli przetrwaliśmy lata stanu wojennego. Dzięki tej myśli, marząc o tej solidarności, o tej Polsce rodzinnej, o tej Polsce wzajemnie zatroskanej o swoje dzieci, odpowiedzialnej, współpracującej, zagospodarowanej, o Polsce, która jest Domem. Myśląc o takiej Polsce - wspólnym rodzinnym, narodowym Domu - wchodzimy od dwudziestu lat z nadzieją w kolejne wybory, w kolejne kadencje. Ale tę nadzieję trzeba też Bogu przedstawić. Ile trzeba modlitwy za Polskę, za Naród i za relacje społeczne, i za ducha narodowego, abyśmy pozostali wsłuchani w Boga i wpatrzeni w Boga i Bogu poddani, a wtedy pozostaniemy rodziną.
O wierność Bożym prawom
Brzmią słowa Maryi - tutaj, na Jasnej Górze, szczególnie silnie: Uczyńcie wszystko, co mój Syn wam powie! I napełnili stągwie aż po brzegi. Już bardziej wierni być nie mogli. Już bardziej dokładni być nie mogli. Nie dyskutowali: Panie, ta stągiew trochę się nie nadaje. Napełnili aż po brzegi. Dlaczego? Bo tak powiedział Syn Maryi, Jezus Chrystus. Chcieli być wierni, chcieli być dokładni.
Kochani moi! Ile w nas jest dyskusji z Bogiem. Ile w nas jest dyskusji i podważania często tych słów, które Bóg daje, włącznie z tym "słowem" najważniejszym, które jest wpisane w ten świat, jako struktura natury świata, jako zasada wewnętrznej organizacji każdego organizmu, z organizmem człowieka włącznie. Ta natura, ta struktura świata: świata roślin, świata zwierząt, świata ludzkiego ciała, ma swój wewnętrzny porządek, ma swój ład. Mówimy: ład genetyczny. Pan Bóg ten ład dał. Jest to uporządkowany system. Ten ład jest trochę jak system dróg, prowadzących pozornie w różnych kierunkach, które pozwalają przemieszczać się, spotykać się i rozdzielać się, łączyć się i krzyżować, albo na to nie pozwalają. Od dawna człowiek wie, dobry gospodarz wie, że można krzyżować np. różne odmiany danej rośliny, i że wtedy - jeżeli się naturalnie połączą i pokażą, że mają walory dodatkowe, są lepsze smakowo, są bardziej dorodne, są trwalsze - mówimy o nowszych, jeszcze lepszych odmianach, ale tylko zgodnie z naturą, którą sam Bóg wszczepił w ten organizm. Podobnie krzyżowanie właściwych gatunków zwierząt. To jest mądrość wielu, wielu pokoleń gospodarzy. Ale nie należy tej natury przymuszać i gwałcić, laboratoryjnie łącząc gatunki, aby niejako na siłę tworzyć nowe odmiany. Wystarczy tych możliwości, które Bóg sam wszczepił w naturę stworzenia. Przymuszanie natury do tworzenia nowych odmian - chociażby się wydawało, że dadzą więcej chleba, że będą trwalsze - to przymuszanie, a w rzeczywistości gwałt na naturze, jest zawsze niebezpieczny i zawsze się obraca na szkodę tych, którzy tego dokonują, albo na szkodę kolejnych pokoleń. To dotyczy świata organizmów roślinnych, to dotyczy świata organizmów zwierzęcych. Ta sama zasada dotyczy także świata ludzkiego ciała. Także ludzkiemu ciału Pan Bóg dał, zakodował w nim pewne naturalne możliwości, i te naturalne możliwości należy wykorzystywać w mądrości i w mądrej współpracy z Bogiem. Ale jeżeli ktoś w laboratorium naturę chce przymuszać, w pewnym sensie przymuszając Pana Boga, aby powołał nowego człowieka, to te próby laboratoryjne - jako swoisty gwałt na naturze - zawsze wcześniej czy później obrócą się przeciwko człowiekowi. Na polskiej ziemi tę mądrość mieć musimy, bo Maryja powtarza niezmiennie: Uczyńcie wszystko, co mój Syn wam powie! Co jest zgodne z Bożym porządkiem niech będzie chronione, wspierane, niech będzie Bogu przedstawiane i wymadlane, ale bez gwałtu na naturze, bez przymuszania Pana Boga, bo wtedy jest to niegodziwe, jest to niegodne, i dlatego jest to grzeszne. Do was, Gospodarze, tak naprawdę są kierowane pytania i propozycje o genetyczne modyfikacje roślin. Wsłuchujcie się, czytajcie, rozważajcie, decydujcie wy, co w waszym gospodarstwie ma być, a czego ma nie być, ale pamiętajcie, by to wszystko było czynione po Bożemu i według zasady odpowiedzialności przed Bogiem. Kiedyś przed Bogiem także do ciebie to pytanie padnie i odpowiedzi będziesz także ty udzielał za twoje gospodarstwo. Spróbuj być wolnym gospodarzem, żebyś ty sam mógł decydować, co w twoim gospodarstwie jest uprawiane.
A ponieważ są to pytania, które się przez Polskę przetaczają, o których Polska dyskutuje, dlatego trzeba nam się wszystkim za Polskę bardzo modlić. Myślę, że gdyby co dziesiąty Polak i Polka regularnie za Ojczyznę naszą się modlili, co dziesiąty zaledwie, zupełnie inaczej polskie myślenie mogłoby wyglądać, polskie życie społeczne i kulturalne, polskie życie rodzinne, i polski dom byłby o wiele bardziej otwarty, przyjazny i bezpieczny.
Potrzeba modlitwy
Siostro i Bracie!
Mówię to do ciebie z Jasnej Góry! Gospodarzu! Gospodyni! I wy wszyscy, którzy stoicie przy gospodarzach! Wy się umiecie modlić za swoją rodzinę, wy się umiecie modlić za swojego męża, żonę, za swoje dzieci. To bardzo dobrze. W tych modlitwach trwajcie i wspólnie się módlcie. Obyśmy jeszcze umieli - jako rodzina polska - nasz polski dom modlitwą otoczyć. Ja to usłyszałem poza granicami Polski, w innym narodzie, że jeżeli co dziesiąty członek tego Narodu będzie się modlił za swoją Ojczyznę regularnie - jego sprawa jak często, byleby regularnie - odmieni się życie tego Narodu. Po kilku latach widzę, że odmienia się oblicze tego Narodu. Nie pytaj dzisiaj, o który Naród chodzi, sam to obserwuję, ale powtarzam tę samą prośbę i tę możliwość przedstawiam: za Polskę się módlmy często, bo to jest nasz dom.
Więc teraz, synowie, słuchajcie mnie! Szczęśliwi, co dróg moich strzegą!
Rozejrzyj się po polskiej ziemi, rozejrzyj się po drogach twojej rodziny, po drogach twojej pracy i twojego świętowania. Niech to będą Boże drogi! A ty te Boże drogi rozpoznając, jako Boże zachowuj, swoimi uczyń na nowo, strzeż, wiernie nimi podążaj z Maryją, Królową naszą. Amen.
NASZ DZIENNIK
Piątek, 10 września 2010, Nr 212 (3838)
Wiara Ojców
Szczęśliwi, co dróg moich strzegą
www.naszdziennik.pl
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1938 odsłon