Twarda polityka, a wirtualny świat

Obrazek użytkownika Jerzy Bielewicz
Świat

ACTA, międzynarodowa umowa podpisana przez Polskę i 19 innych krajów, chwieje się w posadach. Zarówno Niemcy, jak i Unia Europejska zmieniają front. Ze zwolenników i sygnatariuszy przedzierzgają się w kontestujących. A to za sprawą protestu zapoczątkowanego w Polsce, który rozlał się po Europie, by dotrzeć ostatnio nawet za ocean. Oto wersja oficjalna.

Jednak czy nie przeceniamy roli polskich internautów? Mogło być też tak, że ich spontaniczny protest został wykorzystany w sposób instrumentalny. Umowa ACTA miała chronić własność intelektualną, patenty i technologie należące do możnych tego świata: USA, Japonii i… Niemiec (w kolejności trzy pierwsze miejsca pod względem liczby zarejestrowanych patentów). Co zatem mogło być powodem, że demonstranci anty-ACTA nie podzielili losu „oburzonych” w Hiszpanii czy „okupujących Wall Street” w USA, które to ruchy potraktowano nader brutalnie?

Tak, protestujący internauci wiedzieli przynajmniej, czego chcą, a raczej czego nie chcą – międzynarodowej umowy ACTA. Jednak, co warte odnotowania, ich protesty poprzedziły dwudniową wizytę kanclerz Niemiec Angeli Merkel w Chinach i trwały podczas niej. Co prawda w oficjalnym programie wizyty ACTA dyplomatycznie przemilczano, jednak trudno uwierzyć, by Chiny, w które faktycznie tę umowę wymierzono, nie podjęły próby obrony. Fakt, że po wcześniejszych uporczywych odmowach pomocy dla strefy euro Chiny niespodziewanie zadeklarowały 100 mld euro w celu wzmocnienia europejskiego mechanizmu stabilności finansowej. Faktem też jest, że premier Polski nagle zmienił o 180 stopni stosunek do ACTA, narażając się na śmieszność. Bo przecież według oświadczenia prominentnego polityka PO, byłego marszałka Sejmu RP, przeciwnicy ACTA to idioci i złodzieje. Ba, Tusk brnie dalej, wystosowuje list do przywódców frakcji narodowych współpracujących z Platformą w ramach Europejskiej Partii Ludowej, w którym sugeruje odrzucenie ACTA na forum Parlamentu Europejskiego. Zapewne przy cichej aprobacie Berlina.
Helmut Kohl, nestor chadeków, w połowie zeszłego roku skrytykował swoją protegowaną i następczynię kanclerz Angelę Merkel za podkopywanie filarów niemieckiej polityki zagranicznej. Zaliczył do nich: relacje transatlantyckie, zjednoczoną Europę i stosunki niemiecko-francuskie. Z całą pewnością, jeśli nagła niechęć Europejczyków do ACTA ma choć odrobinę wspólnego ze 100 mld euro pomocy finansowej Chin dla strefy euro, to relacje Waszyngton – Berlin zostały wystawione na niebagatelną próbę. Oczywiście zagrożony będzie i drugi filar – jedność europejska. W przeddzień wyjazdu kanclerz do Chin 25 z 27 państw należących do Unii podpisało tzw. pakt fiskalny ograniczający ich suwerenność finansową. Zapisy o tzw. deficycie strukturalnym w praktyce mogą być wykorzystane do sprowokowania kłopotów finansowych każdego z członków UE, a z całą pewnością zasadniczo ograniczą inwestycje w nowych krajach. Te bez rozwoju nie mogą liczyć na wyrównanie szans i poziomu zamożności.

Jeśli w powyższych dywagacjach znajduje się choć ziarnko prawdy, to w światowej polityce mamy do czynienia z nowym rozdaniem. Nasz zachodni sąsiad po raz pierwszy w powojennej historii twardo i niezdarnie wszedł samodzielnie na arenę globalnej polityki. Warto pamiętać, że największym beneficjentem strefy euro były i są Niemcy. Ich eksport przekroczył w zeszłym roku 1 bln euro, z czego ponad 40 proc. do krajów strefy euro. Łącznie ponad 60 proc. swych towarów plasują w Europie. Jednak dynamiczną ekspansję (14 proc. wzrostu eksportu do strefy euro w zeszłym roku) generują, napędzając zadłużenie swoich partnerów handlowych. Grecja jest tego świetnym przykładem. Również Włochy. A za długi powinny odpowiadać obie strony, nie tylko ten, kto kredyty wziął, ale również ten, który kredyty hojną ręką daje, bo drugą upycha własne towary. Uchylanie się przez Niemcy od solidarności z zadłużonymi krajami południa Europy stanowi świetną pożywkę dla Chin. Te chcą na lata ugruntować rynek zbytu w Europie poprzez ustanowienie kontroli właścicielskiej sieci transportu i dystrybucji. Im dłużej trwa kryzys, tym na większy sukces mogą liczyć. A o zmianie kierunków polityki Niemiec i Unii Europejskiej, które mogą zachwiać relacje transatlantyckie, świadczy z całą pewnością decyzja Komisji Europejskiej o skierowaniu umowy ACTA do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w celu weryfikacji zgodności z prawem UE.

Zmiany na globalnej scenie politycznej z każdym dniem nabierają dynamiki. Niestety, w Polsce rządzący żyją w wirtualnym świecie. Jeśli nie mają w ręku gwarancji Niemiec finansowania inwestycji, innowacyjności i rozwoju w Polsce spisanych na garbowanej skórze, w żadnym wypadku nie można im pozwolić na ratyfikowanie paktu fiskalnego. Z dnia na dzień i Polska może zostać wystawiona – jak dziś Grecja – na „bratnią pomoc” Chin lub, co gorsza, Rosji.

Więcej na: unicreditshareholders.com

Brak głosów