Bogdan-nieznany bohater Poznańskiego Czerwca 1956

Obrazek użytkownika bambi441
Kraj

 Witam i przedstawiam drugą część artykułu o Poznańskim Czerwcu 1956 roku.  

 Jest jesienny słotny późny wieczór. Bohater mojego reportażu o imieniu Bogdan w niczym nie przypomina dawnego, pełnego energii dziewiętnastoletniego młodzieńca, któremu los kazał dnia 28 Czerwca 1956 roku, zmierzyć się z tyrańskim bezwzględnym systemem wszechobecnej bezpieki.

 Jako młody robotnik z ZNTK, ramię w ramię z kolegami z HCP szedł wtedy upomnieć się o swoje prawa do godnego życia.

 Siedzi teraz w małej izbie, w przedwojennym małym domku w jednopokojowym mieszkaniu z kuchnią, przygarbiony na krześle z opuszczoną głową, jakby cały ciężar jego 73 lat życia chciał zgnieść jego resztki poczucia własnej ludzkiej godności. W powykręcanych reumatyzmem rękach z dłońmi w których powykrzywianymi palcami ledwo może utrzymać łyżkę, wstaje wreszcie po kilku nieudanych próbach na mój widok od stołu i wita się serdecznie.   

 Polskim zwyczajem, po kilku zdawkowych zdaniach na temat stanu zdrowia i uprzejmościach siadamy do stołu, choć w jego przypadku raczej bardziej właściwe byłoby określenie że ja siadłem a on próbując obronić się przed upadkiem, podpierając się dłońmi desperacko o brzeg stołu gwałtownie osunął się na krzesło.

 Podczas ponad dwugodzinnej rozmowy, w której kilkakrotnie próbowałem bezskutecznie poruszyć temat tamtych wydarzeń, wreszcie odezwał się i łamiącym się głosem prosił mnie bym nie poruszał już tego tematu. Jego pełne goryczy słowa postaram się w miarę wiernie odtworzyć.

 Powiedział: ten rozdział mojego życia już umarł wraz ze śmiercią moich ideałów i wszystkiego w co wierzyłem. Nie wracajmy już do tego, ja już nic nie chcę pamiętać!

 Bogdana znam od dawna. W czasach euforii i nadziei, w czasach wszechobecnej Solidarności początku lat dziewięćdziesiątych, wiedząc o jego udziale w wypadkach poznańskich, po kilku próbach zorganizowania spotkania wreszcie udało mi się go przekonać i namówić do rozmowy z pastorem Robertem Gamble, którego bardzo interesowała historia poznańskiego zrywu do wolności bo chciał uruchomić cały cykl audycji radiowych z udziałem bohaterów tamtych czasów.  Robert Gamble prowadził wtedy Radio Obywatelskie, którego siedziba mieściła się w budynku byłej dyrekcji TASKO przy HCP na ulicy o nazwie 28 Czerwca 1956 roku.

 Zdarzenie to miało miejsce prawie 20 lat temu i dawno o nim zapomniałem.

 Siedzący dotąd zamyślony i spokojny Bogdan nagle niespodziewanie się ożywił, jakby ubyło mu co najmniej z trzydzieści lat.

 A pamiętasz Roman jak zorganizowałeś mi to spotkanie w Radiu Obywatelskim?–mówił drżącym z podniecenia głosem. Oczywiście, że pamiętam i co wyemitowali tę audycję z twoim wywiadem?–zapytałem. Nie, żadnego wywiadu mu nie udzieliłem. Ty wiesz co on mi zrobił? Na samym wstępie pokazał mi kilka zdjęć z tamtej manifestacji i spytał mnie czy rozpoznaję kogoś na tych zdjęciach! Zapytałem go tylko, czy był na poznańskiej Ławicy i czy widział tuż przed lotniskiem mur i czy wie co się za nim znajduje? Odpowiedział mi, że nie ma pojęcia o czym mówię.

 Coś wtedy we mnie pękło i chociaż bezbłędnie rozpoznałem kilka osób automatycznie odpowiedziałem, że nikogo nie znam i nigdy nikogo z nich nie widziałem, że wszystkich ich widzę po raz pierwszy w życiu! Zaraz po tym wybiegłem z rozgłośni i więcej już tam się nie pokazałem.

 Dlaczego tak postąpiłeś?–spytałem. Na dłuższą chwilę zapadła głucha cisza po której niemal jednym tchem opowiedział mi całą swoją historię tamtych dni.

 Oto jego historia, będąca świadectwem tamtych wydarzeń.

 W Czerwcu 1956 roku Bogdan pracował w ZNTK (Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Poznaniu,) mieszczących się na Wildzie przy ulicy Roboczej w tzw. „hali śmierci.”  Każdy kto pracował w tych Zakładach wie co ten termin oznacza. Była to hala na oddziale „remontów średnich” parowozów, gdzie podczas napraw wymieniano wewnętrzne orurowanie mieszczące się w palenisku i kotle lokomotywy, obręcze na kołach i czyszczono cały układ komory spalania. Była to praca ciężka i szkodliwa dla zdrowia ale bardzo dobrze płatna. Kto potrafi swoją wiedzą odnieść się do tamtych czasów to go informuję, że zarabiał wtedy „na rękę” 4500 złotych!

 Nazwa „hala śmierci” wywodzi się z faktu, że podczas transportu bardzo ciężkiej lokomotywy przy użyciu suwnicy, wszyscy pracownicy musieli opuścić teren hali bo jej ściany boczne drżały w posadach a nawet odrywały się od niej kawałki betonu. (Suwnica jest to dźwig bramowy jeżdżący po szynach zamocowanych na ogół na słupach podporowych będących elementem konstrukcyjnym bocznych ścian hali)

 Bardzo niskie zarobki pracowników HCP, szalejąca drożyzna i brak zaopatrzenia w podstawowe produkty żywnościowe w sklepach były głównym powodem wyjścia załogi Fabryki Wagonów W3 na ulice. Muszę tutaj wtrącić słowo dla nie znających historii HCP, że przez długi czas po wojnie Zakłady te nosiły nazwę ZiSPO co oznaczało skrót od nazwy: „Zakłady imieniem Stalina Poznań." W tym kontekście należy wyraźnie zaznaczyć, że zarobki Bogdana nie były powodem jego uczestnictwa w manifestacji, bo o takich pieniądzach cegielszczacy nie mogli nawet marzyć!

 Kiedy robotnicy z „Ceglorza” idący do miasta przechodzili obok ZNTK, Bogdan ani przez chwilę się nie zawahał i natychmiast z kolegami z brygady przyłączył się do manifestujących.

 Nikt do tego momentu nie myślał o obaleniu władzy ludowej, czy o odbijaniu więźniów, oni szli pod Zamek i pod budynek Komitetu Wojewódzkiego PZPR pokojowym marszem aby wreszcie władze chciały ich wysłuchać i z nimi rozmawiać. Kiedy dotarli do centrum miasta sytuacja bardzo szybko całkowicie wymknęła się manifestującym spod kontroli. Do protestujących robotników przyłączali się pracownicy i robotnicy z innych zakładów, mieszkańcy Poznania i gapie. (Był to okres Międzynarodowych Targów Poznańskich.)

 W mieście równolegle do manifestacji pojawili się również zwykli szabrownicy, jednak nie będę rozwijał tego tematu, którego przykład podałem w poprzednim artykule i wrócę do historii Bogdana.

 Gdy do akcji tłumienia manifestacji wkroczyła milicja, wojsko i ubowcy, kiedy rozległy się pierwsze strzały, Bogdan był przy moście Teatralnym, gdzie wraz z innymi manifestującymi tworzył barykadę z tramwajów mających zagrodzić drogę czołgom. Potem poszedł pod gmach Ubezpieczalni, gdzie zamontowana była stacja zagłuszająca Radio Wolna Europa i Radio Londyn. Kiedy już manifestanci zniszczyli aparaturę zagłuszającą i kiedy spadły z dachu anteny, poszedł pod gmach UB na ulicę Kochanowskiego. Tam kiedy ubowcy zaczęli strzelać do manifestujących, kiedy pojawiły się czołgi, zrozumiał, że dalej już nic nie da się zrobić. Nie był w tej grupie, która podjęła walkę zbrojną. Był jeszcze w wieku przedpoborowym i nie miał nigdy dotąd do czynienia z bronią palną, nie mógłby przecież skutecznie z karabinem czy pistoletem wesprzeć manifestujących!

 Jedyne co mu pozostało, to jak najszybciej oddalić się z miejsca, gdzie na jego oczach ginęli ludzie, których ciała–jak to określił–dosłownie rozrywane były przez pociski na strzępy. Zdołał z ul. Kochanowskiego sprzed UB dotrzeć jedynie do ul. Mickiewicza, gdzie przy szpitalu imieniem F. Raszei został aresztowany i zawleczony pod gmach UB. Tam przed budynkiem popchnięty kolbą karabinu, jako 19-letni wówczas chłopak, stał twarzą do muru z podniesionymi rękami obok innych zatrzymanych, do czasu aż podeszła do niego ruda kobieta, której nigdy w życiu nie widział i każąc mu się odwrócić wskazała go ręką i powiedziała „tak widziałam go, to on strzelał z karabinu.”

 Zanim zdążyłem się odwrócić z powrotem  twarzą do muru-opowiada nadal Bogdan-poczułem nagle silne uderzenie pięścią  w twarz, potem kolejne uderzenia prawdopodobnie kolbą karabinu w plecy, kilka kopnięć i natychmiast zostałem wciągnięty do gmachu UB, gdzie mnie przesłuchiwali. Nie śmiałem mu przerywać w obawie, że może przestać mówić i już nic więcej od niego się nie dowiem, dlatego nie znam szczegółów metod stosowanych wobec Bogdana w tym przesłuchaniu, ale sam wstęp był już dla niego zbyt dużym psychicznym wysiłkiem, żeby drążyć ten temat a moja wiedza pochodząca z opowiadań innych przesłuchiwanych w UB jest wystarczająco koszmarna.

 Po przesłuchaniu wstępnym–opowiada dalej Bogdan-zostałem wraz z grupą innych aresztantów załadowany na ciężarówkę. Podczas załadunku popychano nas i bito kolbami karabinów a w czasie jazdy musieliśmy siedzieć na podłodze ze skrzyżowanymi nogami oraz z rękami  założonymi za głowę. Zawieziony ciężarówką na teren jednostki wojskowej na Ławicy, zostałem zamknięty w piwnicy. Na powierzchni kilkunastu metrów było nas wtedy około 30 osób z których jeśli jedna połowa spała, to pozostali albo stali albo siedzieli pod ścianą w kucki. Ilość osób podaję w przybliżeniu, bo co chwilę ktoś był wzywany na przesłuchanie i albo wracał pobity albo na jego miejsce przychodził ktoś inny. Ta gehenna trwała półtora tygodnia. Nikt z zatrzymanych nawet jeśli wydawało mi się, że się znają z nikim nie rozmawiał, ja też. Każdy bał się, że wśród nas może być szpicel i znając metody działania UB na pewno tam był i to nie jeden. Podczas przesłuchań dowiedziałem  się, że w czasie manifestacji tłum „bandytów” zamordował milicjanta i za każdym razem poza zadawanymi pytaniami zawsze pokazywano mi różne zdjęcia i pytano czy rozpoznaję któregoś z uczestników manifestacji.

 W tym momencie zrozumiałem dopiero jego zachowanie w rozgłośni Radia Obywatelskiego.

 Po 40 latach od tamtych wydarzeń po pokazaniu mu zdjęć i zapytaniu go przez pastora Roberta Gamble, czy poznaje któregoś z uczestników widocznych na zdjęciach, powróciło długo i głęboko w podświadomości skrywane wspomnienie tych młodzieńczych lat, będące koszmarem tamtych dni i dlatego odpowiedział w szoku automatycznie, że nikogo nie poznaje!  Jak głęboko psychicznie okaleczyli go wtedy oprawcy, którzy od niego niczego się nie dowiedzieli, jak bardzo został przez nich doświadczony!

 Po upływie kilkunastu dni tej gehenny wyprowadzono Bogdana wraz z innymi zmaltretowanymi więźniami i popychanych kolbami karabinów załadowali wszystkich na ciężarówkę.

 Pomyślałem, że to już koniec, że wiozą nas na rozwałkę–drżącym cichym głosem  mówi Bogdan. Wszyscy tak myśleliśmy. Zawieźli nas pod kino Bałtyk (przy Kaponierze) i kazali wysiadać i iść do domów. Macie szczęście że już znaleźli tych bandytów co zabili milicjanta–powiedział odchodząc jeden z konwojujących nas oprawców.

 Staliśmy wszyscy w bezruchu sądząc, że jeśli tylko się ruszymy oni natychmiast zaczną strzelać, dopiero gdy samochody odjechały, po upływie nie wiem jakiego czasu odważyliśmy się pojedynczo rozejść. Byłem brudny, pobity, bez dokumentów i bez grosza w kieszeni, ubrany w spodnie i koszulę które nie mogły ukryć śladów po przesłuchaniach.

 W mieście wtedy już nie było żadnej możliwości zwrócenia się do kogokolwiek z prośbą o pomoc. Terror ubeków zrobił swoje, każdy przezornie się ode mnie odsuwał. Podszedłem do przystanku Kaponiera i zapytałem motorniczego tramwaju jadącego na Górczyn, czy może mnie zabrać bez pieniędzy i zawieźć na pętlę bo nie mam siły iść tak daleko i że dopiero mnie wypuścili z więzienia. Uczynny motorniczy kazał mi natychmiast wsiąść przednimi drzwiami i stanąć obok niego. Tak tam dojechałem.

 W 1956 roku w każdym wagonie tramwaju był konduktor, który pobierał opłatę za przejazd. 

 Jak powitała go matka, która nie miała o nim przez te półtora tygodnia żadnej wiadomości gdy zobaczyła go tak pobitego?  Przecież wiedziała, że wśród manifestujących były ofiary śmiertelne a ich zwłok nie wydawano zaraz rodzinom, ale o to nie śmiałem go zapytać a sam powiedział mi tylko, że: mama widziała jak wyglądają moje plecy gdy zdjąłem  zakrwawioną koszulę.

 Natychmiast przeszedł z opowiadaniem dalej: jak na następny dzień przyszedłem do pracy do ZNTK, zostałem natychmiast wezwany do kadr i wraz z kilkoma innymi kolegami dostaliśmy „propozycję nie do odrzucenia,” musimy się zwolnić z pracy sami, na własne życzenie z dwutygodniowym wypowiedzeniem lub z terminem natychmiastowym, najlepiej jednak z natychmiastowym, wtedy dostaniemy jeszcze pracę w HCP. Nie miałem wyjścia, podpisałem przygotowane już zwolnienie i poszedłem do HCP. Tam zostałem zaraz zatrudniony z wynagrodzeniem 1700 złotych.(Przypomnę, że poprzednio jego zarobek w ZNTK  wynosił 4500 złotych.)

 Po ZNTK została mi tylko kolejarska czapka-powiedział z goryczą w głosie.

 Ja próbowałem jeszcze kontynuować rozmowę przypominając mu, że w czasach Solidarności w wydanej książce p.t. Poznański Czerwiec 1956 jest zdjęcie na którym jest sfotografowany i sam mi kiedyś je pokazywał ciesząc się, że nawet koledzy go rozpoznali a w tamtych czasach nawet jeśli o tym wiedzieli to go nie wydali (niestety wtedy nie przywiązywałem do tego wagi i nie zapamiętałem na jakiej jest fotografii. Zdjęcia w tej książce są mało czytelne i sam dzisiaj nie potrafię już wskazać go na jakiej fotografii jest utrwalony.)

 To już okazało się jednak ciężarem nie do udźwignięcia dla jego zdruzgotanej psychiki. Nagle zasmucił się i przestał mówić. Masz przecież w domu tę książkę–próbowałem kontynuować. Tak mam odpowiedział smutno, ale jest gdzieś schowana w garażu z książkami o Jaruzelskim i Stalinie ale nawet nie wiem gdzie. Sądziłem, że sobie ze mnie żartuje, ale jego smutne zapatrzone w ścianę oczy nie pozostawiały złudzeń, on naprawdę mówił serio!

 Poprosiłem go o klucze od garażu i powiedziałem, że znam bardzo dobrze rozkład jego szuflad w warsztatowej szafce i sam ją znajdę.

 W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, gdy pracowałem w HCP, gdzie go poznałem wielokrotnie i całkowicie bezinteresownie pomagał mi w miarę swoich możliwości utrzymać mój motocykl Jawę 250 a potem Fiata 125p w stanie zdatnym do użytku.

 Sam jej nie znajdziesz powiedział z trudem podnosząc się z krzesła, wziął klucze i kulejąc poszedł ze mną do garażu. Po dłuższej chwili namysłu, kazał mi zdjąć opartą o ścianę kolumnę głośnikową stojącą na spodniej szufladzie i powiedział: zajrzyj do tej górnej szuflady tam chyba powinny być te książki.

 Wysunąłem szufladę, i oczom moim ukazały się zawinięte w worek foliowy książki.

  Rzeczywiście były tam te o których mówił! Zapytałem go z ciekawości, dlaczego nie trzymasz tych książek w domu? Zaskoczył mnie kompletnie swoją odpowiedzią: a czy ja wiem kiedy i za co przyjdą mnie zamknąć? Wolę ich nie trzymać w domu. Przecież po tamtym aresztowaniu i biciu jeszcze długo mnie szpiclowali a u Ceglorza nieraz dawali mi do zrozumienia, że dobrze wiedzą kim jestem. Zabraliśmy tylko tę o Poznańskim Czerwcu 1956 i wróciliśmy do pokoju. Otworzyłem ją na stronach z fotografiami i usiłowałem sobie przypomnieć na którym zdjęciu jest Bogdan. Na próżno, nie pomogła nawet lupa. Jedyne zdjęcie na które on sam zwrócił moją uwagę to było zdjęcie gmachu UB z czołgiem i kilkoma sylwetkami osób. Powiedział: a wiesz skąd to zdjęcie było robione? Moja odpowiedź zaskoczyła go. Tak wiem, powiedziałem, ten gmach na zdjęciu to jest UB a zdjęcie musiano zrobić z domu obok. Masz rację tylko nie wiesz, że osoba która stała na balkonie i to zdjęcie zrobiła została przez któregoś z manifestantów zastrzelona-dodał. A czy poznajesz miejsca w Poznaniu, które pokazują te wszystkie zdjęcia? zapytał mnie Bogdan.

 Chociaż jestem „wysoko” bo na 4 piętrze urodzonym w samym centrum na ulicy Kwiatowej poznaniakiem, gdzie do śmierci mieszkała moja babcia (a żyła 91 lat) i często jako dziesięciolatek chodziłem na spacery z moją ciocią–jej córką po skwerach i ulicach mojego ukochanego miasta, byłem w stanie rozpoznać zaledwie tylko kilka z tych miejsc!

 Jeśli ktokolwiek będzie twierdził, że brał udział w naszym proteście, to zapytaj go o to samo o co ja teraz zapytałem ciebie–kontynuował Bogdan. Teraz Poznań wygląda zupełnie inaczej i jeśli nie potrafi on rozpoznać przynajmniej połowy z nich, to nie wierz mu że tam był, po czym bezbłędnie, bez żadnego dłuższego namysłu pokazując kolejne zdjęcia mówił jakie to są place i ulice, operując ich ówczesnymi nazwami!!!

 Na moje kilkakrotnie ponawiane prośby, żeby pokazał zdjęcie z jego osobą, bo to jest bardzo ważne dla wiarygodności mojego artykułu o nim i jest to ważny przekaz dla dzisiejszego pokolenia młodych ludzi, którzy nie mają rzetelnej informacji, najpierw nie reagował jakby uciekał pamięcią od wspomnień tamtych wydarzeń, aż w końcu z rezygnacją powiedział: dla mnie już nie ma mnie na tym zdjęciu, ja tam umarłem razem z moimi ideałami, razem z moją godnością i patriotyzmem, mnie tam już nie ma, to im powiedz. Powiedz im, że zabrano mi wszystko prócz godności i prawa do spokojnej choć bolesnej starości i śmierci, że nikt nam wtedy nie pomógł, że gdy Stocznia Gdańska stanęła to za nią stanął murem cały kraj a ja który uwierzyłem, że może doczekałem się wreszcie godziwego życia w wolnej Polsce zostałem przez nich i przez Wałęsę znów oszukany, ja w nic i nikomu już nie wierzę, niech mi dadzą w spokoju umrzeć!    

 Jakże gorzkie to słowa prawdziwego patrioty, który oddał przysługę tym, którzy go zdradzili.

 Spytacie mnie, czy Bogdan należy dziś do jakiejś organizacji i czy dostał jakiekolwiek zadośćuczynienie za doznane krzywdy? Zaskoczę was wszystkich.

 Kiedy kilkanaście lat temu z okazji rocznicy Wydarzeń Czerwcowych 1956 roku prowadzona była „akcja” poszukiwania uczestników tamtych wydarzeń, przyszedł do niego znajomy, który wiedział że Bogdan brał w nich udział, że był aresztowany i zaproponował mu bezczelnie, żeby poświadczył mu, że razem byli na manifestacji i że jego UB też aresztowało i pobiło a on w zamian zaświadczy, że on też z nim tam był! Bogdan oczywiście nie mógł się na to zgodzić. Dla niego i z jego poglądami, nie mówiąc już o traumie po przebytych cierpieniach, była to wprost niewyobrażalna podłość.

 Niedługo po tym dowiedział się, że ten cwaniak dostaje dodatek za to czego w życiu nie robił!

 Był to wtedy dla niego szok porównywalny do ubeckich tortur.

 Kiedy mnie o tym wzburzony opowiedział, zaproponowałem mu, że pójdę do IPN-u i zgłoszę tę sprawę bo tak tego nie można zostawić a jemu jak rzadko komu właśnie to świadczenie zabrane przez innego szuję naprawdę się należy!  Nikt nie zgadłby jaka była wtedy i do dzisiaj trwa jego reakcja, a sądzę że wielu może mi szczególnie w dzisiejszych czasach w nią nie uwierzyć. Bogdan kazał mi przysiąc, że nie pójdę z tym do IPN-u a on nie życzy sobie, żeby jego patriotę ktokolwiek łączył z tymi szujami. On za srebrniki się nie sprzeda!

 Powtarzał to przy każdej okazji, gdy kiedykolwiek, widząc w jakiej biedzie żyje ze skromnej emerytury chciałem mu pomóc załatwić chociażby słusznie należny status kombatanta.

 W HCP po tamtych wydarzeniach Bogdan noszący ksywkę „CYGAN” nigdzie indziej na żadnym stanowisku nie mógł dostać pracy i do emerytury, w upał, w jesienną słotę czy zimowe mrozy, jeździł jako kierowca wózka akumulatorowego rozwożąc materiały do produkcji z magazynu i pomiędzy fabrykami, dostając za swoją pracę minimalne wynagrodzenie. Nie podaję kwoty jego dzisiejszej emerytury, bo mnie do tego nie upoważnił.   

 Każdy, kto pracował w HCP wie jak niskie stawki mieli pracownicy transportu wewnętrznego.

 Dopóki zdrowie mu na to pozwalało, imał się każdej dodatkowej pracy ale nawet teraz, gdy nie może się już bez bólu podnieść z krzesła, nie dopuszcza myśli, że mógłby kogokolwiek prosić o pomoc czy upominać się o zapłatę za tamte dni. A przecież jak zaznaczyłem na początku tego artykułu on nie wyszedł bronić praw robotników krzycząc, że za mało zarabia. Bogdan mógł wtedy spokojnie siedzieć w pracy i żyć jak przysłowiowy „pączek w maśle” ale jego prawdziwa robotnicza Solidarność, godność osobista i honor mu na to nie pozwoliły. Oceńcie Państwo sami, jak wielką cenę musiał za to zapłacić, jak wielu naszym rodakom odebrano wszystko podczas gdy cwaniacy i kanalie mają się w tym systemie kolesiowych wzajemnych przysług całkiem dobrze!

 Na koniec tej ponad trzygodzinnej rozmowy wręczył mi swoją książkę Poznański Czerwiec 1956 wydaną przez Wydawnictwo Poznańskie w 1981 roku i cicho poprosił: Roman proszę weź tę książkę ja już nie chcę jej widzieć, ja nie chcę tych wspomnień, zabierz je razem z tą książką. 

 Pożegnałem się z nim po przyjacielsku bardzo delikatnie ledwie dotykając jego strasznie schorowanych dłoni, wziąłem książkę i natychmiast odwróciłem głowę, żeby nie widział moich łez, bo przecież chłopaki nie płaczą a ja obiecałem moim czytelnikom, że nie tylko opiszę jego historię, ale że będzie ona szczera, aktualna i z jego zgodą na publikację.

 Po tej naszej rozmowie, po spowodowaniu przeze mnie mimo woli otwarcia jego starych nigdy nie zagojonych w sercu ran, szczerze żałuję, że nie poprzestałem tylko na wspomnieniach.

ps. W następnym artykule opiszę jak wczorajsi i dzisiejsi cwaniacy dobijają Bogdana swoją pazernością i nadal wyciągają z jego skromnej emerytury pieniądze na sprawę sądową, grożąc mu i jego sąsiadom eksmisją z zajmowanego od kilkudziesięciu lat pokoju z kuchnią, pomimo opłacanego regularnie przez niego czynszu, czyli jak naprawdę państwo polskie traktuje cwaniaków a jak bohaterów którym zawdzięcza dzisiejszą niepodległość!

 Gdyby ktoś z czytelników chciał sprawdzić wiarygodność mojego przekazu, to mogę jedynie udostępnić dodatkowo jego nazwisko lecz ze względu na jego stan zdrowia i psychiki po naszej rozmowie, mogę to tylko uczynić poprzez bezpośredni kontakt, wiadomość e-mail lub telefonicznie, bowiem żyją jeszcze ci, którzy otrzymują niesłusznie świadczenia i o których piszę w w/w artykule a on nie mógłby się już przed nimi obronić.

 

 

 

Brak głosów

Komentarze

W tamtych latach bylem nastolatkiem, ale pamietam te nadzieje, ze w kraju cos sie zmieni na lepsze. Niestety ta nadzieja zostala utopiona w polskiej krwi. Kiedys myslalem, ze mam nieograniczony czas w moim zyciu, teraz gdy zmierzam do konca, widze, ze czasu nigdy nie mialem za duzo. Niestety prawdy sie nigdy nie doczekalem, mam wrazenie, ze jest jej coraz mniej i mniej.
~z powazaniem

Vote up!
0
Vote down!
-1

"Kto nie był buntownikiem za młodu, ten będzie świnią na starość" Józef Piłsudski

#93995

Poznańskie Powstanie 1956 r. przeżywałem osobiście i świadomie, wraz z kolegami, jako student III roku. Powiem krótko: zachowania ludzkie w toku rosnącego napięcia rozgrywających się dwudniowych wydarzeń były często nieoczekiwane. Na co dzień chojrak, zdawałoby się człowiek odważny i śmiały, gdy zaczęły świstać kule okazywał się mięczakiem i tchórzem. I odwrotnie człowiek cichy, skromny, niepozorny, decydował się na czyny heroiczne. Ukazywał zupełnie inne oblicze. Taka jest ludzka natura.
A potem te procesy poznańskie, pełne zakłamania i znowu bohaterska postać mecenasa Hejmowskiego, broniącego z pełnym zaangażowaniem czołowe postacie Powstania. Dziś Jego imieniem nazwano jedną z ulic Poznania.
Można by wiele na temat losów ludzkich będących konsekwencją czerwcowych wydarzeń.

Vote up!
0
Vote down!
-1

Jerzy Zerbe

#94152