Premiera w POświacie stella maris! Bolkodrama, czyli fanty Lecha wg Danki na deskach teatru Wybrzeże!

Obrazek użytkownika antysalon
Kraj

I ugięły się niemal wszystkie deski teatru Wybrzeża. Scenografią był samolot ze znakami OLT. Z sufitu zwisała sławetna lina, gdańskich linoskoczków, układu zwanego przez Gowina nie wiedzieć czemu sitwą!
Na widowni nadkomplet.
Na stojąco rzęsistymi brawami nagrodzono Marcina P., wielkiego nieobecnego, mecenasa i szanowanego sponsora wielu nie tylko kulturalnych inicjatyw i przedsięwzięć Wybrzeża!
Na scenie, w roli głównej, ale nie najgłówniejszej! ona.
Katharsis, Antygona, Prozerpina, Melpomena i liter greckiego alfabetu nie starcza na przypomnienie ról.
I oni, sami główni dzisiaj!
Obydwoje! na widowni! w loży najbardziej honorowej wymoszczonej czerwonym brokatem ze złotymi wypustami.
Obydwa herosy; Danuta autorka i jej podmiot, nie tylko liryczny!
Spektakl to nietuzinkowy!
Ona, autorka ocierająca się już niemal o tegoroczny szwedzki laur.
On; bohater, heros, noblista, największy prelegent.
Wzruszona i b. stremowana wielka aktorka nie wytrzymała ciśnienia odpowiedzialności.
I mdleje nie tylko z wysiłku, zanim wymieniła wszystkie dzieci Danuty i L. Wałęsy TW Bolka!, gdyż klimatyzacja nie była w stanie wchłonąć tego niesamowitego bukietu zapachów z najdroższych perfumerii nie tylko trójmiasta wydzielanego przez towarzystwo!
Do cucenia aktorki rzucił się z loży natychmiast oczywiście jeden z najzacniejszych gości dzisiejszej premiery, Mieczysław Wachowski!
Jego sprytne dłonie, spalone wichrem oraz słońcem mórz nie tylko południowych natychmiast sprawnie zatopiły się w gorsecie pani Krystyny wywołując jęk uzasadnionej , niczym nieskrywanej zazdrości u najbliżej zasiadających znamienitych dam, matron gdańskich od instancji rejonowych po apelacyjne!
A ona, ta, której to żywot przesławny był dziś wystawiany, siedziała nieruchomo, niczym grecka bogini wydłubana z alabastru trzymając drogą torebkę jak uchwyt maglownicy!
A on, tenże, który to został tak epicko i przebogato opisany, przedstawiony na kartach księgi niemal ocierającej się o sztokholmskie miliony $ godnie i wysoko prezentował swój podgardlany profil, niemal jak cezar na aversie denara wyrażnie znudzony coś tam wyświetlał sobie na tablecie!
Wprawne dłonie Mieczysława szybko doprowadziły aktorkę Krystynę do jako takiej używalności i łamiącym się głosem mogła już dalej monodramować!
W momencie, gdy zasłużona aktorka zaczęła wymieniać listę, jakże to licznych fantów szczęśliwie wygranych na loteriach znoszonych do domu przez pracowicie zaradnego Lecha ktoś kichnął!
I rozpętało się piekło!
Sam mocno nudzący się od początku, najgłówniejszy bohater zerwał się z okrzykiem "zdrada, muazem, bendem"'
Jego Danuś też podskoczyła, wyłkała, wyrzuciła z siebie wredne, chrapliwe "chamstwo!"
A Mietek zaordynował swym zdecydowanym głosem kapitana-bosmana "światło"!
I stało się tak, jak nakazał ten pogromca nie tylko ryczących "40"!
I stał się jarzeniowa jasność!
Aktorka Krystyna zamarła w bezruchu, stała jak trup sino-blada i widać było jak na jej tężejącej twarzy pęka gruba skorupa makijażu!
Oblicza wszystkich zwróciły się na sektor skąd wyszło to zbrodnicze, prowokujące straszne kichnięcie, podważające nie tylko wierność Danusiowego przekazu o jakże szczęśliwych fanto-fartach jej Lecha!
Ich liczna gromadka dzieci z niecenzuralnymi okrzykami na ustach natychmiast opuściła widownię.
A tam, w tej inkryminowanej loży popłoch!
Wszyscy zamarli z minami skazańców!
Twarze ich blade, oczy przepełnione strachem!
Kto czichnuł?
Były prawie główny prokurator miał tę samą przerażoną minę, jak onegdaj na tym osławionym piętrze w hotelu, gdy kamera wodziła za nim dreptającym, oczekującym pod apartamentem wielkiego pana Ryśka z Gdyni!
Jego zona, Zuzanna miała także minę jakże odmienną od tej, jaką poeta przypisywał jej imienniczce, gdy ją chcieli starcy postraszyć w kąpieli!
I tak wszyscy stali odrętwiali, oczekując na coś w osłupieniu!
I ci z sądów i ci co tak pracowicie ciągnęli samolot na tej linie na lotnisku gdańskim!
Oboje książkowi; autorka i jej ślubny podmiot liryczny natychmiast opuścili widownię.
Tuz za nim dyskretnie, jak watykańska dyplomacja wysunął się emerytowany przewielebny purpurat.
Mitek swym władczym wzrokiem wydał nieme, ale zrozumiałe dyspozycje i też ruszył za swymi dobrodziejami.
Pierwszy równowagę odzyskał komendant policji w galowym mundurze nakazując zabezpieczyć taśmę monitoringu.
Była minister oświaty Katarzyna chlipała rozmazując kułakiem swój jak zwykle niestaranny makijaż.
Zaś jej mąż, Olek tez były minister, a obecny docent lub może już nawet profesor był bliski rozpaczy!
Rozpacz w kratkę!
Reszta publiczności oniemiała, stała zażenowana i zdruzgotana i zrozpaczona jak onegdaj sowchoznicy i kołchożnicy na straszliwą wieść o śmierci Stalina!
I w samej jednej chwili te kosztowne, eleganckie kreacje matron gdańskich wydały się tam jakby to były ukradzione koszule nocne kobiet niemieckich, w które to żony sowieckich oficerów ubrały się na bal po zdobyciu Berlina!
A ich mężowie, partnerzy, konkubenci nie wyglądali lepiej!
Wszystko gwałtownie stało się takie groteskowe, tanie i tandetne, pospolite.
Czar prysł!
I wytworny butik zamienił się w sekond hand!
Jedna wielka tandeta podświetlana ostrym światłem rampy!.
A miało to być wydarzenie kulturalne tygodnia, miesiąca!
Ba! a nawet roku!
A wyszła wielka chała!
Powoli, w ciszy wychodzą, opuszczają widownię.
Głowy pospuszczane, uciekają ze wzrokiem!
Wszyscy mają w sobie jakieś poczucie winy!
Jedni drugich podejrzewają o sabotaż!
Nie patrzą na siebie
A na scenie zostaje już tylko ona, aktorka!
Ona sama, jak taka wielka drama!
Taka monodrama!
To jej dramat!
A tyle sobie po tym spektaklu obiecywała!
I tyle jej przyobiecano!
Dasz radę pocieszano i zachęcano!
Nie takie chały odwalałaś!
I wdała się w to!
Wszak jej prywatna, warszawska scena robi bokami!
Same straty!
Co spektakl to w plecy!
Rachunki nie popłacone.
Vat do odprowadzenia!
Taki Karolak, nawet z tą swoją rozlaną, tępawą, głupawą prostacką gębą zrobi kilka fikołków i już ma na koncie siedmiocyfrowo!
A ona!, wielka Krystyna haruje; dwoi się i troi, od komitetu Bronka PO Donka!
I nic!
Same drobne!
Musi się wycierać po jakimś tam peryferyjnym Wybrzeżu; 8 godzin pociągiem i jeszcze dłużej autem po "7"!
Gdańsk!
Za prl'u, tu w tej dziurze to nawet jej noga nigdy by nie stanęła!, chyba , że ci z komitetu by kazali!
A teraz!
Co ja tu robię? nadskakując tej kuchcie i temu podgardlanemu prymitywowi!?
I takie skrajne myśli rozwalają jej czerep!
Po jaką .....!? zabrałam się za ten kucharski gniot!
Po jaki ...? wdałam się w tę rozpierduchę z tym półanalfabetą, esbeckim agentem?
Jak ja im to zaraz wygarnę! to im te chamskie mordy oklapną!
Ale ten jej chwilowy atak szczerości szybko minął!
Wróciła wyuczona i ćwiczona całymi latami spolegliwość, która gwarantowała jej nie tylko role marmurowo-żelazne u boku umiłowanego reżysera!
I na jej twarz, za odpadającym makijażem powrócił powoli ten dawny, wyuczony całymi latami uśmiech, znaczy się grymas uśmiechu!
pzdr

Brak głosów