Maj w barokowej poezyi nie tylko żołnierskiej Wespazyana Kochowskiego herbu Nieczuja oraz poradach ziemiańskich
PIEŚŃ IX
BERESTECKĄ POTRZEBĘ APOLLO ŚPIEWA
Tam, gdzie kozacką wspienione posoką
Wody się Styru błotnistego wloką,
A buntowniczym trupom w lgniącym bagnie
Grób się stał na dnie,
Ku wschodowi się obracając w lewo,
Piękny pagórek cyprysowe drzewo
Gęste osiadło. Tam gdy Febus skłoni,
Tak w cytrę dzwoni:
Też to są pola? Też to Filippiki,
Gdzie niezliczone z obudwu stron szyki
Jednegoż gniazda, stanąwszy orężnie,
Zwarli się mężnie?
Znać ku Austrowi buntownicze ślady,
Gdzie jak szarańca opadł gmin szkarady,
Tu się przy górze za przymusem skorem
Okrył taborem.
Sam pod buńczuki Tatarzy majaczą,
Zielone chana ich chorągwie znaczą,
A tego zwycięstw rozdyma nadzieja,
Isłan Giereja.
Poniżej polskie bielą się namioty,
Przed nimi stoją liczne w szyku roty,
Proporce z wiatrem wolniuchnym igrają,
Konie tupają.
Cokolwiek oblał Euksyn starożytny
Narodów, aż po ocean błękitny,
Od gór Karpackich, aże do krainy
Leśnej Hercyny,
Tych w polerownej król Kazimierz zbroi,
Aż gdzie w najdalszym rogu hufiec stoi,
Objeżdża, wiadom Marsowej praktyki,
Sporządza szyki.
Cichuchno wszędzie. Tak niżli pieśń znaczną
Różnymi głosy muzykowie zaczną,
Kapelmistrz kinie, śpiewanie ustaje,
Jak pauzę daje.
Ale jak głośne trąby się ozową,
Pieśń zaczynając okropną Marsową,
W lot do zgubnego zbiegają się z bliska
Pułki igrzyska.
Lecą chorągwie, jako kiedy śniegi
Ze dwóch gór czynią topniejąc zabiegi,
Skąd woda bystrsza, ta wypiera drugą
Mocniejszą strugą.
Potocki środkiem ważnym idzie krokiem,
Prawym przywodzi Kalinowski bokiem,
A za swych wodzów skutecznym przykładem
Młódź idzie śladem.
Sam z Koniecpolskim Zamojski podczaszy,
Dwaj Tyndaridae Sarmacyjej naszéj,
I Lanckoroński z młodym Ostrorogiem
Kozakom srogiem.
Pułk Ostrogskiego od nich okryt całkiem,
Tu z Lubomierskim Tyszkiewic marszałkiem,
Z nimi Sczawiński i Potocki stary
Pędzą Tatary.
Z Sendomirzany margrabia dowodzi,
Z pułki Sobiescy kwarcianymi młodzi,
Od Warszyckiego niejeden i Tarła
Pozbędzie garła.
Ale nad wszytkich waleczny Hieremi
Kładzie, jak snopy we żniwa po ziemi;
Piorun wojenny, kogoli zasięże,
Bez głowy lęże.
Tak bywa z zimy, gdy przeciwne wiatry
Drzewem odziane rozdymają Tatry,
Łoskot okropny drzewo waląc czynią
W bliską jaskinią.
Tak właśnie i tam grzmot dział i szczęk broni,
Wołanie mężów, poryzanie koni,
Jęczenie rannych, odgłossy muzyki,
Zwycięzców krzyki.
Straśliwy widok czyni ta potrzeba!
Nie widać światła rumianego Feba,
Mrok wszędzie ciemny, dymna z strzelby wrzawa,
Z ziemie kurzawa.
Lecą na pował zabici szkaradnie,
Nie jeden z konia mężny rycerz spadnie:
Już Ossoliński z Lanckorońskim legli
Mężowie biegli
Już Kazanowski, człowiek z przodków wzięty
W naczelnych pułkach bój wszczynając, ścięty.
Już i Stadnicki, najeźnik surowy,
Został bez głowy.
Ale nie darmo krew się leje droga,
W Kozakach klęska nagradza ją sroga;
Bierze sowite z zabitych dusz dani
Erebu pani.
Pierzchliwa orda w końskie dufna nogi
Szczerze ucieka, nie pytając drogi,
Nie myśli zwykłym w takowej robocie
Już o odwrocie.
W taborze Kozak myśli-ć o tej Hydrze,
Której-ć Mulcyber żaden już nie wydrze,
Polaku! Stołbej gadziny ostatki
Wpadły-ć do łapki.
Wtem, gdy do szturmu polska młódź iść miała,
Apollinowi strona się zerwała,
Którą gdy wiąże, a tymczasem wściekli
Chłopi uciekli."
Kraj musiał wyżywić nie tylko tych co przeciw ordzie i zbuntowanym na Dzikich Polach walczyli.
Więc.
"Ogrody wcześnie i słusznie sprawić i zasiać a czasu swego nasienia oddawać i z wszelkiego nasienia pożytek czynić tyle ze wstępu Ekonomii ziemiańskiej Jakóba Kaziemierza Haura
... Lny siać zaraz po Wielkiejnocy, jako tylko z pola zimowa zejdzie skorupa i powietrze się rozgrzeje, a konopie w wigilia św filipa i Jakóba apostołów.
Na Blech w maju, aby były gotowe różnego płótna półsetki..."
Maj to także i czas dla kochanków
/Wespazyjan Kochowski/
Zielone
Maj wesoły nam nastaje,
Zielenią się sady, gaje,
Wiosna zimie gnusznej łaje,
A zielone w rękę daje.
Zakwitły piękne dziardyny,
Zgoła wszytek świat jak inny,
Ogrodów Flora bogini
W oczach ludzkich cuda czyni.
Patrz, jako jawor wyniosły
Już gęstym liściem porosły.
Kochaneczek wawrzyn Feba
Ma odzieży, co potrzeba.
Jabłoń w porosłe gałęzi
Sama siebie kryjąc więzi;
Na cytryny, gruszki, wiśnie
Gęsty przez gwałt list się ciśnie.
I wszytek rodzaj skołoźrzy
Wierzchołka z pniaku nie dojrzy.
Wraz wzgardzone swym niepłodem
Zielenią się wierzby przodem.
Więc z nich zrywam latoroślę —
Tę Marynie pięknej poślę.
Zielonym się niech zabawi,
A niech słuszny zakład stawi.
Ta gra tym się prawem chlubi:
Komu zwiędnie, kto je zgubi
Lub go zbędzie inszym kształtem
Opłaca zakład ryczałtem.
Więc ja stawiam łańcuch złoty,
W grochowe ziarka roboty,
Choć nie kanak, nie haldzbanty,
Na jakie—m się zdobył fanty.
A zaś moja stawi dama
Już nie kruszec — siebie sama.
Droższy zakład jej osoby
Niż złoto węgierskiej próby.
Przyjmie prawo i gałążki
Pięknymi zwięzuje wstążki.
Pokrowczyk z skóry wierzbowej
Kładzie, by nie wiądł list płowy,
Tak jej miły, tak jej wzięty,
Wespół go chowa z draźnięty
I z nimi sypia, i z nimi chodzi,
Patrzaj, drewnu co się godzi ?
Gdy już długo na nię schodzę
I podeść ją we grze godzę,
Aż mi się trafiło wcześnie
Napaść na nię z rana we śnie.
"Dobry dzień, panno zielone ?"
Ta trze snem oczy zmorzone.
Że się ledwo zorza bieli,
Maca wszędzie po pościeli.
Ja znowu:"M a r y ś, zielone ?
Darmo się przysz, bo stracone!"
Potem się sama przyznała,
A w zakładzie fawor dała."
pzdr
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 571 odsłon