4 czerwca: wybory, noc teczek i Tiananmen.

Obrazek użytkownika kokos26
Kraj

W cieniu uroczystości 20 rocznicy rzekomego obalenia komunizmu, 4 czerwca 2009 roku, minie równo siedemnaście lat od dnia, kiedy okazało się, że definitywne zerwanie z komunizmem nigdy w Polsce nie nastąpiło.

To wtedy, w nocy 4 czerwca 1992 roku obalono rząd Jana Olszewskiego z powodu panicznego strachu przed ujawnieniem komunistycznej agentury.
Od tamtej pory trwa podział w naszym narodzie przyklepany ostatecznie decyzją Tuska o przeniesieniu uroczystości z Gdańska na Wawel.

Śp. ksiądz Bronisław Bozowski mawiał, że: „nie ma przypadków, są tylko znaki".

Takim znakiem jest to, że w Krakowie odliczą się karnie „bohaterowie” i uczestnicy tamtego haniebnego wydarzenia. Oprócz tych, którzy już odeszli na zawsze, nie zabraknie znanych nam postaci z tamtej pamiętnej „nocy teczek”.

Będzie Donald Tusk, Waldemar Pawlak, Tadeusz Mazowiecki, Stefan Niesiołowski i oczywiście Lech Wałęsa. Wszyscy oni z ustami pełnymi wzniosłych frazesów będą głosili na cały świat, że częściowo demokratyczne wybory sprzed dwudziestu lat to data początku końca komunizmu. Będą mówić to ci sami ludzie, którzy trzy lata po tych wyborach obalili rząd, który z komunistyczną spuścizną chciał zerwać do końca.

Kolejnym takim znakiem, a nie zwykłym przypadkiem jest to, że ci ludzie znów są przy władzy. Przybyło im po dwadzieścia lat, ale nie ulega wątpliwości, że dzisiejszy premier Donald Tuski i wicepremier Waldemar Pawlak są ciągle po tej samej stronie barykady, co wówczas.

Zadziwiające są te wszystkie „przypadki” potwierdzające słowa ks. Bozowskiego.

To właśnie 17 lat temu przetestowano po raz pierwszy medialną akcję polegającą na straszeniu miejscowej gawiedzi zagrożeniem demokracji, zastąpieniem języka miłości językiem nienawiści, dzieleniem narodu. Do krucjaty, tak jak w latach 2005-2007 włączyły się „autorytety” namaszczone przez Adama Michnika i protoplaści takich komediantów jak dzisiejszy Hołdys, Kondrat czy Skiba.

Gdyby na prawdę w Polsce upadł komunizm i rozliczono by się z nim definitywnie to rzeczywistość dzisiejsza byłaby zgoła inna.

Najbogatszym Polakiem byłby dzisiaj jakiś odpowiednik Romana Kluski, a nie Jan Kulczyk pasujący bardziej na Kunika z powieści Dołęgi-Mostowicza.
Na czele dwóch największych komercyjnych stacji telewizyjnych nie byłoby pupila Jerzego Urbana, Mariusza Waltera i Zygmunta, kilku nazwisk i paszportów Solorza ps. „Zeg”, „Zegarek”.

Pupilem mediów byłby raczej niestrudzony w walce o wolną Polskę, Antoni Macierewicz, dziś znienawidzony przez salon i zwany w III RP „oszołomem”, a nie były I-szy sekretarz KW PZPR w Bydgoszczy Janusz Zemke czy szef komunistycznej młodzieżówki Jerzy Szmajdziński.

Niech znakiem „upadku komunizmu” będzie decyzja Donalda Tuska podtrzymująca pozbawienie Macierewicza certyfikatu bezpieczeństwa, popierana ochoczo przez dopuszczonego do wszelkich tajemnic państwowych w III RP, towarzysza Zemke.

4 czerwca mija również 20 rocznica krwawej masakry na Placu Tiananmen w Pekinie. To także symboliczny znak i data potwierdzająca smutny fakt, że ukręcenie łba komunistycznej hydrze nie nastąpiło do dziś.

Brak głosów