A ja - światecznie, o głupotach

Obrazek użytkownika mona
Blog

Są Święta, należy się nam coś lżejszego.
Pogadajmy o głupotach, czyli o ... fryzurach. Bo mówi się, że próżność to cecha kobiet, ale w polityce wszystko jest możliwe...Przynajmniej według niektórych spin-doctorów i innych specjalistów od słupków.

W przedświatecznej, babskiej gonitwie z czasem ledwie miałam chwilkę, żeby przysiąść przed telewizorem - i oczywiście trafił mi się Ojciec Narodu p.t. Tusk w towarzystwie dwóch panów, Sikorskiego i kogoś ( bodajże) z PiSu. Sorry, ale nie był to pan udzielający się w okienku na codzień, więc nazwisko wyleciało mi z głowy.
Wydaje mi się, że panowie omawiali jakieś Bardzo Ważne Sprawy, ale mnie coś zafascynowało do tego stopnia, że pogubiłam się - nie mam pojęcia, co chcieli przekazać ukochanemu narodowi.

Obiektem mojej fascynacji stało się to, co nosi na głowie premier. Oczywiście naprowadził mnie na to duet złośliwców Mazurek - Zalewski, który to duet kiedyś napisał o zmartwieniu PO, której przed wyborami prezydenckimi kandydat może wyłysieć - i już nie będzie taki śliczny...
- Eee, zawsze mogą sobie wystawić Sławka - pomyślałam - co to w końcu za różnica?

Dla mnie mężczyzna nie zaczyna się od wyglądania: zaczyna się odtąd, odkąd się z nim nie nudzę, więc jakoś nie zwróciłam uwagi - łysieje człowiek, czy nie. I tak nie będę głosować na Tuska, więc jego uroda mnie ani nie rajcuje, ani nie martwi. A nudzić się z Tuskiem trudno, choć może jest to ten rodzaj atrakcji, który mnie bawi tylko czasami. Jakiś pilot zachoruje, albo brukselskiego krzesła dobrze trzeba pilnować..No, takie tam.

Jednak - już uprzedzona o zabawnym zmartwieniu wiodącej partii - ujrzałam kiedyś naszego premiera w warunkach plenerowych, chyba w Iraku: wiatr rozwiał fryzurkę i nad wysokum, nordyckim czołem zwisał jakiś "mini -osełedec", a cała - dość oddalona od tegoż kosmyka reszta - fruwała sobie własnym przemysłem.
Było bardzo pięknie! Człowiek wyglądał jak mężczyzna z niezbyt obfitym, ale normalnym owłosieniem.No, powiedzmy - mężczyzna trochę niedbale ostrzyżony, co chłopu niekiedy uchodzi.

Oczywiście z czasem już się temu zjawisku przygladałam z ciekawością: zabiegi wokół włosków są dość widoczne dla babskiego oka, panie rozumieją się na konieczności podtapirowania fragmentów fryzury - i dla nich takie misteria są widoczne natchmiast.
Ale mogłam wyrazić jedynie dość umiarkowany zachwyt, choć widoczny był wysiłek kogoś, kto łączył ten "osełedec przedni" z resztą "pożyczki". Jakoś to - dla niewprawnego oka - wygladało.

Jednak tym "przedświatecznym" razem nie usłyszałam nic z tego, co ukochany przywódca chciał mi przekazać, całym jestestwem pochłonięta byłam tym, co panie stylistki wyczarowały na główce, a co moja córka nazywa dość dziwacznie - "kukiem" ( w mianowniku - chyba będzie to "kuk" czyli - "jejku, jakiego mam kuka!". Było tak:
- z przodu figurowała kępka podtapirowanej...hmm...grzywki (?) tworząc zabawną, wysoką, ewidentnie kulistą wysepkę koloru jasnego, a dalsza część premierowskiej zaczeski, wyraźnie ciemniejsza, utapirowana i chyba wyżelowana "na piłkarza", gładko (stanowczo zbyt gładko) przykrywała szeroką, sztywną falą resztę głowiny.
No i nie dotarło do mnie, co premier mówił, docierała jedynie ta niezwykle ciekawa część wizualna. W dodatku ktoś źle wybrał koszulkę (jak ogladać - to na całego!): marszczyła się w przedziwne falbanki w okolicach dygnitarskiego biustu.

Z rozpędu obejrzałam sobie fryzurki dwóch pozostałych panów. Sikorski miał na głowie coś równie dziwnego: długie tłustawe kosmyki à la Ziobro (który przynajmniej tłumaczył się brakiem czasu), albo
à la "kongresmen". Jednak w tym drugim wypadku powinno to być umyte...
Trzeci pan - jak katem oka zauważyłam - był łysy, ale widziałam to tylko przez moment. Nie lubię łysych, chyba że sama natura tak zarządziła.

Kiedy kamera z powrotem najechała na pana trzeciego, już uczulona na fryzury - nabzdyczyłam się na wszelki wypadek.
Przypomniało mi się, jak zobaczyłam "łysych" pierwszy raz w życiu. Wędrowałyśmy mianowicie z moją córką przez własne, rodzone blokowisko - a przed nami objawiły się nagle trzy niezwykłe postacie: kwadratowe, niskie stworki z gatunku ABS (Absolutnie Bez Szyi), a na czubku stworków - łyse, wielkie głowy. Jeden taki egzemplarz przypadkowo może się trafić - ale trzy na raz?!
Moja córka już zetknęła się z tym przedziwnym zjawiskiem, pogardliwie wzruszyła ramionami: - "to z siłowni, pakierzy - czy jakoś tak..." Później poznałyśmy słowo "pakować" w znaczeniu ogólnie dziś używanym: " ćwiczyć w celu uzyskania wygladu "mięśniaka". Wprawdzie kojarzy się trochę głupio, ale do wszystkiego można przywyknąć.

Jednak okazało się, że starannie ubrany pan, mówiacy dobrym językiem, zupełnie nie kojarzy się z "mięśniakiem".

Ale żaden z tych panów nie przekonał mnie - jeśli miał taki zamiar - do własnych pomysłów na moje życie - jeśli o to chodziło.
Przez nieszczęsnego premierowskiego "kuka" cały wykład został stracony, poświęcony wyłącznie taniemu oglądactwu.
Mam tylko nadzieję, że panowie nie mieli pomysłow wiekopomnych, których nie dane mi było usłyszeć.

Gdyby zależało mi na szczęściu, pomyślności i spełnieniu marzeń premiera, gdybym była jego człowiekiem od wizerunku, natychmiast zdjęłabym mu tę konstrukcję z łepetyny, kazała ostrzyc się, jak chłopu przystało, tłumacząc że o wiele ważniejsze jest to, co polityk ma w głowie, niż - na głowie.
No, zakładając, że coś tam jest, ale mówią na mieście, że z tym nie jest tak najgorzej.Natomiast wątpliwa jest kwestia używania.To wprawdzie nie boli, "ma przyszłość" - ale jakiegoś wysiłku jednak wymaga. A tego podobno nasz słodki premier nie lubi...

Ale nie jestem człowiekiem premiera.Dla mnie - może sobie tam jeszcze wetknąć parasolkę coctailową, nawet z oliwką.
Tylko - np. w razie lądowania desantu małych zielonych ludzików niech ktos jednak uprzedzi, że zanosi się na orędzie. Wtedy siądę tyłem, żeby diabli mnie nie kusili ogladać, co też panie dziś wymyśliły - i posłucham z całą powagą.

P.s. - nawet nie zauważyłam, że podobny obrazek mam na profilu - ale tu jeszcze dało się coś zrobić...

Brak głosów